Właściciel karczmy skinął Dieterowi głową pozwalając opuścić mu miejsce pracy. Pod garnizonem zbierali się co odważniejsi mieszkańcy. Pozostali zamykali się w domach, jakby to miało ocalić ich przed ewentualnym najazdem. Resztka żołnierzy, jaką dysponował garnizon była w pełnej gotowości. Strażnicy miejscy zostali również zmobilizowani. Na pościg nikt się nie wybierał, jeśli to byli zwiadowcy, to zielonoskórych musiało być więcej, znacznie więcej… Szczęściem dla wszystkich dalsza część nocy przebiegła spokojnie. Tylko, czy taka będzie i kolejna… Ta myśl nie opuszczała Dietera.