11-07-2019, 22:41
|
#71 |
|
- No, w końcu ktoś wrócił - ucieszył się Tladin na widok Karla. - Chodźmy do ratusza, dowiedzieć się co z wozami. Mam nadzieję, że do wozów jakieś zwierzęta pociągowe też zamówiliście? Karl spojrzał na krasnoluda z lekkim uśmiechem.
- Mi się zawsze wozacy kojarzą z zaprzężonymi wozami - odparł. - Bez zwierząt to wozy nadają się najwyżej na prowizoryczną barykadę. - Dobra, prowadź, obejrzyjmy sobie, co tam dla nas mają.
Droga do ratusza była każdemu z podróżników całkiem już dobrze znana. Każdy z nich pokonywał ją w różne strony i z różnych powodów przynajmniej kilka razy. Więc i tym razem dziarsko przeszli po już całkiem dobrze znanych uliczkach. Sam ratusz a raczej droga do pokoju w którym urzędował herr Adler też nie miała przed nimi tajemnic. I brukowane drogi na zewnątrz i marmurowe schody wewnątrz ratusza pełne były przechodniów albo petentów którzy spieszyli za swoimi sprawami. Po ulicach sunęły ciężkie i lżejsze wozy a także ręczne prowadzone przez pomniejszych obwoźnych rzemieślników czy handlarzy. Gdy stanęli przed drzwiami do biura urzędnika miejskiego który koordynował całą wyprawę w góry i był niejako łącznikiem między śmiałków co mieli się jej podjąć a reszty możnych i rady miejskiej którzy sponsorowali tą wyprawę i zapukali w drzwi prawie od razu usłyszeli jego głos. - Tak! Proszę! - starszy pan zawołał na tyle głośno, że usłyszeli go na korytarzu. Gdy weszli siwowłosy pan uśmiechnął się widząc kto go odwiedził. - A witam! Dobrze, że jesteście. To może się nie rozsiadajcie tylko chodźcie ze mną. Na pewno przyszliście zobaczyć te środki transportu drogowego - mimo swojego wieku herr Adler zachowywał się jowialnie jak dobry wujaszek dla swoich bratanków. Wyszedł zza biurka i zaganiającym ruchem wyprosił swoich gości z powrotem na korytarz a potem dał znać by podążali za nim. Tak przeszli przez jakieś korytarze i wyszli na parterze ale od strony tylnego dziedzińca ratusza ogrodzonego murem od reszty miasta. Tam poprowadził ich do owych obiecanych środków transportu, który stanowiły dwa, zaprzężone w konie jednoosiowe wozy, obok których stało dwóch woźniców.
Tladin podszedł zobaczyć ich środek podróży. Może się na wozach specjalnie nie znał, ale jako krasnolud rzemiosło miał, możnaby rzec, we krwi. - Koła zapasowe i obrok dla zwierzaków mamy? - zagadnął woźniców.
- Pasza jest - odpowiedział jeden z nich żując słomkę. - Kół ni ma.
- Skoro jesteście gotowi - powiedział Karl, gdy Tladin otrzymał odpowiedzi - w takim razie jedziemy do "Włóczykija", zabierzemy pozostałych i ruszamy w drogę.
- Herr Adler, nie zawadzi parę kół na zapas dorzucić - praktyczny khazad zwrócił uwagę urzędnikowi.
- Słuszna uwaga Tladinie. Ale obawiam się, że nie mamy na to już zbyt wiele czasu więc będziecie musieli sobie jakoś sami to zorganizować. A przy okazji jeśli już rozmawiamy. To kiedy macie zamiar wyruszyć w drogę? Jaki macie plan podróży? - herr Adler zmrużył oczy patrząc na wozy o jakich wspomniał krasnolud i zerkając na koła na jakich stały. Ta myśl jednak widocznie nasunęła mu kolejną gdy pewnie świetnie był zorientowany, że wykupiony w oberży wikt i opierunek kończą się a więc i domniemany czas kiedy śmiałkowie powinni wyruszyć w drogę. Popatrzył na obydwóch z nich czekając na wysłuchanie planu jaki naszykowali przez ostatnie dni i tygodnie.
- W takim razie, jutro z rana. Dziś spróbuję znaleźć jeszcze parę kół na wszelki wypadek. Lepiej teraz pół dnia stracić, niż potem na trakcie parę dni. Wiecie, gdzie możemy kupić koła? - zapytał się tego woźnicy, który żuł słomkę, gramoląc się obok niego na kozioł.
- A dokąd macie zamiar wyruszyć po wyjeździe z naszego zacnego miasta? - najwidoczniej urzędnikowi chodziło o dalsze plany niż sam wyjazd z miasta.
- Nie mówiłeś? - Tladin zdziwiony spojrzał się na Karla. - Do Lenkster pojedziemy.
|
| |