- Toporek... - pokiwał głową pozbawiony zbroi legionista.
Nie miał jednak do Cedmona żalu o niepotraktowanie siekierki jako broni. Byli w głębi jakiegoś pradawnego szaleństwa. W sercu dżungli, w starożytnym mieście rządzonym przez krwiożercze małpy. Jakiej decyzji by tu nie podjęli mieli tylko siebie. A nawet największy wojownik ma plecy, których ktoś powinien mu pilnować. Poza tym mogło i kuli chodzić o sztućce...
Podszedł powoli do Ekenedilichukwu. Ghaghanka zasłużyła na chwilę nietomności. Ułożył ją możliwie najwygodniej przy Zahiji, by kobiety przylegały do siebie i usiadł nieopodal. - Szukaj Cedmon. Ja zaraz dołączę... Muszę... przez chwilę posiedzieć... Dość mam tych prób. A jakbyś moją manierkę znalazł...
Westchnął. Idea spędzenia czasu w yarakańskich lochach zaczęła nabierać swoistego uroku... Obejrzał się na wiedźmę. - Będę bardzo rozczarowany jeśli tego nie przeżyjesz Zahija....
__________________ "Beer is proof that God loves us and wants us to be happy"
Benjamin Franklin |