Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 07-07-2019, 15:39   #109
Driada
 
Driada's Avatar
 
Reputacja: 1 Driada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputację
- Faktycznie, zrobiłoby się niewygodnie. - saper zmrużyła oczy, przekrzywiając głowę w bok i sapnęła - Mają tam dwupokojowe lokum do wynajęcia? Coś jak pokój z aneksem jadalnym, który oddzieli się kotarą albo coś. Wtedy mamy część z kanapami, łóżkami czy czym tam potrzeba. Dywany też są spoko. Jest i część ze stołem, nasza scena. Poczekają aż sie przygotujemy, wtedy się odsłoni kotarę, jak na scenie. Po wszystkim wrócimy na wygodny teren… - popatrzyła pytająco na tancerkę jako tą najbardziej obeznaną.

- No z kotarami w poprzek pokoju to nie kojarzę. Ale powinni mieć pokoje rodzinne. Wiecie takie połączone drzwiami jak kiedyś wynajmowały rodzinki i rodzice spali w jednym a pociechy w drugim pokoju ale mieli drzwi, żeby nikt nie musiał wychodzić na korytarz jak coś chce. To takie coś powinni mieć to pytajcie wtedy o pokoje rodzinne albo łączone. - Tasha zaczęła mówić niezbyt pewnie o tej kotarze ale gdy doszła do znajomych tematów to nabrała płynności.

- Na tyle osob i całą noc imprezy to chyba i tak lepiej wynająć dwa pokoje. Jeden taki gospodarczy na te nasze rzeczy i różne takie. To taki łączony pokój chyba byłby idealny. - Eve pokiwała blond główką do drugiej blondynki zgadzając się na jej pomysł.

- A właściwie to kto ma być na tej imprezie? Nasza czwórka, tych trzech kolesi i ktoś jeszcze? - Diane zaciekawiło coś innego co do tej niedzielnej imprezy.

Pokój rodzinny brzmiał jak idealne rozwiązanie, saper pokiwała głową na zgodę. Tak, nada się do tego co planowały… w nocnym klubie, z nagą prostytutko-tancerką tuż obok na dywanie. Bez dwóch zdań klimatycznie wpasowały się w przyszłą imprezę.

- Czterech kolesi. Steve, Cichy, Dingo i Don. Z dziewczyn nasza czwórka, Madi, Val… możliwe że Sonia, jeszcze nie znasz - popatrzyła na Indiankę wesoło - Ale poznasz. Szkoda że Betty raczej nie da się namówić, mogłaby pojechać choćby popatrzeć i potrzymać na Val nogi… obie byłyby zadowolone.

- O, jeszcze jakaś Sonia? - Indianka uniosła brwi słysząc nowe dla siebie imię.

- Fajna, jest kelnerką w “Honolulu”, kumpela Val. Lamia mówiła, że Val ostatnio ją testowała stopą i wyszło bardzo fajnie. No i była chętna aby podpiąć się pod imprezę tylko wtedy nie mogła bo była w pracy. Właśnie, może ją się uda zamówić by nas obsługiwała? Jakby nie dostała wolnego na wieczór. To by była z nami i tak i tak. - Eve pośpieszyła z wyjaśnieniem i siedząc na poręczu fotela Lamii głaskała ją czule po włosach całując je od czasu do czasu.

- To spora impreza się szykuje. - Tasha pokiwała głową na chyba też coraz przyjaźniejszym okiem zerkając na tą przyszłą imprezę.

- A z Betty może jednak? Będziemy przecież wszystkie widzieć się w niedzielę. Może jak zobaczy co się kroi to się zgodzi? Jak chcesz to do niej zagdam. I tak mam na nią ochotę mam nadzieję, że będę miała z nią przyjemność w niedzielę. Jest taka władcza i w ogóle robi czad nawet jak niby nic nie mówi i nie robi. Nie wiem jak ona to robi ale działa. Myślisz, że zgodziłaby się mnie puknąć w niedzielę? Albo dać sobie coś zalczyć ustnie chociaż? - dziennikarka trochę popłynęła na tle tej dyskusji o nadchodzącej niedzieli. Diane roześmiała się cicho słysząc jakie marzenia względem okularnicy ma krótkowłosa blondyna.

- Zagadamy do niej we dwie, weźmiemy w krzyżowy ogień. W końcu się złamie i pójdzie z nami. Jako widz przedstawienia, nie aktor… też bym chciała aby z nami poleciała. Głupio tak, gdy zostaje w domu, a my wypadamy. Ciągle i ciągle - mruknęła dość smutno, potrząsając głową - Ktoś w końcu musi ją wielbić i usługiwać. Jeśli się zgodzi, wtedy na pewno ktoś będzie musiał się nią zająć lingwistycznie, a nikt nie ma takich skilli jak ty - posłała Eve całusa, pociągając z butelki - Wiesz Tash, jak chcesz kogoś zaprosić od siebie, nie krępuj się. Im nas więcej, tym weselej.

Eve rozpromieniła się słysząc komplement o swoich talentach lingwistycznych. Chętnie i mocno oddała pocałunek rozpromieniona pozytywną energią. - Zobaczysz, ona cię bardzo lubi to na pewno się zgodzi. Najwyżej wcześniej skończymy albo pojedzie do domu. Zresztą od 20-tej do północy to całkiem sporo czasu. Chłopaki też pewnie nie będą siedzieć do rana jak mają na rano. Może uwiniemy się gdzieś do północy to załatwimy co trzeba i wszyscy będą szczęśliwi? Bo mi się wydaje, że Betty nie jeździ z nami wieczorami bo ma na rano do pracy. I cały dzień na nogach potem. Ale może teraz się zgodzi? - tryskająca energią i pozytywnym nastawieniem fotograf wydawała się być dobrej myśli.

- Nie mogę wam tego obiecać ale będę miała na uwadze. Ale przyznam, że zwykle nie mieszamy spraw służbowych z prywatnymi a gdyby szef się dowiedział, mógłby uznać, że któraś z nas robi coś na boku a to by się źle skończyło. - Tasha skinęła głową ale mówiła jakby nie napalała się na to, że uda jej się zabrać na niedzielny wypad kogoś jeszcze.

- Dowie się, jeśli mu powiesz. Od nas nikt nie puści pary, też nam zależy na dyskrecji - sierżant uśmiechnęła się uspokajająco - Przecież możecie na wolnym chodzić do klubu i bawić się po swojemu, no nie? Zadbamy o to abyście razem nie przyjechały, ani nie weszły do Honolulu w tym samym czasie… tak, trzeba zabrać Betty - popatrzyła na fotograf poważnie - I znaleźć co Amy, aby nie siedziała sama. Skoro jutro Jack nam pomaga z agregatem, napomkniemy mu o tym żeby ją zabrał do siebie na noc. filmy pooglądać, albo co tam robią nieśmiali młodzi ludzie.

- Ano tak, Amy… No tak, trzeba coś jej wymyślić… - Eve zamyśliła się kiwając powoli głową myśląc nad tym aspektem niedzielnego wieczoru.

- Dajcie spokój, przecież to dorosła laska. Co? Jednego wieczoru sama nie przesiedzi w takiej hacjendzie? Albo niech nawet zaprosi tego swojego fagasa to sami sobie znajdą zajęcie a my im będziemy tylko przeszkadzać. - Di prychnęła pogardliwie na takie problemy co to mają kłopot spędzić w cieplarnianych warunkach jeden wieczór samemu.

- No nie chcę się nad tym rozgadywać ale szef ma swoje sposoby. Ale może coś się uda. Niemniej raczej pewnie przyjadę sama. No z ochroniarzem ale on mnie zawsze przywozi i odwozi. - striptizerka chyba nie chciała mówić zdecydowanego “nie” ale też nie liczyła na zbyt wielkie szanse sukcesu w tej dziedzinie.

- Amy jest… specyficzna - w jednej chwili Mazzi spoważniała, zwracając się do Diane - widziałaś jej twarz, dużo przeszła ostatnio. Zbyt dużo jak na taką delikatną dziewczynę. Jest… inna niż my, jak młodsza siostra. My się bawimy, ona też coś dostaje. Oddział trzyma się razem. - dokończyła butelkę i odstawiła ją na ziemię - Dobra, odbierzemy cię od pingwina i oddamy mu ciebie rano, pasuje? - spytała Tashy, wstając z fotela i łapiąc smartfona.

Diane uniosła dłonie w geście, że nie szuka zwady ani problemu i zostawia tą sprawę bardziej obytym w temacie. - Pasuje. - Tasha za to zgodziła się chętnie na propozycję Lamii i zabujała w większości już pustą szklanką. - To co? Zaczynamy drugą turę zabawy? To na co kto ma ochotę ze mną? - tancerka z kuszącym uśmiechem odstawiła szklankę na stół i rozłożyła rączki dając znać, że jest jak najbardziej dyspozycyjna i skora do wszelakiej współpracy. Pozostałe dziewczyny też się roześmiały, nieco chrapliwymi i podszytymi odradzającym się podnieceniem emocjami.



[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=gn9C1vKd7Gc[/MEDIA]

Podróż po ciemku nie miała w sobie nic pociągającego. Za oknem samochodu Eve panowała czarna noc, mijane budynki straszyły czarnymi oknami, nawet te zamieszkałe. Mokry asfalt uciekał spod kół, silnik mruczał pod wysłużoną maską, a wewnątrz bryki nastrój panował odwrotny do przygnębiającej okolicy. Spotkanie z Tashą mimo że mocno nadwyrężyło portfel, było tego absolutnie warte. Trzy przyjaciółki raz jeszcze przeżywały wspólną zabawę, przeglądały zdjęcia i puszczały fragmenty filmików, aż miasto za ich plecami stało się równie czarne, jak droga przed nimi. Jednostka Boltów znajdowała się poza granicami Sioux, przy starych basenach… i tyle z teorii.

- Zobaczycie, nie zajmie długo. - Mazzi nadawała do towarzyszek, popalając papierosa i udając, że trzymana na kolanach torba słodyczy nie jest miętolona nerwowo przez jej palce - Pojedziemy na bramę, zagadamy wartę i zobaczymy. Jest opcja że nie ma go tutaj, tylko na misji. Wtedy zjemy paczkę w drodze powrotnej do Betty. W końcu rano trzeba wstać… ale jeśli jest chyba się ucieszy. Jeśli nie… - westchnęła cicho - Jeśli nie, przynajmniej zaniesie chłopakom coś dobrego na śniadanie.

- No dobra, jestem mi tak dobrze, że zgadzam się na wszystko. Zwłaszcza ustami. - Eve wyglądała trochę jakby było jej po tym wieczorze w “Neo” tak dobrze, że najchętniej poszła by zaraz spać. Ale też nie chciała odmawiać swojej kumpeli.

- Nie śpij. Ja ci zaraz mogę coś dać w te twoje usta jeśli jeszcze ci mało. - Diane pochyliła się w przerwie między przednimi siedzeniami zagadując wesoło do kierowcy.

- Coś w usta? Coś ciepłego? No to dawaj co tam masz. Bo jak zasnę to dopiero się narobi. - blondynka za kierownicą brała wszystko żartem ale chyba nie do końca był to żatr. No ale motocyklistka nie rzucała słów na wiatr i zaczęła wodzić palcami po jej twarzy i ustach. Co blondyna przyjęła całkiem chętnie.

- Cholera to gdzie to jest? Gdzieś za miastem? Daleko? - gangerka zorientowała się, że wyjeżdżają z miasta. A po nocy to wyglądało jakby wyjeżdżały na Pustkowia. I to w środku nocy. Co zazwyczaj ludziom nie kojarzyło się z niczym przyjemnym ani bezpiecznym.

- Trochę. Znaczy nie. W dzień pewnie byłoby widać. Cholera sfrajerzyłam się z tym wyjazdem. - fotograf za kółkiem miała minę trochę niepewną. Tak samo jak Lamia widziała już u niej kilka razy zwłaszcza przy wyborze drogi, gdzie skręcić i czy dobrze jadą.

- Dlaczego? - zainteresowała się gangerka nadal opierając się pośrodku przednich siedzeniach.

- No ostatnio jak mnie Lamia prosiła by ją gdzieś podrzucić, swoją drogą właśnie do was, do Mason, to zawarłyśmy taki korzystny, zwłaszcza dla mnie, deal. A teraz zgodziłam się tak za frajer jechać w tą ciemną noc. - westchnęła blondynka jakby właśnie uzmysłowił sobie, że nie była teraz tak cwana jak ostatnio.

- A jaki to deal? - zapytała zaciekawiona Indianka zerkając na dwie kobiety w garniturach siedzące z przodu.

- A to niech Lamia powie. - Eve wskazała kciukiem na siedzącą obok pasażerkę więc Di popatrzyła na nią czekając na jakieś wyjaśnienia.

- Daj spokój Eve, wynagrodzę ci to - sierżant westchnęła, przecierając oczy bo też czuła się wymęczona. Mimo tego uśmiechnęła się ciepło, kładąc dłoń na kolanie kierowcy - Poprzednio bulilam za paliwo, hotel, żarcie i atrakcje, dodatkowo zapewniając rozrywki w czasie wolnym, a dodatkowo materiał do nagrań. Przecież nie mogło chodzić tylko o sympatię, no nie? Wszystko ma swoją cenę. Teraz nie wiem… co zrekompensuje taki wypad w ciemną, głuchą noc? Kolacja? Nieee… zbyt proste. Myślę - parsknęła - że coś wymyślę, bez obaw. Nie wyjdziesz na tym stratna.

- Naprawdę? - Di po wysłuchaniu jednej wersji popatrzyłą teraz na drugie siedzenie czekając na reakcję drugiej strony.

- No daj spokój Lamia, i tak bym z tobą pojechała nawet bez paliwa i hotelu. Musiałam się trochę podroczyć. Teraz też przecież nie o paliwo mi chodzi. - blondyna machnęła ręką i na dowód o co jej chodzi przesunęła dłoń pasażerki bliżej cieplutkiego zakątka jaki tworzyło zwieńczenie jej ud.

- A o co? - motocyklistka zapytała nadal zaciekawiona tymi wyznaniami jej obydwu kumpel.

- No o te nagrywanie. Jej jak cudownie wyszło! Jutro zacznę to kleić dlatego mnie nie będzie. No i muszę zobaczyć, trzy dni mnie nie było nie wiem co tam się urodziło w tym czasie. I mam trochę zaległej roboty. Dlatego no jutro i w sobotę chyba mnie nie będzie. Ale śmiało przyjeżdżajcie z Krótkim w sobotę na noc! Zapraszam serdecznie! - Eve widocznie bardzo miło wspominała ten filmik jaki z Lamią nagrały na bezimiennej stacji benzynowej w drodze do Madison gdy złapał je grad. Trochę zmartwiła się gdy mówiła o czekających ją zajęciach i niepewności co zastanie po powrocie ale na koniec znów rozpromieniła się gdy zapraszała swoją kumpelę i jej “tylko kolegę” na sobotnią noc.

- A to w takim razie co byś chciała za tą jazdę teraz? Jeśli nie kolację to co? - Indianka pochyliła się bliżej siedzenia kierowcy trochę ściszając głos jakby chciała poznać jakąś tajemnicę. A blondyna łyknęła na całego bo zamilkła i zaczęła się naprawdę zastanawiać.

- Wiem! - zawołała nagle radośnie uderzając w kierownicę. Popatrzyła triumfalnie w bok na Lamię, trochę w tył na Diane aby się nacieszyć tą chwilą. - Strasznie mi się spodobało być waszą dziwką. To może w sobotę jak będziemy wszyscy razem we czwórkę to zostanę waszą dziwką do rana? Co myślicie? W Mason nam się chyba sprawdziło prawda? To jak? Zgodziłybyście się? Ja was zawiozę teraz do tych koszar a w zamian w sobotę do rana będę waszą dziwką? Co wy na to? - Eve miała minkę jakby wymyśliła jakiś w swoim mniemaniu genialny plan i teraz czekała aż kumpele zareagują tak samo entuzjastycznie jak ona.

I weź takiej odmów, gdy tak ładnie prosiła, robiąc te błyszczące oczka małego szczeniaka widzącego przysmak tylko i wyłącznie dla niego. Sierżant westchnęła przeciągle, zerkając z zastanowieniem na Indiankę.

- Wiesz Eve… naprawdę doceniam twój zapał. Tylko nie wiem, naprawdę nie wiem - przyprała smutny ton głosu, dla kontrastu palcami zadomowiła się w ciepłym, mokrym pęknięciu między nogami kierowcy. Głaskała sznureczek od kulek, poruszając nimi w rytm wypowiadanych słów - Dla mnie brzmi całkiem obiecująco. Cooo praaawda… trzeba będzie popracować nad zapałem, bo leniwa dziwka z ciebie, ale jestem gotowa ci w tym pomóc. Di, a ty?

- O tak, to prawda, strasznie się rozleniwiłam ostatnimi czasy. - Eve pokiwała głową mocno zaciskając swoje pełne usta. A na uda wyszedł jej jakiś dziwny skurcz przez co na chwilę mocno ścisnęła udami dłoń kumpeli jaka w niej gościła, jęcząc przy tym cichutko i trochę się przygarbiając na chwilę. Ale zaraz rozwarła uda tak szeroko jak tylko się dało kierowcy. Czyli właściwie niezbyt. - A ty Di? Poszłabyś na taki układ? - fotograf zapytała siedzącej nieco z tyłu Indianki.

- Ja? - dziewczyna w skórzanej, naćwiekowanej kurtce nachyliła się do przodu jeszcze bardziej jakby chciała sobie dokładniej obejrzeć kierowcę bo dawno albo w ogóle jej nie widziała. - Ja myślę, że biednej Lami przyda się pomoc w obrabianiu takiej leniwej dziwki. Widziałaś Tashę? To jest dobra dziwka! Cholera pierwszorzędna! - Di chyba starała się naśladować styl Lamii ale gdy przypomniała sobie o gwieździe “Neo” aż zakrzyknęła z zachwytu.

- To prawda. Sama prawda. No ja nie jestem Tasha ale obiecuję się poprawić i postarać. To zgodzicie się? Mam coś dla was przygotować? O! Mam trochę kostiumów do zdjęć. Mogę się przebrać jak chcecie. Chcecie jakiś konkretny kostium? Bo może mam albo da się załatwić. No chyba, że wolicie tak naturalnie, po domowemu. - Eve senność zdecydowanie minęła i teraz wydawała się radosna i pogodna, gotowa do wszelkiej współpracy teraz i tą sobotnią noc na jaką się umawiały. Zupełnie jakby wcale nie jechały przez jakieś nocne Pustkowia.

Mazzi zamyśliła się, miętoląc torbę ze słodyczami i zawiesiła wzrok na szybie. Przed oczami migały jej urywki wieczoru z Tashą, papier szeleścił w palcach.
- Umyj się dokładnie i przygotuj - powiedziała zamyślona, nie przestając się bawić ciałem fotograf - Coś do jedzenia, na zimno. Zjemy sobie kolację… - zrobiła przerwę, aby dodać poważnym głosem - Z ciebie. Będziesz naszym stołem i talerzem. Po posiłku cię dokładnie wyczyścimy, założymy obrożę i zaczniemy tresurę. Sama niestety sobie nie poradzę… dobrze że jesteś Di, razem chyba damy radę - uśmiechnęła się pod nosem.

- O! Ze mnie!? Ale czad! No tego to jeszcze nie próbowałam! Rany, Lamia, jesteś super! Jesteś najlepszą dziewczyną na świecie! - Eve wytrysnęła entuzjazmem na ten pomysł jak gejzer. Pod wpływem impulsu objęła naglę szyję pasażerki, przysunęła ją do siebie i trochę na ślepo pocałowała ją w policzek. Potem puściła ją i roześmiała się już uradowana na ten sobotni wieczór.

- To cię skosztujemy a potem będziesz do rana naszą dziwką? I będziemy cię tresować i będziesz robić co ci każemy? - Indianka zerkała z tylnego siedzenia zafascynowana całą tą sceną. Patrzyła najpierw na pasażerkę a potem na kierowcę jakby nie mogła uwierzyć w to co się rozgrywa na ich oczach.

- O tak! Będzie super! Wiesz jak Lamia świetnie umie tresować brudne, leniwe dziwki? No po prostu mucha nie siada! A jeszcze jak będziesz ty i Steve to już w ogóle! I jej! Będę waszą kolacją! No tego to jeszcze nie przerabiałam! Chociaż robiłam ze dwa razy zdjęcia takim laskom ale sama nigdy nie próbowałam! - Eve nawijała jak nawiedzona i niesiona nową falą pobudzenia i podniecenia. Śmiała się i cieszyła nie mogąc się doczekać tej sobotniej nocy. Lamia zaś na palcach czuła, że rzeczywiście jej ciało zareagowało całościowo na tą sobotnią imprezę jaka im się właśnie kroiła.

- Widziałam filmik ze stacji to coś chyba kojarzę. To będzie coś w ten deseń? - motocyklistka spojrzała w na drugą siedzącą z przodu kobietę.

- Ano tak! Widziałaś filmik ze stacji! Właśnie, jutro go będę obrabiać dlatego mnie nie będzie. A muszę jeszcze do redakcji podjechać. No ale do soboty wieczór już wszystko powinno być gotowe na wasz przyjazd. Aha, tylko ktoś by mnie musiał przybrać tymi przekąskami… - krótkowlosa blondyna roześmiała się trajkocząc bez wytchnienia gdy pomysł kumpeli, przyjaciółki i dziewczyny tak bardzo wstrzelił się w jej gusta.

- No ja cię mogę przybrać. I tak chyba śpię u ciebie z tego co słyszałam. - gangerka znalazła rozwiązanie tego problemu od ręki a kierowca radośnie pokiwała głową na zgodę. Ale obie chyba czekały na więcej detali od strony pomysłodawczyni co do tej sobotniej nocki.

- Bita śmietana i truskawki… a nie, nie sezon na truskawki, ale jabłka! - Mazzi też wygląda na zachwyconą. Gadała szybko, rzucając spojrzeniem od Indianki do fotograf - Dużo jabłek, cynamon, syrop klonowy… kolacja na słodko. Czekolada, ale starta, nie płynna bo jeszcze poparzymy talerz. Chyba że uda się wam zorganizować lody. Lody i owoce, kurde, niech już będzie ta sobota - zachichotała jak mała dziewczynka - Będzie dobra zabawa, nawet j… jak Steve jednak zrejteruje i jednak stwierdzi, że ma inne zajęcia. - machnęła ręką, udając że jej to wcale nie rusza, nic a nic - Wóda też się przyda, jakaś łycha czy co. Na szampana chyba nie ma co liczyć, szkoda. Bąbelki to zawsze dużo frajdy.

- Szampan? No może być trudno. Trochę mało czasu. Ale alk na pewno się znajdzie. I kamery! Ustawię kamery aby się wszystko nagrało! Ale będzie kino! - Eve też zacierała ręce z uciechy na tą imprezę która właściwie skręcała się nie wiadomo jak, kiedy i z czego a już wyglądała, że żal było ją odpuścić.

- Widzę, że z wami dwiema to się człowiek nie ma czasu nudzić. - gangerka na tylnym siedzeniu roześmiała się też dając się ponieść tej euforii.

- Będzie super. O! To tam! Tam gdzie te światła! - Eve pokiwała głową ale nagle krzyknęła wskazując na odległe światła gdzieś przy drodze. No to już prawie dojechały.

- A w ogóle to gdzie my właściwie jedziemy? Co tam jest? - Diane zmrużyła oczy jakby chciała dojrzeć coś więcej no ale w tych ciemnościach i nocy było to mało realne. Widać było coś większego jak jakiś kompleks czy fabryka sądząc po ilości świateł.

- To już, dojechałyśmy? - saper naraz straciła werwę, za to ponowiła skubanie papierowej torebki. Rzucała zaniepokojonym wzrokiem za okno, jakby wśród ciemności dostrzec się dało co dzieje się tam, gdzie światła. Odkaszlnęła słysząc pytanie Indianki.

- To jednostka wojskowa, koszary oddziału specjalnego… Thunderbolts, komandosów - odpowiedziała neutralnie, poprawiając włosy i patrząc w lusterku czy nie rozmazała makijażu - Jeśli mamy farta w środku jest Steve… zwykle go posyłają w teren w tygodniu, jedyna szansa złapać go poza weekendem to wieczór. O ile nie dali mu misji w terenie, ani nie siedzi w sztabie, czy gdzie tam przesiaduje jak kibluje na terenie - mruknęła patrząc na papierówkę ze słodyczami.

- Thunderboltsów? Komandosów? Znaczy się trepów? - motocyklistka nieco pochyliła głowę jakby chciała zajrzeć w oczy pasażerki a wymówiła te trepowe nazwy jakby należały go jakiegoś gorszego gatunku ludzi.

- Oj, Di, Steve jest całkiem fajny. Szkoda, że wtedy jak robiłam w pokoju laskę jego chłopakom to go nie było. Albo jakbym została na dole to bym też mogła i jemu zrobić wtedy w klubie. No ale wtedy nie zrobiłabym laski jego chłopakom a fajny filmik wyszedł… - Eve wzięła w obronę nieobecnego komandosa no ale trochę się zapętliła w tych wiecznych dylematach oralnych jakie często jej sie zdarzały.

- No ale jak trepy to w ogóle wpuszczą nas tam? Jest środek nocy. - motocyklistka machnęła reką na te wyjaśnienia i zagaiła o coś innego.

- No nie wiem. Tam w Mason to mnie nie wpuścili. A tutaj to nie wiem. Może być zamknięte. Ale chyba przy bramie powinien ktoś być. Lamia, właściwie to jak to mamy załatwić? - kierowca też trochę została zbita z tropu tą uwagą tylnej pasażerki. W końcu był środek nocy co raczej nie sprzyjało godzinom otwarcia czy przyjmowania gości. A były coraz bliżej już dało się poznać ogrodzenie i poszczególne latarnie uliczne czy coś podobnego. I wieżyczki strażnicze.

- Spróbujemy przy bramie, zagadamy wartownika. Damy mu łapówkę, zbajerujemy żeby zadzwonił albo skontaktował się z kimś wewnatrz koszarów. Dał cynę Krótkiemu żeby się kopnął, można zagadać że sprawa rodzinna czy coś. Byle się ruszył… mam nadzieję, że tam jest - westchnęła, humor jej siadł - I że będzie chciał podejść do płota. Nie… nie wiem, mówić mu… co mu powiedzieć jak się spyta po co mu dupę zawracam? Byłyśmy w okolicy i postanowiłyśmy wpaść? Przecież jak powiem, że się stęsk… no że trochę o nim myślałam. Nie że ciągle, ale tak czasem… - sapnęła zrezygnowana - To chyba nie był najlepszy pomysł.

- Ja mogę do niego zagadać. Powiem, że na spontanie wymyśliłyśmy sobotnią imprezę. Właściwie to tak było. No i czy się zgadza wziąć w niej udział. Nie peniaj Lamia jak jest to wyjdzie. A jak nie to chyba nie masz co sobie nim głowy zawracać. - Eve czule pogłaskała palcami policzek kumpeli ale zaraz przestała bo już musiała zwolnić aby wjechać na przykoszarowy parking.

- A ja mam iść? Ja za trepami nie przepadam. Oni za mną też nie. - Indianka nie była widocznie przekonana co do potrzeby integracji z trepami.

- Oj, no chodź z nami no. Musimy pomóc Lamii. No i przecież Steve też pewnie będzie w sobotę to co? Nie chcesz go zobaczyć? - kierowca zgasiła silnik więc mogła się swobodniej odwrócić do pasażerki.

- Damy radę dziewczyny, głowa do góry! - Eve złapała za brodę i pocałowała szbko w usta najpierw jedną a potem drugą pasażerkę. Po czym otworzyła drzwi i wysiadła.

- Dobra co mi tam. Najwyżej wrócę do samochodu. - gangerka dała się chociaż częściowo przekonać i też wysiadła. Na parkingu stało trochę samochodów ale wszystkie były puste i ciemne. A do głównej bramy było z kilkadziesiąt kroków. System zabezpieczeń był podobny jak Lamia widziała w swojej macierzystej jednostce w Macon. Betonowe barykady przed bramą, rów przeciwczołgowy, zasieki z drutu kolczastego, wbite w ziemię pręty, szyny i kolce, wieżyczki strażnicze, lampy na słupach, szperacze na wieżyczkach. No tak, wyglądało to całkiem poważnie i zalatywało jak nie wojskiem to jakimś więzieniem. Do głównej bramy miały z kilkadziesiąt metrów raczej pustego parkingu.

- Spokojnie, na luzie. Bez podejrzanych ruchów - Mazzi ruszyła na sztywnych nogach prosto pod bramę. Zachodziły nocą pod jednostkę wojskową specjalsów, robienie głupot nie było mądrym posunięciem. Obecność dziewczyn dodawała otuchy. Tak, Eve miała rację. W razie czego przecież zawsze mogą się odwrócić i odejść, olać Krótkiego i bawić się dalej… gdyby to było takie proste - Uśmiechamy się i robimy dobre wrażenie. Oby nie trafiło na służbistów przy bramie… ale nocki zwykle obstawiają koty. Żaden szanujący się trep od kaprala w górę nie robi nocnych wart, jak może w tym czasie pospać. Więc szeregowcy, najwyżej starsi szeregowcy. Damy radę… i zawsze można im pokazać cycki.

Dziewczyny roześmiały się i ruszyły z Lamią ramię w ramię. Trochę wyglądały jak z innej bajko bo dwie wspólniczki były ubrane w garnitury a motocyklistka właśnie jak motocyklistka. Chociaż w skórzanej spódniczce zamiast spodni. Podeszły do budki strażniczej wielkości dawnego kiosku i tam ujrzały twarz młodego kapsla po drugiej stronie zakratowanej szyby. I jeszcze dwóch innych którzy zerkali ciekawie na trójkę nocnych gości.

- Coś się stało dziewczyny? - kapral zagaił patrząc na nie jakby spodziewał się, że o drogę będą pytać albo silnik im się zepsuł. Wszyscy trzej wyglądali na zaskoczonych i zaciekawionych tym nocnym najściem. Z bliska Lamia dojrzała, że prawie trafiła. Kapral, starszy i zwykły szeregowy.

Ciekawe co biedak przeskrobał, że go wrzucili na nocną wartę… cokolwiek by to nie było, pierwsze wrażenie chyba wypadło nienajgorsze. Żaden z trójki żołnierzy nie chwycił za broń, zamiast tego lampili się przez szybę na oponentki.

- Czołem chłopaki - saper uśmiechnęła się uroczo, machając im ręką i zaraz przyciągnęła do siebie dziewczyny bo w kupie raźniej - Stało się… a raczej może stać, jeśli nam nie pomożecie - zrobiła smutną minę stojącego w deszczu basseta - Widzicie… chciałyśmy was prosić o jedną drobnostkę. Szukamy kapitana Stevena Meyersa, stacjonuje tu z oddziałem. Musimy z nim pilnie pogadać, tak… wiem. Jest bardzo późno, ale sprawa jest dość gardłowa. Pomożecie nam? Dla was to drobnostka, spytać na rejonach… a nam to życie uratuje, a z pewnością pomoże dziś spokojniej spać. - na blacie przed szybą wylądowała butelka wysokoprocentowej argumentacji - Specjalnie przyjechałyśmy z miasta… i tak ładnie prosimy, prawda dziewczyny?

- Steve Mayers? Kapitan? Mam w środku nocy obudzić kapitana? - kapral popatrzył po sobie z resztą żołnierzy sprawdzając czy usłyszeli to samo. Zerknął na butelkę która przykuwała ich uwagę no ale była mowa o kapitanie. Dla kaprala był to niewyobrażalnie odległy poziom. W końcu kapral zwykle przyjmował rozkazy od sierżanta. Już z porucznikiem w plutonie to raczej rzadko miał przyjemność. W końcu porucznik musiał zarządzać całym plutonem, koordynować akcje z innymi plutonami i jeszcze ze sztabem kompanii więc był zbyt zajętą osobą by zawracać sobie głowę jakimś kapralem. Od tego miał sierżanta. No a kapitan to tak jak porucznik tylko o szczebel wyżej. Zwykle w plutonie rzadko się pokazywał a jak już gadał to z porucznikiem. A teraz tutaj była mowa, że taki biedny kapsel czy kot ma zasuwać w środku nocy i obudzić pana kapitana bo… no właśnie bo co? Bo jakieś trzy laski z cywilbandy tego chciały? Nawet butelka alkoholu wydawała się słabą zapłatą za takie ryzyko.

- No wiecie dziewczyny ale godziny otwarcia zaczynają się od 7 rano. A no w ogóle kim jesteście? Co to za sprawa do kapitana Mayersa? - Lamia wyczuła, że chyba wojakom szkoda było je spławiać. Więc nie kazali im spadać od ręki. No ale też grali ostrożnie nie chcąc się narazić na gniew kapitana. I kapral mówił jakby wiedział o jakiego oficera chodzi bo jakoś nie dopytywał się o to.

- Wiem że to dziwne chłopaki, bez stresu. Nie będzie zły za pobudkę, już się o to postaram. Jeszcze wam podziękuje że nie musi czekać do soboty - saper zaśmiała się figlarnie i oparła się o blat przed okienkiem - Wiem jak to działa, rano go nie złapiemy. Ja to wiem, wy też… pewnie wezwą go na odprawę, a potem wyślą w teren z kolejnym zadaniem, albo wezwą na górę żeby coś ustalać… noc to jedyny moment żeby jako tako na spokojnie móc się złapać poza weekendem - znów zrobiła smutną minę - Sprawę mam ja, moje kumpele robią za skrzydłowe. Trochę się jeszcze tu gubię, a bardzo… - westchnęła - Muszę z nim pogadać, zobaczyć że jest cały. Znamy się, wróciłam dopiero do miasta i… oj no wiecie - przewróciła oczami - Za wami wasze laski nie tęsknią?

- To jesteś jego dziewczyną? - kapral zapytał mrużąc powieki. No gdyby chodziło o jakąś oficjalną partnerkę no to jeszcze jakoś wyglądało to jeszcze jako tako niż całkiem obce, bezimienne laski w środku nocy.

- Właściwie to ona jest jej dziewczyną a ten kapitan to tylko kolega z wojska. - Indianka wtrąciła się wskazując na stojącą po drugiej stronie Lamii blondynkę w garniaku. To jednak już spowodowało kompletne zamieszanie i zmieszanie na trzech wojskowych twarzach.

- Ona żartuje! Di, przestań gadać takie głupoty! - Eve trzepnęła ramię obite skórzaną kurtką fukając na indiańską kumpelę. Ta roześmiała się więc całość chyba wyszła jak żart a przynajmniej tak to chyba odebrali wojskowi w stróżówce bo pokiwali głowami uśmiechając się nieco niepewnie.

- A to jak się nazywasz? - kapral wrócił rozmową do Lamii jako do głównego powodu tej trzyosobowej wizyty.

- Starsza sierż… Lamia. Po prostu Lamia. Mazzi - saper ugryzła się w język i też sprzedała kuksańca Indiance. Co z tego że cały czas powtarza o koledze z roboty? Sama się w tym gubiła, ktoś z zewnątrz tym bardziej mógł się zaplątać.
- Słuchajcie, jest późno i zimno. Dziewczyny poczekałyby z wami, gdy ja będę gadać ze Stevem… to nie zajmie długo. Nie dajcie się prosić, no. Cały tydzień go nie widziałam…

- Lamia Mazzi? No trudno, musicie poczekać. Młody leć na rejon i powiedz panu kapitanowi, że Lamia Mazzi stoi przy bramie i chce się z nim widzieć. No leć! - kapral rozłożył ręcę na znak, że niewiele zdziała przeciw procedurom i regulaminowi ale wysłał szeregowca gdzieś w ciemny mrok nocy. Ten szczerze mówiąc nie miał zbyt szczęśliwej miny zupełnie jakby mu polecono zostać posłańcem złych wieści. Ale jak to w wojsku, skinął głową i poleciał rozkaz wykonać.

- To co teraz? Czekamy? - Diane zapytała trochę jakby swoje kumpele a trochę wojaków wewnątrz budki. Kapral pokiwał głową twierdząco więc zostawało im poczekać.

Mogła czekać i do rana, byle okazało się że Krótki kisi tyłek w koszarach i nie wkurwi się za zawracanie mu gitary przed pobudką. Niby sytuacja się rozwiązała, kot poleciał szukać przełożonego, ale Lamia nie umiała się pozbyć zdenerwowania. Przyjdzie, nie przyjdzie? Każe jej spieprzać, odwoła sobotnie spotkanie?
- Czekamy… zimno trochę - zamarudziła, obejmując Eve i przyciągając do siebie Diane. Zaczęła pocierać ich plecy aby się rozgrzać.

- No pizga trochę. O cholera… śnieg? - Indianka ze zdziwieniem spojrzała w górę ale w świetle latarni dało się ujrzeć pierwsze opadające płatki śniegu. No i faktycznie zrobiło się dość zimno.

- Oj, żeby ci rączki nie zmarzły. - Eve popatrzyła też do góry patrząc na ten sypiący śnieg. W sumie dziwne bo chyba nie było ujemnych temperatur. Dobrze, że były chociaż w garniturach to po porstu było nieprzyjemnie. Gorzej z dłońmi i palcami które marzły. Ale na to fotoreporter miała pewien ratunek gdy złapała dłoń kumpeli i wsadziła sobie w rozpięty rozporek a tam już mogła znaleźć drogę do cieplutkiego wnętrza i wystającego z niego sznureczka.

- Młody nalej im herbaty. - kapral zwrócił się do starszego szeregowca i chyba mu się żal marznących na tym śniegu dziewczyn zrobiło bo posłał podwładnego gdzieś w kącik tej budki gdzie zniknął im z widoku na chwilę.

Nie mieli tutaj tak źle, dostali czajnik i pewnie nawet piecyk do stróżówki. Pomogli obcym babom, marudzącym przed bramą o nieludzkiej godzinie.
- Jeszcze druga ręka - saper bez skrępowania wepchnęła marznącą dłoń za dekolt blondyny, tą niżej zaczynając ogrzewać w tym jakże ciepłym i przyjemnym miejscu. Została jeszcze Indianka, do której odwróciła się i puściła oczko
- Chodź Di, póki chłopaki nie zrobią nam herbaty trzeba czymś zająć ręce żeby nie stracić czucia…

- No tak, taka kostka, że łapy zaraz odpadną. - Diane pokiwała ze zrozumieniem głową i oderwała się od półki, obeszła Lamię i oklapła z drugiej strony fotograf. Uśmiechnęła się do niej co Eve przyjęła z podobnym uśmiechem i wtedy dostała głośnego klapsa w tyłek aż sapnęła. Chyba bardziej z zaskoczenia niż czegoś innego. Wtedy gangerka ruszyła dbać o swoje zmarznięte dłonie. Jedną wsadziła do przodu spodni Eve przy okazji zsuwając spodnie reporterki z jej ud gdzieś na połowę pośladków. Drugą dłonią próbowała ogrzać sobie właśnie na pośladkach blondynki. Chociaż dłoń Lamii szybko poczuła ją także i tam z drugiego końca na samym dole korpusu blondyny gdzie się spotkały.

- Tu… tu jest ta… no… herbata no… - szeregowy miał chyba kłopoty z koncentracją gdy postawił przed okienkiem trzy kubki z parującą, mocną herbatą. Kapral też z fascynacją oglądał ten spektakl.

Ale gdzieś z tyłu drzwi się otworzyły i do środka weszła nowa postać. A za nią kolejna. Ta druga to był chyba ten szeregowiec wysłany z wiadomością no ale ta pierwsza w ogóle nie pasowała do tego miejsca. Była w jakimś granatowym szlafroku, nie zawiązanym więc było widać co ma pod spodem. Zwykłą podkoszulkę. W tym świetle nie było wyraźnie widać czy jasno różowa czy jasnoszara. Do tego luźne szorty do kolan i klapki na stopach. “Steve” podszedł do okienka aby przyjrzeć się bliżej trzem nocnym zjawom na zewnątrz.

- To wy? Stało się coś? - gdy zbliżył twarz do szyby dało się na niej poznać odciśnięte ślady poduszki czy czegoś takiego. Wydawał się i zaspany i zaskoczony i zaniepokojony tym nocnym wezwaniem.

Wyglądał tak normalnie, nie jak wyższy rangą oficer, tylko zwykły koleś wyrwany ze snu… i ten szlafrok. Saper nie wiedziała co wywołało w niej większy zachwyt, to że przylazł, czy ten cholerny szlafrok. Sama nie wiedziała kiedy wyjęła ręce z Eve i podeszła do szyby, stając tuż przed nim, chociaż nie mogła go dotknąć.
- Hej… to my. Wyjdziesz na chwilę? - zaczęła powoli, zbierając się w sobie w miarę mówienia - Sprawę mam, tak przez szkło źle się gada… wiem, że pada śnieg, ale coś słyszałam że komandosi są zahartowani i nie straszne im niesprzyjające warunki pogodowe - uniosła dłoń i kiwnęła zapraszająco palcem.

- No dobra. - Steve ogarnął widok za oknem i odwrócił się z powrotem do wyjścia. - Dobra robota z tą herbatą chłopaki, szkoda by nam pomarzły takie ślicznotki prawda? - poklepał kaprala po ramieniu gdy go mijał na co ten skwapliwie przytaknął. Potem skinął na szeregowca i ten wyszedł razem z oficerem. Razem podeszli do furtki którą szeregowiec otworzył i Steve w tych klapkach i szlafroku wyszedł na zewnątrz do trójki dziewczyn. Z czego jedna o blond włosach gwałtownie zapinała spodnie i poprawiała koszulę jakby przed chwilą nie wiadomo co z nimi robiła.
 
__________________
A God Damn Rat Pack
'Cause at 5 o'clock they take me to the Gallows Pole
The sands of time for me are running low...
Driada jest offline