Smok...
Skarby...
Dwa słowa, które nieodłącznie się z sobą kojarzyły, przynajmniej to pierwsze związane było nieodłącznie z tym drugim.
Krasnoludy i skarby też tak się kojarzyły, przynajmniej Arthmynowi, a z tego, co mówił Dwain wynikało, że krasnoludów w Barak-Karn już nie było - w przeciwieństwie do złota.
Była jeszcze pewna przeszkoda w postaci smoka, ale to należało raczej zaliczyć do gwarancji, że nikt złota nie ukradł - do tej pory przynajmniej.
Co prawda półelfowi na złocie jako takim nie zależało i słowo "gorączka złota" było mu obce, ale za złoto można było dostać różne pożyteczne rzeczy, w tym magiczne. A także wiedzę, zawartą w księgach, pergaminach czy umysłach istot inteligentnych.
Złoty cielec, jak powiadano, otwierał wszystkie wrota.
Albo prawie wszystkie...
- Z chęcią przeczytam tę umowę. - Arthmyn wyciągnął rękę po papiery. - Potem ją podpiszę i możemy wyruszać. |