Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 09-07-2019, 19:02   #193
Deszatie
Markiz de Szatie
 
Deszatie's Avatar
 
Reputacja: 1 Deszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputację
Przydałby się dyktafon, by nagrać rozmowy toczące się między stalkerami, a hibernatusami, zwłaszcza dłuższe monologi tych pierwszych. Niestety strefa nie pozwalała na taki komfort. Doktor przysłuchiwał się więc uważnie i łowił każdą informację. W analitycznym umyśle wyłaniał się powoli pewien mglisty obraz, ale nadal było zbyt dużo luk, które uniemożliwiały pełną analizę. Brakowało wielu elementów i wyglądało na to, że niektóre z nich pozostaną na zawsze zagubione, skrywając tajemnice miejsca, w którym symbolicznie narodził się na nowo. Strefa była skomplikowanym organizmem, okazało się, że stalkerzy też badali ją fragmentarycznie, nie dociekając jej istoty, a szukając jedynie doraźnej korzyści.

Po powrocie Abi i Nicka znów wszystko pozornie wróciło do normy. Zaskoczyło go, że Norton chce poświęcić tak wartościowy strefowy okaz na uleczenie Koichiego. To kolejny przykład altruizmu, o który nie posądzałby wcześniej ich przewodnika. W następnej chwili objawiły sie nowe okoliczności. Słowo "instytut" naturalnie zaciekawiło Mervina. Wskazywało, że naukowcy mogli maczać palce w obudzeniu tej siły, która teraz panowała nad niegdysiejszym Londynem, ustalając własne strefowe zasady. Może ich intencje były szczere, lecz presja armii doprowadziła do tragedii? A może chcieli ratować ludzkość i już po błędach wojskowych rozpaczliwie szukali rozwiązań i ocalenia dla mieszkańców? Mógł tylko snuć przypuszczenia, ale patrząc na reakcję stalkerki, domyślał sie, że miejsce to było ważne. Istniała szansa, iż klucz do zagadki zony znajdował się w ich zasięgu. Czy wart był podjęcia ryzyka? Mervin nie wiedział. Wątpił też, by ktokolwiek liczył się z jego zdaniem w tej materii. Sam doradzałby rychły wymarsz i kontynuowanie drogi ku murowi, ale mógł zrozumieć fascynacje i oczekiwania stalkerów. Strefa była ich drugim domem. Spędzali tu czas ryzykując życie i poznając miejscowe prawidła, jakże inne od normalnych. Pokusa choć częściowej odpowiedzi na pytania o naturę i historię powstania anomalii, rozpalała zmysły. Wilgraines sam mógłby jej ulec, gdyby nie realistyczne spojrzenie na szanse świeżo wybudzonych w wyprawie do "serca" zony.

Pozostawało czekać na wyniki rekonesansu dokonanego przez profesjonałów i oswojonego owada... Zregenerować siły choćby w krótkim śnie, będącym chwilowym oderwaniem się od nieustannej sytuacji zagrożenia. Zanucił pod nosem "It’s a Long Way to Tipperary"... Jak to szło...? "Potężny Londyn"? - szczerze zachciało mu się ryknąć śmiechem. - Do muru daleko.. oj daleko powtarzał cicho, parafrazujac słowa Pszczółki, niczym kołysankę. Przez cień powiek, spoglądał niewyraźnie na niedopałki rzucane przez Sigrun, które mogły symbolizować gasnącą nadzieję na ocalenie ich grupy...
 

Ostatnio edytowane przez Deszatie : 09-07-2019 o 19:04.
Deszatie jest offline