Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 05-07-2019, 17:27   #85
Seachmall
 
Seachmall's Avatar
 
Reputacja: 1 Seachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputację
Klaus wzruszył ramionami i ruszył w stronę Jonathana.
- Mistrzu? Mogę zabrać chwilkę?
- Oczywiście - hermetyk zatrzymał się wózkiem, odprawiając niezauważalnym gestem Hannah która oddaliła się bez żalu na bok.
- Chciałem przeprosić. - zaczął - Nie wiedziałem, że spotkanie z Camarillą odbyło się bez wiedzy reszty.
- Ty chyba nie masz za co - hermetyk odpowiedział swobodnie, bez cienia złości.
- Mimo wszystko. Więc, będzie to pytanie trochę z nikąd, ale… jaki rodzaj kryształu lubi Mistrz?
- A jak myślisz?
Hermetyk uśmiechnął się lekko, pokazując pierścień na palcu.
- Malachit oczywiście. Malachitowy Czaropętacz - mrugnął.
- Więc czy mistrz przyjąłby stworzony przeze mnie kryształ malachitu? W formie przeprosin.
- Klausie… Byłbym wręcz obrażony, iż w Fundacji za którą ja odpowiadam ktoś taki jak Ty poczuwa się do winy. Nie twój uczynek, nie twoja wina. Stało się jak stało.
- Czuję się trochę winny. Zważając jak zruzgaliśmy Walerię za jej kontakt z Sabatem. Ale nie będę naciskał… - Klaus spojrzał na zgromadzonych - Więc jaki mamy na razie plan mistrzu?
- Waleria… Pamiętaj, że Waleria nie tylko podjęła decyzje sama, to jeszcze pozwoliła Sabatowi na obietnice. To trochę inna sytuacja… Chociaż ta też nie była dobra…

Hermetyk zamyślił się.
- Węzły. Nieźle nas wirtualni załatwili…
- Zakładam, że wiele fundacji ma na początku dość burzliwe początki. Mam nadzieję, że szybko to przejdziemy. Mam kilka planów na najbliższe dni, czy mistrz by chciał, abym czymś się zajął?
- Jeśli masz plany, nie będę w nie ingerował. Rozumiem, że z haustami poradzisz sobie sam? I jak wygląda dokładnie kwestia ducha który cię dręczył… Mieliśmy się tym zająć.
- Spróbuje sobie z nimi poradzić. Co do ducha… Ojciec Ivan się nim zajął… - mina Klausa zrobiła się odrobinkę kwaśna - ostatecznie.
- Tak po prostu?
Jonathan nie krył zdziwienia.
- Wykonał wiwisekcję… nie było to przyjemne uczucie.
- Dowiedział się czegoś?
- Nie, po prostu to zrobił… może chciał się popisać.
- Czyli dowiedział - Jonathan odpowiedział gorzko - i być może jestem podejrzany.
- Wątpię, aby to na razie było w myślach ojca…. jeżeli mogę, czuję że na razie ty Mistrzu i Ojciec Ivan bawicie się w przepychanki. Staracie się ustalić dominację.

Jonathan odjechał dalej od miejsca zebrania, przystanął na zewnątrz, pod lekko przyschniętym drzewem.
- Muszę odpowiadać… Myślisz, że ktoś tutaj o mistrza Iwana się prosił? Fundację zakładałem ja i Tomas. My was szukaliśmy, prosiliśmy tradycje, fundacje, magów o kontakt z wami. Iwan przyszedł na gotowe, wyczuwając smakowity kąsek nowej fundacji, a rządzić lubi jak widać.
- Tym bardziej trzymanie w tajemnicy celu tej fundacji tylko szkodzi… chociaż… Misja ratowania świata, czasu, wszystkiego… Sługa Boski pewnie czułby, że on powinien przewodzić tak szczytnym celem.
- Sługa boży zapewne tak. Iwan? Raczej nie.
- Chyba lepiej, żebym nie wiedział. - Klaus westchnął - Coś jest w powiedzeniu "Niewiedza to błogosławieństwo". Wiedząc co wiem… zaczynam się martwić wszystkim i pewnie wyolbrzymiać ważność naszych decyzji…
- Unia ciągle poszukuje nowych rekrutów, a chyba wymieniłeś ich motto - hermetyk starał się rozluźnić atmosferę.
- "Unia Europejska nie jest tak silna"... - mruknął Klaus i delikatnie zachichotał.
- Słucham?
Hermetyk zapytał z silnym zdziwieniem, jednak grymas jego twarzy zdradzał dziwny tik.
- Podczas naszego spotkania z Wampirami, wspomniałem Unię. Nie dokończyłem, że chodzi o Technokrację. Ten… Tremere, "mag tak jak my", stwierdził, że Unia Europejska nie jest tak silna, najwyraźniej uważając, że się jej obawiamy.
Jonathan zaczął się śmiać.
- I co, może jeszcze zechciał nam załatwić pozwolenia na połów dorsza?
Klaus również się roześmiał.
- Przepraszam, trzymałem to w sobie od czasu tego spotkania, zważając, że niegrzecznie byłoby zaśmiać mu się w twarz. Pamiętam, że gadał coś o Wielkim rycie Rękawicy i Rytuale Nowiu, bez urazy mistrzu brzmi to jak coś, co twoja Tradycja by stworzyła.
- Musiałbym przewertować literaturę. Porządek Hermesa to nie monolit, jak zapewne wiesz. Można powiedzieć, że jesteśmy osobną radą wewnątrz rady.
- Jesteście jednak bardziej ujednoliceni niż większość.
- Odwrotnie - mag sprostował szybko - poszczególne domy są silnie ujednolicone, to co pomiędzy nimi… Rozumiesz.
- Tradycje wewnątrz tradycji. - rzucił Klaus - Mój mentor tak kiedyś was określił. Sądziłem, że to oznacza, że jesteście jakby Magami do kwadratu. .. Dobry boże, ten debil sądził, że Magyja wywodzi się z Umbry….
- W pewnym sensie… Ale to długa rozmowa.

- Zapewne. Mogę być bezpośredni Mistrzu?
- Oczywiście - hermetyk spojrzał poważnie na Klausa.
- Jeżeli Ojcec Ivan jest takim problemem. Może dobrze byłoby powiedzieć mu o co chodzi z tą Fundacją i dać ultimatum? Gra z nami, albo wraca do domu.
- Tylko, że Iwan wie. I kompletnie nie przyjmuje tego do wiadomości… A z jego wpływami, to prędzej ja dostanę piękny list z pilnym wezwaniem na antarktydę zbadać korelacje prawne śniegu…
- A inni z mojej tradycji zastanawiali się czemu nie chcę mieć tego typu doświadczeń… rozumiem. Zapytałbym czy analiza prawna śniegu nie byłaby warta braku bólu głowy, ale chyba jeszcze nie zrobili wózków przystosowanych na tak głęboki śnieg. - Klaus zasłonił usta - Przepraszam…
- Na biegunie oferują standardowo latający dywan - hermetyk wyglądał na nienaturalnie poważnego.
- Latający dywan… na biegunie… czy jest zrobiony ze skóry niedźwiedzia polarnego? - Klaus potrząsnął głową - Rozumiem, poważna sprawa, postaram się nie… prowokować ojca Ivana.
- Za bardzo… trochę można - Jonathan mrugnął.

***

Healy pokręcił się przez chwilę, na moment zaczepiony przez batiuszkę Iwana, który postanowił mu podziękować za pomoc. Niepotrzebnie w sumie, bo speszony Irlandczyk przyjął te podziękowania z pewnym zakłopotaniem. Dla niego to były wszak obowiązki wobec Fundacji i magyicznego światka. Nic za co batiuszka winien dziękować. Co zresztą Patrick uprzejmie wytłumaczył. Potem zaś… powoli i ostrożnie usuwał się na bok. Tutaj nie miał obecnie nic do roboty. Żadnych rozmów z magami, żadnych dywagacji i teoretyzowania na naturą magyi/wampirów/potworów. Co miał powiedzieć, już powiedział. Co miał usłyszeć, już usłyszał. Na razie nie potrzebował rozmowy z innymi magami, więc dyskretnie opuścił miejsce spotkania członków Fundacji.

***

Telefon do Klausa

- Pilne, fundacja w niebezpieczeństwie, nie zbliżać się do mistrza Einara. Ukrywać się lub w przypadku odkrycia, hotel, parafia lub trzymać grupy. Jeśli ktoś może wiedzieć gdzie jesteś, zgrupuj się z resztą fundacji.
Klaus zamrugał kilka razy.
- Czy robimy zgromadzenie?
- Nie - Jonathan odpowiedział równie monotonnym głosem.
- Co jest z Einarem?
- Być może stanowi zagrożenie dla całej fundacji. Mervi nas powiadomiła.
- Co z uczniakiem, którym się zajmował?
- W hotelu. Spokojny, zajmujemy się nim.
- Dobrze, ruszę do was, wątpię, abym był tu sam bezpieczny. Zabiorę hausty.




Telefon do Patricka

- Cześć - chłodny głos hermetyka wzbudzał niepokój, nie pasował do Jonathana - alarm w Fundacji. Unikaj mistrza Einara, jeśli jesteś w miejscu gdzie można cię znaleźć, przyjedź do parafii lub hotelu albo zgrupuj się z innymi. W przypadku ukrycia zostań w nim. Mervi, Adam i Tomas jadą do nas.
- Zdecyduj się. Albo parafia… albo hotel. Dwa miejsca zgrupowania to aż proszenie się o kolejne tragedie. - odparł Healy nieco zrezygnowanym głosem. Po czym dodał dedukując.- Coś pożarło od środka? Miejscowe coś ?
- Dywersyfikujemy ryzyko - Jonathan wyglądał na człowieka który z trudem godzi się na taki stan rzeczy - Mervi sugeruje, że Einar to barabus.
- Raczej dzielicie szczupłe siły na pół. Ok… wpadnę po sprzęt do domu i ruszam do hotelu.- ocenił Healy zamyślając się. Po czym rzekł wprost.- I nikt tego wcześniej nie zauważył w tej wieży?
- Mamy chyba odpowiedź dlaczego Unia szturmowała Wieżę.
- Jeśli potrzebujemy pomocy Unii, by znajdować degeneratów to…- westchnął Healy, po czym dodał zimno.- To… powinniśmy sami zapolować na niego i zniszczyć całą potęgą połączonych Tradycji.
- Jeśli to on… - hermetyk zamilkł na chwilę - ...to masz moje słowo, iż śmierć będzie tylko wybawieniem.
- Nie interesuje mnie zemsta. Raczej minimalizowanie strat i pewność, że zagrożenie unicestwione będzie permanentnie. Sam wiesz jakie sztuczki potrafią wykonać wynaturzenia, by uniknąć ostatecznego zgonu.- ocenił Patrick.
- To obowiązek, Patricku. Jestem mistrzem Porządku Hermesa, na moich barkach stoi prawo i obowiązek destrukcji. Spotkamy się w hotelu.



Po Mervi, Adama oraz Tomasa przyjechał ojciec Adam. Rosyjski duchowny wyglądał jeszcze potężniej niż zwykle, na tyle, iż wirtualna adeptka mogła przypuszczać, iż ma na sobie kamizelkę kuloodporną.
W hotelu przyjął ich… Iwan. Poinformował, iż wszyscy wybrali to schronienie, zatem i on przybył. Jonathan nie pokazywał się, podobno zajmował się dodatkowym zabezpieczeniem miejsca. Podobno.
Poza drobną niedogodnością w postaci drogi zapleczem, aby nie straszyć gości hotelowych, droga przebiegła im sprawnie. Mieli też szansę na kilka słów więcej z właścicielem który chociaż wyglądał na bardzo przejętego, zachowywał dość zimnej krwi. Pytał nawet czy ma zostać na noc.
Położyli Firesona oraz Mervi w wolnym pokoju. Tomas przeprosił, mówiąc, iż koniecznie musi porozmawiać z Jonathanem. Został przy nich Iwan, oraz Hannah donosząca bandaże, świeże ubrania oraz koce.
Rosjanin wyglądał na strapionego.
- Opowiadajcie - wycedził.
- Mów Mervi - Fireson skrzywił się - ja jestem zajęty cierpieniem.
- Faceci nie płaczą. - wyszczerzyła się do Firesona, ale nawet ślepy zauważyłby, że w tym grymasie nie było prawdziwego rozbawienia.
- Gdzie jest Jonathan? - wpierw to poruszyła patrząc na Iwana - Na niego nie poczekamy?
- Zajęty, stara się ochronić to miejsce. Podejrzewam też, że mentalnie przygotowuje się do rozmowy z mistrzem Einarem - Iwan na chwilę pauzował - ma też u siebie jego ucznia.
- Chcecie go tu sprowadzić? - Mervi spojrzała wściekle na Iwana - Odjebało wam?!
- Spokojnie - Adam wyspał przyjmując lepszą pozycję.
Hannah stanęła w drzwiach zastanawiając się czy dalej pomagać.
- Podaj młoda opaskę uciskową, a nie stój tak - wirtualny adept uśmiechnął się.

Iwan natomiast milczał. Pozwolił, aby pierwsze wzburzenie Mervi przebrzmiało.
- Sądzę, że sam tutaj przybędzie. Opowie nam piękną historię jak to napatoczyliście się na zagrożenie podczas którego dwójka wirtualnych adeptów, którzy już ukradli węzeł własnej fundacji, zdradziła go, a teraz planuje wrobić go w szatańskie sprawki. Mogę się o wiele założyć, iż tak będą wyglądały sprawy.
Pomarszczona dłoń Iwana powędrowała ku brodzie, dając jej podparcie.
- Wierzę wam. Potrzebuje tylko szczegółów - uśmiechnął się z trudem, tak jakby w takich sytuacjach uśmiech nie był w jego naturze.
- Ciężko ukraść Fundacji coś, co nigdy nie należało do niej. - prychnęła.
- Zrobiłem to po co mnie tu wysłano - Fireson przyznał z rozbrajającą szczerością.
- Taaaak - Iwan przeciągnął - zamierzamy wchodzić w utarczki słowne czy zaczniecie mówić co się właściwie stało?
- To nie ty w razie czego będziesz główną osobą osądzającą sprawę Einara.- uśmiechnęła się krzywo - Temu lepiej, by J. to usłyszał również w tym samym momencie, jak nie przed tobą. Prokurator nie jest po widowni...
Fireson przyglądał się badawczo Mervi, z wyraźnym zadowoleniem. Hannah powoli wodą przemywała jej co większe rany i zadrapania, bez wyraźnej niechęci, jakby po prostu czując powagę sytuacji.
- Dziecko - Iwan zaczął stanowczo - za kilka chwil możemy mieć tutaj kilkusetletniego barabusa, naprawdę, uwierz mi, w świetle tego nikogo nie obchodzą twoje wyimaginowane konflikty o władzę. Gdybym uznał, że tak będzie prędzej, wyciągnąłbym te informacje z twej głowy tylko po to aby chronić resztę Fundacji.
Ogień. Nie zauważyła tego wcześniej, lecz teraz widziała dobrze jak w pozornie spokojnych oczach starca szaleje płomień pasji, nieposkromionej furii, żalu, wstydu oraz zemsty. Jego kamienna twarz zastygła w strasznym wyrazie ponurej determinacji. Czy on też miał jakieś rachunki z Einarem?
- Jeżeli tak ważny jest czas... - wysiliła się na spokój - To rusz teraz dupę po Jonathana, a swoją złość to sobie wepchnij na przyspieszenie. - Mervi wiedziała, że mogła przeginać, ale chyba jej to nie obchodziło w tym momencie.
Do pomieszczania wkroczył Klaus grzecznie mijając Hannah. W drodzę tutaj musiał uważać, aby nie rozbić się o nic samochodem, nerwowe sytuacje wyłączały często jego… roztropność. Położył delikatnie na ziemi torbę sportową i spojrzał na zgromadzenie.
- Wybaczcie, że tak późno. Więc co się stało? Jonathan mówił, że "Einar jest zagrożeniem dla fundacji."
Iwan pokręcił głową spoglądając na wirtualnych adeptów. Adam wyglądał na wyraźnie dumnego z Mervi. Skinieniem głowy przywitał Klausa.
- Też chciałbym wiedzieć więcej - powiedział wychodząc z pokoju.
Klaus przysiadł się i ponownie rozglądając się po grupie. Jego spojrzenie zatrzymało się bliżej na Firesonie. Sięgnął do płaszcza wyjmując latarkę, oraz jakiegoś rodzaju nakręcaną końcówkę do niej.
- Mogę z tym trochę pomóc. - wskazując na nogę i ramię Wirtualnego Adepta.
- Znasz ten żart z latarką w dupie?
Fireson podniósł brew wymownie. Hannah ukryła w dłoni śmiech.
Klaus delikatnie oklapł.
- Przyznam, że nie… - schował zasmucony swoje przyrządy spowrotem.
- Adam, daj Klausowi naświetlić cię latarką. Promieniowanie jeszcze nikogo nie zabiło... przynajmniej nie zazwyczaj. - wysiliła się na lekki uśmiech.
- Był ten komandos Technokratów w wieży, którego wyparowałem latarką… - Klaus wzruszył ramionami - Ale jestem prawie pewny, że tym razem nie będzie takich efektów.
- Zrób Eterycie radość, w imię Nauki... - Mervi spojrzała na Firesona, akcentując przy okazji początek ostatniego słowa - ...i twoich kości.
- Nikt nie będzie przy mnie grzebał magyą - Adam powiedział chłodno - jak się trochę ogarnę, polatam się sam.
Hannah wyszła z pomieszczenia.
- Paranoik. - mruknęła Mervi, kładąc się na plecach i wlepiając wzrok w sufit. Widać było, że wyparowały z niej resztki lepszego nastroju. Zamiast tego zamknęła oczy dając się pochłonąć własnym myślom.
- Jeżeli Einar jest zagrożeniem… nie powinieneś połatać się szybciej? - Klaus sugestywnie sięgnął z powrotem do płaszcza - Nie narzucam się, ale jeżeli zagrożenie jest prawdziwe…
- Dość się dokoksowałem w walce, teraz to ze mnie nie ma pożytku - spojrzał na Klausa - Einar to jebany nephandus.
Klaus zamrugał kilka razy, rozważając kilka rzeczy na raz. Spojrzał na Mervi.
- Wiedziałaś?
Mervi otworzyła oczy i spojrzała z irytacją na Klausa.
- No tak, kurwa, oczywiście, że wiedziałam! - uniosła głos - A jak do cholery myślisz?!
Klaus się trochę schował we własnym ubraniu, jak żółw w skorupie.
- Sorry, sorry.. nie to miałem na myśli. Przecież się znacie, wydawaliście się niemal że jak rodzina… - Klaus zastanowił się chwilę - Ale… to wyjaśnia jedną sprawę. Atak Techn...
Klaus nie zdążył dokończyć zdania, bo w tym momencie Mervi w irytacji rzuciła w niego poduszką, po czym odwróciła się do niego plecami zakrywając dłońmi głowę.
- Przepraszam… - Klaus spojrzał na Firesona - Czy chcesz posłuchać argumentu?
- Argumentu za czym? - Fireson zapytał zdziwiony.

Oczywistym było, że Patrick jest staromodnym Synem Eteru. Takim dla którego styl ma znaczenie. Styl był częścią jego magyi i jego samego.
Tak więc przyjechał odpicowanym na czarno [url=http://toyotaescondido.files.wordpress.com/2013/09/black-on-black-toyota-tacoma-1.jpg?w=800] wozem o wzmocnionym pancerzu. I wysiadł również mając założoną kamizelkę kuloodporną i bandolety z kieszeniami wypełnionymi… cóż.. Pewnie tylko Irlandczyk wiedział co w nich jest. Pod narzuconym na siebie długim płaszcza godnym Matrixa rysowały się kabury dwóch pistoletów. Na lewym ramieniu miał dużą torbę, tę samą co niósł w wieży, oraz na ręce miał metalową rękawicę przechodzącą w karwasz z owalnymi “jamkami” na wierzchu dłoni. Na prawym ramieniu opierał obrzyna zrobionego z dubeltówki. A na nosie miał okulary z kilkoma ruchomymi ( i przez to wymiennymi) soczewkami nasuwanymi na szkła okularów. Wyglądało jakby szykował się na konwent fantastyki lub RPG, albo na wojnę… i akurat to drugie skojarzenie było prawdziwe. Tak przygotowany Healy ruszył w kierunku budynku.
W drodze Patrick nie spotkał nikogo, aż do czasu gdy wchodząc na recepcję wzrokowo porozumieli się z czuwającym właścicielem hotelu. Jegomośc od razu wprowadził technomantę tylnymi drzwiami w stronę technicznej klatki schodowej. Patrick zauważył, iż drzwi w niej od strony wewnętrznej wymalowano jakimiś “hermetycznymi bazgrołami” - w sposób nie rzucający się w oczy, zazwyczaj przy dolnej lub górnej krawędzi.
Na właściwym piętrze dostrzegł ojca Adama uzbrojonego w krótką broń, który przechadzał się w stronę otwartych drzwi do pokoju Jonathana. Ze środka dobiegał odgłos melodyjnego śpiewu pomieszanego z jakimś staranie recytowanymi formułami w obym języku.
Drzwi jeszcze innego pokoju były uchylone.
- Jak sytuacja ?- spytał poufnie eteryta szepcząc do ojca Adama. Położył torbę na podłodze żałując, że zużył już większość swoich zapasów dynamitu.
- Tomas obserwuje wejście, ma je na muszce. Fireson i Mervi ciężko ranni, ale jakoś się wyliżą. Hannah ich wstępnie opatrzyła. Jonathan zabezpiecza hotel i bada… Chyba coś bada - nie było pewności w głosie olbrzyma - wirtualni średnio coś chcą z nami gadać, teraz jest u nich Klaus. Może ty coś wyciągniesz, ojca Iwana zbyli…
- Dziecinada… też sobie znaleźli czas na fochy.- podsumował to Healy i podrapał się po czuprynie.- Nie sądzę bym był skuteczniejszy od batiuszki w kwestii przesłuchiwania. A czemu jeszcze tu są Śpiący?
- Też wolałem parafię - Adam przyznał szczerze - i też wolałbym aby ich tu nie było. Niektórzy jednak sądzą, że ewakuacja jest teraz niewykonalna oraz fakt, iż ich niewiera zapewnia sobie i im tarczę. Może coś w tym jest , nie wiem. Nie znam się, ja tu tylko robią groźne miny.
Zamyślił się.
- Może będziesz skuteczniejszy od Iwana. Pogadacie jak technomanta z technomantą.
- Dobra...gdzie są ci wirtualni adepci? - stwierdził Healy z pewną rezygnacją w głosie.
- Pokój numer cztery.
Patrick zarzucił torbę na ramię i ruszył do tamtego pokoju, otworzył drzwi, wszedł i rozejrzał się mówiąc żartobliwie.
-Nie ma stracha, Healy przybył na pomoc.
Mervi nie odpowiedziała, a prawdę mówiąc nawet na Patricka nie zwróciła spojrzenia. Leżała odwrócona tyłem zachowując milczenie.
- Też mnie cieszy to nasze małe spotkanko. - westchnął Irlandczyk siadając na pobliskim krześle i kładąc obrzyna na stoliku. - Tak radosne.
Zaczął wyjmować jakieś części z kieszeni i układać na stole.
- Nie słyszałeś nigdy o regule cienia, prawda? - Fireson westchnął zrezygnowany.
- Mamy się bić z Nephandi… reguła cienia to nasz najmniejszy problem w tej sytuacji.- odparł Patrick zaczynając coś składać na stoliku.- Więc co właściwie się stało? Jak i czemu Einar pokazał się z tej paskudnej strony?
- Iwanek cię przysłał? - odezwała się technomantka zimnym tonem.
- To nie jest ważne - Fireson westchnął ponownie - i tak pewnie nie uwierzy nam.
- Ty byś nie uwierzył, gdybym ci opisał jakie to “cuda” widziałem w Belfaście. - odparł ironicznie Healy.- Ot, wywracanie ludzi na drugą stronę za pomocą dotyku. Oczywiście żywcem. I inne takie atrakcje.
- Tak, masz większego, teraz możesz pójść do Iwana powiedzieć, że nic nie wiesz - Adam powiedział z cierpką ironią.
Syn Eteru spojrzał na Firesona przyglądając się mu przenikliwie.- Serio? Będziesz się teraz unosił dumą i milczał… wiedząc, że gdzieś tam grasuje Nephandi? Jesteś aż tak małostkowy?
Wirtualny adept spojrzał na Mervi wymownie.
Klaus westchnął i kontynuował myśl sprzed pojawienia się Patricka.
- Na to, że Einar to Nephandi. Pewnie się przyda, aby przekonać Jonathana. Pamiętacie ten atak Technokracji na wieżę? - spojrzał na Patrick i Mervi mówiąc to - Nie powinno do niego dojść. W sensie Tradycje skontaktowały się z Unią i doszli do porozumienia o braku agresji w sprawie naszej misji… a jednak zaatakowali.
Mervi w tym momencie wydawała się znużona... lub apatyczna. Którekolwiek to było, mogło nie wróżyć nic dobrego.
- Jonathan jest sędzią, czy to lubi czy nie. Iwanek to tylko cholerna zołza, której aż się pali do spopielenia wszystkiego na swej drodze w imię swoich fetyszy. - mruknęła.
- Jeśli chodzi o nephandi to tu się muszę z batiuszką zgodzić. Widziałem czym są i co potrafią wyciągnąć z rękawa. Spopielenie ich do atomów to najlepsza opcja.- stwierdził Irlandczyk składając swoje ustrojstwo.- Zostałem tu sprowadzony, bo ponoć taki drań się znalazł w naszych szeregach, zamierzamy… zamierzacie coś z tym zrobić?
Otworzyły się drzwi. Stanęła w nich Waleria.
- Klaus, mistrz Iwan prosił cię do siebie. Za chwilę będzie tu Jonathan.
Verbena podeszła do Firesona oglądając go, po chwili spojrzała na Mervi. W tym czasie Eteryta ruszył do Iwana.
- Ale cyrk… Jutro mam samolot, ale może dam radę was połatać.
Fireson spojrzał na pogankę spod byka.
- A temu co? - Zamrugała zaskoczona.
- Im więcej powiecie na temat możliwości tego… piekielnika, tym mniej niespodzianek będzie podczas przyszłej walki.- wtrącił Healy składając lunetę z wielu różnorakich soczewek, a każda ich nieco inaczej przycięta.
- Zaraz J. przyjdzie, to wtedy się powie. - rzuciła bez ogródek technomantka.
- Cudnie… - i to było tyle jeśli chodziło o dyplomację. Patrick kończył lunetę i sprawdził soczewki, czy poruszały się odpowiednio. Przeszywający prawdą refraktor rzeczywistości był gotowy. Inna kwestia czy zadziała zgodnie z założeniami.
Waleria spojrzała na Mervi marszcząc czoło.
- Po raz pierwszy widzę wirtualną która poświęciła coś bardziej osobistego. Na to nic nie wskóram, ale ogólnie… Też będziesz mi puszczać mordercze spojrzenie?
Mervi jedynie wzruszyła ramionami na słowa Verbeny.
- Rób co chcesz. Nie będę oponować leczenia... - mimo słów spojrzała trochę nieufnie.
- Na większośc obrażen nic nie poradzę, jeśli to była faktycznie ofiara, trzeba użyć kwintesencji… I nie uważam, że się powinno - powiedziała surowo - lecz na powierzchowne…
Poganka pogrzebała w torebce. Wyciągnęła mały słoiczek z grubego szkła. Potrząsnęła go, odwróciła i spojrzała na gęsty dżem w środku. Tylko najpewniej nie był to dżem.
- Wetrzyj sobie to w dziąsła i pod język. Będziesz lepiej spać, a i organizm sobie poradzi przez noc z resztą problemów. I nie będziesz tak mięśni spinać.
Była przekonana, iż Waleria raczej miała na myśli nie mięśnie lecz dupę.
 
__________________
Mother always said: Don't lose!

Ostatnio edytowane przez Seachmall : 05-07-2019 o 17:36.
Seachmall jest offline