Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 14-07-2019, 21:25   #34
Guren
 
Guren's Avatar
 
Reputacja: 1 Guren ma wspaniałą reputacjęGuren ma wspaniałą reputacjęGuren ma wspaniałą reputacjęGuren ma wspaniałą reputacjęGuren ma wspaniałą reputacjęGuren ma wspaniałą reputacjęGuren ma wspaniałą reputacjęGuren ma wspaniałą reputacjęGuren ma wspaniałą reputacjęGuren ma wspaniałą reputacjęGuren ma wspaniałą reputację
Kobieta popatrzyła na Jill, a potem uśmiechnąwszy się bardzo jadowicie i sięgnęła po po komórkę.
- Pan jest więc adwokatem? - zapytała Akala, a Lloyd pokiwał mądrze głową. Oczy Indianki rozbłysły czystym złem.
- Urząd szeryfa, chciałabym zgłosić przypadek nielegalnego praktykowania zawodu adwokata… - rzekła
- Dobra, dobra jest jeszcze praktykantem, ale na adwokackich - Jill przewróciła oczami. Przeszła do zorganizowania odwrotu - Panowie jedziemy do dziadka. Trzeba parę rzeczy omówić - zaczęła kierować Lloyda do auta.
- Ja nie chce do dziadka! - z czystym przerażeniem pisnął Lloyd. George schował do kieszeni telefon i patrzył na kobietę.
- A ty na co się gapisz ty… - miała problem, aby znaleźć odpowiednio obraźliwe określenie.
- A tak się patrzę. Wysłałem panią na Face'a. Przepraszam - George poszedł, a Lloyd zrozumiawszy co zrobił George, rzucił się do ucieczki starając się ciągnąć za sobą Jill.
- Co zrobił? COOOO! -rozległ się wrzask.
- Brawo George! -pochwaliła Jill ciągnąc dalej Lloyda do auta. - Och daj spokój, przecież kiedyś się poznacie z Dziadkiem. No, powinniście....
- Ale koniecznie w tym dziesięcioleciu - zawołał Lloyd. Ruszyli gonieni przez wściekłą.
- I gdzie teraz? - zapytał Lloyd.

Kwestia spotkania Eks-Chłopaka w bibliotece
Jill się zamyśliła. W alternatywie miała iść do biblioteki by zobaczyć swojego eks-chłopaka. Zresztą, czy Po takim długim czasie powinien się liczyć z tym, że Jillian nie przyjdzie na pierwsze zawołanie. Trochę wody minęło, a ona nie jest jakimś tam psem. W sumie mogłaby przedstawić George i Lloyda Dziadkowi. Chociaż pozostawała jeszcze sprawa Totemu: - Macie jakiś pomysł gdzie szukać totemu?
- W Walmarcie, tam mają RZECZYYY - rzekł George poważnie.
- Ja bym szukał w muzeum, antykwariacie czy gdzieś tam… Tylko wiesz, może starczy drewniana figurka jako symbol naiwnych wierzeń ludów pierwotnych.... Nie zabrzmiałem WASPO,centrycznie chyba? Wiesz, raczej chyba ważne wilkołaki nie wierzą w duchy, bo inaczej w bibliotece czekałby na nas duch sowy jak Wan Shih Tong, no nie - rzekł Lloyd.
- Czyli mogę nie mieć wyjścia i leźć do biblioteki?! Bo nic bardziej nie łączy tradycji z przeszłością? bąknęła Jill.
- No tak, tam nie spotkamy twoich krewnych? Ani szalonych kobiet, prawda? - Lloyd był nieco zaniepokojony. Zabrała ich na miejsce. Budynek w “Realu” wyglądał ładnie i całkiem majestatycznie jak na tak mały budynek. Jill weszła z chłopakami do środka i George z Lloydem rozglądali się po półkach.

W środku podeszła do niej wysoka blondynka w garniturze i spiętych włosach, cała emanująca aurą “Zasłoniłabym prezydenta własną piersią”.
- Jill Waterson? Proszę za mną - rzekła tylko i skierowała Jill do piwnicy, do podziemnego archiwum. Jeśli poszła za nią, zobaczyłaby w końcu Terry'ego siedzącego na krześle. Był blady jak trup, a otwarte oczy miał skierowane w pustkę.
- Terry? No wysiliłeś się z formą spotkania po latach... - skwitowała nakładając dłonie na biodra. Irytacja z powodzeniem przysłoniła bardziej czułostkowe uczucia względem sympatii z liceum. A może dzięki tym nostalgicznym czułostkowaniu, to nie przywaliła mu w pierwszym momencie? (Dziadek ani Mama nie wychowali jej na rozczulaniu się- zarówno nad sobą jaki i otoczeniem.) W sensie między wejściem, a dostrzeżeniem marnej kondycji Terry’ego.

Mój Eks jest..
Terry przechylił się wpół i opadł na biurko, z otwartymi oczyma i ustami.
- Terry, co z tobą?! - zawołała Jillian. Zaczęła się rozglądać po sali za czymś przydatnym- butelką wody, dowodem na iluzje albo kijem by szturchnąć chłopaka.
Terry wydawał się być bardzo martwy, ale może to tylko pomyłka? Kobieta, która wpuściła Jill stała na korytarzu. Jak ją zobaczyła weszła rzucając jej wyraźnie zniecierpliwione spojrzenie. Nachyliła się nad Terrym i odchyliwszy mu głowę do tyłu, wyciągnęła ampułkę z płynem, który zdawał się być krwią i wlała mu do ust.
- Tak panie, przebudź się - w jej oczach widziała uwielbienie. Na Twarz Terry'ego powróciły kolory. Otworzył oczy i podepchnąwszy kobietę ze zniecierpliwieniem, uśmiechnął się do Jillian.
- Dobrze, że jesteś. Byłem pewien, że przyjdziesz! - zawołał radośnie.
- Co to miało być u diabła? - szepnęła Jill z miną psa łańcuchowego
- Nic mniej i nic więcej niż widziałaś… Co u ciebie? Słyszałem, że różne rzeczy stały się w twoim życiu. Zmieniłaś się, jako i ja się zmieniłem
- Co u mnie... Studiuje weterynarię... Ostatnio przyszło mi przejąć schedę po dziadku... - uznała, że nie ma co przesadzać z podawaniem szczegółów. Nie wiadomo na jak długo Terry zostaje. Trzeba jak w pokerze, a więc karta po karcie. Od rozdania do rozdania.
- Pytanie jak się ty zmieniłeś... -skwitowała wilkołaczka mrożąc go spojrzeniem z którego słynęły córy Wattersonów.
-[i] Tak, to z powodu twojego dziadka rozmawiamy w ten sposób. Słyszałem, że przeżyłaś wybuch gazu… Ale to był tak sam wybuch gazu, jak moje studia we Włoszech, powiedz mi, jesteś jednym z “Wilków w owczej skórze?”, tylko tak pytam… Dla mnie to wszystko było równie trudne, te wszystkie sny i marzenia odebrane w jednej chwili, bo Starsi tak postanowili… Mówili ci kim jestem? [/ii
- Przecież sam mi mówiłeś, że jesteś adoptowany... - spróbowała się uśmiechnąć. W myślach zaś uznała, że jeśli Terry okaże się kolejnym wilkołakowatym to trzeba pomyśleć czy przyjmować go do swojej watahy.
- Tak… Ale niedawno stałem się częścią wielkiego i prastarego rodu, którego krew płynie teraz w moich żyłach To… Jestem teraz inny, ale pamiętam co do cie czułem. Mogę cię wspomóc… Choć oczywiście, będę wymagał pomocy od ciebie od czasu do czasu. Mam wielu, wielu wrogów, którzy są też twoimi… Lub raczej waszymi wrogami
- Jak to teraz płyną w twoich żyłach? Odnalazłeś biologicznych rodziców? -spytała próbując zatrzymać szczękę przed opadnięciem.

Skoro już wyszło, że ONA - Jillian Chanata Waterson jest wilkołakiem to... Przychodziło jej na myśl rozwiązanie jak z tych "Interspace Romance"... W sumie nie tylko z takich książek... Ale czy prawem fantastyki nie jest, że jeśli występują krasnoludy to Muszą być i elfy. Skoro są Wilkołaki, to są... Powinny być... Wampiry?! Nie to... Absurd... Absurd! Ale do nie dawna myślała, że wilkołaków nie ma... Co w takim razie jeszcze istnieje?
“Wampir.... Wampir! WAMPIR!!! “ - krzyczał alarm w jej głowie.
W pewnym sensie… Stałem się częścią Rodu, którego dzieje sięgają starożytnego Rzymu, a krew którą mam w sobie jest tą samą krwią, która płynęła w żyłach Pierwszego Mordercy, po siedmiokroć przeklętego… Wiem, że to brzmi potwornie patetycznie - pokręcił głową wyraźnie zażenowany- Ale to chyba prawda, więc nie ma co się kłócić… Wiem, że z tobą coś się stało… Wybacz,niewiele wiem o wilkołakach, ale z tego co wiem, nie lubicie dzieci Kaina
- “Tia, Wampir jak nic…”- pomyślała Jill przypominając sobie lekcje od Dziadka jakie ostatnio dostawała, a więc często i gęsto. Przemowa Terry'ego nie wzbudziła w niej szczególnego popłochu, czy zaskoczenia. Raczej stwierdzenie faktu- to wyjaśniało nagłe osunięcie się i "ożywienie". Co nie zmieniało, że nadal pojawił się tutaj- w Crimson Falls po latach totalnego milczenia. A to ją wkurzało... I to bardzo...
- Ach tak, czyli jesteś wampirem... To wyjaśnia zmartwychwstanie przy biurku- stwierdziła spokojnie - Ja wilkołak, ty wampir. I ile lat nie dałeś mi znaku życia? Podpowiedź- za dużo żebym z tobą odgrywała Romea i Julię. - zmrużyła oczy.

Zmarszczył brwi z zawodu.
- Spodziewałem się, że bardziej się wzruszysz… W każdym razie pełnię funkcję kogoś w rodzaju Łącznika . Portland należy do wampirów z Camarili, Seattle do magów, a Crimson Falls jest wasze . Razem trzymacie wampiry z Kanady należące do sabatu na dystans… A mój klan jest jak Szwajcaria, neutralny i bogaty...Mogę więc po starej znajomości ci pomóc… W zamian wstawiennictwo i ewentualne poręczenie
Jillian zmarszczyła brwi licząc, że choć w połowie zminimalizuje wyjście na wierzch na twarz, jej własnej irytacji. Informacje od Terry'ego brzmiały nawet przydatne, to trzeba było przyznać. Czego nie mogła powiedzieć o jego oświadczeniu " Spodziewałem się, że bardziej się wzruszysz…" Na Boga to przecież on zniknął bez słowa. Skoro nawet doszło do tego po tym jak zaczęło wychodzić, że mają zbyt różne aspiracje na przyszłość to powinni mieć chyba status "Rozstanie za obopólną zgodą", a nie robienie z siebie poszkodowanego.

- Oczywiście, że mogę się za tobą wstawić, ale decyzja będzie zależeć od... Starszyzny - skoro jej eks wrócił w takich okolicznościach, to wolała mu nie dawać okazji by się wykazać jako Psycho Eks. Kto wie co zrobi krwiopijca jeśli powiedziałaby, że decyzja zależy od Dziadka. Co nie zmienia, że akurat o wampirzym eksie będzie Musiała powiedzieć Dziadkowi. I o propozycji sojuszu od przedstawiciela wampirów
- To moja osobista propozycja. Wasze starszyzny kiedyś już się dogadały… Ale mój klan stoi z boku, a ja już zdążyłem zdobyć wrogów… Na przykład pewien zabójca… W Europie mój zrobiłem coś nierozważnego i ktoś na mnie poluje.
- Uwzględniasz jak bardzo to zawoalowana ta propozycja? I rozumiem, że twój problem to coś więcej niż zrobienie dziecka jakieś dziewczynie? Czy zwyczajnie boisz się gadać z moim Dziadkiem? Albo... czy mówisz we własnym imieniu czy swojego klanu w końcu?
- Ja i mój klan to jedno… zazwyczaj. Jak mówiłem, pluje na mnie Asasyn, morderca… Sowicie /opłacony. Pamiętaj, że jestem bogaty, mogę też… udzielić ci pewnych informacji… Wiesz na przykład, że twoją ciotkę zabił wampir? Jeden z braci krwi?
- Chyba nie pierwsza żona wujka Atokiego?! Nie ciocia Moana! - dziewczyna mimowolnie przyłożyła dłoń do twarzy. Pamiętała głównie ze sprawą śmierci ciotki była owiana niepokojącym całunem niedomówień. Fakt, że w trumnie była blada nie było niczym dziwnym. Ale... Nie dane jej było obejrzeć ciała. Mówiono o ataku dzikiego zwierza, czy upadku.
- Ponoć był to jeden z braci krwi lub zghoulowanych motocyklistów, prawie na pewno na usługach Sabatu. Sabat jest trochę wściekły pies, dlatego z dwojga złego twoi ziomkowie wolą Camarile… Więc mogę liczyć na twoją pomoc w sprawie Asasyna?
- Więc jednak -schowała twarz w dłoniach. Następnie spojrzała na swojego ex-a ze zmarszczonymi brwiami - Tak jasne pomogę na ile będę mogła... Rozumiem, że nie mam co pytać co zrobiłeś takiego, że posłali na ciebie Asasyna?
- W gruncie rzeczy chodzi o zwykłą bywa, o interesy i rywalizację wewnątrz rodziny… U was pewnie też tak jest. - wziął i uścisnął rękę Jill - Do zobaczenia, mam nadzieję, że zdobędziesz wysoką pozycję w waszej hierarchii .
Kobieta, która wprowadziła tu Jill, wyprowadziła ją na zewnątrz. Wilkołaczka czuła bijącą od niej czystą nienawiść. W bibliotece czekał na nią Lloyd i George.
- Cześć Jill, jak poszło spotkanie? - rzekł chowając jakąś książkę za plecami.
- Ja również mam nadzieję, że moja pozycja będzie odpowiednio wysoka... - skwitowała Jill. Wolała nie dodawać "Dla dobra reszty tej pokręconej zgrai powinnam zostać ich przywódcą, bo albo zrobią tym swoim entuzjazmem krzywdę, albo ta pinda Suworowów nie da wszystkim- w tym mnie żyć".
Nie odzywała się do kobiety (kim w sumie była w tej "historii"? Służącą? Ochroniarzem? Dziewczyną Terry’ego? Sądząc po tym jaka się z niej sączyła nienawiść, to przynajmniej leciała na Terry’ego. Czyżby wampirzyca?
 
__________________
You are braver than you believe, stronger than you seem, and smarter than you think. Kubuś Puchatek aka Winnie the Pooh

Ostatnio edytowane przez Guren : 14-07-2019 o 21:30.
Guren jest offline