Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 09-07-2019, 01:12   #112
Dydelfina
 
Dydelfina's Avatar
 
Reputacja: 1 Dydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputację
Trup wyglądał jak trup - zakrwawiony, nieruchomy i z pewnością martwy. Dobrze że był świeży, inaczej doszedłby paskudny odór rozkładu. Iwanow nie lubił śmierdzących trupów, źle mu się kojarzyły, ale bądźmy szczerzy - jedynie najwięksi zwyrole przechodzili przy takich obojętnie. Albo ci pozbawieni węchu. Nieboszczyk w skórze też nie wzbudził jego sympatii.
Piaszczyste pobocze drogi z pewnością odbiegało standardem od niedawno opuszczonego lokalu.

- “White Power”? - przeczytał na głos napis na kurtce i splunął w piach zaraz potem - Nie znam takiego gangu i nie sir, nie widziałem ich wcześniej… ale zobaczymy, może coś nam powie o sobie. Pilnujcie drogi - Przyklęknął przy zwłokach, sięgając im do kieszeni. Po kolei trzepał skrytki w kurtce, spodniach, nogawkach, znalezione rzeczy odkładając w karnym rządku obok siebie.

- Może to jacyś nowi z Lafy. Sporo tam tego. - szeryf sam chyba się zastanawiał co i jak z tymi gangerami. Ale nie ingerował w czynności jakie wykonywał świadek zdarzenia. Stał ze strzelbą w dłoniach i kapeluszu na głowie zerkając to na niego to na okolicę drogi. - Skąd jesteście? Jak się nazywasz? - zapytał czekając aż Rosjanin skończy swoje przeszukiwania trupa.

Wynik przeszukiwania był taki sobie. Facet musiał mieć pewnie rewolwer na .38 Special bo miał zapasowy pełny bębenek i jeden pusty w kieszeni. Ale samego rewolweru nie było. Miał też w bocznej kieszeni bojówek zaczętą paczkę tej amunicji a to czego brakowało w tej paczce pewnie poszło w broń i zapasowe bębenki. Do tego nóż w pochwie i drugi sprężynowiec w kieszeni. Dwa kastety pochowane po kieszeniach. Paczka zaczętych i pomiętych skrętów z tytoniem i druga nieco mniej pomiętych, jeszcze nie zaczynana. Wewnątrz kieszeni kurtki na piersi miał butelkę z jakimś mocnym alkoholem, płaską piersiówkę. Ale albo pociski albo upadek sprawiły, że się rozbiła i alkohol wylał się na swojego właściciela a po butelce zostały mniejsze i większe kawałki szkła butelki. No i talony na paliwo jakich używano w okolicy. Całkiem spory pliczek.

- Porucznik Anton Pietrowicz Iwanow - mężczyzna przedstawił się, rozdzielając talony na dwie połowy. Jedną z nich wyciągnął do szeryfa - Emeryt. Bierzcie, jemu i tak się już nie przyda, a wam się zwróci za wachę. Powiedzcie co to ta Lafa? Szemrana dziura w okolicy? My ruszyliśmy z Nice City… dziwne że taki łapserdak ma przy sobie podobną kasę - popatrzył na papiery w dłoniach. Pestki się przydadzą, bronie do walki w zwarciu też. Nie było co zostawiać niczego, nawet fajek, bo i tak padlinożercy obrobią truchło do wieczora tak, że nie zostaną nawet buty - Macie tu cmentarz? Skurwysyn do nas strzelał, ale… nie wypada go tak zostawiać. To też człowiek jakby nie było. Za dużo trupów już leży na Pustkowiach, niech chujkowi ziemia lekką będzie.

- No, no, nie rozpędzaj się tak. Nas jest trzech.
- szeryf szybko upomniał się o swoje wskazując kciukiem na radiowóz ze swoim zastępcą za plecami. Widać podział na dwie części nie przypadł mu do gustu.

- Tak, mamy cmentarz. Bierz go za górę. - Latynos z odznaką zarzucił strzelbę na ramię i schylił się aby złapać za nogi denata. - Marti! Podjedź tutaj! I otwórz bagażnik! - krzyknął w stronę radiowozu aby za daleko nie targać trupa własnoręcznie. Marti cofnął ostrożnie pojazd i otworzył bagażnik więc nie było tak daleko dźwigania tego sztywniaka. Jeszcze trochę aby upchnąć go w bagażniku i można było zamknąć bagażnik.

Potem przyszła kolej na fanty które pozostawił po sobie denat. Szeryf rozłożył je na masce wozu i miał nie tak rzadką metodę podziału fantów. Najpierw wybierał on, potem jego zastępca a na końcu Anton. Aż fanty się skończyły. Na początek szeryf wziął dla siebie zaczętą paczkę pestek. Marti zaś całą paczkę fajek. Przyszła kolej na Antona.

- Lafa to dziura. A raczej kłębowisko żmij. I to całkiem niedaleko. Co chwila się wykluwają jakieś bandy więc jak coś na drogach czy napady w okolicy to zwykle ich sprawka. - szeryf mając chwilę spokoju wrócił do tego o co zapytał Anton.

- Myśli pan szeryfie, że ci tutaj też są z Lafy? Mają sporo talonów z Nice City. - Marti zwrócił na to uwagę szeryfowi pokazując na pliki papierów na paliwo.

- Kto ich tam wie. Może tak a może nie. My też używamy tych talonów Marti a tam dopiero co skończył się festyn. A mnóstwo tałatajstwa się tam na niego zjechało to teraz stopniowo będzie się rozjeżdżać. Trudno więc powiedzieć. Ten z bagażnika raczej nam tego nie powie. - szeryf mówił powoli, znów otarł spocone czoło od tego gorąca gdy sam chyba zastanawiał się jak to mogło być z tymi bandytami. - Ilu ich było w ogóle? - zapytał zerkając na Antona.

- Albo ktoś ich wynajął żeby nam weszli w drogę - Iwanow powiedział, chowając trzecią część talonów i noże nieboszczyka - Ves wspominała coś o Vegas, to ta młoda brunetka która opatrywała moją córkę. Nie wiem za wiele, dołączyliśmy dziś rano. Co działo się wcześniej też nie wiem - wzruszył ramionami - Jechało za nami z pół tuzina motorów. Niektóre miały dodatkowych pasażerów inne nie. Wybaczcie szeryfie, mieliśmy co innego na głowie niż przyglądanie im się. Daleko ta Lafa?

- No właśnie w tym problem, że nie. Dobrym samochodem może godzina drogi. Ale raczej pół. Na zachód stąd. Więc mogą się pojawić i wrócić do tej swojej nory zanim ktoś zdąży zareagować.
- szeryf westchnął i widząc, że Anton zgarnął dwa fanty sam też wziął pełny i pusty bębenek.

- A z Vegas to tutaj nie mamy wiele wspólnego. Znaczy niektórzy mówią na Nice City, że to takie małe Vegas bo kluby, kasyna, burdele i inne takie. No ale z tym prawdziwym Vegas to raczej ich tutaj nie bywa zbyt często. - Marti zabrał zaczętą paczkę fajek i jeden kastet. Dla Antona na końcu został więc drugi kastet i było już po podziale fantów nieboszczyka.

- Ktoś ich mówisz mógł wynająć? Ktoś z Vegas? Podpadliście komuś ostatnio? - szeryf otarł rękawem pot z czoła i spojrzał w górę na postawnego Nowojorczyka.

- Ves coś wspomniała - Iwanow skrzywił się, opierając plecy o burtę radiowozu - Gdy zaczęli strzelać, potem nie było czasu na wspominki i wyjaśnienia. Trzeba z nimi pogadać, pracują dla szefowej dłużej niż ja, jeszcze nie doszliśmy do etapu kto komu co zrobił po drodze - splunął w piach - Rzucę jeszcze okiem na maszynę i spadamy… właśnie. Macie tu w mieście rusznikarza, albo sklep z bronią?

- Nie. Takie rzeczy to do Nice City. Chyba, że indywidualnie się z kimś dogadasz. Do nas za to ludzie przyjeżdżają na złomowisko. Po części do samochodów. Ves mówisz? A która to? Bo dwie były. No i ten twój dzieciak chyba.
- szeryf pokręcił głową na znak, że Crow do wielkich ośrodków miejskich nie należy więc ma tylko podstawowe dobra i usługi na wymianę. Wyglądało na to, że właśnie Nice City pełni w okolicy rolę metropolii. No ale z krótkiej wizyty w jednym i drugim ośrodku cywilizacji no rzeczywiście wszelkie rachunki wychodziły na korzyść tego większego miasta.

- No to rzuć ale szybko. Lepiej nie zostawać tutaj zbyt długo w tak małej grupie. - Marti odezwał się a sam ruszył aby zająć miejsce za kierownicą. Szeryf też ruszył do przeciwnej strony ale jeszcze nie wsiadał i czekał na Antona.

- Brunetka, ta ładna i wygadana - Rusek uśmiechnął się oszczędnie - Z torbą medyka. Buja się z tym w skórzanej kurtce. Jak zobaczysz jakąś co się do niego przykleja to ona. - kucnął przy wraku, przeszperał go i schował do kieszeni zaczętą paczkę fajek i 4 naboje do strzelby. Wrócił do auta.
- Jesteście stąd, macie do odsprzedania pompkę i naboje? - spytał.

- Ah ta… kojarzę. - szeryf zmrużył oczy i wsiadł do auta. Kierowca uruchomił silnik. Chyba przy czwartej próbie. Więc rzęch chyba ledwo się toczył. - Jakaś pompka mówisz? No tak, pojedziemy do nas to poszukamy. Może coś się znajdzie. - Latynos zdjął kapelusz i położył sobie go na desce rozdzielczej gdy radiowóz w końcu ruszył z powrotem w stronę skąd nadjechał. - Na długo przyjechaliście? - zapytał pasażera na tylnej kanapie.

- Dziś mamy wyjechać. Podobno - Iwanow tym razem uśmiechnął się szerzej. Mieli pompkę, pytanie za ile by ją opylili. Do tego amunicja… dobrze że miał zaliczkę od Amari. Swoją i Morgan, w końcu jako ojciec powinien kontrolować wydatki… tak sobie tłumaczył.
- Świetnie, będę wdzięczny jeśli zechcecie ją pokazać, dogadamy cenę - oparł wygodnie plecy o kanapę - Bez obaw, wyjedziemy szybko, więc jak ktoś ma coś do nas, ruszy dalej. Nie oberwie się wam… o ile to nie przypadek, że się natknęliśmy na tych gangerów. Działa wam kogut? - zapytał nagle - Nigdy nie wieźli mnie na sygnale.

- No czasem działa. Dlatego go rzadko używamy. Właściwie wcale. -
Marti przyznał z kwaśną miną zanim szef zdążył się odezwać. Po spojrzeniu szefa na niego Anton zorientował się, że szeryf Sanchez niekoniecznie pochwala takie zwierzenia przed obcymi.

- No dobrze, jak wyjeżdżacie to dobrze. Tylko szczerze mówiąc nie wiem czy zdołacie. Ten wasz wóz wyglądał, że mocno oberwał. Ale jak dacie radę ruszyć to ruszajcie a jak nie to zostańcie. Akurat w dobrym miejscu zaparkowaliście. Tuż przed lokalem. Byliście u nas wcześniej? - szeryf zapytał znowu dość neutralnym tonem. Wracali dużo raźniejszym tempem niż wcześniej no ale teraz wracali w rodzinne pielesze i już tak bardzo widmo zasadzki bandytów nie stało im nad głowami.

- Oni tak, ja nie - nie ukrywał niczego, nie widział potrzeby - Gdzieś tu da się dostać części zapasowe do fury?

- Na złomowisku. Przy południowym wyjeździe z miasta.
- Marti odpowiedział bez wahania a już widać było budynki Crew. Chwilę później minęli pierwsze zabudowania, przejechali obok lokalu z wypaloną, granatową furgonetką i zajechali kawałek dalej gdzie zatrzymali się przed budynkiem z wielkim szyldem z napisem “SHERIFF”. Tam Marti zgasił silnik i obaj stróże prawa wysiedli samochodu.

- Marti, weźcie tego sztywniaka na zaplecze. A ja rozejrzę się za tą pompką. - szeryf polecił podwładnemu i wszedł do swojego biura. Kierowca skinął głową i otworzył bagażnik. Podszedł do niego aby chwycić za trupa z jednej strony.

Iwanow w pierwszej chwili zatrzymał się, patrząc na szeryfa z nagłą rezerwą. Zmrużył oczy, zmarszczył czoło… a potem zobaczył jak drugi policjant podchodzi do bagażnika.
- Sztywniak… przez chwilę myślałem że to o mnie. Ostatnio często to słyszę. - parsknął i pokręcił głową - Daj mi go, poradzę sobie. Pokaż gdzie go przenieść.

- Chcesz go nieść sam?
- Marti z kolei przez chwilę chyba nie wiedział czy słowa Antona potraktować jak żart, aluzję, na poważnie czy jeszcze jakoś inaczej. Ale skoro sam chciał dźwigać denata to nie miał nic przeciwko. Pomógł tylko wyjąć ciało z bagażnika i podać go Rosjaninowi. Potem zamknął bagażnik i wyprzedził go aby otworzyć mu drzwi do biura.

- Tędy, chodź za mną. - odezwał się i tak razem przeszli przez dość małe biuro, jakiś korytarz, jakieś drzwi i metą okazał się jakiś magazynek. Też niewielki tak samo jak całe biuro i osada. Ale było dość chłodno. W taki gorąc na zewnątrz to na pewno był atut, nie tylko dla denatów. - Połóż go na podłodze. - zastępca szeryfa przytrzymał drzwi i wskazał na wolne miejsce pod ścianą. Gdy Anton tam zostawił ciało obaj wrócili tą samą drogą do tej części oficjalnej. I zaraz potem pokazał się grubiutki Sanchez. Wrócił z podobną strzelbą jaką sam miał na wyjeździe ale była trochę inna. Albo nieśmiertelny Remington 870 albo jakiś jego klon. Latynos podał broń Antonowi aby mógł ją sobie obejrzeć.

Iwanow oglądał pompkę dokładnie, patrząc w jakim jest stanie. Czy nie rdzewieje, ani czy nie walnie na pół przy próbie przełądowania. Nie wyglądało na to, patrzył na solidną broń.
- Ile ? - zadał najważniejsze pytanie. - Za nią i zapas loftek.

- Za nią 60 papierów. Za paczkę 20-sty loftek kolejne 40. Chyba, że nie chcesz całej.
- szeryf podał cenę za całkiem przyzwoitą pompkę. Broń Anton dostał oczywiście rozładowaną bo mało kto trzymał na zapleczu załadowaną broń. Ale Remington chociaż trochę podrapany i poobijany co w dzisiejszych czasach było normą skoro najmłodsze egzemplarze miały po trzy czy więcej dekad na karku to shotgun wyglądał całkiem obiecująco. Cena za broń też mieściła się w granicach przyzwoitości. Za ammo zależy czy była mowa o zwykłym śrucie czy grubym. Jak za gruby to gdzieś za tyle chodził jak za cienki to jednak trochę drogo. Z drugiej strony nie znał tej mieściny a tutaj miał szansę dostać cały zestaw od ręki.

- Biorę paczkę i Remingtona - przybił układ. Nie zdarł z niego szeryf za bardzo, a i jeździć nie trzeba było. Jako zapłatę wyciągnął złotą obrączkę od Federatki, pokazując Latynosowi na otwartej dłoni - Pasuje?

Szeryf sięgnął po obrączkę i obejrzał ją w swoich paluchach. Potem wziął i spojrzał pod światło.
- Złoto? - Marti wydawał się zaciekawiony tą błyskotką. Niby złoto nie miało takiej wartości jak w dawnym świecie a jednak nadal potrafiło cieszyć oko, przykuwać uwagę no i być całkiem cenne. Jeśli tylko ktoś nie miał priorytetów co włożyć do garnka i mógł sobie pozwolić na jakiś zbytek. W końcu Latynos spróbował krążek zębami i uśmiechnął się wreszcie.

- Złoto. Pasuje. - Sanchez wyciągnął dłoń aby przybić układ z którego najwidoczniej był zadowolony.

- Haraszo - Iwanow uścisnął jego rękę, potrząsając nią i też się uśmiechnął - Spasiba drug, to był dobry układ. Jedziecie pod bar może? Zabrałbym się z wami.

- Obawiam się, że mamy teraz sporo pracy z tym na zapleczu. Sam będziesz musiał tam pójść. Ale to nie tak daleko. U nas wszędzie jest dość niedaleko.
- szeryf uśmiechnął się pozwalając sobie na mały żarcik z wielkości miasteczka w jakim urzędował. Ale chyba faktycznie od jego biura do baru z wypaloną furgonetką na parkingu nie było tak daleko.

- Chyba trafię - zarzucił nową broń na ramie, paczkę amunicji schował do kieszeni - Dzięki szeryfie i do zobaczenia. Na razie Marti.
 
Dydelfina jest offline