Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 11-07-2019, 12:15   #7
Mroku
 
Mroku's Avatar
 
Reputacja: 1 Mroku ma wspaniałą reputacjęMroku ma wspaniałą reputacjęMroku ma wspaniałą reputacjęMroku ma wspaniałą reputacjęMroku ma wspaniałą reputacjęMroku ma wspaniałą reputacjęMroku ma wspaniałą reputacjęMroku ma wspaniałą reputacjęMroku ma wspaniałą reputacjęMroku ma wspaniałą reputacjęMroku ma wspaniałą reputację
Mwangiańczyk spojrzał na Maneę, unosząc wysoko brwi.
- Nie, droga panienko, nie widziałem tu nikogo z bandy Carrigana. A nawet, gdyby chciał przybyć na Festiwal Rumu, mamy odpowiednie środki, by go od tego odwieść. W miejscu, nad którym patron trzyma Cayden Cailean, nie ma miejsca dla ludzi, którzy z przyjemnością zakłócą zabawę innym i jeszcze będą się z tego cieszyć.
Po chwili przeniósł zdziwiony wzrok na Jamasha.
- Jonah? Jonah Anvif? Dawno cię tu musiało nie być, przyjacielu, skoro nie wiesz, że staremu Angusowi się zmarło pięć lat temu, a Jonah szefował przez rok "Baryłce", póki nie stracił głowy i serca dla jakiejś złotowłosej półelfki, z którą wypłynął w siną dal i tyle go żeśmy widzieli. Wcześniej zdążył sprzedać interes Duwelli Stoneshield, kapłance Caydena i ona teraz rządzi w tawernie. - Wyjaśnił Anyabwile.

Na pytanie Maxima, Mwangiańczykowi zaświeciły się oczy. Chyba liczył na pytania o festiwal.
- Jak pewnie już wiecie, Festiwal Rumu to coroczna impreza religijna ku czci naszego pana, Caydena Caileana. Upamiętnia ucieczkę sargawiańskich niewolników, która miała miejsce w roku 4686 w porcie Crown's End. Ucieczka objęła trzy statki pełne niewolników z doków Sargawy oraz Wzgórz Bandu, którzy mieli zostać sprzedani na targach niewolników Krwawej Zatoki. Podczas rejsu, załogi wszystkich trzech statków bardzo szybko upiły się rumem, chociaż nie wypili go więcej, niż zwykle. Kilku wyznawców Caydena, którzy znajdowali się wśród niewolników doszło do wniosku, że to sam Szczęśliwy Pijak musiał interweniować, dając im szansę uwolnienia się z paskudnej sytuacji. Byli tego już całkiem pewni, gdy pojawiło się pięć niewielkich mew, wysłanych przez jego herolda - Thais. W rezultacie podążyli za ptakami, które doprowadziły ich na niewielką wyspę, do zacumowanego tam statku, którym niewolnicy odpłynęli w stronę Kajdan. Od tamtej pory historia ta wędrowała z ust do ust, a po kilku latach zorganizowano pierwszy Festiwal Rumu, upamiętniający tamte wydarzenia i pomoc Caydena Caileana niewolnikom. Mimo, że nasza impreza jest najbardziej popularna na Kajdanach, to otrzymujemy sygnały, że dociera już do innych zakątków Wewnątrzmorza, co nas bardzo cieszy. W tym czasie wszyscy przybyli bawią się na wyspie, zakładając maski a zwieńczeniem festiwalu jest parada, która jest jednocześnie inscenizacją ucieczki niewolników. Musicie ją zobaczyć dziś wieczorem, niesamowite wrażenia gwarantowane. - Zakończył swój wywód Anyabwile.

Zerknął z uśmiechem na Azę.
- Coś mi się obiło o uszy, ale głowy nie dam. Powinnaś popytać w "Srebrnej Kotwicy", to druga po "Baryłce" karczma w naszym miasteczku. Tam często zatrzymują się żegalrze innych ras, również takich dość... specyficznych. Ale to myślę potem, teraz chodźmy do "Baryłki", twój krewny, jeśli tu jest, z pewnością nigdzie ci nie ucieknie, bo to zabawy czas! - Zaśmiał się.

Ruszyliście wraz z Anyabwile zatłoczoną uliczką i po kilku minutach doszliście do miejsca, które lokalni nazywali Placem Założycieli, jak wyjaśnił wasz przewodnik. Cztery mosty linowe (jeden w takim stanie, że ryzkiem byłoby przez niego przejść) biegły stąd w różnych kierunkach, łącząc ze sobą pomniejsze wysepki rozsiane na całej szerokości miasta. Plac służył jako lokalny rynek, obecnie jednak pękał w szwach od bawiących się uczestników festiwalu. Pośrodku natomiast dostrzegliście wysoką na niemal piętnaście stóp drewnianą statutę szczerzącego się mężczyzny uzbrojonego w rapier i podnoszącego spory kubek.
- To jest właśnie symbol i opiekun naszego miasta, Cayden Cailean w całej okazałości. - Anyabwile wskazał dłonią na posąg. - Drugi, podobny, ale wyższy, stoi w zatoczce na północ stąd.

Pokonaliście jeden z mostów, by znaleźć się na kolejnej, tym razem mniejszej wysepce o ubitej ziemi. Tutaj, oprócz zwykłych budynków mieszkalnych, pierwszym, co rzucało się w oczy był duży, piętrowy budynek z umieszczonymi na podwójnych drzwiach symbolami kubków ze spienionym piwem.
- Jesteśmy na miejscu, to właśnie "Baryłka Caileana" - powiedział wasz przewodnik. - Jest to zarówno tawerna, jak i świątynia poświęcona naszemu panu. Nie czekają was tu żadne przykre incydenty, tylko zabawa i dobrzy ludzie, którzy chcą miło spędzić czas. Chodźcie.


Weszliście do środka, a w wasze nozdrza od razu wbił się intensywny zapach alkoholu zmieszany z wonią smażonych ryb. Niemal cała główna sala oblegana była przez marynarzy i poszukiwaczy przygód przeróżnych ras, choć oczywiście dominowali ludzie. Służki w pocie czoła donosiły jadło i napitek, a w kącie sali, na niewielkim podeście grupka bardów grała przyjemną, wesołą muzykę do której tańczyło kilka osób. Anyabwile zaprowadził was do stolika pod ścianą, który właśnie się zwolnił, po czym lawirując między stolikami dotarł do szynku, gdzie rozmówił się z korpulentną, rudowłosą krasnoludką. Niedługo potem wrócił do was, niosąc tackę z pięcioma kuflami spienionego piwa.
- Macie szczęście, Duwella, właścicielka "Baryłki" powiedziała mi, że ma jeszcze trzy dwuosobowe pokoje na piętrze, gdzie możecie się zatrzymać - niedawno wyrzuciła gości, którzy awanturowali się w nocy z ochroniarzami. A to piwo dla was... - Przesunął po blacie tackę w waszę stronę, byście odebrali kufle. - Jak zapewne Jamash wie, pierwsza kolejka jest tutaj zawsze darmowa. Ja muszę was teraz zostawić, żeby iść witać innych gości, jednak gdybyście czegoś potrzebowali, możecie znaleźć mnie w porcie. Mam nadzieję, że będziecie świetnie się bawić i zapamiętacie festiwal na długo. Niech Cayden Cailean będzie z wami. - Uśmiechnął się serdecznie, po czym ruszył do wyjścia z tawerny.

Trafiliście akurat na porę obiadową, więc zamówiliście sobie coś do jedzenia i picia, a Duwella od razu skasowała was za pokoje, srebrnik od głowy za noc wraz ze śniadaniem z rana. Rozmawialiście, posilając się naprawdę smacznymi daniami, a jako, że znajdowaliście się w miasteczku portowym, dominowały ryby, dania mięsne z owocami morza, zupy z kraba i kałamarnicy oraz inne podobne przysmaki. Atmosfera w głównej sali była bardzo wesoła i choć zewsząd dochodziły was rozbawione głosy biesiadników, nie przeszkadzało wam to zbytnio w prowadzeniu konwersacji. Kwadrans po sutym obiedzie, właścicielka nakazała ochroniarzom lokalu połączyć ze sobą dwa nieużywane, stojące pod ścianą stoły i weszła na nie, zwracająć się do swych gości.

- Najedzeni? Świetnie, bo nadeszła pora na kolejną część Wyzwania Szczęśliwego Pijaka! - krzyknęła, sprawiając, że wszyscy ucichli, patrząc w jej stronę. - Wszyscy są zaproszeni do tej wspaniałej zabawy, a jednocześnie nikogo do niej nie zmuszam! Krótko o zasadach, które pewnie większość z was, ochlapusy i tak zna! - Zaśmiała się, a odpowiedział jej rechot większości gości. - Podczas Wyzwania, grupa od trzech do sześciu osób zbiera się wokół stołów, na których teraz stoję, a ja rozkładam tacę z dwa razy większą ilością napojów wyskokowych, niż mamy uczestników. I delikwenci piją, a kto wytrzyma najdłużej, zostaje zwycięzcą. Haczyk jest jednak taki, że w każdym kubku jest inny alkohol. - Wyszczerzyła się, biorąc się pod boki, a goście zawiwatowali. - Będzie piwo, wino, cydr, czysta gorzała a nawet absynt! I nigdy nie wiecie, na co traficie, bo to ja rozkładam przed wami kubki z napitkiem. Czysta loteria! Dotarcie do czwartej rundy to już będzie wielki wyczyn, wierzcie mi. A byli i tacy, co padali po pierwszej, bo pić, to trza umić, nie? - Zaśmiała się wesoło, a sala odpowiedziała jej gromkim "Aye!". - Rekordzistą i jednocześnie mistrzem Wyzwania jest Durvash Złotozęby, który kilka lat temu padł dopiero po dwunastej rundzie! Kto wie, może dziś mamy tu kogoś, kto przebije jego wyczyn? To kto chętny spróbować, panie i panowie? Oprócz chwały tego, kto posiada najmocniejszą głowę, czeka was nagroda, po której nie bedziecie nawet żałować, że rzygacie dalej, niż widzicie. Zgłaszać się!

Niemal od razu od stolika wstał potężny półork wyglądający na przybysza z Północy, za nim żylasty, wytatuowany pirat w żółtej bandanie oraz czarnoskóra kobieta o hardym spojrzeniu.
- Trzech chętnych już mamy, potrzebujemy kolejnych trzech, żeby zabawa była ciekawsza. Kto się odważy?! - Duwella powiodła wzrokiem po zebranych w sali. - Nie wstydzić się, zgłaszać!

 

Ostatnio edytowane przez Mroku : 11-07-2019 o 12:21.
Mroku jest offline