Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 07-07-2019, 15:28   #107
Driada
 
Driada's Avatar
 
Reputacja: 1 Driada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputację
[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=r1l_HAZEz80[/MEDIA]
Możliwość kąpieli w ciepłej, czystej wodzie był jednym z tych czynników, które określały czy dane miejsce jest cywilizowane czy nie. Niby w zimnej deszczówce też szło doprowadzić się do porządku, lecz nieporównywalnie przyjemniejsze było wylegiwanie się w wannie pełnej przyjemnie ogrzanej wody, dodatkowo z pianą. Drugą sprawą zostawało pranie - lodowata woda kiepsko dopierała wszelkie zabrudzenia, temperatura wspomagała działanie detergentów wszelkiej maści, dlatego pozostawało zorganizować się, nim akumulator nie zdechnie. Mazzi czarno widziała weekendowe spotkania i atrakcje bez tego udogodnienia technicznego, przecież znając życie ona, jej przyjaciółki, pani oraz znajomi z pracy wygenerują tyle plam, że będą potrzebne ze trzy pełne prania aby doprać pościel i całą resztę, nie mówiąc o kojącym działaniu wrzątku na otarte i otłuczone miejsca na ciele…

- Pojadę z tobą rano - saper zwróciła się do kasztanki, posyłając jej ciepły uśmiech - Podnieś mnie z wyra, wiem że masz odpowiednie metody na krnąbrnych pacjentów. Załatwimy to nim zrobi się skwar, słyszałam że jutro ma być ostatni podryg lata. Nie chcę się spocić i śmierdzieć przy dźwiganiu - parsknęła w kubek z kawą - Chociaż kto wie? Tylu silnych, dobrze wychowanych samców się tu błąka. Taki na przykład Jack, chyba tak go poznałyśmy, prawda Amy?

- O tak, Jack jest bardzo miły. - Amelia pokiwała głową uśmiechając się lekko i jak zwykle lekko rumieniąc się gdy temat schodził na jej chłopaka. Co niezmiennie bawiło pozostałą część damskiej społeczności. Teraz dziewczyny też pozwoliły sobie na uśmiechy ale dość delikatne aby nie peszyć dodatkowo drobnej blondynki z opatrunkiem na połowie twarzy.

- Tylko kiedy ten akumulator byłby do zniesienia? Bo Jack ma na rano. To albo rano albo jak będzie wracał. - zapytała szybko aby szybko zmienić temat na jakiś bardziej praktyczny i mniej ją krepujący.

- Rano byłoby w sam raz. My będziemy mogły mu pomóc jak będziemy jechać do szpitala. Nawet jak nam zdradzisz gdzie mieszka to możemy po niego podjechać. - okularnica też była zadowolona z obu propozycji. Przynajmniej z aprobatą przyjęła pomoc swojej Księżniczki no i metody budzenia również. Amelia też jej nie zawiodła więc obie gołąbeczki stanęły na wysokości zadania.

- No tak, to ja go zapytam. Ale to jeszcze dzisiaj bym musiała do niego podskoczyć. Może go złapię jak będzie wracał z pracy. - Amelia pokiwała szybko głową i znacznie się ożywiła gdy zyskała taki zgrabny pretekst aby jeszcze dzisiaj spotkać się ze swoim ulubieńcem. Reszta dziewczyn znów udała, że się tylko przypadkowo uśmiecha i wcale nie dostrzega ekscytacji w oczach koleżanki.

- A co to za Jack? Twój chłopak? - Diane która jeszcze nie miała okazji poznać Jacka była chyba całą sprawą zainteresowana.

- Tak. Znaczy tak tylko taki kolega, niedawno się poznaliśmy. Pomógł mnie i Lamii wnieść moje graty z samochodu na górę. - Amelia szybko wyjaśniła ale zmieszała się chyba jeszcze nie przyzwyczajona mówić i myśleć o młodym chłopaki z hurtowni jako o swoim chłopaku.

- Aha, tylko taki kolega? To tak samo jak Lamia ma tego… no jak mu tam? - Di wychwyciła widocznie podobne skojarzenia i Eve już nie wytrzymała i roześmiała się na całego. Kiwała do tego radośnie twierdząco głową. Amelia też się uśmiechnęła chociaż do tego spaliła porządnego buraka. Betty zachowała się jak prawdziwa dama pozwalając sobie tylko na oszczędny, ciepły uśmiech rozbawienia.

- Rany Di, czego tu nie rozumieć - sierżant przewróciła oczami, robiąc zbolała minę. Wychyliła się też w bok, obejmując ramieniem kark Amelii i przyciągając ją do siebie żeby mogły patrzeć na krwiożercze harpie z twarzami stykającymi się policzkami.

- Jack jest tylko kolegą Amelii, bez podtekstów. Przecież by nam słoneczko powiedziało, gdyby wyciągnęło go z ciuchów na tym grillu, prawda? - pocałowała drobną blondynkę w skroń - Kolegują się, lubią, co w tym złego? Można żyć z facetem na stopie koleżeńskiej… jak ja ze Stevem - dodała z poważną miną - Co poradzę, że byłam w wojsku i mam kumpli z wojska? Co prawda oficjalnie już przybili mi weterana w stanie spoczynku, ale on ciągle jest zwarty i gotowy do służby. Znam robotę z którą się boryka, wiem jaka jest przejebana, więc gdy ma wolne, wspieram go i podpieram… fizycznie i mentalnie - zmarugała, wachlując rzęsami - Wojskowa brać zawsze się wspiera. Jeden za wszystkich i takie tam.

- No właśnie tylko kolega… może później coś tam… a teraz to tylko tak… - Amelia chętnie i wdzięcznie przyjęła wsparcie swojej kumpeli ze szpitala rada, że obie mają podobne podejście i nie jest w tym światopoglądzie sama. Reszta dziewczyn pokiwała ze zrozumieniem głowami ale dalej były ubawione na całego.

- Właśnie Di. Dlatego jak w sobotę wieczorem do nas wpadną, Lamia i Steve, to widzisz sama. Tak tylko jak kolega i koleżanka a nie żadna para, związek czy inne takie głupoty. Tylko dwójka singli. - fotograf szybko włączyła się do werbalnej dyskusji dalej robiąc hecę na całego. I tłumacząc jak to wszystko się ma do ich weekendowych planów.

- Para singli? No to znaczy, że oboje by byli wolni i nie mieliby ograniczeń i zobowiązań z kim i jak spędzają noc. - Indianka popatrzyła na Lamię nieco prowokującym uśmieszkiem sprawdzając jak ta zareaguje na te zabawne uwagi.

- Przecież nie jestem singlem - sierżant westchnęła ciężko, podnosząc wzrok ku górze i kręcąc głową na czym ten świat stoi. Aby sobie ulżyć, upiła kawy, a dopiero potem podjęła temat - Steve to kawał kloca, starczy dla wszystkich. Zresztą co by ze mnie była za kumpela, gdybym się nie dzieliła z przyjaciółkami tym co mam najlepsze? - przyłożyła dłoń do piersi - Dlatego w niedzielę przedstawię cię jego kumplom, też są niczego sobie. Eve ich sprawdzała… poza tym nie gadaliśmy o chodzeniu, parach, związkach. O nic mnie nie prosił, ani nie pytał… no ale niewiele rozmawialiśmy. Przynajmniej nie werbalnie - dokończyła rozbrajająco.

- O. No to jesteśmy umówione na tą sobotnią noc. - Di skinęła z zadowoleniem głową słysząc taką wersję. Eve też zareagowała podobnie ciesząc się, że wszystko układa się tak pomyślnie.

- A ty Amy podzielisz się swoim Jackiem? - niespodziewanie motocyklistka wróciła w rozmowie do Amelii na co ta zareagowała spłoszonym wzrokiem.

- Noo… ale… - okaleczona blondynka zaczerwieniła się na widocznej połowie twarzy ponownie i nie wiedziała za bardzo jak wybrnąć.

- Daj spokój Amy, Di tak się tylko z tobą droczy. Nikt ci tu przecież nie będzie odbierał twojego tylko kolegi. Prawda? - okularnica trzymała rękę na pulsie i nie pozwoliła aby przy niej którejś z jej gołąbeczek zrobiło się zbyt przykro więc interweniowała.

- No pewnie, tak się tylko droczę, nie przejmuj się Amy. - motocykistka właściwie przeczytała “sugestię” Królowej i trzepnęła pociesznie w ramię blondyny na znak, że nie chodziło jej o nic poważnego. Zaś Amelii wyraźnie ulżyło bo pokiwała głową i uśmiechnęła się.

- A jakie moje gołąbeczki macie plany na wieczór? - Betty odsunęła pusty już talerz i sięgnęła po kubek kompotu zgrabnie zmieniając temat i patrząc na swoje podopieczne i ich gości.

- No ja to zaraz pójdę po Jacka i zapytam o ten akumulator. - Amelia szybko zgłosiła swoje plany a ciemnowłosa okularnica pokiwała głową na znak aprobaty i przyjęcia tej informacji do wiadomości. A teraz popatrzyła na resztę towarzystwa czekając aby posłuchać ich planów i wieści.

- My z dziewczynami lecimy do Neo, zagadać z Tashą, tamtejszą tancerką. - Mazzi nie kazała im długo czekać. Popatrzyła wymownie na dwie wspólniczki w zbrodni i kontynuowała - Chcemy ją przetestować, zobaczyć co umie i zaproponować współpracę w branży kinematograficznej… ale tak myślę, że dziś spróbujemy ją wziąć na bok, sprawdzić… i wynająć na niedzielę wieczór. Jako jedną z atrakcji w Honolulu - uśmiechnęła się półgębkiem i wywaliła od początku - Po babskim spotkaniu uderzamy do klubu, tak trochę nie fair byłoby gdyby… chłopaki od Steva są w porządku, jego ludzie. Don, Cichy i Dingo. Swoje chłopy. Też są częścią oddziału, a jak wszyscy się bawią, to wszyscy - zerknęła na Eve i trąciła ją stopą w nogę dyskretnie - Padł więc pomysł żeby połączyć przyjemne z pożytecznym. Wynająć pokój w Honolulu i urządzić imprezę. My, oni, Tasha, żarcie i wóda… tylko czy byś pożyczyła parę zabawek na wynos - zogniskowała wzrok na Betty, robiąc proszącą minę - Kilka pomysłów na przedstawienia mam… no i zobaczymy jak Tasha radzi sobie w tłumie. Tylko… - zaczęła i miała coś dodać, gdy nagle zabrakło jej pary. Odstawiła kubek, ramiona jej opadły. Gapiła się w czarną powierzchnię naparu dość smętnym wzrokiem.

Pod stołem stopa fotograf zrewanżowała się Lamii przyjemnym muskaniem jej stopy, kostki i łydki. - Oczywiście Księżniczko, możesz wziąć na taką zabawę co ci tylko będzie potrzebne. - Betty odpowiedziała po chwili nie mogąc się doczekać co jej faworyta ma jeszcze do powiedzenia.

- Tasha jest przyzwyczajona do publicznych występów to jak tylko by udało się ją wynająć to na pewno będzie świetna. Tylko to trochę pewnie będzie kosztowało… - Eve po krótkiej chwili konsternacji też powiedziała coś od siebie a pod stołem jej stopa zawędrowała wyżej, w okolice kolana kumpeli i tam delikatnie ją muskała.

- Co się stało Księżniczko? - Królowa położyła opiekuńczo dłoń na ramieniu swojej ulubienicy i zapytała z troską w głosie i spojrzeniu. - Coś cię trapi? - zapytała lekko ściskając jej ramię dla dodania otuchy i wsparcia.

Oczywiście, jak zwykle musiała zepsuć nastrój. Powinna dostać odznakę zjebywacza optymizmu. Co ją trapiło? Sama nie wiedziała, głupie wrażenie zimna zakleszczonego między żebrami.
- Nic… nic wielkiego. Głupota - uśmiechnęła się na siłę, przytulając twarz do dłoni na ramieniu. Była przyjemnie ciepła i pachniała jak Betty: jabłkami i kobietą - Po prostu… wojsko to beton, nie do skruszenia. Nawet jeśli jeden taki byle tam, pierwszy lepszy z brzegu ledwo kapitan by się kiedyś w przyszłości pokazał na mieście ze mną… ja mam gdzieś, co o mnie będa gadali. Gorzej z nim - wzruszyła ramionami, znów biorąc łyka kawy - Nie chcę mu zaszkodzić, nie wiem czy jest sens mu zawracać dupę… chociaż to naprawdę śliczna dupa jest.

- Oh, Księżniczko. - Betty uśmiechnęła się lagodnie, sięgnęła smukłymi palcami ku brodzie swojej faworyty i przesunęła ją ku sobie tak by znalazły się twarzą w twarz. Wtedy ją pocałowała delikatnie w usta. - Nie martw się na zapas. Chociaż się postaraj. I jak już nie martw się tym sama. Zapytaj go. Dzielcie swoje troski i przyjemności razem. Z niego też chyba jest łebski facet. I zorganizowany. Może coś się dogadacie jeśli zagadacie do siebie. - okularnica poradziła swojej przyjaciółce, partnerce i kochance ciepłym, łagodnym tonem.

- No właśnie. Na razie to tylko tak sobie planujemy to założenie firmy do robienia filmów akcji. Jeszcze nic tak publicznie nie zrobiłyśmy. Tylko tak sobie prywatnie gadamy i coś nagrywamy na własny użytek. Jeszcze nikt nic nie wie. Więc jak chcesz możesz się jeszcze wycofać i na mieście nikt się nie skapnie. - Eve powiedziała z przekonaniem zupełnie jakby była gotowa wyrzucić wszystkie swoje gadania, planowania, obliczenia do kosza jeśli to by miało zrujnować życie jej kumpeli.

Zwinąć biznes zanim na dobre się rozkręcił? Poddać się jeszcze przed startem… nie, tego saper nie chciała. W końcu i tak miała znaleźć swoje miejsce w mieście i pomysł na nowe życie. Uwielbiała seks, nie wyobrażała sobie bez niego choćby jednego dnia. Pomysł na wytwórnie filmową, poważną i profesjonalną, pasował jej, ale z drugiej strony był Krótki. Jedyny człowiek przy którym czuła się bezpiecznie odkąd się przebudziła ze śpiączki. Ktoś do kogo uciekały jej myśli i nie potrafiła nad tym zapanować.
- Racja, pogadam z nim. Powiem co i jak. Zobaczę co powie i… przecież jeszcze nic się nie wydarzyło. No… między nami. Możemy być znajomymi z wojska, nikt go za to nie ukamienuje - uśmiechnęła się wreszcie - Dziękuję wam… to co, zbieramy się? Ale najpierw, skoro i tak zjebałam nastrój. Widziałam się z Danielem - popatrzyła kasztance w oczy - Chociaż poprawniej będzie powiedzieć, że widziałam go. Jest sposób żeby mu pomóc? Czy… mogę mu jakoś pomóc? Kurwa, jak go widziałam ostatnio… dobra, zwarzywniło go, ale myślałam że mu przejdzie. Nie przeszło, nawet mnie nie zauważył - zamilkła, zaciskając szczęki.

- Daniel… - Betty pokiwała głową a stopa Eve wznowiła wędrówkę swojej stopy w górę ud. - Trudno powiedzieć Księżniczko. Nie będę cię oszukiwać, nie wiadomo czy kiedykolwiek on z tego nałogu wyjdzie. A raczej na pewno nie wyjdzie. Można najwyżej próbować nakłonić go aby przestał brać. Ale głód zostanie w nim do ostatniego tchu. Zbyt wiele i zbyt długo brał w życiu. Dla niego liczy się tylko kolejna działka. Czy to się zmieni? Nie wiem. Doktor Brenn a nawet sam Daniel pewnie też nie. W tej chwili trzymamy go w izolatce. Jest albo apatyczny albo agresywny. Praktycznie żadnych stanów pośrednich. Gdy jest agresywny dajemy mu leki uspokajające. Po nich śpi albo jest osowiały. Poczekamy do przyszłego weekendu jak się sytuacja rozwinie. Wtedy doktor Brenn zdecyduje co robić dalej. - pielęgniarka w okularach mówiła łagodnym ale zdecydowanym głosem gdy musiała wyjawić niezbyt przyjemną diagnozę i rokowania. Nawet swojej ulubienicy. Reszta dziewczyn nie odzywała się czekając w milczeniu na rozwój wypadków.

- To ja pójdę pozmywać. - odezwała się Amelia i wstała od stołu zaczynając zbierać naczynia i sztućce ze stołu.

- Pomogę ci. - Diane też skorzystała z okazji aby do niej dołączyć.

Mazzi została na miejscu, bawiąc się kubkiem po kawie. Od Daniela zależało czy się wygrzebie, czy pogrąży. W obecnym stanie gdyby go wypuszczono, zapewne od razu pobiegłby do dilera. Trudno wygrać z nałogiem, dodatkowo wywołanym ogromną traumą. Wiedziała od początku że kapral jest wrakiem, tylko nie opuszczała tego do siebie. Chciała w nim widzieć kogoś, kto tak jak ona, ze wsparciem wyjdzie na prostą. O ile wyjściem na prostą dało się nazwać kurwienie z kim popadnie. Każde z nich zostało połamane i zrastało się koślawo, róznica polegała na tym, że Lamia miała stół z obiadem i grono przyjaznych twarzy dookoła. Kogoś kto ją wspierał, wysłuchiwał, pocieszał i trzymał w pionie jeśli sama go traciła.

- Jakie ma alternatywy? - spytała wreszcie - Co Brenn z nim zrobi, jeśli do przyszłego tygodnia nie będzie poprawy?

- No cóż. Liczymy, że po dwóch tygodniach ten największy kryzys mu może minąć. Jeśli go przetrwa no jest cień nadziei. Jeśli nie to rokowania są kiepskie. Możliwe, że wtedy po prostu go wypiszemy bo nie jesteśmy kliniką odwykową tylko szpitalem. Możemy dać mu wypis do Domu Weterana i darmowe porady u specjalisty. Jest nawet eksperymentalna wszywka dla narkomanów. Jeśli się zgodzi można mu ją wszyć. Ale to głównie zależy od niego samego Księżniczko. Jeśli nie będzie chciał z tego wyjść to wróci do nałogu gdy tylko będzie miał okazję. Wtedy no pewnie wiesz jak kończą narkomani w ostatnim stadium. No ale jest pewien cień szansy, że jednak się opamięta. W tej chwili nie ma to sensu bo zbyt go zjada głód. Nie myśli racjonalnie, nawet nie próbuje. Momentami trzeba go karmić i przewijać. W tej chwili to wrak. Dlatego doktor Brenn ma nadzieję, że po tych dwóch tygodniach organizm oczyści się na tyle, że chociaż będzie można spróbować z nim coś porozmawiać na jakimś sensownym poziomie. Trzeba się jednak liczyć z tym, że powie i odegra wszystko byle wydostać się z izolatki i zdobyć kolejną działkę. Dlatego Księżniczko jeśli będziesz miała z nim okazję porozmawiać to nie ufaj mu. Będzie cię zwodził i kłamał. To nie będzie on tylko jego głód. Pamiętaj o tym Księżniczko. - Betty kontynuowała tą rozmowę próbując odpowiedzieć na pytanie Lamii i niejako ostrzec ją przed narkomanem trawionym przez swój głód i zamkniętym w izolatce.

- Jej, Lamia, tak mi przykro. - Eve widząc, że rozmowa raczej jest z tych poważnych i smutnych zostawiła w spokoju nogi kumpeli i położyła swoją dłoń na dłoni kumpeli. Więcej chyba nie wiedziała co powiedzieć więc tylko trzymała ją za rękę dla dodania otuchy.

- Skoro będzie chciał zrobić wszystko za działkę, podpisze zgodę na wszywkę - saper wymamrotała, wbijając wzrok w stół, a dłonie zacisnęła mocno na kubku. Czy to naprawdę był jej problem i kłopot? Musiała się przejmować ćpunem którego prawie nie znała? Odpowiedź była niestety prosta…

- Trzeba mu dać nowy cel w życiu, teraz nie ma żadnego. Pokazać że życie może być piękne, przypomnieć o jasnych stronach… - zamknęła oczy - Przyjadę do niego za parę dni, spróbuję pogadać gdy mu się polepszy. Przecież nie przykuję go do kaloryfera… słuchaj Betty, są w mieście ośrodki dla ćpunów? Albo ogólne, opieki społecznej. Gdyby coś takiego tu stało, dałoby się go tam ulokować. Ma żołd, pokryłby zakwaterowanie… nie musi lądować na ulicy. W kołchozie… kurwa no, nie dam rady go niańczyć całodobowo i codziennie, a ktoś musi mieć na niego… - zwolniła w mowie i nagle otworzyła oczy - Zależy gdzie trafi, do kogo w pokoju. Z trepami idzie się dogadać, a jak nie Oli to umie. Da się im flaszkę, załatwi… - zagryzła dolną wagę i zmarszczyła czoło - Najlepiej byłoby, gdyby trafił do kojca z Davidem i Rayem, oni byliby w stanie się nim zaopiekować. Mieć na oku. Jeśli Brenn napisałby odpowiednią notkę, żeby ich umieszczono razem, dyrekcja weźmie to pod uwagę. To zawsze dwie pary oczu wewnątrz, tuż obok. Przed ćpaniem go nie uchronią, ale jak się obrzyga, to chociaż pomogą doprowadzić do porządku. Zostawię im też namiar gdzie w razie czego mnie szukać. Jeśli będzie źle, pojadę na interwencję… potrzebuję motoru - jęknęła na koniec, chowając twarz w dłoniach.

- Dobry z ciebie człowiek Księżniczko. - Betty objęła ją i przytuliła do siebie. Eve wstała, obeszła stół i usiadła na miejscu Amelii tak by ją objąć z drugiej strony.

- Z wszywką nie tak prosto. Jeśli będzie mu zależeć to ją sobie wydłubie, tak samo jak alkoholicy na ciągu. No i to dość eksperymentalny model więc nie zawsze działa jak trzeba. - po chwili milczenia okularnica ciągnęła dalej te smutne rokowania dla Daniela.

- Z Domem Weterana w jego przypadku, to to, że to jest dom otwarty. Nikt tam nikogo nie trzyma na siłę. Przecież byłaś tam to sama wiesz. Po prostu wyjdzie sobie kiedy zechce i może nawet nie wrócić. Na obecnym etapie obawiam się, że na to za wcześnie. Ale jest jeden ośrodek prowadzony przez kościół. Księży i zakonnice. Myślę, że tam można by spróbować umieścić gdyby musiał opuścić kościół. - gospodyni mówiła jakby się sama zastanawiała nad możliwymi opcjami.

- W Madison jest podobny ośrodek. Prowadzony przez Anioły Miłosierdzia. Robiłam kiedyś o nich reportaż. No ale to było ze dwa lata temu, nie wiem czy jeszcze działają. - Eve podzieliła się informacją o podobnej placówce.

- Dziękuje - saper uścisnęła dłonie obu kobiet, czując jak wielki kamień leżący jej na sercu odrobinę zmalał. Właśnie to było coś, za co warto było walczyć.
- Zobaczymy co powiedzą w kościele. Tutaj byłoby bliżej… ale jeśli nie znajdzie się miejsce, Manson i Anioły Miłosierdzia też brzmią dobrze. Skoro i tak jadę tam w weekend - pocałowała wpierw Betty, później Eve i dokończyła już raźno - To jak, ogarniamy się i lecimy testować jedną blondynę? Obiecuję, że wrócimy tak abym jutro się nadawała do dźwigania akumulatora.

- A wiesz, że tutaj pod bokiem też masz taką, jedną, chętną na każde testowanie blondynę? - Eve uniosła nieco brwi obejmując Lamię za szyję i uśmiechając się do niej pogodnie. Ale w oczach widać było ulgę gdy wreszcie i Lamia się uśmiechnęła.

- Bardzo dobry pomysł. Podoba mi się. Potrzebujecie jakąś pomoc na te testowanie? - Betty też zagaiła ciepło i przyjaźnie całując Lamię w policzek skoro Eve zajęła jej front.

- O! A możemy coś pożyczyć? O! Lamia to co bierzemy? - Eve prawie jawnie postawiła uszy gdy usłyszała propozycję gospodyni. Popatrzyła figlarnie na kumpelę ciekawa co ta zaproponuje w takiej opcji.

Mazzi zrobiła zamyśloną minę, nachylając się nad pielęgniarką. Szepnęła jej do ucha parę słów, całując je na koniec i oparła czoło o jej czoło.
- Nie śmiem nadwyrężać sił łaskawej pani, gdy jutro wszak dane nam będzie udać się na spotkanie szlachetnych dam… kocham was… jesteście wspaniałe.

- Nie ma sprawy Lamia, też cię kochamy. - Eve objęła mocniej i pocałowała Lamię mocno w usta. Chociaż tak w przesadzonym, żartobliwym stylu, że było zabawne i rozweselające.

- Ciekawy wybór Księżniczko. Myślę, że będę mogła wam pomóc. Eve pozwól na chwilkę. Mam dla ciebie prezent na drogę. - okularnica wstała i przyzwała blondynkę gestem do siebie sama kierując się ku swojej sypialni.

- Prezent? Dla mnie? - Eve spojrzała na nią zaciekawiona. - To twoja sprawka? - odwróciła się szybko w drugą stronę aby spojrzeć na Mazzi. - Oh, dziękuję, jesteś kochana! - pocałowała ją jeszcze raz, tym razem też krótko ale za to z języczkiem. A sama poderwała się i podreptała za Betty która już była przy drzwiach swojej sypialni.

Po takim pożegnaniu kąciki ust same podnosiły się Lamii ku górze, gdy zbierała resztę talerzy i kubków, aby zanieść je do kuchni. Dziewczyny były dla niej dobre… zbyt dobre. Chciała po prostu, aby i im było dobrze. Z naręczem zastawy przeszła do kuchni, mając zamiar zostawić prezent Amelii i iśc zapalić.

- O, to już wszystkie? - Amelia stała razem z Dianą przy zlewozmywaku i zdołały już umyć większość zastawy jaką we dwie wcześniej przyniosły. Odsunęły się aby Lamia mogła dołożyć swoją porcję.

- To co? Jak skończymy zmywać to jedziemy przetestować tą blondi z klubu? - Indianka zapytała niepewna chyba na czym stanęło w rozmowach przy stole bo jak odchodziły z Amelią to nie wyglądało tam zbyt radośnie.

- Taki był plan, nie? - sierżant odłożyła kupkę porcelany i cofnęła się, chcąc wyjść na korytarz. Zatrzymała się w połowie ruchu - Zajechać, znaleźć, zaliczyć. Chyba że się rozmyśliłaś i chcesz zostać w domu, poczytać coś do poduszki i wypić szklankę kakao przed snem. - popatrzyła zaciekawiona na motocyklistkę.

- Wolę tą pierwszą wersję. - Diane roześmiała się zadowolona, że wszystko wróciło do normy. Zabrały się z Amelią za mycie nowej porcji naczyń ale niedługo przerwały bo nadbiegła piszcząca, blond radość do kuchni.

- Lamia! Jesteś kochana! To było cudowne! - fotograf rzuciła się ciemnowłosej dziewczynie na szyję i mocno ucałowała ją z radości i wdzięczności.

- No nie mów, że zaczęłaś jej dobrze robić na odległość. - mruknęła zaskoczona gangerka wiedząc, że przecież dwie ściskające i całujące się kobiety były dotąd oddzielnie.

- Jest super! Czuję jak się rusza! Ale niesamowite! Dziękuję Lamia jesteś kochana! No i Betty też. - Eve zaczęła szeptać do Lami ale z tego podekscytowania głos jej jakoś poleciał a na koniec zwróciła się ku Betty która weszła właśnie do kuchni z o wiele większą gracją i powagą niż rozpiszczana blondynka. Diane i Amelia nie rozumiejąc co się dzieje popatrzyły po sobie ale na nic mądrego chyba nie wpadły. Więc znów wróciły do obserwacji tej dziwnej dla nich sceny.

- Cieszę się, że ci pasuje - saper odwzajemniła uścisk, patrząc ponad ramieniem blondynki na Betty. Sięgnęła ku niej, ujmując jej dłoń i przyłożyła do ust, całując z wdzięcznością.
- Dziękujemy Betty.

- Oczywiście Księżniczko. Bierzcie i na zdrowie. Udanej zabawy. Jeśli potrzebujecie czegoś jeszcze to bierzcie śmiało. - Betty jak na łaskawą panią przystało przyjęła pocałunek w dłoń z należytą elegancją. Eve pod wpływem chwili też schyliła się aby ją pocałować w dłoń.

- Betty ty też jesteś super i kochana! - zawołała radośnie całując ją jeszcze w policzek z tej ekscytacji. Dziewczyny zaś skończyły zmywanie i zaczęły wycierać dłonie w ręczniki nadal nie kojarząc o co tu chodzi. Nie miały się o tym dowiedzieć, przynajmniej na razie, bowiem trójka imprezowiczek zwinęła się w przysłowiowy pacierz, zbiegając do auta Eve jakby gonił je dowódca warty chcący wlepić najgorszy możliwy rejon.


Powrót do Neo przywołał szereg wspomnień, tych nowych… dobrych. Bez bólu, strachu i wojny, za to z Betty: jej miękką skórą, oszałamiającą wonią jabłkowego szamponu i tym filuternym uśmiechem, posyłanym spod kasztanowej grzywki. Mijając znajomą kanapę Lamia przypomniała sobie jak zabawiały się we dwie z bezimiennym byczkiem, jakiego pewnie nigdy więcej nie dane jej będzie zobaczyć, ale nie żałowała. Najważniejsze, że miała Betty, a Betty miała ją - stała krajobrazu wokół którego kręciło się nowe życie. Jej pani, przyjaciółka, kochanka, opiekunka. Opoka i ktoś, dla kogo gotowa byłaby skoczyć w ogień, gdyby tylko łaskawa pani sobie tego zażyczyła. Pielęgniarka miejskiego szpitala nie przypominała jednak w niczym kapitana Bękartów, nie żądała bezwzględnego posłuszeństwa na granicy szaleństwa.

- Nie wiedziałam że tu jest piwnica - saper zauważyła zejście na dół dopiero, gdy Eve je tam podprowadziła. Na dole zaś czekała jaskinia rozkoszy, nie tylko tej wizualnej. Długonogie, zwinne kociaki tańczyły w negliżu na niebotycznie wysokich szpilkach. Wśród nich była i Tasha, gwiazda lokalu. Ledwo weszła na scenę miało się ochotę już nigdy nie odrywać od niej oczu, a najchętniej zaprosić gdzieś na uboczu, lub nie - samemu wskoczyć na scenę i tam dołączyć do przedstawienia, biorąc ją na miejscu byle nie musieć dłużej czekać. Jakże Mazzi rozumiała Di, wpatrzoną w blond tancerkę jak w obrazek. Ona też wyobrażała sobie co z nią robi, jak i kiedy… i ile razy, w jakich pozycjach po kolei. W momencie w którym podeszła na czworaka do ich trójki, na twarzy sierżant pojawił się zębaty uśmiech polującego drapieżnika. Popatrzyła kowbojce głęboko w oczy, leniwym gestem sięgając po parę talonów. Jutro będzie żałować wydanych gambli, pluć sobie w brodę… trudno.

- Chyba coś się znajdzie… - odpowiedziała niskim, mruczącym głosem, głaszcząc się papierami po udzie, od kolana w górę. Tam przeszła przez biodro, brzuch i doszła do piersi, wsuwając talony w rowek między piersiami. Dopiero wtedy zrobiła przyzywający gest, zapraszający do częstowania się.

- Ooo… Tyle masz dla mnie? - blondynka opierająca się o blat stołu przy jakim siedziała i Lamia, i Di, i do niedawna Eve która wciąż stała między stolikiem i sceną. I kamerowała. Zapewne miała pierwszorzędny widok na opięty, czarnym, błyszczącym materiałem tył tancerki i górny przód Lamii. Przynajmniej tą część której nie zasłaniała blond głowa.

Zaś Tasha zachowywała się jak rasowa tygrysica w pełni świadoma swoich atutów. Oraz umiejąca docenić te atuty u gości. Zwłaszcza jeśli mieli dla niej 40 talonów. Znacznie więcej niż dostała od Eve i Diane. Przesunęła więc kolana tak, że już całkiem zeszła ze sceny i znalazła się na stoliku trójki przyjaciółek. Potem położyła swoje dłonie na barkach ciemnowłosej klientki i bez pośpiechu zanurzyła swoją twarz w dekolt jej marynarki i koszuli. Lamia poczuła na swojej wrażliwej w tym miejscu skórze jej wilgotny oddech i aromat dochodzący z blond włosów. Chwilę potem usta i język blondynki przez chwilę muskały tą wrażliwą skórę nim tancerka równie powolnie nie złapała wytkniętego tam zwitka talonów i nie wyprostowała się ze zdobyczą trzymaną w zębach.

Teraz usiadła na jakże zachęcająco rozwartych udach i sięgnęła po pliczek sprawdzając ile dokładnie dostała. Pośliniła do tego palec i odliczała kolejne papiery co w połączeniu z pobieraniem wcześniejszego datku wywołało aplauz publiczności i zachęty aby teraz przyszła i do nich.

- 40 papierów. - Tasha obwieściła machając wachlarzem kilku talonów na paliwo. - Szkoda, że nie 50. Za 50 to można mi je wsadzić gdzie się tylko chce. - uniosła nieco brwi machając wymownie talonami.

- Ojej Lamia! Daj jej tą dychę! Chcę zobaczyć jak jej wsadzasz! Pożyczę ci nawet jak chcesz! - Di która z kolei całą akcję miała nieco z profilu wydawała się rozgorączkowana do białości i nerwowo zaczęła trzepać swoje kieszenie w poszukiwaniu tej cholernej dychy więcej.

- Jest całkiem długa lista tego, co i gdzie bym jej chętnie wsadziła - Mazzi wyprostowała plecy, opierając łokieć o blat stołu, aby dłonią móc gładzić tancerkę po łydce powolnymi, miękkimi ruchami. Cholera, dlaczego sama nie zaczęła tutaj pracy? A tak… miały z Eve pomysł na własny biznes…
- Gdzie chcę mówisz - z klapy marynarki wyjęła zwiniętą dychę i przerzuciła do dłoni do tej pory macającej tak przyjemnie ciepłą skórę - Kusisz dziecinko… ale muszę coś wiedzieć - zawiesiła głos dla lepszego efektu - Masz w sobie żyłkę odkrywcy i poszukiwacza, nie jesteś z tych bojaźliwych? Widzisz schowałam coś dla ciebie. Dużo… dużo więcej - zerknęła na plik w jej dłoni, wciąż uśmiechając się zębato - Pytanie czy starczy ci odwagi aby tego poszukać.

- Ależ kochanie… - Tasha kusząco zaprezentowała swoje wdzięku wodząc dłonią od zgiętych kolan, przez smukłe swoje uda, płaski brzuch, pełne piersi zakryte tylko ciemnym, raczej skromnym stanikiem i wreszcie na twarz i włosy. Potem znów wróciła do poprzedniej pozycji opierając się dłońmi o barki obite marynarką i zbliżając twarz do twarzy klientki. - Za dwie stówki odkryję z tobą co tylko i jak zechcesz. Na prywatnym pokazie dla VIP-ów. Policzę ci te datki jako zaliczkę. No chyba, że do końca pokazu ktoś cię przebije. - wyszeptała jej prosto w twarz i sięgnęła ustami w stronę dłoni trzymającą ostatni talon. Przesunęła ustali i językiem po palcach a po chwili po samym talonie. Na koniec złapała go zębami próbując go wyciągnąć spomiędzy palców.

Dwie stówy… tyle co dobra snajperka z optyką też całkiem na poziomie. Bez noktowizji co prawda i laserowego miernika, ale i tak… dobrze, że w sobotę do Krótki miał stawiać.
- Dwójka? - saper uniosła brew, parskając zaczepnie. Puściła banknot, zamiast tego łapiąc kobietę za brodę i nachyliła się ku niej, aż zetknęły się ustami.
- Zachowaj to jako gratis. Po pokazie poszukasz swoich dwóch skarbów… a ja zobaczę co za słodycze skrywasz tam pod spodem.

- Zobaczyć możesz już zaraz. Ale potem też ci chętnie pokażę na osobności. - Tasha zgrabnie wysunęła się z uchwytu Lamii a potem wsadziła sobie dość wymownym ruchem cały pliczek w przód swoich spodni. Bardzo głęboko aż dłoń zniknęła jej pod spodniami po sam nadgarstek. Cały czas wpatrując się przy tym tylko w twarz swojej klientki. Wreszcie wyprostowała się, wstała na stoliku, nawet na tych swoich szpilach i mimo, że zachybotał się nieco. I wróciła z powrotem na scenę wznawiając swój popisowy numer z tańcem i stopniowym odkrywaniem swoich wdzięków. A widownie doprowadzając do wrzenia. Miała wzięcie bo co chwila ktoś rzucał albo próbował wcisnąć jej talon. Ale na piątki nawet nie zwracała uwagi dziękując najwyżej całusem i uśmiechem. Dziesiątki zwabiały ją bliżej więc już przez chwilę widz mógł się poczuć, że jest tutaj tylko dla niego. Dwudziestki już przykuwały jej uwagę. Odbierała takie talony osobiście pozwalając je sobie wsunąć za górną lub dolną bieliznę. Większe sumy zdarzały się rzadziej chociaż niektórzy dawali jej talony po kilka razy.

Tancerka i gwiazda lokalu w jednej osobie powoli ukazywała swoje wdzięki. Pozbyła się w końcu spodni paradując w samej bieliźnie i szpilach. Wreszcie ku upragnieniu wszystkich widzów zdjęła skąpy biustonosz ukazując swoje magiczne półkule. A niedługo potem zdjęła wreszcie ostatni kawałek materiału i wreszcie ukazując się w całej okazałości. No prawie. Bo jak na zawodową tancerkę wypadało potrafiła tak zdejmować ciuszki i tak się przy tym ruszać, tańczyć, ocierać, że nawet gdy miała już na sobie tylko szpilki i tak potrafiła na przemian odkryć czy ukryć swoje atuty.

Wreszcie nastąpił wielki finał. Blondynka podziękowała publiczności za owacje, datki i oklaski zaś publiczność za jej talent, urok i wdzięk jakimi ich bawiła. Tasha sięgnęła po swoje rozrzucone fatałaszki ale zrobiła przerwę gdy podniosła swoje niebieskie majtki. Zamachała nimi dookoła palca dając znak, że teraz coś się stanie i widownia na chwilę się uciszyła. A wtedy podeszła do stolika trzech przyjaciółek i wręczyła Lamii ten skrawek niebieskiego materiału.

- Chyba mnie wygrałaś. Pokaż to przy wejściu do loży VIP-ów. Będę tam za dwa drinki. - powiedziała do niej kuszącym głosem jaki pewnie wywołał zazdrość u niejednego z widzów. Wreszcie wstała, pomachała jeszcze widowni, posłała im całusy i zniknęła za kotarą. Zostały jeszcze tylko jakieś pomocnice od zbierania talonów ze sceny.

- O rany! Lamia udało ci się! Mamy ją! - i Eve i Diane doskoczyły do Lamii ściskając ją mocno i świętując to małe zwycięstwo.

- Mmm… ale apetyczne… - Diane zanurzyła twarz w niebieskiej przepustce i zamruczała z zadowolenia zerkając zaraz w stronę sceny i kotary za jaką zniknęła blond tancerka.

- Z tym to nas wpuszczą. - fotograf spojrzała na niebieski fragment bielizny kiwając energicznie głową. - Ojej ale co my zrobimy jak ona już przyjdzie? Dwa drinki to niedługo. Pewnie się musi odświeżyć i przebrać. - Eve jednak miała pewien zgryz jak rozegrać rozmowę z gwiazdą tutejszej estrady. Popatrzyła na kumpelę sprawdzając czy ona ma jakiś pomysł jak to wszystko rozegrać.

- Ja tam nie mam zamiaru z nią gadać. - zaśmiała się motocyklistka spoglądając na niebieskie majtki w dłoni Mazzi.

- No tak ale nawet jak tam wejdzie to przecież coś musimy od niej chcieć. A w ogóle Lamia ty masz te dwie stówy? - fotograf jednak nie wydawała się do końca przekonana czy mogą tak po prostu pójść na żywioł za ten kwadrans czy dwa.

- Ty już sobie tym tej ślicznej blondgłówki nie kłopocz - sierżant przytuliła ją, głaszcząc po policzku czubkiem nosa - Mam przy sobie cały tygodniowy żołd, jak szaleć to szaleć. Pytanie brzmi za ile będzie chciała z nami jechać w niedzielę do Honolulu. Nie mam portfela z gumy, chcę wiedzieć na ile możemy sobie pozwolić. Przydasz mi się w negocjacjach zanim Di się do niej dorwie - posłała motocyklistce buziaka w powietrzu - Na razie nie wspominamy o filmach, testujemy materiał. W niedzielę zobaczymy ją w akcji, a do tego czasu przemyślimy co i jak z filmami. Jutro mam spotkanie z Olgą, podpytam jakby wyglądała sprawa wyświetlenia filmu w starym kinie. Może się uda ugrać jakiś rabat… ale to jutro. Dzisiaj moje drogie, bawimy się!

- No tak! Ty to masz łeb Lamia! - Eve widocznie ulżyło i roześmiała się gdy jej kumpela znalazła takie zgrabne rozwiązanie wszystkich problemów na raz.

- O tak, bardzo chętnie się do niej dorwę. Z góry i z dołu, z przodu i z tyłu i w ogóle z każdej strony! - motocyklistka miała wyraźną chcicę na tancerkę i mocno zacisnęła dłoń na niebieskim materiale jaki tam zostawiła. Spoglądała na kotarę jakby ta znów miała zaraz wyjść z powrotem ale niestety chociaż jakaś dziewczyna wyszła aby zrobić pokaz to nie była to Tasha.

- A zabrać ją na niedzielę świetny pomysł. Ale pewnie więcej niż dwie stówy skoro chce tyle za numer na miejscu. Ale nie bój się, nie zostawimy cię samej! Złożymy się! Zresztą pogadamy z nią ile i za co by chciała i czy w ogóle ma wolne na niedzielę. - fotograf upiła ze swojej szklanki gdy zastanawiała się nad praktyczniejszą częścią nadchodzącej niedzieli.

- A chwila a jak to robimy z nią teraz? Mam ją po prostu bzyknąć czy robimy jakiś skecz? - Indianka wróciła spojrzeniem do swoich kumpel patrząc na nie pytająco.

- No właśnie. Nie zapytałam czy można nagrywać. Chyba tak. Najwyżej trochę drożej policzy. Ale Lamia, masz jakiś scenariusz czy lecimy na żywioł? - z układaniem scenariusza fotograf jak to miała w zwyczaju wolała się skonsultować ze swoją wspólniczką.

- Na żywioł, nie zawsze musimy mieć scenariusz. - Mazzi zarechotała wesoło, przyciągając je obie do siebie i ruszając do przejścia na zaplecze - Zerżnijmy ją po prostu, po bożemu. W każdą dziurę i na każdą stronę. Można ją nagrać, czemu nie? Ale wiecie co? Dziś nie chcę myśleć o robocie, zróbmy to na spontanie! - pokiwała mądrze głową - Jeśli chodzi o kasę, mam paczkę prochów u Betty, część sumy możemy jej zaproponować w dragach. Albo sama weźmie, albo komuś przehandluje.

- Dokładnie! Chodźmy ją zerżnąć! - Di zerwała się ochoczo z miejsca i prawie pociągnęła za sobą obie kumpele. Szampański nastrój rozlał się po całej trójce bo przechodziły przez salę jak burza. Eve tylko mówiła gdzie się idzie do tej loży VIP-ów. Przeszły przez strażnika któremu zostawiły niebieskie majtki tancerki a ten skinął głową i wskazał im odpowiednie drzwi. Za nimi zaś był taki sobie wielkościowo pokoik. Sofa, dwa fotele, mały stolik. Na stoliku jakieś wino w lodzie i smukłe szklanki oraz miseczka orzeszków. Przydymione światło no i niewielka miniaturka sceny z chromowaną rurą na głównym miejscu.

- Masz rację Lamia, pójdźmy na spontan! Na spontan też jest fajnie! A prochy na pewni weźmie, prochy są zawsze na chodzie. Może poza koszarami i komisariatami bo oficjalnie nie można. I nie bój się Lamia, ja się dołożę coś od siebie w tą niedzielę. Teraz zresztą też mogę. - Eve zamachała wesoło nóżkami gdy kicnęła na wolny fragment sofy. Ale sięgnęła do swojej torby i wyjęła aparat, smartfon i portfel. Zaczęła to wszystko przygotowywać do użytko na przyjście ich głównej gwiazdy wieczoru.

- No ja nie jestem kasiasta. Muszę mieć na paliwo na powrót. Sorry, dziewczyny, za bardzo z kasą wam nie pomogę. - Indianka skrzywiła się trochę zdając sobie sprawę, że materialnie odbiega od dwójki swoich kumpel.

- Nie przejmuj się Di. Zaprosiłyśmy cię w końcu na wakacje prawda? No to używaj sobie, po to cię tu ściągnęłyśmy by zobaczyć czy nam wszystkim się to podoba prawda? - Eve przygotowywała aparat do użytku i uspokajając ich pierwszą, zwerbowaną kandydatkę na aktorkę.

- Dobra! Wiecie, co? Tak czułam, że się przyda. - motocyklistka z szelmowskim uśmieszkiem wyciągnęła z którejś z licznych kieszeni przypinaną zabawkę Madi. Eve nie wytrzymała i rozśmiała się na całego.

- O! Ja mam z tym bardzo miłe wspomnienia. - zawołała głaszcząc czule gumowe urządzenie rozrywkowe i patrząc koso na Lamię. - I nawet lepiej, że na żywioł! Tak to byśmy musiały z Lamią udawać profesjonalne i poważne a tak ją zerżniemy we trzy! Chociaż trochę jej zazdroszczę… No ale co tam! Chętnie z wami kogoś zaliczę wspólnie! - Eve wróciła do przygotowania aparatu i chyba był gotowy bo odłożyła go na bok. Sięgnęła po porfel wyjmując talony i pokazując je gestem Lamii. Miała tam chyba z pół setki papierów albo i więcej.

- Schowaj je - sierżant powiedziała łagodnie, zaciskając dłoń na jej dłoni trzymającej portfel - Na dziś nam starczy, zrzucimy się przy niedzieli. Teraz ja stawiam, chyba że chcesz nam fundnąć drinka, to się nie krępuj… i bez obaw. Dla ciebie szykuję w niedzielę coś wyjątkowego.

- Dla mnie?! Naprawdę?! Jej jak super! - Eve podskoczyła z ekscytacji na tą wieść i bez oporu schowała i talony i portfel. - No pewnie, że się dołożę w niedzielę, przecież to nie w porządku żebyś sama za wszystko i wszędzie płaciła. - zawołała radośnie całkowicie zgodna na taki układ.

- A co jej szykujesz? - Diane też wyglądała na zaciekawioną tą wieścią. Popatrzyła to na jedną to na drugą kumpelę.
 
__________________
A God Damn Rat Pack
'Cause at 5 o'clock they take me to the Gallows Pole
The sands of time for me are running low...
Driada jest offline