Wątek: [VtDA] Burza
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 14-07-2019, 17:18   #18
Icarius
 
Icarius's Avatar
 
Reputacja: 1 Icarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputację
Czerdog ułożył obie panie wygodnie na łożu gdy wciąż jeszcze spały. Obie delikatnie pocałował przy tym w czoła. Uśmiechnął się mijając wilka. Przeszedł do pokoju obok.
-Witaj moja droga.- podszedł i stanął tuż za jej plecami.
Elia spojrzała na niego gdy wszedł i szybko zakończyła list, zasypując go pisakiem, by ten wchłonął nadmiar tuszu. Gdy wampir się zbliżył podniosła się i skłoniła głęboko.
- Witaj Panie… czy mogę jakoś Ci pomóc. - Wyprostowała się spoglądając na wampira niepewnie. Jednak Czerdog wiedział, że wypita przez nią krew już zadziałała. Dostrzegał w jej emocjach ślady charakterystycznego uwielbienia.
- Chciałbym kontynuować pomoc w waszym buncie. Tylko muszę znać szczegóły. Jak chcecie stawić czoła Krzyżakom i potężnym wampirom? - stanął na wprost niej palcem przejechał po policzku i zatrzymał się na podbródku.
- Chcieliśmy uderzyć w kilku miejscach na raz… za dnia. Zabić nieprzygotowanych rozrzuconych po mieście rycerzy, a potem ruszyć na zamek. Planowaliśmy przemycić kogoś do środka by ułatwił nam wejście… ale teraz. - Kobieta zawahała się. - Teraz gdy ktoś podpalił ten statek nabrali czujności.
- Czujni są cały czas. Zawsze to zakładaj. Obserwujecie miasto ktoś lub coś rzuciło się wam w oczy? - Czerdog wziął podbródek w dwa palce i uśmiechnął się do Eli kierując jej oczy na siebie.
- Jest jeszcze jedna grupa działająca w Gdańsku. Niestety nie wiemy co dokładnie planują… czasem ich cele pokrywają się z naszymi, a czasem nam przeszkadzają… - Elia powstrzymała westchnienie, które wyraźnie cisnęło się jej na usta. - Według mnie to oni odpowiadają za wydarzenia z portu.
- Wiemy coś o tej drugiej grupie? Mam jak wiesz pewne zdolności. Potrzebny mi jest jedynie punkt zaczepienia. To niestety nie zawsze jest łatwe. - Czerdog wpatrywał się w Elię z uśmiechem.
- Widzieliśmy kilku ludzi… - Kobieta zawahała się. - Jaki punkt zaczepienia?
- Muszę wiedzieć gdzie któryś z nich się znajduje w danej chwili lub go raz zobaczyć. Wtedy już zawsze mogę patrzeć na to gdzie jest i co robi. - Czerdog wiedział groźnie to brzmi. Stąd uśmiech nie schodził z jego twarzy. Choć sytuacja w mieście daleka była od bezpiecznej dla niego. Miał swoje atuty. - Nie myśleliście by spróbować połączyć z nimi siły?
- Jak na razie skupiają się na eliminowaniu naszych ludzi… chyba, że obserwujemy się z dystansu. - Elia pokręciła przecząco głową. - Nie udało się nam z nimi skontaktować, ale… kilkoro z nich widział Kazimierz.
- Eliminowaniu? Opowiedz coś więcej. Macie wspólnego wroga. Zwalczanie się w obliczu jego przewag nad wami brzmi… ciekawie. - Czerdog analizował sytuację. Był piratem, czasem szpiegiem. Będzie się musiał nauczyć nowego stylu życia i nowych zasad. Będzie musiał nauczyć się wolności i związanego z tym ciężaru decyzji.
- Mój mąż działał przeciwko zakonowi krzyżackiemu… nie wyjaśnił mi wszystkiego ale postanowiłam kontynuować jego pracę, tym bardziej że jako mieszkaniec tego miasta, podobnie jak wielu moich towarzyszy, mam dość tego jak rządzą zakonnicy. - Kobieta zawahała się nieco. - Ta druga grupa… gdy tylko wykonujemy jakieś czynności, które osłabiają zakon krzyżacki, nie przeszkadza nam… czasem nawet odnosimy wrażenie, że przychodzą nam z pomocą. Jednak gdy zbliżamy się bezpośrednio do władz… giną moi ludzie.
- Kazimierz potrafiłby wskazać zatem jakiś ich ludzi? Myślę, że warto bym osobiście przejrzał się tej sprawie. Dowiedział się na początek z kim mamy do czynienia. Krzyżaków nie pokonany w pojedynkę. Warto zdobyć sojuszników. Przemyślałaś moją propozycję dla Ciebie?
Elia przyglądała się chwilę wampirowi i chyba uznała, że odpowie na te prostsze pytania.
- Kazimierz wskaże ci ich na pewno… a przynajmniej kilku. - Na chwilę zamilkła. Czerdog czuł, że się wahała, ale było też w niej niezaspokojone pragnienie, o którym myślała, że zapomniała, a które od pobudził poprzedniego wieczoru. W końcu odpowiedziała cicho. - Chcę ci służyć.
- Opowiedz mi zatem jak najwięcej o sobie. Chciałbym cię lepiej poznać. - Czerdog wygodnie rozsiadł się w fotelu. Niedługo będzie musiał wrócić na wyspę do brata da mu jednak wstać i odzyskać trzeźwość umysłu. Teraz był ciekaw Eli i wszystkiego co powie. Gdańsk był dla niego nowym niezbadanym miejscem.
Kobieta spojrzała na niego zaskoczona, ale przytaknęła i usiadła naprzeciwko wampira. Jej życie wydawało się być typowym przykładem losów kobiety pochodzącej kręgu mieszczaństwa. Urodziła się i wychowała w Gdańsku i to tutaj, podczas jednego z przyjęć poznała Władysława. Należał do odłamu szlachty polskiej i był bardzo dobrą partią w towarzystwie. Ona jako córka kupca Gdańskiego także była popularna i po jakimś czasie umówiono ich ślub. Wtedy jeszcze nie wiedziała, że to początek zupełnie nietypowego życia. Urodziła mu czwórkę dzieci, a tak naprawde jego ghulowi, choć oficjalnie były to dzieci Władysława. Ghul… Jan… zginął wraz swym panem podczas napaści.
-Masz czwórkę dzieci. - Czerdog lekko się zdziwił. - W jakim są wieku? Są może w posiadłości? - kierowała nim naturalna ciekawość. Lubił wiedzieć rzeczy osobiste o tych z którymi w jakiś sposób się wiąże.
- Twój mąż prowadził interesy. Jakiego typu i co jest w tych wszystkich księgach? - machnął ręką na wszystkie zapiski jakie widział dzień wcześniej.
- Mój najstarszy syn ma ponad 20 lat. Niebawem powinnam mu wybrać żonę i przekazać interes. Mam jeszcze dwóch synów i córkę. Tak wszyscy to mieszkają. - ELia skinęła głową ku górze. Gdzie zapewne znajdowały się piętra dla dzieci. - To księgi z transakcjami handlowymi. Mój mąż dzierżawił miejsce na trzech okrętach pływających na zachód. Skupowaliśmy niemieckie piwa, przyprawy, a wywoziliśmy nasze zboże… mniej więcej kontynuuję tą pracę, choć staram się wejść w rynek tkanin, gdyż mniej cierpią przy transporcie morskim.
- Za parę dni przypłynie tu Josef. Znajdziecie wspólne tematy w tej materii. Będzie zarządcą mojego majątku. Robił to dla mojej rodziny od paru pokoleń. Przyda mu się jednak ktoś zorientowany w Gdańskich realiach jak ty. Twój syn natomiast. - Czerdog podrapał się po brodzie. - niczego mu nie zabraknie. Jak i reszcie twoich dzieci. Mam własny okręt i majątek. Lepiej wyjdzie na służbie dla mnie. Zupełnie inna skala działań was czeka. No ale - uderzył dłonią w fotel. - do tego trzeba nam jeszcze bunt przetrwać. Współpracujesz z oddziałem Kazimierza. Jest więcej takich pod twoim wpływem? Ilu ludzi macie pod bronią i jakie siły w mieście w waszej wiedzy mają Krzyżacy? Trzeba nam siły oszacować i liczby poznać. Najemników jakiś idzie zwerbować na naszą stronę?
- Po naszej stronie jest kilkunastu dawnych strażników miejskich. Kazimierz jest jednym z nich. Do tego kilkudziesięciu mieszczan, którzy zgodzili się wziąć udział w buncie. - Elia westchnęła ciężko. - Samych braci zakonnych jest także kilkunastu, ale mają pod sobą wielu najemnych zbrojnych, liczymy, że może być ich w okolicy setki. Co do najemników… jest jeszcze wielu strażników, których nie udało się nam przekonać… kilku jak podejrzewamy współpracuje z drugą grupą. Liczymy, że powstanie porwie mieszczan i pomogą nam w zdobyciu zamku, ale mamy świadomość tego, że musimy ich podejść sposobem.
- Najemnicy. Trzeba sprawdzić czy zakon płaci im godnie i terminowo. Takie rzeczy można usłyszeć nawet w karczmach. Jak dobrze ucha nadstawić, to i dźwięk zawodu można usłyszeć. - Czerdog odsłonił rękaw i delikatnie ugryzł się w rękę. Skoro Elia zdecydowała się mu służyć należało wzmocnić więzi. - Wzmocnij się moja droga. Będę chciał potem trochę popracować. - myślami powędrował do brata który już zapewne wstał. Należało go poinformować o sytuacji. Jego cel wymsknął się z zasadzki.
Kobieta przysłuchiwała się mu uważnie, najwyraźniej notując w głowie jakie polecenia ma wydać. Gdy wampir wysunął w jej stronę zakrwawiony nadgarstek, skłoniła się w wdzięcznością i pomału zaczęła spijać wampirzą krew.


W tym czasie myśli Czerdoga dotarły na Rugię. Stephen wydawał właśnie polecenie dla dowódców oblężenia, posilając się na jakimś jeńcu.
- Nasz drogi brat się wymknął. Zakończyłem sprawdzanie terenu. Jest poza zamkiem. Mogę ci rzec gdzie. Zorganizujesz pościg. - Czerdog nie bawił się w uprzejmości od razu przeszedł do konkretów.
- Co?! - Warknięcie Stephena przeraziło, towarzyszące mu ghule. Czerdog zobaczył jak oczy brata wypełniają się krwią. Jego bestia była blisko. Bardzo blisko. - Mów!
- Jeśli bestia cię opanuje to go nie dopadniesz. - Czerdog powiedział spokojnym głosem. Czekając aż Stephan nad sobą zapanuje. Dopiero gdy to zrobił sam sprawdził obecną pozycję ich brata i mu ją zdradził. Jacob zmierzał dalej w kierunku portu, ale Stephen miał szanse…. Chyba. Gdyby miał bardzo szybkie konie. Może zdążą nim statek najstarszego z braci zrzuci cumy.
- Jacob ucieka w stronę portu. Jeśli masz bardzo szybkie konie… Możesz go jeszcze dopaść. - Czerdog powiedział co wiedział. - Rozejrzę się czy bliżej portu jest ktoś kto mógłby to opóźnić lub uszkodzić statek.
Stephen przytaknął i zaczął wydawać polecenia. Czerdog już teraz widział, że spróbować zatrzymać go będzie mógł dopiero w porcie. Gdyby załoga odmówiła? Były tam jednak ghule najstarszego z braci.

Czerdog zobaczył trzy okręty i ich załogi. Na każdym dominowali marynarze ale i na każdym było kilku żołnierzy. W umysłach które badał dominowało oczekiwanie i niepewność. Załogi były pod rozkazami ghuli Jacoba. Rozmieszczonych po kluczowych stanowiskach. Jednak zwykli ludzie nie wiedzieli co ich czeka. Mieli swoje rozkazy i mieli swoje lęki. Nigdy w historii wyspy za ich życia nie było tu takich walk. Doszły ich plotki, że rodzina zmarłego pana tych ziem skoczyła sobie do gardła. Skoro brat walczy przeciw bratu. Krew z własną krwią kto da im gwarancje co czeka ich? Oliwy do ognia dolewały plotki. Plotki o diabelskich pomiotach na wyspie, potworach i diabłach nie z tego świata. Nikt tylko nie wiedział dla kogo one walczyły ani gdzie. Same myśl jednak była bardzo niepokojąco. Te nastroje postanowił wykorzystać oczywiście Czerod. Zsyłał wizje na załogantów. Ukazując ghule Jacoba z widocznymi oznakami potworności i diabelstwa. Wizje były spójne. Przeskakując z umysłu do umysłu dbał by marynarze byli blisko siebie. Wiedzieli tego samego ghula w ten sam sposób. Przy takim natężeniu szybko zaczną między sobą gadać. Każdy widział to samo i ghule Jacoba zostaną uznane za diabły. Czerdog liczył na bunt załogi i eliminację oficerów. Potem nastraszy ich wizją nadciągającego w ich stronę pana diabłów czyli samego… Jacoba.

Widział jak marynarze zaczynają szeptać między sobą. Spoglądali złowrogo na swych dowódców, ale wystarczyły jedno czy dwa warknięcia, doświadczonego ghula i rozmowy cichły.
Czerdog nie dawał za wygraną. Zaczął zsyłać im wizję jak słyszą, że po przybyciu Pana trzeba złożyć ofiarę. Każda z grup marynarzy oczywiście słyszała swoje imiona i kamratów obok. Czerdog dał im wyraźnie do zrozumienia, że czas brać sprawy w swoje ręce.
Nim Jacob dotarł do portu rozpoczęło się tam małe piekło. Marynarze wzięli sprawy w swoje ręce i rozpoczęli walkę z ghulami. Ich przeciwnicy byli potężni. Byli to jednak ludzie najstarszego z braci, dowódcy regularnie pijający jego krew. Jednak nie mieli szans z tłumem marynarzy i tragarzy. Większość poległa w walkach, dwóch jednak wyruszyło naprzeciw swojemu Panu.

Tzimisce nie myślał wiele. Zaczął podsycać w umysłach marynarzy wizję zbliżającego się Jacoba gdy tylko ci przegnali lub zabili ghuli. Zaszczepiał im też myśl, że muszą odpłynąć czym prędzej. Inaczej pan tych potworów zaraz tu dotrze i ich zabije. Odpłynięcie to jedyny ratunek. Wszędzie indziej ich dorwie. Muszą odpływać by przeżyć. By uciec przed śmiercią.
Marynarze ruszyli pędem do jednego ze statków. Widział jak dopadają olinowania. Starsi sternicy, szybko przejęli role dowódców. Czerdog widział jak statek odbija od brzegu, jak jego białe żagle powoli opadają wzdłuż masztów. Jacob był jeszcze o kilka klepsydr drogi od portu, ale już musiał widzieć majaczący ponad drzewami materiał.
Natychmiast też Czergod zaczął roztaczać podobne wizję nad resztą załóg. Pozostałych dwóch statków.
Po dłuższej chwili w porcie rozpętało się małe piekło. Wokół toczyły się walki. Żagle statków były naprędce podnoszone. W tym całym bałaganie pojawił się Jacob wraz ze swymi ghulami i od razu ruszył w kierunku statku który dopiero podnosił trepy. Wtedy Czerdog przeniknął do umysłu koni niosących Jacoba i jego towarzyszy. Rozciągnął przed ich oczami wizje ognia który stoi tuż przed nimi. Tak, że odgradzał im drogę do portu. Wampir nie dawał za wygraną i popuszczał wodze swej wyobraźni by tylko uniemożliwić Jacobowi odpłynięcie.

Zobaczył jak kolejne zwierzęta stają dęba próbując zrzucić swych jeźdźców. Kilku ghuli spadło pod kopyta jednak udało się im jakoś odtoczyć nie odnosząc większych ran. Jacob był wytrawnym jeźdźcem, ale nawet on zeskoczył z siodła widząc, jak jego wierzchowiec mimo krwawiącego od wędzidła pyska, zbiera się do ucieczki. Pozostało im patrzeć jak ostatni ze statków odbija od portu. Czerdog gdyby to było możliwe zapewne otarłby teraz pot z czoła. Zamiast tego gdzieś w Gdańsku uśmiechnął się pod nosem i odetchnął z chwilową zapewne ulgą. Wrócił do Stephana i opisał mu obecną sytuacją. Następnie zaczął dzielić swoją uwagę między dwóch braci. Przez chwile był przy jednym w następnej chwili raportował drugiemu co się dzieje. Robił wszystko by doprowadzić do zwarcia ich obu.

Wiedział, że minie chwila nim młodszy z braci dotrze do Jacoba. Ten jednak nie miał już zbyt wielkiego pola do popisu. Mógł ponownie ukryć się w jednej z twierdz widać jednak było, że szykuje się do walki. Napoił swych ghuli i sam wypił do cna jeńców. Stephen nie będzie miał łatwej walki. Młodszy brat słysząc o zachowaniu Jacoba jedynie prychnął. Był pewny siebie. Jak zwykle… wielokrotnie to ta pewność siebie gubiła go i sprawiała, że nigdy nie zbliżył się do ojca tak jak Jacob czy nawet Czerdog. Starszy brat kazał na szybko zbudować zasieki. Skąd wiedział, że drugi brat się zbliża? Może doniosły mu ptaki? Zwierzęta zawsze były po jego stronie. Dzikie bestie zbliżały się do portu i Czerdog zaczynał mieć obawy, że jest to sprawka najstarszego z braci. Czerdog postanowił temu przeciwdziałać. Wskakiwał w umysły bestii i zalewał je obrazami ognia i zniszczenia. Port w ich umysłach i cała droga do niego płonęła. Naturalnym instynktem była ucieczka. Odstraszył tak największe i najgroźniejsze bestie. Jeśli było ich zbyt wiele zamierzał wrócić do braci. Gdy dojdzie do starcia on również stanie w szranki. Sprawiając, że Jacom będzie widział wszędzie Stephana. Nie był w stanie postawić go wszędzie. Wystarczyło jednak, że jego twarz w umyśle Jacoba otrzyma jakiś losowy Ghul Stehpana. Stephan zaś… cóż w jego miejscu nie będzie nic powietrze. Taki obraz będzie przekazywał do umysłu Jacoba. Powinno wystarczyć. W końcu choć Jacob o tym jeszcze nie wiedział… walczyło dwóch braci przeciw jednemu.

Większość bestii uciekła. Większość… Czerdog widział jak niektóre przedzierają się mimo przerażenia przez wyimaginowanie płomienie. Szybko zrozumiał dlaczego. Jacob poił część zwierząt swoją krwią… Jak dawno zaczął? Jak długo starszy z braci planował przejęcie władzy? Gdyby nie starania Czerdoga zapewne udałoby mu się błyskawicznie. Teraz jednak musiał się mierzyć z dwoma młodszymi braćmi i nie udawało mu się to bez strat. Mimo przesyłanych obrazów Jacob ruszył jednak na Stephena. Czerdog szybko zorientował się, że najstarszy z braci musiał oprzeć się jego wizjom. Wokół rozpętało się prawdziwe piekło. Nieliczne zghulizowane bestie dopadły ghuli Jacoba. Adligen młodszego brata, walczyło z ludźmi starszego. Co gorsza Czerdog poczuł, że ktoś dotyka jego ciała.
Czerdog wrócił do swego ciała by zorientować się kto i z jakiego powodu go niepokoi. Obok stała Tomiła.
- Co robimy? Anna sprawdziła, że nasi ludzie nie weszli do portu. - Była wyraźnie zaniepokojona. - Elia odeszła do sprawunków, powiedziała, że będzie posyłała człowieka do Kazimierza.. Kimkolwiek on jest.
 
Icarius jest offline