11-07-2019, 17:13
|
#13 |
| Pierwszy dzień w Kreutzhofen |
Galden potem wyruszył do leżącej obok wsi, na poszukiwanie dawnego leśniczego, Petera Haubego. Opłaciwszy przejście przez most i dopytawszy się o drogę, dotarł do leżącej na uboczu chaty, która lata swojej świetności miała już za sobą. Z komina unosił się dym i czuć było gotującą się strawę. Zapukał więc o framugę.
- Panie Haube? - zawołał. W drzwiach jednak pojawiła się jakaś kobieta.
- Taak? - zapytała, mierząc wzrokiem przybyłego.
- Dzień dobry. Nazywam się Galden i szukam Petera Haubego, dawnego leśniczego. Zastałem go w domu?
Kobieta zamyśliła się, stukając chochlą o otwartą dłoń.
- Peter! - krzyknęła w końcu nad głową krasnoluda. - Jakiś pan do Ciebie! Zaraz przyjdzie, pan poczeka - wskazała ławę stojącą przy ścianie. Krasnolud zerknął i podziękował kiwnięciem, ale nie skorzystał. Cofnął się i rozejrzał. Budynek wymagał wielu prac naprawczych i drażniło to robotne oko kowala. Po chwili usłyszał szuranie i zza węgła wychylił się niemłody mężczyzna, pociągając jedną nogą. Wyglądał podobnie jak i budynek. Lata swojej świetności miał za sobą, o czym świadczyły między innymi pozostające w nieładzie włosy i broda. Zatrzymał się i spoglądał na krasnoluda bardziej ze zrezygnowaniem, niż z zaciekawieniem.
- Pan Peter Haube? - zwrócił się do niego krasnolud podchodząc i wyciągając rękę. - Galden Glidanson jestem.
Człowiek przywitał się bez entuzjazmu.
- Słyszałem, że był Pan leśniczym i ma największe doświadczenie w okolicy.
- Byłem - odezwał się po raz pierwszy mężczyzna. Nie powiedział nic więcej, dlatego po chwili milczenia krasnolud kontynuował. - Zatrzymałem się na parę tygodni w Kreutzhofen. Z zawodu wykuwam runy. Chcę stworzyć parę strzał runicznych - zatrzymał się na chwilę czekając na reakcję mężczyzny. Ten tylko osunął się na ławę, wyciągając przed sobą chorą nogę. - Potrzebny mi jest ktoś, kto w moim imieniu kupowałby strzały dobrej jakości. Ponoć pan się zna na strzałach jak nikt inny w okolicy. Co pan na to?
- Eech… - machnął Haube ręką. - Na co mi to? Odkąd stało mi się to - wskazał na nogę - żaden ze mnie leśniczy.
- Ale na strzałach się Pan zna, przecież noga nie ma nic do tego - strapił się Galden. - Szkoda. Od każdych dziesięciu sprzedanych strzał runicznych płaciłbym sztukę złota - dodał. Na Peterze nie zrobiło to większego wrażenia, ale w domu brzęknęła o podłogę chochla. - Rozumiem… dobrze… no, to dziękuję, w takim razie… a gdzie znajdę obecnego łowcę, pana Krankela?
Dopiero ostatnie zdanie wzbudziło w człowieku jakąś iskrę do działania.
- Młody Dieter? Co on tam wie o strzelaniu. Moja córka strzela lepiej od niego! - wypluł z siebie słowa chrapliwym głosem. - Zapomnij Pan o nim.
- To co, zgadza się Pan na współpracę?
- E… - Haube machnął ręką.
- Peter, chodź tu na chwilę - w tym momencie ze środka domu dobiegł kobiecy głos, a po chwili w progu pojawiła się żona. - Panie Glidanson, pan chwilę poczeka, z mężem muszę porozmawiać. Chodź - zwróciła się do niego i pociągnęła z ławy, by wstał. Zniknęli we wnętrzu, a po chwili słychać było głosy. Głównie jej, przerywane czasem niższym, zgrzytliwym głosem. Najwyraźniej się o coś spierali, ale krasnolud odsunął się dalej. Nie był ciekawy ich spraw. W końcu Haube wyszedł z domu, czerwony na twarzy. - Dobra, panie khazad. Dogadamy się.
Ostatnio edytowane przez Gladin : 11-07-2019 o 22:48.
|
| |