Większość ekwipunku została bezpowrotnie stracona. Nie było szans na odzyskanie tego, co znalazło się wewnątrz kuli. Wszelkie próby rozłupania wykonanego z dziwnego materiału zewnętrznego pancerza konstrukta spełzły na niczym. Awanturnicy pozbierali pozostałe fanty i zaczęli rozglądać się za wyjściem z komnaty. Enki nieco się opanowała, a jeniec przestał zawodzić i siedział cicho. Ciekawe było, czy po przeżyciach jakich doznał, był w stanie normalnie funkcjonować i podzielić się posiadanymi przez siebie informacjami na temat czarownika.
Tymczasem temperatura w pomieszczeniu gwałtownie spadła. Otoczenie rozmyło się i zawirowało. Już po chwili nie było komnaty z posągami, resztkami kuli i złotem na podłodze. Awanturnicy znaleźli się w kolejnym pomieszczeniu…
Było trójkątne. Jego ściany pokryte były kolorowymi freskami. Przedstawiono na nich wszelkie niegodziwości jakich dopuszczali się budowniczowie świątyni na przedstawicielach rasy ludzkiej i na pokracznych, kudłatych małpoludach. W poprzedniej komnacie było dużo złota, ale przy tej ilości jaka znajdowała się tutaj, tamta była niczym kropla w morzu. Po prostu brodziło się w monetach o różnych kształtach, wielkości, z wszelkimi możliwymi grawerami i wizerunkami. W głębi komnaty złoto uformowane było w stos. Z wierzchołka złotej, pobrzękującej hałdy wystawała ręka, poruszająca się w te i we wte, zaciskająca i rozluźniająca konwulsyjnie dłoń.