Po śniadaniu, kto miał chęć aby spróbować swoich sił i talentów w zagadywaniu ten miał okazję. Dziewczyny nikomu nie broniły pójść na tą poranną przygodę. W centrum szyku szła Raina i Maruviel, które niejako robiły za przewodniczki po mieście aby dotrzeć do celu. Chociaż Bernard też znał drogę między lokalem gdzie zamieszkali do ulicy Płaskiej gdzie zmierzali. Tylko marsz w tej dziwnej, burej mgle przyprawiał o niepokój. Szło się rzeczywiście dziwnie chociaż mgła nie należała do najgęstszych to już drugi koniec jakiejś dłuższej ulicy tonął we mgle. Co prawda więc nie groziło, że ktoś potknie się o własne nogi czy wpadnie na kogoś po omacku no ale ograniczało dalszą perspektywę i orientację blokując widok na punkty charakterystyczne. Pół biedy gdy szło się po znajomej okolicy ja teraz Bernard czy Raina pewnie tak się czuli. Ale w obcym terenie mogło to być już kłopotliwe.
- No to tutaj. - rzekła Raina gdy zatrzymała się na Płaskiej kilka wejść od sklepu Grubera. Po asortymencie w oknach wystawy dla niepiśmiennych i po szyldzie dla piśmiennych dało się poznać, o który lokal chodzi. Wyglądało jak kolejne wejście do kolejnego sklepu. Drzwi nad dwoma schodkami i okno wystawy. O ile ktoś nie szukałby sukna, materiałów, półproduktów czy wyrobów gotowych to wyglądał jak kolejny sklep z tego typu asortymentem w tym mieście. Chociaż w jednej z lepszych dzielnic. Może niekoniecznie takiej z najwyższej półki gdzie stołowała się szlachta i możni tego miasta, ale już co zasobniejsi kupcy, pomniejsi szlachcice, kapłani czy co bogatsi awanturnicy. Ruch, pewnie przez tą mgłę, był mniejszy niż można się było spodziewać o poranku. - Jakiś plan, o czym go zagadujemy? - zapytał Bernard Karla. - Ja póki co sugeruję, żebym udawał twojego sługę lub człowieka najętego przez ciebie. Żebym nie rzucał się tak w oczy, co tutaj robię. - Dodał najemnik, rozglądając się dookoła i widząc, że to nie do końca miejsce, do którego sam w sobie by pasował. - Dzień dobry - powiedział Karl, gdy przekroczył próg sklepu. - Czy mógłbym porozmawiać z panem Gruberem? - Dzień dobry. Już proszę. - zza lady odpowiedziała mu jakaś pulchna kobieta w czepku. Podeszła kilka kroków do drzwi które uchyliła i zawołała - Kochanie, możesz pozwolić? Jakiś pan cię prosi. - po czym uśmiechnęła się do gości wracając na swoje miejsce. Po chwili drzwi się otworzyły i wyszedł z nich równie pulchny mężczyzna w podobnym wieku jak kobieta. - Dzień dobry. O co chodzi? - zapytał wycierając ręce z atramentu jakby właśnie przerwano mu pisanie. - Dzień dobry - powiedział Karl. - Nie jestem pewien, czy dobrze trafiłem, ale ktoś mi powiedział, że ma pan psa na sprzedaż. - Pozwolę sobie wtrącić tylko, że nasz kontakt wskazywał na ojca obecnego tu pana Grubera - chrząknał skromnie Bernard, wtrącając się w wypowiedź Karla, zdając sobie sprawę, że rozmawia pewnie z synem właściwego Grubera, którego mieli zająć. A kobieta, to była owa synowa. - I to z pana ojcem mieliśmy negocjować sprzedaż psów. Więc jeśli moglibyśmy prosić... |