Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 10-07-2019, 19:38   #245
sunellica
tajniacki blep
 
sunellica's Avatar
 
Reputacja: 1 sunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputację

Mag zaczął od tego co mogło zainteresować tancerkę - biżuterii. Podał jej parę kolczyków oraz pierścień.
Chaaya obejrzała oba znaleziska po czym spojrzała wyczekująco na kochanka.
- Ty to identyfikuj, ja popatrzę - odparła, uśmiechając się uroczo i podstępnie.
Przywoływacz zdusił westchnięcie i wziął się do roboty. Skorzystał z różdżki by zidentyfikować kolczyki, a potem pierścień. Z tym drugim elementem biżuterii poszło mu nieco lepiej, ale tylko dlatego, że pierścień z pewnością nie był magiczny. Za to kolczyki… cóż, wydawało się, że jest w nich zaklęta magia zauroczeń, ale jaka to trudno było określić.
Tawaif wyszczerzyła ząbki w drapieżnym uśmieszku. Najwyraźniej bawiła się przednio, ulokowana w cieplutkim gniazdku obserwatora.
- Bawi cię moje cierpienie, co? - odparł butnie Jarvis, a w jego głosie tkwiła groźba, ale z tych, które akurat jego partnerka lubiła. Groźba lubieżnej napaści, takiej jakiej była ofiarą parę chwil temu. Niech no tylko jej mężczyzna odzyska siły.
- Kolczyki pewnie wzmacniają charyzmę - ocenił na podstawie swojej wiedzy na temat magicznych przedmiotów.
- Uuu fajne. - Złotoskóra sroczka już zaczęła polować rączką na opalowe cacuszka. - Ale pewnie nie będą wiele kosztować… szkoda.
- Bo ja wiem… przedmioty wpływające stale na cechy charakteru lub aparycji są drogie - wyjaśnił czarownik w odpowiedzi, zerkając na kokonik. Uśmiechnął się czule. - A ja się zastanawiam czy przekupić cię tańcem na golasa, byś wylazła ze swojej kryjówki.
- Dlaczego ci tak przeszkadza, że jest mi wygodnie - zaburczała dziewczyna, skopując z siebie kołdrę. Miała przy tym nadąsaną minę, jakby zmuszona była słuchać jakiegoś nadętego nudziarza. - Identyfikuj dalej - rozkazała, siadając za plecami kochanka, obejmując go nogami w pasie, a rękoma za szyją. Naparła swym ciałkiem na nowy materac i zwiesiła głowę przez ramię Jarvisa, by móc go obserwować.
Kara za zmianę jej pozycji była… bolesna, kiedy siedzący i zgarbiony chłopak czuł, że kręgosłup zaraz mu pęknie od dodatkowego ciężaru.
- Złośnica z ciebie… ale za to śliczna - mruknął udając, że to dodatkowe brzemię mu nie ciąży.

Kolejny do identyfikowania był żuczek i, być może, jednak kurtyzana mu przeszkadzała, bo kiepsko mu ta identyfikacja poszła. Dowiedział się jednak na tyle, by wiedzieć, że ma do czynienia z… konstruktem, który z jakiegoś powodu nie działa, choć nie wyglądał na uszkodzonego. Magia w nim była silna, więc nie wchodziło w grę wyczerpanie się energii.
- Ten… może powinniśmy się z tym udać do gnoma, one są specami od takich zabawek - ocenił fachowo.
- A co to takiego jest? To jak mój skarabeusz, czy coś? - spytała ciekawsko Kamala, wyciągając szyję, by widzieć stworka jeszcze dokładniej.
- Wygląda na mechaniczną istotę. Trochę jak pancerze zachodnich imperiów. Takie finezyjne przedmioty są albo bardzo nowe, albo krasnoludzkie lub gnomie. W dawnych wiekach nikt inny nie potrafił takich rzeczy robić. Albo nie chciał - wyjaśnił mężczyzna i korzystając z okazji pocałował w policzek.
- Tooo taki golem? Dlaczego nie działa? - ,i poprawiła uchwyt rąk, by nie zjeżdżać z pleców nosiciela.
- To trochę bardziej skomplikowana rzecz niż golem. I na innych zasadach. I… nie mam pojęcia, ale przypuszczam, że twój przyjaciel ukryty w kryjówce archiwisty będzie wiedział. A jak nie, to chętnie wymieni żuczka na jakiś swój wynalazek. One uwielbiają takie zagadki - mruknął przywoływacz odkładając przedmiot na bok, by sięgnąć po kolejny.
- Mogę się też zapytać księgi… jak wrócę do domu. Na pewno istnieją jakieś zapiski na temat takich robaczków - odparła z zapałem Dholianka, zezując to na konstrukta, to na nową rzecz w rękach Jarvisa. Ten wziął dwa pierścienie, jeden bogato zdobiony, drugi będący zwykłą złotą obrączką. Ten pierwszy okazał się tylko pierścieniem pływania, nadając właścicielowi dodatkowej sprawności w wodzie. Za to ten drugi, to nie lada gratka, bowiem jego nosiciel staje się niewidzialny.
- Mamy jeden pierścień pływania i drugi niewidzialności. Ten drugi trzeba będzie trzymać z dala od Godivy. Bo jeszcze jej głupie pomysły wpadną do glowy - odparł z uśmiechem mężczyzna.
- Ho hooo… mogę go wziąć. Tak, tak… wezmę go i… i… - Bardka zająknęła się w ostatniej chwili zanim nie wypowiedziała na głos swoich łotrzykowskich planów. - I sprzedam go. Tak… i kupie sobie za to coś ładnego?
- W takim razie ja zachowam pierścień. Na specjalne okazje - mruknął w odpowiedzi czarownik. - Niewidzialność może nam się przydać. Tak jak ten zmiany płci. Na wszelki wypadek. Na co dzień nie ma go chyba po co nosić.
- Ale… ale… - Dziewczyna próbowała kryć w głosie zawód. - Ale ja go chciałam… ja… - szeptała zbolale. Miała takie piękne plany. Dzięki niewidzialności mogłaby wejść gdziekolwiek chce i… patrzeć na kogokolwiek chce…

“Peeeniiissss z łuskamiii” zawodziła Umrao, nie godząca się na przykrą rzeczywistość. “Tak bliskooo, a jednak tak dalekooo… umieram. Ja… żegnajcie…”
~ Oj tam penis z łuskami. Też mi coś. Jakoś miałem taki całe życie i żadna smoczyca nie piszczała na jego widok ~ wtrącił Starzec. ~ Nie wiem o co robisz raban.

- To w takim razie zabieram pierścień zmiany płci i jego sprzedam! - Momentalnie zaperzyła się kurtyzana. - Zabieram i już! Nie ma żadnych ale!
- Nie pozwalam ci - odparł spokojnie magik. - Nie możemy sprzedać, ani jednego, ani drugiego. Są przydatne.
- Nie są! I zrobię z nim co zechcę! Jest mój! Ja go znalazłam! Ja zidentyfikowałam. MOJE! - Tancerka gotowa była do zaciekłej walki i na dowód tego zaczęła podskakiwać na plecach przywoływacza, jakby chciała go co najmniej złamać.
- Oj bo dam klapsa w te gołe pośladki - odparł ukochany z uśmiechem i dodał spokojniej. - Dlaczego chcesz sprzedać akurat te pierścienie?
Chaaya czując, że wpakowała się po same uszy, na chwilę zamarła, poważnie się zastanawiając jak wybrnąć z tej sytuacji. Gdyby miała pierścień niewidzialności, najpierw nacieszyłaby oko różnymi “obrazami” a później sprzedałaby go na rzecz… prezentu, którego od jakiegoś czasu planowała zrobić partnerowi. To był prezent niespodzianka…
Natomiast pierścień zmiany płci… a niech go diabli zabiorą, kto chce takie pieruństwo mieć na swoją własność, gdzie jeszcze tawaif nie mogła go używać, bo zabronił jej Jarvis?
- Tajemnica - stwierdziła rezolutnie. - Dlaczego tak bardzo chcesz mieć ten pierścień? Nie jest ci potrzebny, nie używasz go, bo ja się go boję i nie pozwalasz używać go mi… bo masz wstręt do innych penisów. Więc po co go trzymać?
- Tak na wszelki wypadek. Szukają bardki, która porwała duszę smoka, więc w razie potrzeby założysz pierścień na palec by ich zmylić. Owszem, niespecjalnie podobałoby mi się figlowanie z takim młodzianem Chaayu, ale żeby cię ochronić… rozważam różne opcje. Pierścień ten jest jedną z nich. Ukrycie się pod płaszczykiem niewidzialności też. - Czarownik spojrzał na kobietę i dodał. - Zgoda. Pozwalam ci go użyć i zmienić się w młodzieńca. Może nawet zdobędę się na pocałowanie cię w tej postaci… ale nawet morze alkoholu nie skłoni mnie do tego, bym zrobił to co ty zrobiłaś pewnemu niewinnemu dziewczątku - zakończył dramatycznie, choć Chaaya nie przypominała sobie by Nervisia była choć odrobinę niewinna. Była zmysłowa i prowokująca i pewna siebie.
- Nie założę - uparła się złotoskóra, nie dając się zaskoczyć. - Choćbym miała umrzeć to go nie założę, ale na pewno się go pozbędę i koniec dyskusji.
Obrażona odczepiła się od pleców ukochanego i zaczęła chować się pod kołdrę. Rozzłościła ją ta cała rozmowa i to dokąd ona biegła.
- Kamalo… jesteś moim skarbem, więc niczym smok, planuję jak mój skarb bronić przed zakusami innych - odparł czule kruczowłosy zerkając na twarz Sundari. W odpowiedzi dostał jednak słabe, acz bolesne, kopnięcie w kość ogonową, po czym Dholianka nakryła się pledem i tyle ją było widać.
- Sprzedamy co innego… mamy pierścień pływania i parę niemagicznych skarbów. Co ty na to? - zaproponował Jeździec ignorując kopniaka.

Coś zawarczało pod pieleszami.
Tancerka odkryła się i wyskoczyła niczym kobra zza głazu.
- ALE TO NIE WYSTARCZY! - Huknęła obrażona już nie na żarty, po czym ponownie opadła na łóżko i schowała się przed światem.
- Wolałbym nie pozbywać się pierścienia niewidzialności. Ale jeśli tak ci zależy. - Westchnął Jarvis wyraźnie niezadowolony z jej uporu. I kobra pojawiła się drugi raz. Tym razem nie krzyczała, a jedynie patrzyła namiętnym od gniewu spojrzeniem załzawionych i lekko czerwonych oczu. Magik widział na jej twarzy emocje, które staczały walkę o przodownictwo.
A później dostał poduszką w twarz.

Chaaya otarła piąstką oczy i pociągnęła nosem. Jej prezent nie miał być okupiony takim poświęceniem i kłótniami. Skoro narzeczonemu tak zależało, by zachować oba pierścienie na wypadek kłopotów - jej kłopotów, to niech je trzyma, a ona znajdzie sposób, by zdobyć pieniądze na swoje cele.
- Ł-łaski bez… - wyjąkała, na powrót przybierając chmurną, lecz spokojną minę. - Skoro chcesz je wykorzystać… to je trzymaj.
- Dziękuję moja śliczna skorpioniczko - Chłopak nachylił się i cmoknął ją w czoło. Dziewczyna spuściła głowę, mocniej ściągając usta. Nie było jej łatwo przełknąć tę gorzką pigułkę porażki, ale czego nie robiło się dla miłości? Bo to, że kochała przywoływacza na zabój, było chyba wszystkim wiadome. Dla niego zrobiła by wszystko, dlatego będzie mu posłuszna, tak samo jak nie będzie kwestionować jego planów czy decyzji. Będzie to trudne, bo do najpokorniejszych nie należała, no… ale serce nie sługa.
- Sprawdź resztę. - Poprosiła cicho, nie mogąc wytrzymać pod jego spojrzeniem.
- A jak się zdrzemniesz to… ja, gdy się obudzisz, będę miał dla ciebie niespodziankę. - Ukochany musiał zauważyć jej nastrój i próbował jakoś osłodzić jej to ich małe starcie.
- Nie będę drzemać… idziemy dziś do mojego domu… zapomniałeś? Lepiej się umyję - stwierdziła kurtyzana, stawiając stopy na drewnianej podłodze.
- Wiem. Pamiętam.
Mężczyzna zabrał się za identyfikowanie przedmiotów.

Bardka podeszła do wanny i magicznie uruchomiła wodę, rada, że może zająć się czymś innym. Tymczasem mag rozpoznał wszystkie mikstury, gdzie niektóre były warte fortunę, jeśli uwarzył je Orfeus to znaleźli kurę, która znosiła prawdziwe, złote jajka.
Jeździec był z tego powodu z jednej strony rozradowany i zadowolony, a z drugiej zafrasowany. W La Rasquelle było wystarczająco dużo starych i chytrych lisów, które albo by tę kurę porwały, albo zadusiły. Co prawda gildie alchemiczne nie miały w mieście prawa na wyłączną produkcję eliksirów, ale… umiały wykańczać konkurencję, która im zagrażała.
Kolejny do badania, był może magiczny, a na pewno bardzo ozdobny pas. Użył różdżki i spróbował odkryć jego właściwości. Przedmiot mu się spodobał, pod względami użyteczności jak i estetyki.
- Kamalo… myślę, że pasowałby do twoich zgrabnych bioderek - zasugerował pokazując ową zdobycz kochance.
- A co takiego potrafi?
Tancerka siedziała po uszy w pianie, wygrzewając się w gorącej wodzie. Jedyne na co się zdobyła, to odwrócenie głowy przez ramię, by móc obejrzeć złotego węża, którego znalazła w skrytce u Timiego.
- Pas chroni odrobinę przed truciznami, pomaga w wyślizgnięciu się z więzów i na rozkaz… zmienia się w prawdziwego węża - wyjaśnił.
Złotoskóra od razu zbystrzała.
- A jakiego? Jadowitego? Groźnego? Zabójczego? - dopytywała się już zapewne coś nowego knując.
- Zabójczego… na pewno. W zależności od tego jaki jest ci potrzebny. Dusiciel czy jadowita żmijka - stwierdził czarownik, przysiadając się na brzegu wanny. - Ty decydujesz.
- Łoooh… zabójczy wąż… - Dholianka ostrożnie wyciągnęła ręce po “wspaniały artefakt”. Jej oczy, które zazwyczaj kształtem przypominały migdały, teraz zrobiły się okrąglutkie, jak u dziecka, które właśnie wpadło na swój pierwszy życiowy plan, który miał dogodność zrealizować. Jarvis jeszcze nigdy nie widział Sundari w takim stanie, zdawała się być niewinna przy jednoczesnym zepsuciu do cna, no i ten uśmiech… kojarzył mu się z uśmiechami swoich kolegów ze Wściekłych Borsuków.
- Załóż go… zobaczymy jak na tobie leży. Jak nie będzie pasował, to może... Godivie się spodoba. - droczył się z nią ukochany również z łobuzerskim błyskiem w oczach.
Kobieta sunęła paluszkami w powietrzu, aż nie capnęła paska, przyciskając go od razu do siebie.
- Będzie pasował, mnie wszystko pasuje, więc już jest moje, bo ja tak zadecydowałam - odparła zaczepno-obronnie, mierząc “przeciwnika” bardzo złooowrogim spojrzeniem nimfiątka.
Mag uśmiechnął się radośnie, gdy patrzył na jej zadziorną minkę. Jakikolwiek miał plany, to stopniały pod jej spojrzeniem.
- Dobrze moja śliczna.
- Na co się gapisz?! Idź dalej identyfikować - burknęła speszona panna, gładząc węża po złotym łebku, jakby był żywy.
- Na śliczną panienkę z wężykiem. Aż chce się ją pocałować - odparła mężczyzna nie przerywając bezczelnego gapienia. - Jesteś urocza.
Kurtyzana zwęziła oczka, gniewnie wizgając.
- Spróbuj się do mnie zbliżyć, a poszczuje cię pustynna kobrą - zagroziła dumnie, zanużając się w pianie, aż prawie zniknęła.
- Wiesz, że nagroda jest warta ryzyka, prawda Kamalo? - zapytał czarownik i nie przejmując się jej groźbami, pogłaskał ją czule po czuprynie.
- Idź sobie stąd! Nie przeszkadzaj mi w kąpieli - zasyczała złośnica, wyraźnie niezadowolona z “kontaktu”.

Przywoływacz odszedł posłusznie, bo i jeszcze miał co identyfikować. Kolczyk do nosa, a potem księgę. Od razu napotkał pewien… problem, lub być może różdżka się wyczerpała, bo czar jakby nie zadziałał. To znaczy… czuł skutki mocy, zawartej w tym cacku, ale nie przysporzyły one żadnych efektów.
Kolczyk wydawał się być niemagiczny, tak jak mówiła w lochach Chaaya, tylko, że tak się składa, że miał już do czynienia z “identyfikacją” nie magicznej rzeczy i tego czegoś… przy kolczyku nie uraczył. Czy więc był magiczny, czy niemagiczny? Nie miał pojęcia. By jednak nie stracić ładunku skupił się na księdze czarów. Położył ją ostrożnie na stole poprzez tkaninę i upewniwszy się, że zwoje lecznicze i różdżkę ma pod ręką, otworzył księgę… biorąc to co w niej było na klatę. Bo pewnie była zabezpieczona. Gdy tylko dotknął karty, poczuł jakby czas się nagle zatrzymał. Nie mógł się ruszyć, ani oddychać, choć czuł powietrze w płucach, które notabene… jakby się nie wyczerpywało.

~ No proszę, proszę! Przywoływacz! W końcu! ~ Nieludzki głos wdarł się do jego umysłu, świdrując w jego głowie i niemal sprawiając przy tym ból.
~ Faktycznie… przywoływacz… tylko taki trochę upośledzony ~ Wtrącił się drugi głos, podobny do pierwszego, ale jednak nieco inny.
~ Słaby strasznie, nie warty zachodu… ~ I… także trzeci głos dołączył do dyskusji.
~ Nie taki słaby. Gozreh mógłby potwierdzić ~ mruknął Jarvis, starając się zachować zimną krew i kontrolę nad sytuacją.
~ Gozreh? ~ zapytał Pierwszy głos, nieco narwany i pasujący do rębajły w karczmie. Mięśniaka, który wpierw używa siły, a dopiero później mózgu. ~ Znacie jakiegoś Gozreha?
~ Hmmm pierwsze słyszę ~ odpowiedział łaskawie Drugi, nieco zaspany, filozoficzny i podobny do łagodnego mędrca.
~ Na pewno jest słaby jak ten tu… zostawmy go ~ narzekał Trzeci, gderliwy i nieco despotyczny, o mrocznym i skrytym zabarwieniu.
~ W sumie może rzeczywiście… nie warto ~ mruknął potulnie czarownik.
~ Czego nie warto? ~ dopytywał się grzecznie mędrzec, z wielką cierpliwością formułując każdą głoskę.
~ No chyba raczej! Po cośże nas dotykał?! ~ zadrwił wykidajło.
~ Mówię wam… jest za słaby, nie nadaje się dla nas. ~ Ciągnął złowieszczy pomruk.
~ By sprawdzić co to za księga. Księgi po to są, by je czytać ~ wyjaśnił spokojnie magik.
~ Co? Jaka książka? Czy on się z nas nabija?! ~ pieklił się narwaniec.
~ Pewnie zapisał nas w książce, jak to magowie mają ~ burczał despota. ~ Wiedziałem, że to się tak skończy, a mówiłem wam...
~ A więc… jesteśmy księgą czarów z zaklęciem ~ wyjaśnił Smoczemu Jeźdźcu Drugi z głosów, ten o najmilszym brzmieniu ~ czar ten nas przywołuje. Chcesz nas zapamiętać?
~ Przecież on jest za słaby!!! Głupi taki! Człowiek w dodatku, widziałeś ty kiedyś czarującego człowieka? ~ Wybuchł nagle gderliwiec, nie będący chyba fanem któtkowiecznych istot.
~ No… no ale Radagost też był człowiekiem ~ napomknął skołowany urwis, któremu zapał do bitki nieco opadł.
~ Cicho… on nie musi tego wiedzieć ~ syczał despota, ziejąc prawdziwą nienawiścią.
~ Co się właściwie stało z Radagostem? Krążą różne plotki ~ zapytał zaciekawiony przywoływacz.
~ Eeee a coś się z nim stało? ~ zdziwił się Pierwszy głos, kompletnie nie ogarniając tematu.
~ No chyba musiało, skoro nas nie przywoływał od ponad pięciu dekad! ~ krzyczał gniewnie Trzeci. ~ Ludzie tyle nie żyją! Są gorsze od robaków!
~ Nie wiemy co się z nim stało. Szkoda… to był dobry mag. ~ Spokojnie i niewzruszenie odparł Drugi.
~ Zaginął bez śladu. Może żyje w innym wymiarze. Czas różnie płynie w różnych światach. A co do was… może lepiej będzie jak was zapamiętam. Chyba, że nadal chcecie tkwić w księdze ~ zastanowił się mag.
~ Cóż… my właściwie nie tkwimy w księdze, tylko na swoim planie. Ten przedmiot to tylko łącznik, byśmy mogli porozmawiać na “odległość” ~ wyjaśnił mędrzec. ~ Jeśli chcesz na zapamiętać to…
~ Ale ja nie chcę by nas zapamiętał ~ burczał gderus. ~ Zabijmy go!
~ A ja jestem ciekawy co się tam u nich teraz dzieje… może co podpalimy? Hę? ~ Rozochocił się nagle rozrabiaka. ~ Upieczemy i zjemy...
~ Jest jeden warunek… będziemy twoim ostatecznym i najpotężniejszym czarem, nie będziesz mógł zapamiętać innych, równie potężnych, czarów co nasze przywołanie ~ dokończył cierpliwie inteligent. Zapewne przyzwyczajony do swoich kompanów.
~ Niech tak będzie. Niemniej chciałbym… zanim się ten układ zawiąże, dowiedzieć się nazwy waszego planu egzystencji ~ stwierdził przywoływacz rozważając wszystkie za i przeciw i uznając, że przyda im się każdy zastrzyk potęgi.
~ Pochodzimy z półplanu blasku ~ odpowiedział grzecznie Drugi z głosów.
~ Więc zgoda ~ stwierdził mężczyzna i usłyszał plusk wody. To Kamala wynurzyła się spod piany, a więc… czas powrócił.
Pusta księga spoczywała na biurku, ale gdzieś z tyłu głowy, chłopak miał wrażenie jakby słyszał odległe okienko na inny świat. Świat zgodny z jego naturą, więc było to przyjemne mrowienie.
- To się nazywa widoczek, który kusi. Okryć cię ręczniczkiem? - zapytał z uśmiechem na ten widok. “Deewani” pokazała mu język, nadal nastroszona i butna.
- Ja tu zostaję - zawyrokowała dumnie, zadzierając nosa. - Sam się możesz okryć, bo aż żal patrzeć na twojego… no wiesz co.
- Doprawdy? Zazwyczaj jakoś nie narzekasz. Tylko kwilisz potulnie… więc najwyraźniej ci odpowiada - odparł czupurnie mag. Zazwyczaj by taką zaczepkę Chaai puścił płazem, ale protekcjonalne podejście “trójcy” nastawiło go bojowo. Ruszył więc do wanny w której się wylegiwała.
- Jak to białodupce gadają… na bezrybiu i rak ryba… - wyjaśniła filozoficznie złotoskóra, rozkładając rączki na boki. - Ja nie kwilę… co najwyżej teatralnie wzdycham z nudy. Ot co! Taka prawda!
- To pewnie jestem ci całkiem obojętny, a mój dotyk nie ma znaczenia co? - zapytał czarownik, stając tuż za głową bardki. Jego dłonie przesunęły się w dół po ramionach i obojczykach, chwytając za krągłości piersi w stanowczym, acz leniwym masażu. - I jak się rzucałaś w kajdanach jak żmijka… to z pewnością też była gra aktorska.
Przypomniał jej te figle w elfim obserwatorium… jak przemieniał dotykiem jej lęk i straszne w wspomnienia w gorejący żar między udami. Jak zapomniała o strachu.
- Nie dotykaj mnie ty zagraniczny śmieciu! - krzyknęła gniewnie tawaif, przesuwając się w drugi róg wanny, zakrywając rączkami swoje wdzięki.
Jej śliczna buzia wyrażała gniew i bezgraniczne obrzydzenie.
- Co ty sobie myślisz, że kim ty dla mnie jesteś? Dałeś mi tylko złoty pasek i myślisz, że możesz mnie dotykać? Nie w tym wcieleniu! Ani nawet w następnym… ani nawet w następnym następnego z następnych! Ty nudziarzu, ty monotonny, monotematyczny, mono… eee… kolorowy! eee… wielbłądzi ten… tegu!

“To mu powiedziałaś… nie ma co…” stwierdziła oględnie Umrao, cierpliwie przyglądając się poczynaniom swojej siostrzyczki.
“Cicho… zobaczysz, że mu jeszcze powiem!” odparła chłopczyca, czując się w powinności, by dokuczyć przywoływaczowi za kłótnię o pierścienie.

- Czy tak się mówi do mężczyzny, którego niedawno przedstawiałaś jako swojego męża? - zapytał rozbawiony Jarvis i spoglądając na zacietrzewioną minę dziewczyny, dodał. - A więc mój dotyk jednak działa skoro tak przed nim uciekasz.
- Sssrarzeczony a nie narzeczony! Kto normalny chciałby się prowadzać z takim… tak… ta… - Maska powoli zaczynała tracić kontrolę, bo i przeważająca większość jaźni Kamali, była śmiertelnie zakochana w kochanku.
Deewani była jednak uparta… i silna, nawet bardzo.
- Brzydzę się tych twoich obślizgłych pijawkowatych paluchów! A na twój zapach chce mi się… ę… grrr!!! Okropny! okropny, okropny, okropny, wolę Starca od ciebie! - Sundari kopnęła wodę, ochlapując mężczyznę, po czym schowała się pod pianą.
- A ty… złośnico -
Mag mruknął pod nosem wzywając swoją potęgę i przyzywając do pomocy, dwie, straszliwe bestie, które zanurkowały pod wodę, by wywabić z niej tancerkę. Ropuchy. Zwyczajne i niegroźne dla nikogo, poza muchami i komarami. Nie było to szczególnie bojowe zaklęcie, ale czasami użyteczne.
- Bul, bul, bul. - Wydała z siebie zafascynowana Dholianka, rozwierając oczka, aż przypominały dwie miedziane monety. Wyłowiła z wody płaza, przypatrując mu się z fascynacją.
- Jesteś beznadziejny, nawet nie potrafisz czarować, żałosny, nieudacznik, słabeusz i głupek. Starzec jest po stokroć lepszy i ciekawszy, a się nawet tym nie chwali tak jak ty próbujesz, ale ci nie wychodzi, bo nie jesteś fajny, rozumiesz?
- Ale wynurzałaś się z wody - odparł ironicznie jej towarzysz, przysiadając na brzegu wanny. - Więc ja dopinam swego.
Druga żaba bojowo pacała łapką lewy bok panny, walcząc z wrogiem swojego pana… choć pewnie wolałaby zwalczać komary nad jego łóżkiem.
- Wynurzyłam się, bo musiałam się wynurzyć inaczej bym się utopiła ty chudy półgłówku. Zresztą byłam tylko ukryta w pianie - burknęła butnie kurtyzana, ale w jej oczach gasł obcy przywoływaczowi blask. Cokolwiek owładnęło Chaayą powoli traciło siły.

“Miałyśmy mu być posłuszne!’ Zaprotestowała gromko jedna z emanacji, by poderwać swym głosem i inne.
“Tak! Miałyśmy! Miałyśmy!” Wołały bojowo dziewczęta i Jodha na wespół z Umrao traciły powoli chęci do dalszego psikusowania. Deewani musiała się wycofać, by reszta mogła jakoś wybrnąć z tej niezręcznej sytuacji.

Złotoskóra wyłowiła drugą ropuchę i obie odstawiła na podłogę, wzdrygając się i krzywiąc z obrzydzenia. Chyba nie do końca była fanką oślizgłych płazów, bo zaczęła się szorować i pucować, jakby chciała zmyć z siebie coś paskudnego.
- Jesteś bardzo… zmienna - ocenił jej ukochany, obserwując przeskoki pomiędzy jej reakcjami. Diametralnie odmiennymi w związku tą samą sytuacją.
- Przepraszam… musiałam odreagować - speszyła się kobieta, spoglądając na niego z nieukrywaną winą.
- Możliwe, że zbyt się tobie narzucam. Nie chcę byś kochała się ze mną, jeśli nie masz na to ochoty… lub nie sprawia ci to przyjemności - odparł z ciepłym uśmiechem towarzysz i dodał łobuzersko. - Mogę przywołać łasiczki, jeśli żaby ci nie odpowiadają. Tylko wpierw odwołam żaby, żeby się nie pogryzły.
- To nie tak Jarvisie… proszę, nie rozmawiajmy już o tym…
Bardka wstała z wanny i ostrożnie wyszła na zewnątrz. Okryła się ręcznikiem i wyraźnie nie wiedziała co ze sobą począć. Mężczyzna podszedł do niej, obejmując w pasie i przytulając.
- Nie będziemy… ale wiedz, że jeśli coś cię męczy, coś gnębi… to możesz mi wszystko powiedzieć. Ja cię wysłucham. - Po tych słowach cmoknął ją w czoło.
- Po to tu jestem, byś mogła się na mnie oprzeć. Byś nie była sama.
W odpowiedzi otrzymał charakterystyczne potrząśnięcie głową i tancerka udała się do szafy, by coś sobie wybrać na podróż.
- Nic mnie nie gnębi, przynajmniej nic czego już nie wiesz. - Chyba. Tego już jednak nie wypowiedziała na głos, bowiem jeśli chciała być szczera z czarownikiem, musiała być najpierw szczera ze samą sobą, tylko… co właściwie oznaczała szczerość i jak ją odróżnić od kłamstwa?
- Dowiedziałeś się co to za księga? - spytała niewinnie, powoli się ubierając.
- Swego rodzaju… portal łączący umysł dotykającego go maga z półplanem blasku, albo jak go nasi uczeni nazywają… radiacji. Pozwala nauczyć się czaru będącego zaproszeniem do tego świata… bytu z tamtego planu. Chyba dość potężnego. Ale nie chcę tego bez potrzeby sprawdzać - wyjaśnił chłopak, drapiąc się po karku. - Jest taki jak Gozreh, równie krnąbrny tylko bardziej potężniejszy i przez to trudniejszy do okiełznania.
- Och… - Kamala była mocno zdziwiona. Usiadła przy biurku i zaczęła się malować. - Ja nic nie wyczułam gdy dotknęłam księgi… myślałam, że to zwykły, czysty tom, a więc Orfeus nie kłamał. Cóż… chciałbyś coś zobaczyć w moim mieście? - zamieniła temat, na taki, na którym się lepiej znała.
- Te miejsca, które ty uważasz za ciekawe - stwierdził po namyśle Jarvis i podrapał się po brodzie. - A na miejscu się zobaczy.
- Cóż… pałac sułtana jest piękny, no i mój zamtuz, ale do jednego i drugiego nie masz wstępu. Może al bazaar? To taka aleja kupiecka, tylko, że pod gołym niebem, a w zasadzie… po takimi wielkiiimi parasolami, a kupcy sprzedają swoje przedmioty rozstawione na dywanach.
- Może tam coś kupimy? - zaproponował magik i zamyślił się. - Albo ukryjemy się gdzieś w mieście przed wszystkimi, jak wrócisz z Tarasu?
- Jest jeszcze arena gladiatorów na której odbywają się krwawe łaźnie. Mamy też kilka świątyń, w tym jedną unoszącą się nad ziemią, ale ja nie mogę przekraczać ich progów. Mamy też podziemne miasto, zrobione w wygasłej kopalni… są to praktycznie slumsy, ale z góry ciekawie wyglądają. Bo to nie taka kopalnia jak u was… że jest dziura w skale… to taki ogromny lej ze spiralnym zejściem, wyrzeźbionym w ścianie w której są setki wykutych wejść do korytarzy. - Sundari sięgnęła po kremowy brązawordzawy pigment. - A co chciałbyś kupić? Bo jeśli coś nie unikalnego… to nie na al bazaarze. Tam są wyjątkowe rzeczy. Magiczne owoce, magiczne kwiaty, magiczne przedmioty, magiczne zwierzęta, oraz antyki i wszelkiego rodzaju wyroby złotnicze. - Rozgadała się, nie odrywając wzroku od lustra w którym oglądała siebie, malującą dziwne wzory na czole, brodzie i policzkach. Jakieś kropki, jakieś gwiazdki, jakieś kreski i trójkąty, a całość nadawała jej jakiś dziwny, orientalny i tajemniczy wygląd.
- Dwa pierścienie, jedyne w swoim rodzaju i albo identyczne… albo będące nawzajem swoim uzupełnieniem. - Przywoływacz określił to co co chciał zdobyć.
- Och… to tam… tam z pewnością coś takiego znajdziesz. - Kurtyzana zarumieniła się na samą myśl.
- To dobrze. Ubijemy dwa ptaszki jednym kamieniem - odparł jej, sam zabierając się do ubierania.
 
__________________
"Sacre bleu, what is this?
How on earth, could I miss
Such a sweet, little succulent crab"
sunellica jest offline