Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 09-07-2019, 02:09   #111
Pipboy79
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 26 - Akumulator Betty

2054.09.18 - wczesny ranek, pt; pogodnie; gorąc; Sioux Falls, mieszkanie Betty



Betty to jednak potrafiła postawić człowieka do pionu. I to momentalnie. Nawet gdy spał w najlepsze w tak wygodnej i przyjemnie nagrzanej pościeli i wcale nawet nie myślał o wstawaniu i opuszczaniu tego przyjemnego, cieplutkiego miejsca a powiekom wcale nie chciało się podnosić. Zresztą reszcie nagiego ciała też nie. Na pewno nie po tak intensywnej końcówce ostatniego dnia.

Lamię postawiło do pionu kilka rzeczy. Najpierw zarejestrowała delikatny dotyk ust na swoich ustach. I zapach jabłkowego szamponu w nozdrzach. Gdy zaczęła reagować i oddawać pocałunek stał się on głębszy i mocniejszy. Do wymiany ust dołączyła wymiana języków i czuły dotyk dłoni na twarzy.

- Wstawaj Księżniczko. - Królowa rzekła cicho do swojej Księżniczki uśmiechając się do niej czule i prawie nie przerywając całowania siarczyście trzepnęła ją dłonią w nagi pośladek. Po sypialni rozszedł się klaszczący odgłos uderzenia. - Czas zacząć nowy dzień. - dodała rozbawiona Betty powtarzając pobudzającą operacje że swoją królewską dłonią i nagim pośladkiem Księżniczki.

Potem wstała widząc, że jej faworyta jest już w pełni kontaktowa. Wtedy do Lamii dotarło, że jej łaskawa pani jest już ubrana do wyjścia. I są w królewskiej sypialni. Madi nie było widać więc też już wstała i pozwoliły jej pospać najdłużej.


---



Śniadanie okazało się tak pyszne i pożywne jak zawsze gdy w kuchni rządziła Amelia. Na talerzach mieszkały się frytki, ciemna fasola w sosie, jajka sadzone, smażone kawałki bekonu a do tego grzanki z roztopionym serem. No i kompot do popicia. I jeszcze coś nowego. Jakaś surówka w miseczkach obok talerzy.

- Smakuje wybornie Amy, co to jest? - Betty pochwaliła nowy dla siebie smak.

- No niezłe. - Madi też zgodziła się ze zdaniem gospodyni.

- To kapusta z beczki. Tylko posiekana. - blondynka z połową twarzy zasłonięta przez gruby opatrunek rozpromieniła się słysząc, że nowy smak przypadł dziewczynom do gustu.

- To jest kapusta? No może… - masażystka nie była do końca przekonana bo podłużne, kwaskowate w smaku paski w miseczce raczej nie wyglądały ani nie smakowały jak standardowa główka kapusty.

- Gdzie to zdobyłas? - okularnica wydawała się zainteresowana skąd jej gołąbeczka zdobyła taki kąsek.

- Obok hurtowni Jacka jest hurtownia żywności. Jadłam to na grillu u rodziców Jacka i mi posmakowało to zapytałam co to jest o skąd to mają. No i mi dali namiar to poszłam i kupiłam. Jakiś Polak albo Rosjanin to robi i sprzedaje bo jego imię jest nie do wymówienia. To Jack i reszta mówią mi Bolo. - zadowolona blondynka całkiem chętnie wyjaśniła jak ten egzotyczny kąsek znalazł się na stole.

Cała czwórka młodych kobiet przy stole wyglądała całkiem zwyczajnie. Jak czwórka przyjaciółek na wspólnym śniadaniu. Wszystkie były już ubrane do wyjścia, trochę wcześniejszego niż zwykle ale na razie mogły nacieszyć się sobą, śniadaniem i słonecznym początkiem dnia. Pogadać o tym co dzisiaj ich czeka czy o tym co wydarzyło się ostatnio.

- A nie wiem czy wiesz Księżniczko ale Amy udało się namówić Jacka do pomocy z tym akumulatorem. To nas wesprze męskie ramię w tym dźwiganiu. - gospodyni ubrana w letnią, czarną koszulę zagaiła do swojej faworyty.

- Tak, pojechałyśmy do niego zaraz po was. Betty mnie podwiozła. I poprosiłam go o pomoc i się zgodził. - blondynka pokiwała głową uśmiechając się do obu swoich przyjaciółek widocznie bardzo dumna i ucieszona, że jej Jack zgodził się jej pomóc.

- A jak wam wczoraj poszło w “Neo” Księżniczko? Dziewczyny nie miały ochoty zostać na noc? - kasztanka uprzejmym i neutralnym tonem oraz z łagodnym uśmiechem zapytała o Lamię o wczorajszy, wieczorny wypad z dziewczynami. Zupełnie jakby miały iść do kina albo restauracji.

- No właśnie, opowiadaj bo wczoraj to od razu padlas na łóżko i nie było okazji pogadać. - Madi też była zaciekawiona chociaż w jej spojrzeniu bezczelna drwina czy złośliwość była czytelniejsze. Nie panowała albo nie chciała nad sobą panować tak jak Betty. No tak. Wczoraj wieczorem. Właściwie to już chyba dzisiaj.



2054.09.18 - noc, pt; śnieży; nieprzyjemnie; Sioux Falls, mieszkanie Betty



- No to jesteśmy. - krótkowłosa blondyna zatrzymała swoje kurduplowate ale ekonomiczne auto między apartamentowcem a cukiernia Mario. Oba budynki były ciemne, w apartamentowcu paliło się światło w tylko kilku oknach. Ale w tym i u Betty chociaż chyba gdzieś w głębi mieszkania a nie Living roomie który przylegał do balkonu.

- To nie zostajesz? - Diane kontrolnie zapytała kierowcę czy nie zmieni zdania.

- Oj nie mogę. Jak zostanę to znów nic jutro nie załatwię. - Eve jęknęła z bardzo nieszczęśliwą minką.

- Mogłabyś zostać naszą dziwką do rana już tej nocy. - Indianka perfidnie droczyła się z blondynką na całego.

- Di! Przestań! - kierowca w desperacji podniosła głos i odwróciła się ku niej z pretensjami w głosie. - Bardzo bym chciała. Ale naprawdę nie mogę. Jak chcesz to zostań, nie ma sprawy. - blondyna zajęczała żałośnie będąc zmuszona odmówić sobie i im przyjemności.

- Nie no, jeszcze cię ktoś napadnie po nocy. Pojadę z tobą. Ale ty właściwie wisisz nam bycie naszą dziwką tej nocy to myślę, że byłoby w porządku jakbyś po sobotniej nocy była naszą dziwką przez resztę niedzieli. - gangerka machnęła ręką na propozycję zostania u Betty ale jak się okazało miała całkiem ciekawy pomysł dla Eve na tą niedzielę co im się kroiła.

- Ooo! Super! Podoba mi się się! Brzmi świetnie! No pewnie dziewczyny, co tylko chcecie w ten weekend! Ale no jutro i sobotę w dzień no nie mogę. I pojedziesz ze mną? Jej, jesteś taka kochana! - głos fotograf rozpromienił się z radości i wdzięczności na tą propozycję Indianki. Widać było, że przypadła jej do gustu i jest jak najbardziej na “tak”.

- Dobra, to idę po motor. Będę jechać za tobą. - Diane skinęła z zadowoleniem głową i wysiadła z samochodu. Przez chwilę jeszcze stała na zewnątrz z Lamią na tym padającym śniegu, jeszcze się we trzy pożegnały ale chłód i śnieg znacznie przyspieszyły te pożegnanie. Lamia więc wkrótce widziała czerwone światła osobówki i jadącego za nią motocykla.

Zostało jej samej wejść do budynku gdzie na klatce było ciemno i chłodno jak na zewnątrz. Ale chociaż nie sypało śniegiem. Jeszcze dość już znajoma trasa po schodach i już pukała do drzwi na końcu korytarza. Jeszcze chwila i drzwi do domu otworzyły się i przywitał ją aksamitny, tygrysi szlafrok gospodyni i jej ciepły, zapraszający uśmiech. Wróciła do domu.

- Witaj Księżniczko. Sama? A gdzie dziewczyny? - Betty przywitała ją ciepłym pocałunkiem robiąc jej miejsce aby mogła wejść i się rozgościć. No i zauważyła, że z trójki dziewczyn wróciła tylko jedna.

Wysłuchała w spokoju jak to się zrobiło, że Lamia wróciła sama gdy zmieniała buty na swoje kapcie.

- Hmm… Księżniczko, czuję od ciebie zapach przygody i miłości. - okularnica mruknęła gdy Lamia wstała i podążyła za nią. Kasztanowłosa zatrzymała się przed drzwiami do swojej sypialni i wydawało się, że tu się rozstaną i każda pójdzie do swojej sypialni i łóżka. Ale gospodyni przyciągnęła do siebie krawat i resztę swojej faworyt chłonąc jej zapach i całując ją w usta. Mruczała dość chrapliwie i całowała też bardziej zaborczo niż tak czule i delikatnie jak przy wejściu. Gdzieś w tym momencie Lamia zorientowała się, że gospodyni nie ma na sobie swoich ulubionych kapci. Tylko jakieś czarne szpile. Ale z góry i pod ostrym kątem nie widziała ich zbyt dokładnie. Zresztą Betty nie dała jej okazji aby dać się obejrzeć.

- Znów się kurwiłaś po nocy? Takie zachowanie nie przystoi młodej damie. Ani Księżniczce. - okularnica wysyczala jej drapieżnie w twarz i równie drapieżnie złapała jej włosy na potylicy mocnym chwytem zmuszając ją aby Lamia zadarła głowę do góry i mogła na jej twarz patrzeć najwyżej kątem oka.

- Brakuje ci dyscypliny. Ale zaraz się tym zajmiemy. - Królowa otwarła drzwi do swojej sypialni i bez wahania i litości wciągnęła za włosy swoją faworytę do środka. Tam cisnęła ją na podłogę sadzając ją na kolanach. Dzięki temu klęczącą Lamia znalazła się dokładnie przed roześmianą Madi a Betty odwróciła się aby zamknąć drzwi do swojej sypialni.

- Cześć Lamia. Stęskniłyśmy się za tobą. Szykuj kuper. - masażystka wyszczerzyła się że złośliwej radochy.

- Dokładnie. Chyba trzeba ci przypomnieć jakie zasady panują w tym domu. - Betty podeszła do Madi i stanęła obok niej. Zaczęła zdejmować swój aksamitny, tygrysi szlafrok i okazało się, że nie tylko ma na sobie szpile ale cały, kompletny strój dominy. Od wysokich czarnych butów do kolan na jeszcze wyższym obcasie przez skórzaną bieliznę i gorset. Zresztą Madi była wystrojona podobnie tylko w błyszcząca, skórzana - lateksowa czerwień. I z bojowo stercząca zabaweczka jakie tak bardzo lubiła. Też krwiście czerwona.

- Wiesz tak sobie szczerze porozmawiałyśmy z Betty. I doszłyśmy do wniosku, że ma nie obsadzoną fuchę egzekutora. A ja mogłabym wziąć tą fuchę. - czarnowłosa miłośniczka męskich ubrań oznajmiła z satysfakcja klęczącej kumpeli w garniturze. Widać taka rola bardzo jej odpowiadała.

- Oraz, że ostatnio poświęcasz nam za mało czasu. No ale czas to zmienić. - Betty sięgnęła po coś za siebie i po chwili stała już ze szpicrutą i skórzanymi kajdanami w rękach. - No na co czekasz? Rozbieraj się! - okularnica wymownie sieknęła szpicrutą uderzając w stojące obok krzesło aż trzasnęło aby ponaglić faworytę do pożądanych zachowań. - Ucisz ją aby Amy nie obudziła. - zwróciła się spokojnie do swojej czerwonej egzekutorki.

- No. Otwórz pyszczek i powiedz “aaa”. - Madi podeszła do klęczącej kumpeli z kneblem gotowa go jej włożyć jak należy. A sądząc po minie obie bawiły się przy tym w najlepsze.



2054.09.18 - wczesny ranek, pt; pogodnie; gorąc; Sioux Falls, mieszkanie Betty



No tak. Tak było w nocy. Dlatego za bardzo nie miały czasu, ochoty ani okazji aby pogadać o czymś innym. A teraz to było teraz. Siedziały sobie grzecznie w ten słoneczny poranek i kończyły śniadanie szykując się do kolejnego dnia. Nie było widać żadnych gorsetów, kajdan, knebli ani szpicrut. Siedziały sobie cztery młode koleżanki w kuchni przy stole i zaraz miały się rozejść do swoich zajęć ale na razie jeszcze były razem. I miały okazję pogadać jak Lamii i dziewczynom udał się wypad do “Neo”.

W końcu śniadanie się skończyło i wszystkie cztery wstały od stołu. - Nie zmywajcie, ja pozmywam jak wrócę. - na zmywanie rzeczywiście nie było już czasu jeśli miały jeszcze podjechać po chłopaka Amy.

- Wiesz, jakbym miała wybierać tylko jedną z was która mogę zapiąć w kuperek, czy ciebie, Val czy Eve to chyba rzucałabym monetą. - na dole w tym ciepłym słońcu nocny śnieg zmienił się w smętne kałuże i błoto. Ale te też szybko wysychały. A Madi musiała pożegnać się pierwsza, już pod domem bo pozostała trójka jechała z Betty. No ale na pożegnanie z Lamia Madi do całusa dołączyła to ciche, rozbawione zwierzenie połączone z drapieżnym i chciwym ściśnięciem za księżniczkowe pośladki. I klapsem na odchodne.

- I pamiętaj, że masz u nas firmową godzinę raz w tygodniu! - odwróciła się jeszcze aby przypomnieć Lamii o tym bonusie który przysługiwał jej w ramach rehabilitacji. Pomachala im jeszcze na pożegnanie, wsiada do swojego samochodu a Lamia do kombi Betty i się rozjechały.



2054.09.18 - wczesny ranek, pt; pogodnie; gorąc; Sioux Falls, dom rodziców Jacka



Okazało się, że Jack nie mieszka tak strasznie daleko. Przynajmniej gdy jechało się samochodem. Ale jednak dzielnica i sam budynek rodem z dawnych przedmieść wyglądał dużo mniej imponująco niż apartamentowiec w jakim mieszkała Betty i jej gołąbeczki. Zajechały i prawie od razu Jack wyszedł przed dom i podszedł do samochodu.

- Jack! - zawołała uradowana blondynka wyskakując z auta i obejmując go na przywitanie. Pocałowali się w usta chociaż tak oszczędnie i trochę wstydliwie. Szybko Amy złapała go za rękę i pociągnęła do siebie na tylną kanapę samochodu.

- Cześć. - młodzieniec rzucił do siedzącej z przodu Lamii dość niepewne “cześć” gdy ją mijał i czekał aż Amelia zajmie swoje miejsce na kanapie i przesunie się aby zrobić mu miejsce.

- Dzień dobry. - zwrócił się do siedzącej za kierownicą okularnicy i chyba nawet lekko skłonił głową przy tym geście.

- Dzień dobry Jack. Nawet nie wiesz jak nam życie ratujesz. U nas w domu same słabe, bezbronne kobietki i brakowało nam takiego silnego, męskiego ramienia, zeby znieść tego kloca na dół. Bardzo ci dziękuję, że zgodziłeś się nas wyratować z opresji. - łaskawa pani pokazała, że jest łaskawą panią i zwróciła się do młodziana tak, że ten mógł się poczuć jak najbardziej testosteronowy samiec alfa na świecie. Wyraźnie napęczniał z dumy bo aż się zarumienił i też te widocznie w pierwszej chwili napięcie czy trema gdzieś znikły.

Kombi wróciło z powrotem pod dom Betty i cała czwórka wróciła na piętro do mieszkania okularnicy. Napakowany dobrymi chęciami i pozytywną energią Jack nawet zaoferował się, że sam zniesie kloca na dół ale gospodyni szybko wybiła mu takie akcje z głowy.

- Mowy nie ma. Nie chcę mieć na sumieniu twojego kręgosłupa Jack. To waży ze 40 kilo. Gołąbeczki pomóżcie Jack’owi i złapcie za drugi koniec. - okularnica sprawnie przejęła dowodzenia i zarządzanie całą grupką i jakoś tak wyszło jak zwykle czyli, że wszyscy od razu rzucili się wykonać jej polecenia.

Pierwsza odpadła od tego dźwigania Amy. Razem z Lamią złapały za rączkę z jednej stronę i nawet na trzy osoby to było co dźwigać i nad czym stękać i sapać. Zwłaszcza, że Jack specjalnie czy nie narzucił mocne tempo na korytarzu i zwolnił dopiero na schodach bo musiał iść tyłem. Tam właśnie odpadła Amelia bo nie wyrobiła się na zakręcie a potem na dość wąskich schodach już niezbyt miała jak się podłączyć. A potem zakręt na półpiętrze i znów schody. I parter, klatka schodowa i chodnik do samochodu. Betty dała jej kluczyki aby mogła otworzyć tylną klapę i tam Jack i Lamia władowali to akumulatorowe cielsko.

- Bardzo ci dziękujemy Jack. No prawdziwy z ciebie dżentelmen co ratuje panny z opresji. - Betty była wyraźnie zadowolona i wręczyła mu torbę z cukierni Mario znad przeciwka oraz talon za tą pomoc.

- Nie, no co pani, nie trzeba. Amy przyszła wczoraj to tak chciałem pomóc. Nic nie trzeba. - chłopak zrobił dmowny gest nie chcąc przyjąć tej zapłaty.

- No weź, zapracowałeś. Weź chociaż te słodkości. Amy sama dla ciebie wybierała. - okularnica zrezygnowała z talona ale prawie wepchnęła młodzikowi papierową torbę. Ten spojrzał na blondynkę a ta z wesołym uśmiechem pokiwała głową. I zarumieniła się.

- Będziesz miał na śniadanie w pracy. - blondynka rzuciła jeszcze aby go przekonać i Jack w końcu się ugiął i wziął tą torbę z drożdżówkami.

- No dobrze. Ale naprawdę nie trzeba ja tak tylko. - machnął ręką na znak, że nie ma o czym mówić z tym akumulatorem ale już musieli jechać dalej. Znów wsiedli całą czwórką do kombi i pojechali pod hurtownię w jakiej pracował Jack. Ten pożegnał się całusem na tylnym siedzeniu z Amelią, tym niepewnym “cześć” do Lamii jakby nie był pewny jak ma się do niej zwracać i grzecznym “do widzenia” dla Betty.

- Ja nie wiem… ja jestem jakaś straszna? Szpetna? Obślizgła? On się mnie boi? Amy co ty mu o mnie naopowiadałaś? - Betty odezwała się z udawanym niezrozumieniem i niezłą dozą rozbawienia gdy ruszyły tym razem w stronę szpitala. A Amy zaczęła się tłumaczyć i już nie było wiadomo czy siebie czy swojego chłopaka co było tak zabawne, że kierująca kombiakiem w końcu roześmiała się wesoło.



2054.09.18 - ranek, pt; pogodnie; gorąc; Sioux Falls, szpital miejski




- No to na mnie już czas gołąbeczki. Amy pokażesz Księżniczce gdzie to się wozi te akumulatory? - Betty zajechała na szpitalny parking i wyłączyła silnik. Odwróciła się jeszcze do swoich gołąbeczek i ta na tylnym siedzeniu pokiwała twierdząco głową. - Dobrze. No to załatwiajcie swoje sprawy. Ale jak będę kończyć zmianę chciałabym mieć czym wrócić a nie autobusem. I rzeczywiście Księżniczko, trzeba ci zorganizować jakiś transport. Popytam w szpitalu czy ktoś, coś ma na zbyciu. - Betty teraz zwróciła się do swojej faworyty na przednim siedzeniu. Jeszcze tylko wysiadka na zewnątrz i pożegnalny całus. Opiekuńcze cmoknięcie w policzek dla blondynki i krótki pocałunek w usta dla ciemnowłosej. I już smukła sylwetka jaka za kwadrans miała stać się surową siostrą przełożoną szła przez parking w kierunku głównego wejścia szpitala witając się z innymi podobnymi sylwetkami jakie też zaczynały swoją poranną zmianę.



2054.09.18 - ranek, pt; pogodnie; gorąc; Sioux Falls, zakład regeneracji akumulatorów



Na odchodnym Betty prosiła je aby nie dźwigały same tego kloca tylko w zakładzie poprosiły kogoś o pomoc. Teraz Lamia siadła za kierownicą a Amelia obok niej i kierowała nią gdzie ma jechać. Jechało się trochę dziwnie. Lamia nie czuła się zbyt pewnie sterując taką kalabryną ale jednak jakieś odruchy kierowcy miała. Więc chociaż trochę musiała robić kiedyś za kierowcę. Chociaż brakowało jej wprawy i pewności siebie. Jeździła chyba na podobnym poziomie co Eve. No ale na tą sprawę co miały do załatwienia na razie taki poziom niedzielnego kierowcy wystarczył.

Warsztat okazał się w jakichś starych garażach. Ale połączonych więc robiła się trochę większa przestrzeń. Był już otwarty więc wewnątrz pracowało a raczej zaczynało swój dzień dwóch czy trzech facetów w pobrudzonych, roboczych kombinezonach. Amelia poprosiła ich o pomoc i ci podobnie jak Jack, bez oporów zanieśli tego kloca do siebie na warsztat. Jakiś facet w średnim wieku, z zarośniętą twarzą i tak z ósmym miesiącem z przodu zamontowanym na stałe podrapał się po szczecinie gdy sprawdzał numery i nazwisko właściciela.

- Aha, Betty Gibbs. To ta ze szpitala? - spojrzał na dwie kobiety jakie przywiozły ten akumulator. Amelia pokiwała głową na potwierdzenie. - No dobra, to jak dla Betty to na jutro będzie. Możecie po niego od rana przyjeżdżać. Cena ta co zwykle. - facet wziął jakiś zeszyt i zaczął coś tam zapisywać czy raczej spisywać numery z przywiezionego właśnie akumulatora.

- Jej ale Betty ma chody. Zwykle się czeka ze dwa czy trzy dni a tu obiecali już na jutro. - Amelia była zadowolona gdy znów znalazły się w samochodzie i zaczęły podróż powrotną do domu okularnicy.



2054.09.18 - późny ranek, pt; pogodnie; gorąc; Sioux Falls, mieszkanie Betty



Gdy zajechały pod apartamentowiec Betty i wysiadły z wozu przez ulicę przetoczyło się oste, krótkie gwizdnięcie. Gdy i one i reszta ulicy zaczęła się odruchowo rozglądać w poszukiwaniu źródla dźięku Lamia i Amelia dostrzegły machającą do nich Diane. Wstała od jednego ze stolików u Mario i ruszyła w ich stronę.

- No czeeśćć! - rzywitała się radośnie obejmując jedną a potem drugą kumpelę. - Nie zastałam nikogo to skoczyłam na gofry. Pychota! Jak oni je robią?! - zawołałą pokazując na resztkę gorącego gofra z dżemem i bitą śmietaną jaką właśnie wpakowała sobie do ust.

- Chcesz iść na górę? - Amy zapytała wskazując kciukiem na klatkę schodową prowadzącą do mieszkania okularnicy.

- Pewnie. Nudzi mi się. Myślałam, że ta nasza blondi będzie moją dziwką do rana i dupa! - motocyklistka ruszyła razem z dwójką kumpel w stronę klatki schodowej oblizując sobie palce po gofrze.

- A co się stało? - Amelia popatrzyła na nią niepewnie nie bardzo wiedząc co jest grane.

- No nic. Poszłam spać jak tępa dzida ledwo dotknęłam poduchy. A teraz ona od rana siedzi i skleja ten wasz film no a teraz jeszcze pojechała do redakcji. No to przecież co będę sama u niej w pustym mieszkaniu siedzieć nie? To przyjechałam do was. - Indianka szybko streściła dzieje swojego poranka i jak zawędrowała tak, że znalazłą się tu i teraz.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline