Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 15-07-2019, 15:11   #197
Pipboy79
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 27 - Zastrzyki i zjawy

Kryjówka




Koichi czuł co reszta obserwujących tylko widziała. Czyli jak Abi wciska tłok strzykawki w żyły Japończyka. A strzykawka była wypełniona płynem w jakim zawieszone były nadal świecące kawałki czegoś co stalkerzy nazywali kocimiętką. To widzieli wszyscy. Ale Japończyk z początku poczuł tylko klasyczne ukłucie igły zastrzyku. Ale prawie od razu tam w środku coś zaczęło się dziać. Coś zaczynało szczypać, potem piec gdy stalkerka wyjęła igłę to już piekło żywym ogniem. Z początku Koichi panował jeszcze nad sobą ale czuł jak kwas jaki wstrzyknięto mu w żyły pali go od środka żywym ogniem. Zaczął się krzywić, jęczeć, sapać, skulił się gdy pot zrosił mu czoło. Ale ból rozchodził się po całym ciele. Najpierw w dół i w górę ramienia, przez bark i koniuszki palców. Całym ramieniem szarpnęły mu skurcze, zesztywnało jakby to było ramię jakiegoś manekina. Gdzieś w tym momencie Koichi stracił panowanie nad sobą.

Najpierw zaczął krzyczeć. Potem wyć jakby rozpadał się od środka. Zaczął miotać się po niewielkim pomieszczeniu wrzeszcząc jak opętany. Stalkerki próbowały go zatrzymać więc we trójkę szarpali się po dawnym salonie wpadając na meble czy innych hibernatusów. - Pomóżcie! Trzeba go przytrzymać! - krzyknęła Abi która szybko otarła krew z twarzy gdzie Koichi jej zostawił zadrapanie na skroni. Obie z Kari szarpały się z Japończykiem który darł się jak opętany. I zdawał się mieć siłę kilku mężczyzn. Cała kotłowanina obudziła Mervina który ledwo co zdążył zamknąć powieki, ktoś z nich nadepnął na nogę Sigrun, na chwilę wpadli w Mariana przywalając go do sofy by zaraz Koichi niczym rozszalały berserker odepchnął Kari a sama Abi nie zdołała go zatrzymać. Japończyk wrzeszcząc w cierpieniu chciał uciec, wybiec, zniknąć ale wpakował się wprost w Davida. Razem przewalili się na stół i zdezelowany mebel nie zdzierżył takich szaleństw i rozpadł się pod nimi. Pękające drewno huknęło tak samo głośno jak podłoga na jaką spadło to wszystko. Australijczyk też nie zdołał go zatrzymać i Koichi zerwał się wrzeszcząc jakby spopielały go jakieś niewidzialne płomienie. Zaczął szarpać swoje ubranie jakby chciał je zerwać z siebie wpadł na ścianę która go zatrzymała nieczuła na takie ludzkie fanaberię. Przy ścianie znów zdołały go dopaść obie stalkerki ale było już za późno. Wypalone od wnętrza ciało osłabło, zwiotczało i obie stalkerki ułożyły bezwładne już cało na podłodze.

- Wyjdzie z tego? - Kari zapytała ocierając pot z czoła. Krótka ale intensywna szarpanina z oszalałym Japończykiem wystraszyła i wymęczyła wszystkich. Abi wzruszyła ramionami przyznając się do niewiedzy i zaczęła tym samym roztworem nasączać ranę Koichi. Ten roztwór był trochę gęstszy, przypominał żel. Tylko też wciąż świeciły w nim drobinki kocimiętki jak zatopiony, fluorescencyjny brokat.

- Albo wyjdzie z tego albo nie. Możemy tylko czekać. - powiedziała w końcu Abi gdy skończyła bandażować ranę nieprzytomnego Azjaty. Westchnęła i zaczęła zbierać swoje skarby które rozsypały się po podłodze podczas szarpaniny. Odkryte ramię Japończyka posiniało i spuchło jakby całe było w siniakach. Skóra na całym ciele była zroszona trupim potem a oddech zdawał się prawie niewyczuwalny. Wyglądało jakby hibernatus zapadł w śpiączkę i był na pograniczu śmierci.


---



Po przejściu przez niewielki living room ludzkiego tornado sytuacja uspokoiła się jak po burzy. Rozmowy nie kleiły się, wszyscy zdawali się mieć dość. Los Japończyka nadal wisiał na włosku. Wyjdzie z tego? Nie wyjdzie? Nie wiadomo. Na razie leżał jak kłoda i nawet oddech był ledwo wyczuwalny. Abi pozbierała swoje fanty do swojej małej walizeczki i schowała ją do swojego plecaka. Czekali. W końcu się doczekali.

Usłyszeli kroki na korytarzu. Dwie osoby. Do środka wrócili Nick i Pszczółka. Chyba cali. Rozejrzeli się po zdemolowanym pomieszczeniu a wzrok padł na nieruchomym ciele Japończyka.

- Cześć. I jak było? Jesteście cali? - Abi podniosła się z podłogi na jakiej siedziała i podeszła do obydwu stalkerów. Wyglądała na bardziej wyprutą i zmęczoną niż oni. A właściwie Nick bo przy pełnym hełmie Pszczółki trudno było coś mniemać. Norton objął ją i poklepał po plecach a ona ukryła twarz w jego ramieniu. Druga para stalkerów nie chciała im przeszkadzać i na ile było to możliwe w tym ciasnym jak na tyle osób pomieszczeniu to odeszli ze dwa kroki od nich.

- Abi podała mu kocimiętkę. Trochę mu odwaliło. A jak mu przeszło to tak leży. - Kari w największym skrócie wyjaśniła zamaskowanemu partnerowi co się działo jak ich nie było. Pszczółka pokiwał głową i kucnął przy nieprzytomnym Koichi. Zbliżył swoją dłoń i latającą przy niej pszczołę do bezwładnego ciała. Zaczął od zabandażowanej rany a potem przeszedł przez resztę torsu i głowy.

- I co? - Kari nie wytrzymała i zapytała co jej partner zdiagnozował za pomocą swojej latającej maskotki.

- Fifi wyczuwa wiele zmian. Marker słabnie. Jest już prawie niewyczuwalny. - odpowiedział zamaskowany stalker jeszcze klęcząc przy leżącym ciele.

- A wyjdzie z tego? - Kari dopytywała się dalej wskazując brodą na nieprzytomnego. Ale Pszczółka tego nie wiedział bo wzruszył tylko ramionami.

- A co z Instytutem? Znaleźliście go? To Instytut? - Kari siadła na podłodze pod ścianą i wróciła do sprawy jaka skusiła dwóch stalkerów na wycieczkę poza kryjówkę.

- Coś, żeśmy znaleźli. No ale z Nickiem troszkę trudno się dyskutuje. - Pszczółka postawił na nogi przewrócone krzesło na jakim wcześniej siedział i usiadł na nim. Skoro temat rozmowy zszedł na faceta co był na 18-tej wyprawie do głębokiej strefy to oboje popatrzyli na niego.

- Nick? To Instytut? - Kari zapytała więc Nortona bezpośrednio. Ten zaś poprowadził Abi aby usiadła obok niej. Abi usiadła i ukradkiem wycierała sobie oczy próbując się doprowadzić do porządku.

- Nie wiem. - Nick odparł gdy jego partnerka już usadowiła się wygodnie na podłodze.

- Och, daj spokój Nick! - Pszczółka nie wytrzymał i w irytacji uniosł ramiona pod sufit. - Przecież byłeś tam i widziałeś to wszystko! Nie mów mi, że widzisz tam tylko kawałek bezimiennych ruin! Musiałeś czuć to samo co ja! - drugi ze stalkerów był widocznie zirytowany tymi enigmatycznymi odpowiedziami kolegi.

- To nie jest bezimienny kawałek ruin. Ale nie wiem czy to Instytut bo nie byłem nigdy w Instytucie. A jego opisy są tak bogate, że to może być Instytut ale nie musi. - stalker zdjął swoją czarną czapkę i przesunął palcami po dość mokrych włosach. Wcale nie wydawał się przejęty wybuchem kolegi.

- No daj spokój Nick! Powiedz to! Powiedz to co mi powiedziałeś jak wracaliśmy! - zamskowany stalker dalej wydawał się zirytowany postępowaniem Nicka.

- Nie widziałem jeszcze czegoś takiego. - przyznał w końcu Nick. Kari klasnęła w dłonie wyraźnie ucieszona tym werdyktem. Oboje z Pszczółką przybyli piątkę jakby jeden z najbardziej doświadczonych stalkerów co wciąż robił wycieczki do strefy potwierdził jakość ich znaleziska.

- A co tam widzieliście? - Abi włączyła się do dyskusji. Westchnęła cicho, nabrała głębiej powietrza i wróciła do formy chociaż jeszcze wyglądała dość niewyraźnie. Pszczółka wymownym gestem oddał palmę pierwszeństwa swojemu koledze. Ten skinął głową i zaczął mówić.

- Duża koncentracja immaterium. Silne fluktuacje. Myślę, że jest tam jakieś pole ochronne. Chociaż nie widziałem glifów ale może zarosły. Dużo śmierci, dymu, zimna, ciemności i elektryki. - Nick bez wahania wymienił całą litanię jednym tchem. Mówił szybko i zdecydowanie.

- Myślimy, że może być tam czarny mech. A na zewnątrz jest sporo żywokłącz. Chyba są też cienie. - Pszczółka szybko wtrącił się w tą relację dodając coś od siebie.

- A są tam te światła? - Abi zapytała patrząc na obydwóch zwiadowców o to co tak bardzo jej nie pasowało do strefy.

- Są. Ale tam jeszcz coś jeszcze… Coś głębiej, pod spodem, za tym wszystkim… - Nick pokiwał głową i zmrużył oczy gdy próbował skoncentrować myśli na tym co znalazł w tamtym tajemniczym obiekcie. Przerwał bo w tym momencie Koichi jęknął i się poruszył. - Wyjdzie z tego. - mruknął Nick pogodnym jak zwykle tonem.

- Skąd wiesz? - Kari popatrzyła na nieruchome ciało Japończyka które znów zamarło tak samo jak przedtem.

- Bo już by odwalił kitę albo leżał dalej jak mumia. Jak się rusza to się w końcu obudzi. Zresztą ma inny odczyt niż wcześniej. Jest silniejszy. Będzie żył. Widzisz Abi? Uratowałaś mu życie. Dałaś radę. - stalker popatrzył na leżące nieopodal ciało Japończyka i wyciągnął swoje wahadełko. Czyli coś co wyglądało na przypadkowo pogięty kawałek drutu z jakąś grudką w środku. I swoim zwyczajem wyciągnął je w stronę Koichi i na podstawie obserwacji tego kawałka drutu wysnuł takie a nie inne wnioski. Na koniec uśmiechnął się do Abi i potargał jej włosy jakby chciał ją pocieszyć i dodać jej otuchy.

- No ja tylko zrobiłam swoje. A tak się bałam! Znałam tylko teorię, to pierwsza kocimiętka jaką miałam w ręku! - stalkerce wyraźnie ulżyło słysząc jakie rokowania postawił jej partner dla w sumie jej pacjenta. - I daj spokój Nick, bez ciebie to nawet bym nie wiedziała, że gdzieś tu jest jakaś kocimiętka a już na pewno bym jej nie dała rady złapać. - brunetka wreszcie zdołała się uśmiechnąć i sprzedała Nickowi delikatnego kuksańca w ramię.

- No dobra ale co dalej? Idziemy do tego Instytutu? - Kari pokiwała głową odwracając swój wzrok z nieprzytomnego Japończyka na pozostałych stalkerów. W końcu jakoś tak wyszło, że cała trójka zaczęła patrzeć na Nortona.

- Tak. To miejsce jest warte ryzyka. - Norton odpowiedział po krótkiej chwili zastanowienia. Druga para stalkerów znów z radości przybiła sobie piątkę słysząc o tej decyzji.

- Nick a co z nimi? - Abi wskazała brodą na hibernatusów jacy zajmowali resztę zdemolowanego pomieszczenia. Nick odwrócił się teraz w ich stronę a pozostali stalkerzy też popatrzyli na czwórkę przytomnych hibernatusów.

- A tak… - Norton pokiwał głową i w końcu wstał robiąc krok do przodu. Popatrzył po całej czwórce. Potem na nieprzytomnego Koichi bo ten znów poruszył głową i jęknął cicho. I znów wrócił do pozostałej czwórki. - My idziemy do tego ciekawego miejsca… - zaczął do nich mówić jakby obwieszczał im swój plan.

- Do Instytutu. - Kari szybko wtrąciła się doprecyzowując adres który coś drugi ze stalkerów miał opory nazywać po imieniu. Za co zarobiła od niego zirytowane uniesienie brwi za tą wstawkę.

- Tak… W każdym razie idziemy tam. A wy jak wolicie. Możecie zostać, możecie spróbować wydostać się sami albo iść z nami… - stalker skrupulatnie wyliczył opcje jakie widział przed czwórką gości z dawnego świata. Ostatnia jednak wywołała zaskoczone i ożywione reakcję pozostałej trójki stalkerów.

- Zaraz, zaraz! Nick no co ty! Jak to “iść z nami”?! Przecież to turyści, nie damy radę zamaskować takiej zgrai! Sami nie wiemy czy nam się uda przmknąć nawet przy pełnym maskowaniu! Pogięło cię Nick? Po cholerę chcesz ich targać za sobą?! - Kari doskoczyła do Nicka najwidoczniej oburzona jego pomysłem który uznała za bezzasadny. Pszczółka był bardziej opanowany ale dał wyraz poparcia swojej partnerce.

- No nie przesadzaj Nick, tam będzie Sajgon. Oni wszystko zepsują. Na niczym się nie znają, to jak brać sobie dywersantów za plecami na jakąś akcję. - zamaskowany stalker próbował przekonać kolegę do zmiany zdania w bardziej spokojnej formie.

- Znają się na jednej rzeczy o wiele lepiej niż my. - Nick popatrzył na ich dwójkę jakby dostrzegł w turystach coś co oni przegapili.

- Ale nie chodzi ci o wkurzanie stalkerów? - Kari uniosła nieco brwi do góry co z krzywym uśmieszkiem wyglądało dość ironicznie. Ta uwaga nawet rozbawiła Nortona bo też się podobnie uśmiechnął.

- To też. Ale mają coś jeszcze. - Nick popatrzył znowu na czwórkę przytomnych hibernatusów. - Mają talent do zwracania na siebie uwagi strefy jakiego nie ma nikt z nas. - wyjaśnił robiąc przegląd po polskich, szwedzkich, australijskich i brytyjskich twarzach. Na twarzach obu stalkerek widać było przebłysk zrozumienia. Po Pszczółce jak zwykle trudno było coś powiedzieć gdy się nie odzywał i ruchy miał oszczędne.

- Chcesz ich zabrać jako przynętę. - Kari domyśliła się o co chodzi Nortonowi i też zaczęła robić przegląd grupki hibernatusów.

- Tak. - Norton przytaknął bez skrupułów i ponownie zwrócił się do kandydatów na te przynęty. - Jak mówiłem możecie iść dalej swoją drogą. Niedługo będzie przetasowanie więc gdy się rozstaniemy to mamy małe szanse spotkać się ponownie po tej stronie muru. Kto chce może iść z nami. A my idziemy sprawdzić taki jeden, ciekawy obiekt. Nie wiem co nas tam czeka i czy komuś uda się wrócić. Każdy z was kto pójdzie z nami będzie przynętą. Czyli spróbuje się rozejrzeć po obiekcie na własną rękę. Macie w tym wolną rękę. Nie damy rady was zamaskować więc nie będziemy próbować. Przykujecie uwagę tego co tam jest samą swoją obecnością co powinno zwiększyć nasze szanse na penetracje obiektu. Szczerze mówiąc czy spróbujecie pójść własną drogą czy pójdziecie z nami to macie podobne szanse zostać w strefie. Czyli spore. Ale kto przetrwa buszowanie po tym obiekcie może się zabrać z nami na lotnisko. - Nick umilkł gdy skończył przedstawiać swoją propozycję jaką miał dla hibernatusów. Druga para stalkerów popatrzyła na niego, na siebie nawzajem i po chwili zastanowienie pokiwała głowami na znak, że zgadzają się ze swojej strony na taki układ.


---



Koichi znów jęknął. Poruszył głową i w końcu ją podniósł otwierając oczy. Czuł się słaby i wypluty. Jakby właśnie ktoś go przeżuł i wypluł jak mokrą szmatę. I rzeczywiście był mokry. Od potu. Gdy przesunął dłonią po twarzy zebrała się nieprzyjemna, śliska warstwa na jego dłoni. Zorientował się, że wszyscy już są. Dwóch stalkerów wróciło a nikogo więcej nie ubyło. Niezbyt pamiętał co się stało. Pamiętał, że siedział na krześle i Abi wstrzyknęła mu ten dziwny roztwór z kocimiętki. Potem go zaczęło palić od środka. Najpierw ramię a potem wszystko. Chyba krzyczał i biegał, inni też chyba coś krzyczeli ale tutaj pamięć mu szwankowała i panował chaos, wszystko wymieszało się w mglistym kołowrocie. W każdym razie obudził się leżąc na podłodze przy ścianie. Miał zabandażowaną ranę a przecież Abi zdjęła mu bandaż do zastrzyku bo miała jeszcze posmarować ranę. I pokój był jakiś zdemolowany. Wcześniej jeszcze stół był cały a teraz leżał rozwalony w swoich resztkach na podłodze.

- Koichi? Jak się czujesz? Ile widzisz palców? - Abi uklękła przy nim widząc, że się obudził i popatrzyła na niego poważnym wzrokiem. Podała mu manierkę z wodą aby mógł się napić a gdy przełknął poczuł się lepiej. Bo strasznie chciało mu się pić. Potem pokazała mu dłoń z trzema palcami a chociaż czuł się jeszcze dość słabo to jednak ostrość widzenia miał całkiem dobrą i widział wyraźnie jej dłoń z tymi wystawionymi trzema palcami. Widział nawet świeże zadrapanie na skroni jakiego nie miała wcześniej gdy dawała mu zastrzyk.




Joe




Gdzie jest ta klatka schodowa?! No gdzie!? Joe tracił już orientację czy to przebiegł taki kawał korytarza i nie mógł dobiec ani nawet znaleźć tej klatki schodowej czy też z tego strachu i nerwów tylko tak mu się wydawało. Do tego wyrżnął się jak długi na mokrej posadzce. Te zraszacze na pewno dobrze działały?! Wewnątrz szpitala rozpętała się normalna ulewa jak jakieś oberwanie chmury wewnątrz budynku. Posadzka zmieniła się w rwący potok, kafelki były śliskie no a “deszcz” oślepiał a syreny alarmowe zagłuszały wszystkie inne dźwięki. Czy to coś go goni jeszcze?! Obejrzał się za którymś razem czy to coś z windy przypadkiem właśnie nie daje susa aby rozpruć mu plecy bo w tych warunkach to mógł przegapić bardzo dużo. No i się wyrżnął. Upadł w rwące strumienie i kałuże w jakie zmienił się korytarz i poszorował po śliskiej posadzce. Było ślisko jak na zjeżdżalni wodnej a wszystko działo się tak szybko, że nie zdążył wyhamować i chociaż słabymi ramionami trochę zamortyzował zderzenie to i tak grzmotnął głową w ścianę, że pociemniało mu w oczach.

Wydawało się, że mimo wszystko nie stracił przytomności. Ale gdy w końcu odzyskał ostrość widzenia to było jakoś inaczej. Coś było… jakoś tak… unosił się? Płynął? Chyba dalej słyszał syreny alarmowe. Ale jakby ciszej. Ogłuszyło go czy był gdzieś indziej?

- Rany, Joe jaki ty jesteś ciężki… - usłyszał gdzieś głos. Umęczony, kobiecy głos. Jakby kobieta wykonywała jakąś ciężką, niewdzięczną pracę. Na przykład dźwigała z mozołem jakiś wielki ciężar. Wydawało się, że tylko zamknął oczy a jakby całe fragment kadru mu się urwał.

- I co robisz Joe? Mówiłam ci, żebyś uciekał! Dlaczego nie słuchasz! Musisz się stąd wydostać inaczej wszystko stracone! Dlaczego nie słuchasz Joe? Miałeś się stąd wydostać! Wydostań się stąd Joe! Miałeś czekać na mnie na dole no do kogo ja mówię? - głos pielęgniarki - albinoski był zasapany ale też wyraźnie wyczuwał jej irytację i ledwo stłumioną złość na niego. Jakby popsuł jej plany, szyki i w ogóle. Przestał się przemieszczać. Głos ucichł. Jeszcze chwila. Jeszcze jeden oddech. Tak. Już lepiej. Już czuł się lepiej. Otworzył oczy i rozejrzał się. Chciał się wstać ale poczuł się jakby coś ściągnęło go z powrotem na podłogę. Jak pasy bezpieczeństwa w samochodach które nie pozwalają pasażerowi grzmotnąć w deskę rozdzielczą czy kierownicę. Spojrzał na swoje ciało ponownie. No ale nie, nic nie było, nic go nie trzymało. Pewnie zbyt gwałtownie chciał wstać i jeszcze słabizna go na chwilę złapała.

Był w jakimś pomieszczeniu. Sądząc po kolorach i wyposażeniu to dalej był szpital. Keiry nigdzie nie było. Chociaż widział mokre ślady na posadzce. Drobne ślady butów i mokrą smugę gdy widocznie przywlokła tu jego bezwładne ciało. A właściwie… To nawet cielsko… Spojrzał na swoje dłonie. Jakie duże! I nogi. Też! Znów był duży! Udało mu się podnieść do umywalki a tam spojrzeć w lustro. Tak! Znów miał to większe i silniejsze ciało! Już nie był tym cherlawym, schorowanym nastolatkiem!

Ale wciąż był w tym szpitalu. Drzwi na korytarz były zamkniętę ale wlewała się pod nimi woda. Właściwie to słyszał tam szum ulewy i alarmy które włączył ostatnio. I potwory! Słyszał ich syczenie, warkoty i chrobot pazurów. Jakby były tuż za sąsiednią ścianą, może trochę dalej. A chociaż był już duży i silny, i w ogóle sprawny to jak na człowieka. Czy dałby radę tak bez broni tym wszystkim cielskom, kłom i pzaurom? Umiejętności wojownika podpowiadały, że to chyba nie byłyby najlepsze kalkulacje dla niego. Może z jednym potworem no może… może… Ale jak jest ich więcej? Jak go dopadną całym stadem? No to raczej koniec. Bez broni takie kalkulacje były raczej kiepskie. Czy broń dawała jakieś szanse tego nie wiedział ale na pewno poczułby się z nią pewniej.

Ale wybór był mocno ograniczony. Albo wyjść przez jedyne drzwi tego pomieszczenia albo zostać w nim. Otworzył więc drzwi a na zewnątrz, w korytarzu, panowało istne pandemonium. Ulewa ze zraszaczy szalała na całego znów z miejsca przemaczając go do suchej nitki i oślepiając. Musiał odruchowo przysłonić ręką oczy by cokolwiek widzieć. Wody zrobiło się tyle, że korytarz przypominał rwący, górski potok. Wodny, zimny żywioł sięgał mu do kostek a w porywach większe fale nawet do kolan. Skąd tu tyle wody?! W zraszaczach jest aż tyle wody? I jeszcze wyły te syreny alarmowe oślepiając do tego żółtymi kogutami przez co już w ogóle wyglądało jak burza wewnątrz pomieszczenia. I dalej nie miał pojęcia gdzie jest ta cholerna klatka schodowa. Ani Keira.

Gdzie iść? W lewo? W prawo? Oba kierunki wydawały się równie bezimienne, podobnie utopione w tej ulewie i górskim potoku. A słyszał jak coś gdzieś w pobliżu zostało rozprute, upadło, zgniotło się. Wyobraźnia podpowiadała widok szponiastej łapy która bez trudu mogła rozpruć człowiekowi bebechy. Ale w tym zamęcie miał kłopot by zlokalizować…

Poczuł coś. Coś na swojej dłoni. Jakby ktoś go złapał i próbował pociągnąć. Spojrzał na swoją dłoń i obok ale nikogo nie było. Chociaż… Zmrużył oczy… Ej, chyba tam ktoś był… Jakaś ciemna sylwetka… Ale przez tą cholerną ulewę nie widział dokładnie no i to coś było ze dwie pary drzwi dalej no przecież to niemożliwe aby go dotknęło za rękę z tej odległości…

To coś, chyba człowiek… Ludzka sylwetka tylko pewnie ubrana na czarno dlatego w tej ulewnie zlewało się w jedną, czarną plamę. Ta sylwetka uniosła dłoń iii… no chyba przywała go gestem. Zrobił krok, i kolejny, i jeszcze ze dwa… Coś znów rozwaliło coś gdzieś w pobliżu. Dobiegł do miejsca gdzie stała zjawa ale na miejscu był tylko deszcz jaki bił go w twarz i całą resztę. A sylwetka stała dalej. Na jakimś skrzyżowaniu. Udało mu się do niej podbiec bo znów wyciągnęła ku niemu dłoń przyzywając go do siebie.

Chciał coś powiedzieć bo był o krok czy dwa od niej. Już na tyle blisko, żeby porozmawiać. Zorientował się, że to kobieta. Z długimi, czarnymi włosami. Całkiem odmienna niż Keira. Chociaż podobnie bladolica. Ale dopiero gdy zbliżył się do niej na ten krok czy dwa rozpoznał ją.





Tak, ta twarz… Ładna… Blada… Sylwetka… Szczupła… Czarna… Włosy… Długie… Też czarne… To była ta… No… Ta co ją wcięło w tunelach metra po tym jak do kryjówki wdarło się to coś co ich wszystkich wypłoszyło. Ta czarna. Wtedy Joe widział ją po raz ostatni. Teraz ta kobieta uśmiechnęła się do niego łagodnie ale nic nie powiedziała. Uniosła palec jakby chciała na coś zwrócić uwagę. A potem pokazała w jeden z bocznych korytarzy. Wskazała go wyraźnie. I znów uniosła palec do góry. Tym razem wskazła za plecy Joe. Wyraźnie go wskazała. Gdy się obejrzał to sam nie był pewny jak ale zobaczył jakąś pazurzastą maszkarę. Nawet z nożem czy pistoletem w ręku to starcie nie zapowiadało się dla niego zbyt korzystnie przy tych rozmiarach, kłach, kolcach i szponach bestii. Bestia zaś spojrzała wprost na niego. Wyczuła go i zaryczała bojowo. A potem ruszyła przez ten rwący, górski potok na korytarzu w pościg za uciekinierem. Widok na chwilę rozmył się jakby Joe znów wrócił do swojego widzenia i widział tylko zalany ulewą korytarz. Ale czuł, że ten potwór tam jest i właśnie ruszył za nim w pościg. Odwrócił się do tej milczącej ale jej nie było. Nikogo prócz niego nie było. Same zalane ulewą i utopione w lodowatym potoku krzyżówki szpitalnego korytarza. Korytarz z którego nadciągała kolczasta bestia, ten który wskazała ta dziwna, milcząca mara i dwa pozostałe. I nic i nikogo więcej.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline