Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 06-07-2019, 02:12   #87
Leoncoeur
 
Leoncoeur's Avatar
 
Reputacja: 1 Leoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputację
Spędzanie dnia gdzieś indziej niż w ziemi nie zdarzało się Leifowi często. Z początku, po wyciągnięciu go spod kaplicy Hardrady i przebudzeniu krwawym rytuałem przez wiedźmy, einherjar nawet w chwilach zagrożenia bał się oddać pod opiekę Jord. Nie mogło to dziwić w przypadku kogoś, kogo podstępem zamknięto w ziemi na długie stulecia. Trwało długie lata zanim znów zagłębił się w niej, walcząc z fobią, której się nabawił. Jego moce rozwinęły się i nikt nie mógł uczynić mu tego co król Harald, a Jord na powrót stała się opiekunką, gdy wzrok Sól padał na Midgardr. Te pierwsze lata po przebudzeniu jednak, gdy bał się ziemi, były najcięższe w jego egzystencji. Musiał uczyć się wyszukiwać sobie bezpieczne kryjówki za dnia, a w tych czasach nie było o nie łatwo. Nieumarły nie posiadający zaplecza wśród śmiertelników, ani posiadłości, każdy dzień traktował jak beznadziejny hazard i gdy zapadał zmrok, a on budził się z letargu odczuwał ulgę, że wciąż istnieje.

Gdy przebudził się w szufladzie hotelowego łóżka tym razem nie poczuł tej ulgi, bo zaburzyły ją obrazy i zdarzenia poprzedniej nocy. Klommander i ostatni z kotów zabranych ze schroniska poruszyły się wyczuwając, że Leif się obudził. Nieumarły zdecydowanym ruchem uniósł łóżko do góry by wyjść i dopiero wtedy maine-coon i pospolity dachowiec wyskoczyły z szuflady na podłogę. Prawie równocześnie rozległ się łomot i zaspane jeszcze, lecz jak zwykle soczyste:
- Noż kurwaaa!
Gdy einherjar wyszedł spod łóżka, opuścił je i powstał, jego wzrok spoczął na Johnie Thomasie "Jontho" Bratlandzie gramolącym się z ziemi i rozcierającym łokieć. Potężnie zbudowany blackmetalowiec zaklął soczyście.
- Mówiła, że pod łóżkiem, ale myślałem że pod jej… - Pokręcił głową wstając.
- Poobiednia drzemka weszła za mocno? - Nieumarły zainteresował się przekrzywiając głowę.
- Całą noc i ranek jechaliśmy. Stwierdziłem, że prześpię ile się da dnia, jak mogę być potrzebny.
- Na razie nie będziesz. Przynajmniej mam taką nadzieję. - Leif pokręcił głową.
- To po co chciałeś bym…
- Hannah. Ona mi potrzebna, a tu jest gorąco. Chcę byś miał na nią oko.
Muzyk skrzywił się.
- Czy… - zawahał się.
- Tak. - Nieumarły rozorał sobie przedramię w którym pojawiła się krew, a Jontho przyskoczył i zaczął łapczywie pić.

Po dłuższej chwili rozległo się pukanie, na co Leif odsunął się od sługi krwi.
- Wejść - rzucił.
Drzwi otworzyły się i do pomieszczenia weszła Hannah spoglądając na blackmetalowca.
- Mam nadzieję, że pobudka była miła? - rzekła uprzejmie z niewinną miną, na co Jontho prychnął. - Masz dla mnie coś na dziś? - zwróciła się do einherjar wskazując, że poprzednie pytanie było retoryczne.
- Jedno na już. - Leif kiwnął głową. - Naceluj w sieci jakąś sporą krowią farmę w okolicy. Poza tym, spróbujcie się zakręcić wokół klubów, może będą chcieli by “Ragnarok” u nich zagrał. Zawsze to jakieś zajęcie, pieniądz i fame.



To nie było tak, że Leif nie przepadał za ludzką krwią, po prostu przez długi czas przebywania na odludziu od niej odwykł. O wiele prościej było przyzwać zwierze, które ujarzmione mocą potulnie oddawało mu się pod kły, niż zmuszać się do polowania w ludzkich osadach, gdzie z gór schodził niechętnie. Aczkolwiek zdarzało się, że osuszał do cna durnych śmiałków, którzy zapędzali się w te części gór, które Nieumarły zwany “Opiekunem Dziczy” uznał za swoją domenę. Podobnie pijał ze śmiertelnych w boju, a i nie pogardził krwią thrallów podsuwanych mu, gdy uderzał niechętnie w gościnę do innego z einherjar. Krew ludzka była smaczniejsza i pożywniejsza, ale o wiele trudniejsza do zdobycia dla “Pana Gór”.

Od przebudzenia, kontakty z ludźmi miał praktycznie bez przerwy, a Verbeny nie pozwalały mu na długo zaszywać się w dziczy. Kiedy już musiał przebywać wśród ludzi naturalnym zdawało się zmienić sposób żywienia, ale Leif twardo trwał przy swoim. Za starych czasów wystarczyło kogoś kto podpadł wypić na głównej ulicy osady, teraz zaś…? Skomplikowany taniec polowania w udawaniu relacji międzyludzkich, wabieniu, uwodzeniu, traceniu czasu na szukaniu okazji. A i tak przy tym uważać trzeba było na te śmieszne prawa maskarady Camarilli i ludzi, którzy w zupełnie kretyński i obsesyjny sposób w swoim prawie fanatycznie uczepili się osobistej nietykalności. To było… męczące.
Dlatego Leif choć ludzkiej krwi specjalnie nie unikał, to żywił się wciąż na zwierzętach, człowieczą posokę traktując jak wyborny środek do celebracji czegoś.

Dziś był tak głodny, że musiałby wypić z kilkorga ludzi ile się da, by wciąż jeszcze żyli, a organizowanie sobie takiego pożywienia trwałoby strasznie długo. Nie chciał przemieniać szczury w ludzi, by zwiększyć dostępną ilość krwi w osobniku.. Zostawianie nagich ludzkich ciał wysuszonych do końca, albo słaniających się na nogach zwierząt w człowieczych powłokach budziło niezdrowe emocje wśród śmiertelnych, a i w rytuał trzeba było wpierw zainwestować trochę płynu życia. To właśnie skierowało go do sporej farmy leżącej kilkanaście kilometrów od Lillehammer.

Pogoda tej nocy była więcej niż paskudna. Lał deszcz, a wokół biły gromy jakby Thor znalazł powód jakiś do dania upustu swej furii. W tych warunkach nie latało się dobrze, ale Leif nie chciał marnować czasu. Sokół krzyknął szybując pod nocnym niebem i zaczął pikować ku budynkowi wielkiej obory, w którą wleciał i usiadł na murku oddzielającym zagrody. Krowy jadły właśnie przed wieczornym udojem, to i nikt się przy nich nie kręcił. Nieumarły zmienił postać w ludzką i uśmiechnął się na widok wyżerki. Przeciągnął się jak kot i ledwo powstrzymał by sięgnąć nogą za ucho i zmierzwić mokre włosy. Zawsze gdy przebywał w jakimś zwierzęciu, przez jakiś czas nie mógł pozbyć się jego instynktów i zachowań. Nieludzkie oczy omiotły te wszystkie krówki pełne ciepłej krwi.
Z gardła Leifa wydobyło się radosne mruczenie.





Dzisiejsze dojenie wieczorne miało nie dojść do skutku, lub odsunąć się w czasie. Jakiś starszawy Norweg, który wszedł do obory i zaczął montować krowom automatyczne dojarki, prawie nakrył Leifa pożywiającego się w spokoju na krowach. Wystarczyło jedno spojrzenie, by farmer, lub najpewniej jego pracownik oklapł gdy moc einherjar stłamsiła jego bestię. Człowiek w stanie totalnej i bezwolnej apatii przysiadł na zydlu nie poruszając się.
Leif potrzebował tej chwili spokoju.
Rozciął sobie przedramię i zaczął kropić w jednej z zagród podłoże swoją krwią.

Pierwsza runa była mocno podobna do “Ansuz” ale ta - zmieniona i magiczna w samym swym kształcie zwana była czasem Runą Odyna, lub natchnionej mowy. Była odwrócona nieco, co działało na problemy z komunikacją i zrozumieniem się, a nie na bajarskie natchnienie mądrości słów. Druga runa była zbliżona do “Sowelo”, lecz również nie była przecież jedynie znakiem i miała w sobie magiczną głębię. Zwana “Runą Sól” odpowiadała za wzmocnienie ducha, oświecenie i natchnienie. Runiczna magia krwi była od dawna niczym umarła, jednak w czasie walki z Rasmusem i oddaniu się einherjar runom do szczętu, aż po granice śmierci, w pewien sposób przebudziła się dlań ponownie. Same znaki odpowiadały niejako pewnym stałym mocom, ale już sama intencja i użycie w trakcie ich tworzenia właściwych mocy krwi einherjar - czyniły je o wiele bardziej wszechstronne niż pospolita wiejska magia seidr, czy ta zwana przez magów po prostu “statyczną”. Dodatkowo były tysiące kombinacji łączenia ze sobą kilku run, co ukierunkowywało ich działanie w stronę spodziewanego efektu. Na ile się to różniło od tego co mogli czynić magowie, Leif nigdy się nie zastanawiał, bo dawniej nie wiedział o ich potędze zmieniania świata. Gdy zaś poznał tę nieograniczoną moc, magii run już nie było. Wszystko miało jednak swoje felery, nawet wszechmoc magów ograniczał paradox, a w przypadku krwawych run… ich kapryśność.
“Jesteśmy runami” - wspomniał słowa kościotrupów z wizji.
O tak, runy były czymś więcej niż znakami przepełnionymi magią, każda była niczym niezależny byt, mający czasem swoje humory. Szczególnie teraz, gdy -powróciły tak niedawno. Możliwości zatem prawie nieograniczone i brak paradoxu, ale niepewność względem tego jak zadziała ta zapomniana magia.

Leif jednak nie wahał się. Już u schyłku poprzedniej nocy słyszał, a raczej czuł, że ktoś lub coś go wzywa. Coś próbowało doń przemawiać, lecz nie udawało się to. Czuł jeno echo Nie miał pojęcia kto to mógł być - Hel? Freya? Inny z bogów? Jakaś inna potężna istota (choć raczej nie Stanisława)? Postanowił się przekonać. Gdy runy były gotowe, tchnął w nie swoją wolę by aktywować ich magię i sięgnął do mocy krwi dającej telepatię. Mógł potraktować to jako wprawkę przed powrotem do używania run jako… Nie, run nie używało się, nie teraz. Jako wprawkę przed… byciem z runami? Tak, to było jasne. Z jednej strony wszystko było jasne i klarowne, jak dawniej. Z drugiej, świat posunął się do przodu.
Poczuł znajomy żar w żyłach, w chwilach gdy krew ściekała w dół, niemal czuł jak ona się rozgrzewa, niemal jak płonie.
Patrzył na znaki.
Znaki patrzyły na niego.
Zakręciło się mu głowie, jakby był pijany od przelanej krwi. Skoncentrował się. Poczuł zapach spalenizny. Zobaczył jak znaki zajmuje ogień, a po ich mocy poziostaje tylko kryształowy, szkarłatny popiół.
Wiruj w kręgu płomieni.
Wyzwól poprzez ból.
Zabolało serce.
Czuł delikatną mgłę mocy, tak jakby sztuka udała się, lecz było to ledwo echo. Lecz miał pewność, iz tym razem nie była to kwestia słabości run, lecz jego braku pełnego zrozumienia nowej sztuki.
Usłyszał też głos. Powolny, jakby przedzierający się przez morza dystansu, pełznący niemal, lecz wyraźny i silny.
Frigg.
- Witaj Leif. Zrobiłeś to co prosiłam?
- Prosiłaś, matko bogów? - Einherjar zdziwił się. - Nie doszły do mnie żadne z twych próśb.
Milczenie, jakieś długie mlaśnięcie przypominało dezaprobatę. Trwało to kilka chwil.
- Wiara odeszła… Trudno mi mówić. Jedna z mych służek miała ci przekazać. Prosiłam… Chciałam abyś przywrócił dawną wiarę. Aby na ołtarzach popłynęła krew, a z niej życie.
- Rzekła mi to, nie wiedziałem, że to twa prośba Ukochana Jednookiego. Szukam świętych miejsc. Freyja mówiła o Ragnarok.
- Freyja… - poczuł złość - ...za bardzo dorzuca do ognia. Gdy ktoś ciągle mówi pali się, nikt nie uwierzy w prawdziwy pożar. Jestem z ciebie zadowolona. Uczyniłeś postępy?
- Niewielkie. Znalazłem jedno z miejsc, zapieczętowane. Jakże jednak dziwnym, że chcą bym je uwolnił z okowów pieczęci run ci… których mam zniszczyć w Ragnarok.
- To nic nie znaczące figury. Czy opowiadały o nich pieśni? Tylko pieśni się liczą, Leif. Liczę na ciebie.
- Każde z was co innego rzecze, a każde jakże we mnie wierzy. Hel każe wystrzegać się dawnych ceremonii i wskazuje, że się mną bawicie. Ty chcesz bym obrzędy uczynił i tchnął znów w coś życie, w to co chcą bym uwolnił prastare istoty. Freyja zaś chce bym te istoty zniszczył. Jakże to, Pani na Fensalier, zrozumieć?
- Wierzysz Hel, tej która zasiada na Tronie Chorych, która nie uwolniła najwspanialszego Baldura, córce Kłamcy, tej która będzie walczyć przeciw nam?
- Wierzę czy nie wierzę, jest to nieistotne. Ty, Tkaczko Chmur chcesz bym uczynił coś co po myśli Burzookich się wydaje, Freya twierdzi, żem tu by je zniszczyć. Hel twierdzi, że się mną ktoś bawi. Jak mam jednocześnie spełnić życzenia Twe i Córy Njordra?
- Coś Freyji winien, to sprawa między wami - bogini powiedziała z lekką irytacją - ja mam swoją wolę która nie dotyka planów pani magii. Uważam, że to strata twych sił, lecz jeśli chcesz walczyć, będę przy tobie.
- Jaki jest związek zaopieczętowanych miejsc i tych istot? - Leif spytał nie odnosząc się na razie do słów Frigg o wyborze walki.
- To są strzępki, ostatnia krew Jotunów. Pragną naszej… Twojej i mojej mocy i wiary dla siebie. Chcą ukraść to co my stworzyliśmy.
- Co stanie się, gdy zdejmę pieczęć by popłynęła krew? Uwolnię ich?
- Nie ich, głuptasie.

Frigg zaśmiała się z pewną… matczyną troską? Było to radosne i dziwne w kontekście ostatniego tonu.
- Jesteś jednym z wierzących w nas, Leif. Wzmocnisz bogów, powrócimy. Runy wrócą w pełni, a ty będziesz jednym z pierwszych którzy odrodzą stare zwyczaje, wygnają boga krzyża. Oczywiście, powoli. Będę mogła pomagać ci silniej, mówić do innych, wzmocnić twą krew abyś mógł nie rozwadniać jej tak gdy znajdziesz godnych. Jesteś jedyny wierny.
- Na gniew Thora! - Einherjar był skołowany. - I Asowie z Wanami i Popłuczyny potęgi Jotunheim chcą tego samego. Ragnarok trwa, ale to ja mam wywołać jego pełną furię. Obie strony chcą bym rozpieczętował coś, co przeniesie ten bój do Midgardr, bo tu, na gruzach ludzkiej cywilizacji spełni się proroctwo?
- Nie, Leif… Jotunowie chcą ukraść naszą moc. Chcą otworzyć to nie aby popłynęła krew życia, lecz aby dobrać się do źródła… Aby nas zabić.
- Jak mam uczynić to czego chcesz, bym zdjął runę w sposób, który da siłę starej wierze, a nie otworzy im drogi do źródła? Mógłbym ją zdjąć, ale nie wiem jak to uczynić by zadość stało się Asgardowi, nie im.
- Wystarczy krew zmieszana z twoją, jeśli tylko pokładasz w nas wiarę.

Einherjar westchnął.
- Ta wciąż we mnie silna. Uczynię to.
- Gdybyś mnie potrzebował… Postaram się przybyć… Ostatnia moc którą krzyczę przez nieskończoność.
- Pani Chmur… czy Odyn naprawdę nie żyje? - einherjar ośmielił się jeszcze spytać.
Cisza.
Długie, przeciągające się westchnięcie przetoczyło się w otchłani pomiędzy umysłami.
- Odyn śpi. Pragnę go zbudzić na nowo.
- I ja tego pragnę. Bywaj Matko bogów.
Leif poczuł jak głos go opuszcza, oddalając się pełen zadowolona.
Einherjar skrył twarz w dłoniach stojąc tak przez chwilę, aż zbliżył się do jednej z krów. Zamyślony ukąsił zwierze spijając krew. Oderwał się po jakimś czasie nie zabijając zwierzęcia i przyklęknął. W chwilę później pierzasty kształt wyprysnął z obory, a nad farmą poniósł się krzyk sokoła.

Hel mówiła o błądzeniu, bawieniu się nim, pokazała mu kłamstwo Lokiego.
Freya, jego patronka, mówiła o konieczności starcia się z Burzookimi.
Burzooka chciała zdjęcia runy pod wysypiskiem.
Frigg chciała zdjęcia runy pod wysypiskiem.

Lecąc w deszczu Leif coraz bardziej się gubił. Tłumaczenia Pani Chmur nadały trochę logiki temu wszystkiemu, ale była ona nader chwiejna. Było coś o co Frigg pytać nie chciał - skoro runa pod wysypiskiem pieczętowała ołtarz wiary, to czemu była to Runa Hejmdala. Runa strażnicza, ale od zmiany kształtu? Bat na Lokiego. Czy tym można było pieczętować święte miejsca? A jeżeli tak, to kto z tych co znali magię krwawych runów, a zatem sługa bogów pieczętowałby ołtarz wiary?
Leif od dekad coraz bardziej pogrążał się w pułapce. Gdyby wizje bogów nachodziły go przed wiekami - wierzyłby w nie bez zastanowienia, jednak znana mu potęga magów i brak obecności Asów i Wanów zaczęły drążyć dziury w tej skorupie wiary.
Leif po prostu zaczął na serio zastanawiać się, czy to nie magowie się nim bawią zsyłając mu wizje. Ten kryzys kazał mu zastanowić się już po raz drugi w Lillehammer, czy ma pewność, że rozmawiał z boginią. I choć chciał w to wierzyć, to pewności nie miał żadnej.
Myśli kotłowały się we łbie sokoła jak szalone. To Freyja była Panią Magii i nakazała trzem wiedźmom obudzić go, ale od Stanisławy dostał posłannictwo każące uczynić mu to co chciała Frigg. Do tego Hel, która wszak była po stronie Lokiego, a ostrzegała przed obrzędami. “Odyn nie żyje” - mówiła Freyja. “Odyn śpi” - mówiła Frigg. Inna interpretacja stanu Wszechojca, czy kolejne mijanie się obu w prawdzie? Odyn nie żył, a Frigg dawała mu złudną nadzieję by wziął się za czyny? Czy Odyn spał, a Freyja próbowała zabić w nim sens walki, sama wszak mówiąc, że nie ma szansy.

Krzyk sokoła przebrzmiewał jakąś wściekłością, nie pasująca do zwierzęcia.
Poleciał ku wysypisku.



Wylądował w niewielkiej odległości od wypalonego terenu i w mroku nocy zmienił się w człowieka. Jego wzrok czujnie omiatał teren, by w końcu zbliżyć się na skraj runy. Poprzedniej nocy próbował magii run i mocy krwi, aby dowiedzieć się czegoś więcej o strażniczym znaku Hajmdala, licząc, że runy pomogą mu w tym. To fiasko wzbudziło w nim wściekłość, ale po rozmowie z Frigg i wątpliwościach przyszło mu do głowy co innego.
Intencja stawiającego runę.
Czy była to ochrona tego co pod ziemią przed mogącymi wejść w głąb ziemi nieumarłymi, czy kajdany trzymające coś pod ziemią? Jasny sprecyzowany cel dał Leifowi nadzieję, że tym razem się uda. Ponownie sięgnął po moc starając się przejrzeć nią zamiary tego, kto ‘pieczęć’ tu umieścił.
I ponownie nie odkrył nic…

Ktokolwiek wyrył tu runę - bardzo zależało mu, aby nie zostało odkryte kto. Im mocniej Leif próbował odkryć ślad intencji twórcy tym mniej czuł tego sens. Wielki wysiłek w to włożony zaowocował jednak czymś innym. Nadwrażliwymi, nieopisywalnymi zmysłami, einherjar wyczuł tu inne obrazy, a raczej ślady zdarzeń. Tzimizce. Potężne bojowe kształty tych potwornych sabatników i… wylęgarnia, którą nieumarły zniszczył. Nagła myśl uderzyła go niczym młot.

Co jeżeli runa nie ma nic wspólnego z zapieczętowaniem tego co tu się mogło pod ziemią kryć, a ktoś umieścił ją jedynie po to, by czyniść na złość sabatowi. By młodzi, niezbyt potężni swymi dyscyplinami, nie mogli korzystać z nich w ‘wylęgarni’?

Leif wyprostował się. Czyżby zwykły przypadek?
Tzimizce wybierający miejsce wylęgarni w śmietnisku, ktoś stawiający runę by im szkodzić, wszyscy nieświadomi tego co może kryć się pod tym. Właściwie Leif zastanawiałby się, czy w ogóle coś tu się kryło pod ziemią, gdyby nie Burzooka chcąca by zdjął runę. Przez zbieg okoliczności, przypadkiem, ktoś zamknął im drogę wgłąb, gdy chcieli się tam dostać? Kto pierwszy przeprowadzi rytuał, ten wygra. Słowa Frigg zaczęły nabierać sensu. Przestały kłócić się z celami Freyji.
Leif właściwie już chciał zabrać się za zdjęcie pieczęci by zagłębić się pod ziemię i szukać, czy faktycznie tam coś jest, ale wstrzymały go dwie rzeczy.
Pierwszą była myśl, że jest sam i jeżeli Burzooka czai się tu i cierpliwie czeka, to sam nie da jej rady, zginie tylko i otworzy jej drogę.
Drugą był dzwoniący telefon.

- Halo? - odebrał niecierpliwie.
- Dzień dobry… raczej dobry wieczór - lekko zakłopotany głos zabrzmiał w słuchawce - pan Leif, tak? Albert Northug z tej strony. Pan Krokrygg polecił mi skontaktować się dziś, kwestie wycieczki archologicznej?
- Wycieczki archeologicznej? - Słowa Norwega zdziwiły Leifa, nim dotarło do niego: “Pan Krokrygg”. Przed oczy wrócił mu obraz wampira i rozmowa o grobie pierwszego z Eysteinów. - Kiedy możemy się spotkać?
- Poinformowano mnie, iż zależy panu na czasie. Mam akurat wolny czas, żona na wczasach - zaśmiał się nerwowo - mogę po pana podjechać.
- Świetnie. Powiedzmy, za kwadrans… - Nieumarły zawahał się. Nie chciał by do Kainitów doszło, że po raz kolejny był na wysypisku, ale średnio znał topografię miasta by rzucić jakimś miejscem w pobliżu. Zastanawiał się szybko i przyszło mu do głowy miejsce gdzie już był i powinien dotrzeć w piętnaście minut. - … pod miejskim schroniskiem dla zwierząt?
- Dość osobliwe miejsce - rozmówca skomentował z pewnym zaskoczeniem - to do zobaczenia.

 
__________________
"Soft kitty, warm kitty, little ball of fur...
Happy kitty, creepy kitty, pur, pur, pur."

"za (...) działanie na szkodę forum, trzęsienie ziemi, gradobicie i koklusz!"

Ostatnio edytowane przez Leoncoeur : 06-07-2019 o 02:29.
Leoncoeur jest offline