Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 14-07-2019, 18:11   #88
Johan Watherman
Moderator
 
Johan Watherman's Avatar
 
Reputacja: 1 Johan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputację
Oczekiwanie na Einara dłużyło się niezmiernie. Z początkowej, napiętej atmosfery zagrożenia pozostały ledwo wyczuwalne opary niepewności. Ze wszystkich magów na najbardziej przejętą wyglądała Waleria która narzekała, że jutro przed południem ma samolot do Polski. Ojciec Iwan trochę się uspokoił, jednak wnikliwa obserwacja starszego maga zdradzała, iż po taflą samokontroli szaleje płomień gniewu.
Tomas przyglądał się dogasającej za oknem burzy. Rzęsisty deszcz uderzał rytmicznie w parapet, błyski i grzmoty pojawiały się w regularnych odstępach, niezbyt często. Daleko za miastem widać było koronę bijących piorunów. Nie zagaił Patricka zbędną rozmową.
Adam Fireson wyglądał jakby drzemał, oddychał powoli, płytko i miarowo z zamkniętymi oczyma. Mervi zdążyła się jednak przekonać, iż haker rzeczywistości wcale nie śpia, a tylko odpoczywa. Zdążył jej obwieścić, że z rana będzie mu potrzebny szpital który go połata.
Klaus siedział w pustym, zamkniętym pokoju obserwując ciemność. Nie wiedział co fo do tego popchnęło, czy to on sam, cała ta sytuacja czy może ten drugi głos. Różne myśli kotłowały się mu w głowie, ale ostatecznie wykiełkowała jedna.
Jak do tej pory wychodził cało z opresji. Był potężnym Naukowcem, potężnym magiem i przebudzonym. Mimo to był też calem, jeśli nie ducha to nawet na ulicy, mniejszości etnicznej.
Bo nie był groźny. Co z tego, że mógł ich spopielić kilotonami energii niesionemu przez fonty? Ostatecznie wolałby tego nie robić ale był ciągle i ciągle zmuszany do pokazywania nim jest.
Podczas długiego oczekiwania na jakiekolwiek wydarzenie, Mervi odebrała na telefonie e-mail od przebudzonego którego określiła mianem Infopira. Pożeracz informacji w dość enigmatycznych słowach zaprosił na spotkanie o dowolnej porze, wszak nigdzie z Pijaczyny nie odejdzie – to brzmiało jak mały żart.


***

Leif nabierał pewności, iż przysłany do niego śmiertelny przywykł do ekscentrycznych zachowań Tremere i chociaż miał zerowe pojęcie o wampiryzmie, to albo dla zachowania poczytalności, albo na skutek umysłowych kunsztów spokrewnionych, wyrażał kompletny brak dziwienia nocną eskapadą, traktując to jakby była to zwyczajna wycieczka. Albert Northug prowadząc auto nie dociekał za bardzo o powody dla których Leif chce odwiedzić grobowiec, zamiast tego w peanach opisując szczegóły architektury tamtego okresu, zwyczaje pogrzebowe oraz wartość historyczną grobowca.
Gdyby tylko Leif znał się bardziej na historii (pomijając fakt, iż sam był reliktem dawnych czasów) być może wyniósłby z tego coś ciekawego, niemal podświadomie czuł, iż w przekazywanych informacjach czai się pożyteczna wiedza, mogąca go albo przybliżyć do prawdy albo chociaż zdradzić pewne nieścisłości.
Niestety, na czysty rozum, brzmiało to tylko jak naukowy bełkot fascynata.


***


Główna część parkingu przed hotelem była dość pustawa, auta stały od siebie w dużych odstępach, zostawiając nieregularne, wolne miejsca. Ciemność nocy bardziej rozświetlały nagłe błyskawice od nikłego światła latarni morskich.
Z parkingu odjechała taksówka. Pozostała tylko niknąca postać na deszczu przemoczonego do suchej nikt, kulującego starca. Twarz Einara ściągał grymas bólu i poniżenia. Powłócząc nogą, powoli szedł w stronę hotelu, wyglądając jak uosobienie siedmiu nieszczęść.
Przed hotel wyjechał mistrz Jonathan. Krótkie zadaszenie dawało mu osłonę przed deszczem. Poza snopem światła, na skraju zadaszenia stał Iwan.
- Napadli nas…
Wycharczał głośno Einar siląc się aby głosem przebić deszcz, grzmoty i dzielącą ich odległość kilkunastu metrów,
- Fireson, ten skurwysyn… Współpracuje w burzą. Byliśmy z Meervi… czyniliśmy mafgyę, wtedy się pojawili.. Porwał ją, namieszał w głowie – warknął kaszląc, z wyraźnym bólem – mojej uczennicy!
Twarz starego maga przecinały łzy złości i bezsilności, troska oraz żal. Klując parł coraz szybciej. Spojrzał spod byka na Jonathana. Spowolnił.
- Przybyli pierwsi? Chyba nie wierzysz temu wirtualnemu…
Cisza. Błysk przeciął niebiosa. Jonathan milczał.
- Zatem im uwierzyłeś – Einar wyprostował się, łzy nagle przestały mu płynąć po twarzy. Sięgnął za pazuchę po kościaną różdżkę.
- Nie pozostało mi nic innego – wycelował różdżkę – wiedz, że z tobą nie chciałem walczyć, Jonathanie.
Grzmot, silny grzmot burzy pojawił się po poprzednim błysku. W hotelu zadrżały szyby, włączyły się alarmy samochodowe, w kilku wyleciały szyby.
Iwan opuścił podniesioną dłoń, kierując wzrok ku leżącemu w kałuży krwi Einarowi. Jonathan spojrzał na duchownego ze szczerym zdziwieniem.
- Musiałem – Iwan powiedział twardo.


***


Leif czuł, że ktoś go obserwuje. Gdy przechodzili przez stary miejski cmentarz, kilka razy coś umknęło mu na granicy pola widzenia. Był przekonany, że gdyby tylko wytężył się bardziej, gdyby tylko refleks dopisał bardziej – z pewnością dostrzegłby co go obserwuje.
Tymczasem spacerowali pomiędzy grobami, aż stanęli przed sporą, nadziemną kryptą. Albert otworzył pordzewiałe drzwi klucze. Zdobiły je chaotyczne ornamenty co do których stylu przewodnik miał kilka nudnych uwag, Leif wiedział jednak swoje – były inspirowane runami, w ich uproszczonej, pozbawionej mocy wersji znanej śmiertelnym artystom.
We wnętrzu pachniało stęchłym powietrzem. Ściany ciasnego grobowca pokrywały oszczędne, abstrakcyjne zdobienia w formie półgryzmsów i innych kamiennych form wypukłości. Na środku znajdował się wielki, pękaty grób zakryty szorstką, kamienną płytą. Brakowało na nim jakichkolwiek inskrypcji.
Czuły zmysły Leifa wyczuwały, iż do środka zasysane jest powietrze.


***


Ustabilizowany, nieprzytomny Einar leżał na folii pokrywającej łóżku w wolnym pokoju. Stał nad nim spocony Tomas.
- Zamknąłem główne rany, ma wstrząśnienie mózgu, niektóre narządy trzymają się tylko dzięki zaklęciom Walerii, wątroba jest w strzępach… Aleście go urządzili, mistrzu – spojrzał na Iwana chłodno.
- Musiałem.
Iwan powiedział spoglądając chwilę na Jonathana, a potem na pozostałych w pokoju - Klausa i Patricka. Wyglądał na zafrasowanego.
- Musimy się dowiedzieć co planował. Dodatkowo, Mervi nas o coś prosiła – powiedział twardo – chciała się dowiedzieć… Więcej.
D uchowany spauzował. Jonathan westchnął ciężko.
- Chcecie mentalnie sondować maga którego podejrzewacie o naphandyzm – hermetyk wyglądał na zniesmaczonego – to samo w sobie jest szaleństwem. Do tego, nie jesteście bezstronni.
- Nie ja – Iwan pokręcił głową – gdybym wkroczył w jego umysł, ostatni raz w życiu zobaczyłby światło naszego Pana. Nie mogę, jestem… zbyt nastawiony.
- Jak widać – zaczął chłodno Tomas – każda fundacja musi mięć swoje eutanatosa od brudnej roboty – uśmiechnął się mrocznie = będę potrzebował wsparcia i dwóch ochotników z zewnątrz. Jeśli ma być to zrobione dobrze, trzeba tam wkroczyć osobiście, bez żadnych mentalnych sond, duchów i innych chirurgi umysłowych. Do tego przydałoby się wsparcie Mervi, chociaż w formie rozmowy. Nie powinna ona wkraczać.
- W tej chwil Adam pilnuje wirtualnych adeptów – Iwan wyjaśnił – nie chciałem aby przeszkadzali, jak ochłoną…
- Może – Tomas spojrzał na burzę za oknem – Jonathanie, pilnujesz magy?
Hermetyk kiwnął głową.
- Nie chcę niczego sugerować – Tomas spojrzał na synów eteru – ale chyba nie przypadkiem stoicie tu z nami zamiast jak Hannah pilnować ucznia czy zabawiać Walerię.
 
__________________
Otium sine litteris mors est et hominis vivi sepultura.
Johan Watherman jest offline