Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 18-07-2019, 22:27   #120
Dydelfina
 
Dydelfina's Avatar
 
Reputacja: 1 Dydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputację
Po wyjściu z knajpy sytuacja nie zmieniła się za wiele. Nadal było parno i gorąco, mimo zachodzącego powoli słońca. Lekkie podmuchy wiatru nie przynosiły ukojenia, raczej rzucały w twarz rozpalonym powietrzem jak od ogniska. Dobrze, że samochód stał blisko i nie musieli iść w spiekocie parę mil. Iwanow za czasów służby nie takie spacery urządzał sobie i oddziałowi, ale jeśli mógł wolał ich unikać. O wiele lepiej jechało się furą, albo czekało do zmroku żeby maszerować po ciemku. Miał farta, że przeszedł na emeryturę.
- Po co wam tyle gratów? - zapytał gangera, gapiąc się ponuro za zawalona pakę busa.

Alex popatrzył na wnętrze furgonetki z rozwaloną przednią szybą a właściwie bez. I okopconym przodem. Skrzywił usta, wzruszył ramionami i w końcu odpowiedział.
- A wiesz, jak wiecznie jesteś w drodze to lepiej mieć wszystko pod ręką. I trochę na zapas. I tak się zbiera ta graciarnia. - popatrzył na te wszystkie bagaże jakby sam dopiero ogarnął ile tego się uzbierało. Nawet jeśli nie liczyć tego co właśnie zabierała reszta obsady wozu do swoich pokojów to i tak troszkę tego było.

- Trochę na zapas - Nowojorczyk uśmiechnął się pod nosem, trącając butem skrzynię amunicji. Chyba wolał nie wiedzieć ile w takim razie wynosiło “sporo” w słowniku Runnera.
- Słuchaj Alex - zaczął poważnym głosem - Byliście już tam na miejscu. Jak wygląda sytuacja? Podobno były trupy, potwory i nieprzychylni tubylcy. Chcę wiedzieć czego się spodziewać, a Amari… była dyplomatycznie ogólna. Kazała zgłosić się do jej człowieka na miejscu. Wolę jednak pogadać z tobą, jeszcze się okaże że tamten jest gorszym sztywniakiem ode mnie - dokończył tym samym tonem.

- O nie to nie jest sztywniak. Tylko taki nadęty fagas. Aął i ęł i same jedwabie. Na tą paniusie to chociaż jest na co rzucić okiem a ten cały jej fagas to jakiś goguś. - Runnerowi bez oporu ulała się jakaś żal, złość czy irytacja na szefa terenowego federackiej wyprawy w dżunglę. I było widać, że ów szef wcale mu nie podpasował.

- Dlatego jak się da to zawsze zostawiam Ves gadki z nim. Z nią zresztą też. - ganger machnął ręką wskazując kciukiem na drzwi za jakimi niedawno zniknęła Vesna. Biorąc pod uwagę styl i charakter tej dwójki rzeczywiście Vesna wydawała się bardziej predysponowana do takich rozmów.

- No a tam… - kierowca zamyślił się i zaciągnął się kolejnym szlugiem. - Tam było chujowo. - oświadczył w końcu tonem profesjonalisty gdy wydmuchał dym daleko przed siebie. - Pojechaliśmy tam z lokalnymi gliniarzami z Espanioli. Mieli negocjować z tymi dzikusami z dżungli. Bo nam porwali dwóch ludzi i obrobili furę w dzień. Okey, tu się ten federacki fagas na coś przydał, że zbajerował tych gliniarzy, żeby pojechali z nami. - jednak jakoś Detroiczykowi udało się znaleźć jakiś pozytyw na obrazie szefa ich karawany.

- No ale akurat jak tam dojechaliśmy to wyskoczyły z dżungli jakieś cholery. Oni na to dzikuny wołają. Coś jak jakiś duży pies czy wilk. Tylko jakiś taki skaszaniony, z kolcami i w ogóle. A jakie szybkie! I skoczne! I kurwa ciężkie do zajebania. I kurwa całe stado. Dorwały nas z ręką w nocniku. Na środku drogi jak czekaliśmy żeby nam otworzyli bramę ci miejscowi. No kurwa chujowo było. Dopiero rano sobie wróciły do dżungli. - Runner streścił swoje wrażenia z pierwszego kontaktu z tym co miało na nich czekać w środku tutejszej dżungli.

- Aął i ęł i same jedwabie? - Anton zadumał się. Brzmiało jak Federata i to nie pierwszy lepszy, ale jeden z tych co mieli szczęście urodzić się w bogatej rodzinie udającej szlachecką.
- Pewnie pedał, to dobrze. Więcej kobiet dla normalnych facetów - uśmiechnął się nieznacznie - Uciekły przed świtem… nocne drapieżniki. Polują w stadach, nie lubią światła. Szybkie, zwinne. Nikt nie powiedział, że będzie łatwo - pokręcił głową - A co z porwanymi ludźmi? Ten jedwabnik ich w końcu uwolnił?

- No nie. Trochę miał do nas żal, że ktoś mu staranował bramę czy główne wejście czy jakoś tak. I dlatego te dzikuny wdarły się do środka. W ogóle nie wiem o co mu chodziło.
- Alex zaciągnął się kolejnym machem z ręcznie skręcanego szluga i rozłożył ramiona na znak, że ci tubylcy się po prostu czepiają. - No w każdym razie powiedzieli, że oddadzą ich jeśli załatwimy te dzikuny w dżungli. A ten fircyk chce ich nająć jako przewodników czy coś takiego. Chyba. Vesna z nimi o tym gadała. No to chce z nimi dobrze żyć. Dlatego mamy rozwalić gniazdo tych dzikunów. - ganger niedbałym tonem streścił jak to szło z tymi dwustronnymi umowami między szefem karawany a tubylcami z dżungli.

- Oby wpadł na to, żeby spróbować je wytropić i załatwić w dzień - Rusek schylił się po pierwszą skrzynkę i podniósł ją - Długo dla nich robicie? Jak u licha ktoś z Det się tu znalazł? Tu nie ma Ligii, ani Wyścigów. Jesteś chyba jedynym Runnerem w promieniu stu mil jak nie lepiej.

- Właśnie nie!
- ganger podchwycił ostatnie słowa Nowojorczyka i zaprzeczył gwałtownie. - W Nice City są jacyś. Podobno. W szkole jazdy. Nie spotkałem ich bo trochę byliśmy zajęci z Ves ale no słyszałem, że są. - świadomość, że w pobliżu są jacyś krajanie widocznie bardzo cieszyła Detroiczyka.

- A długo no nie. Chyba drugi czy trzeci dzień. Dopiero co wyjechaliśmy z Nice City. Bo wszyscy co się najarali na ten czołg czekali do niedzieli, na koniec festynu miała być aukcja mapy co prowadzi to tego czołgu. No i parę dni zanim się wszyscy naszykowali do drogi to tak w połowie tygodnia żeśmy ruszyli z miasta. Wczoraj… Znaczy teraz to przedwczoraj… była ta noc z tymi kurwiami z dżunglii a wyjechaliśmy dzień przed. Więc ledwo parę dni. - Alex zmrużył oczy gdy w głowie obliczał minione dni i chyba do końca nie był ich pewny. Poza tym, że robią dla tych Federatów dość krótko.

- Mapa? - tym razem Rusek wydawał się naprawdę zdziwiony. Odwrócił się do Runnera twarzą i patrzył na niego uważnie - Amari wygrała na aukcji mapę prowadzącą do czołgu? Ktoś tam był wcześniej, czy to tak palcem po… mapie pisana wycieczka?

- Znaczy wiesz, my nie jesteśmy stąd. Ale podobno ploty o tym czołgu czy co to tam jest w tej dżungli były od dawna. Taka tajemnica co wszyscy o niej wiedzą. Ale ostatnio jakiś typ się nadział na ten czołg. Tylko wrócił w gorączce. I bez nogi. I ręki. Musiał się wykurować ale jak się wykurował to postanowił zarobić i powiedział, że sprzeda mapę. No ale wcześniej jak majaczył to poszło p ludziach o tym czołgu a jak jeszcze ten festyn się zbliżał no to zrobili ta aukcję. I tam poszła ta mapa. Ale rany za jaką kasę!
- ganger mówił szybko i dość chaotycznie jakby opowiadał niezbyt interesujące ploty z okolicy. Klepnął w pewnym momencie się po ramieniu i popatrzył na rozchlapanego komara. Potem w górę. No tak, zbliżał się wieczór to komary wyleciały na żerowisko a Runner nadal był z odkrytym torsem więc stanowił idealny paśnik dla nich.

- Ty, chodź do środka bo nas zeżrą. - powiedział biorąc fajkę w zęby i włażąc do furgonetki aby wziąć swoje rzeczy jakie zamierzał przenieść do pokoju.

- Nie gadaj… przeszkadza ci zainteresowanie napalonych samic? I to całego roju. Latają za tobą jak wściekłe i ssą jak ta lala - były żołnierz uśmiechnął się pełnoprawnie i ruszył za nim, a potem zatrzymał się. - Czekaj. Odnośnie samic - powiedział i zrobił przerwę, patrząc gdzieś na auto jakby zbierał myśli.

- Nie moja sprawa, wiem - zaczął cicho, znowu poważnym tonem zawodowego sztywniaka - Na twoim miejscu nie zostawiałbym Ves samego z tym pięknisiem. Na pewno nie na dłużej. Z tego co mówisz nie znacie się długo… po prostu uważaj. Żeby jej nic nie zrobił - skończył prosto z mostu i podjął marsz z paczką do knajpy.

- No jak będzie coś fikał to go sprowadzę do parteru i żadna szpada czy tytuł go nie uchroni. Zresztą. Kogokolwiek kto by coś fikał do Ves. - ganger przetrawił słowa Rosjanina gdy wysiadali z furgonetki i zamykał drzwi. Odwrócił się i westchnął widząc okopconą maskę wozu bez przedniej szyby przez którą do środka mógł wejść każdy kto naprawdę by miał okazję i ochotę. Dobrze, że chociaż właściciel zgodził się aby mogli wjechać na ogrodzone i zamykane podwórko co mocno ograniczało dostęp do wozu. Ale uwaga o napalonych samicach chyba nawet go trochę rozbawiła. Chociaż same samice i ich żądła już dużo mniej. Potem ruszył do środka budynku aby schronić się przed zapadającym zmrokiem i latającymi żądłami.

- Nie. Nie tamten od Federatów - Rusek sprostował, czekając na niego i puszczając przodem, a gdy go mijał dodał - Marcus. Za bardzo się do niej ślini, mogę być złym prorokiem, ale sam widzisz. - skrzywił się - Lepiej dmuchać na zimne, Ves to dobra dziewczyna… sympatyczna. Trzymaj ją blisko, gdy on jest w okolicy.

- Aaa… Marcus…
- Alex skinął głową gdy przyjął nową korektę poprzedniej wiadomości. - No widzę, że ma jakieś dziwne jazdy. Na razie traktuję to jak żart. No ale jak Marcus nie przestanie tak żartować albo Ves coś powie no to też mogę mu pokazać detroickie żarty. Trochę ich mamy w Novi. Mam nadzieję, że będzie kumaty w tej czaczy i załapie na czas o co biega. - obładowany szpejem Alex zatrzymał się przed drzwiami do sali głównej czekając czy Anton znów mu pomoże z drzwiami.

- Hej a widziałeś tych lamusów na drodze dzisiaj? Ale lamusy! - Alex roześmiał się radośnie gdy przypomniał sobie drogową potyczkę z tego popołudnia. - Mają farta, że nie zdążyliśmy z Ves podrasować naszej fury. Albo, że nie prowadziłem czegoś zrywniejszego. Inaczej by ćwierkali. A tak stuknąłem tylko jednego. Drugiego prawie ale skubany motorem to było mu łatwo zwiać przed vanem. Ale i tak go prawie miałem! - Runner roześmiał się jakby opowiadał o jakimś Wyścigu albo polowaniu. Nawet to, że sam zaliczył kulkę w plecy jakoś mu w tym nie przeszkadzało.

- Szeryf mówi, że może są z Lafy - Iwanow przytrzymał drzwi, ruchem głowy pokazując aby Runner przeszedł. - Taka dziura pół godziny drogi stąd, z tego co zrozumiałem wylęgarnia szumowin i podejrzanych elementów. Ten którego ustrzeliłem miał na kurtce napis “White Power”, kojarzysz taki gang? Poza tym - sapnął krótko - Miał w kieszeni talony na paliwo, całkiem sporo. Ves wspominała coś o Vegas… że mogli ich wynająć. - pokręcił głową - Albo szukam powiązań tam gdzie ich nie ma. Przyzwyczajenie - parsknął.

- No tak, coś mówiłeś tak przy stole…
- Alex zamyślił się gdy szli przez sale główną. Podszedł do baru i na nim z ulgą położył część dźwiganych bambetli.

- Nutellka? Ves zamówiła już nam pokój? - Runner zwrócił się do uniwersalnej dziewczyny pracującej w tym lokalu. Widząc przeczące kręcenie głową ganger pokiwał swoją. - Dobra to daj nam jakąś dwójkę. Są jakieś? Tak? Po ile? Dobra, to bierzemy. Aha i kąpiel dla mnie. Dobra to potem. - ganger bez pośpiechu rozmówił się z Lilly po kolei dowiadując się na czym stoją ale widocznie Ves poszła do łazienki razem z Morgan od razu i nie zamówiła pokoju. Więc teraz robił to jej partner. Zapłacił za jedną i drugą usługę a dziewczyna podeszła do szafki z kluczami do pokojów i podała mu jeden.

- White Power? Cholera nie znam. - ganger odebrał klucz gdy wrócił do tego o czym rozmawiali wcześniej po drodze. - Nutellka a ty znasz jakąś bandę o ksywie White Power? - Runner skorzystał z okazji aby zapytać miejscowej dziewczyny o gang jaką nazwę złapał Anton.

- White Power? No tak, byli tutaj raz. Cholerni naziole! Ciężko było. Aż szeryfa musieliśmy wzywać. Ale w sumie chyba go nie wezwali bo sąsiedzi przyszli ze strzelbami to się wreszcie zmyli. - nazwa okazała się całkiem znajoma Lilly. I to nie kojarzyła się z niczym przyjemnym.

- No popatrz jaki ten świat mały… - Alex wydawał się być zaskoczony rewelacjami kelnerki i trudno było powiedzieć czy mówił bardziej do niej czy do Antona.

Jego mina zaś mówiła “to nie nasz problem”, gdy gapił się na Runnera i czekał aż dopełni formalności.
- Dla nas też pokój - zwrócił się do dziewczyny i uśmiechnął się - Jeśli dałoby radę to też dodatkowy koc na podłogę. Dla psa - dodał i po krótkim zastanowieniu wznowił zamówienie - Kąpiel dla Morgan już jest, umyję się po niej. Dałoby się na rano wyprać nam ciuchy? Mam też prośbę żeby na wyjazd zapakować nam prowiant. Zapłacę z góry.

- Dobrze, pokój dla dwóch osób. -
czarnoskóra kelnerka potwierdziła zamówienie i znów wróciła do tej szafy z kluczami do pokoi. - Koc dla tego miłego pieska? Tak, zaraz coś dla niego przyniosę. A ciuchy no to niezbyt. Zbieramy ciuchy gości rano i w dzień pierzemy. To do wieczora zwykle są suche. Teraz już wszystko zamknięte i nie wiem czy do rana by wyschły. - dziewczyna wyjaśniła jakie zasady panują z tym praniem.

- Trudno, dzięki za klucz - wziął klucz i schował do kieszeni, a potem parsknął - Miły… tylko nie mów to temu bydlakowi, bo się od ciebie nie odklei - wskazał ruchem głowy gdzieś na salę, w której pod stołem spał czarny bydlak o czterech łapach. - Naprawdę będę wdzięczny za koc… to co? - spojrzał na Alexa i na skrzynie - Lecimy z tym. Powiedz co z motorem, zostaje na pace?

- Chyba tak. Przez przednią szybę chyba go nie wyniosą. Zresztą dalej jest ogrodzenie. No i z zewnątrz nie widać, że wewnątrz jest motor. -
Alex widocznie nie był do końca pewny bezpieczeństwa swojej maszyny ale nagle brwi mu skoczyły do góry gdy wzrok mu się zatrzymał na Burgerze.

- Ej, a twój pies? Nie mógłby spać w wozie? Chyba zacząłby szczekać jakby ktoś się do niego dobierał co? - ganger szybko spojrzał na właściciela psa gdy właśnie wpadł na ten pomysł.

- Proszę. I jeszcze tutaj jest woda dla pieska. - Lilly wróciła w międzyczasie kładąc na ladzie jakiś koc i miskę z wodą dla psiska.

Anton milczał, patrząc na michę i dziewczyną z kocem. Potem gapił się na Runnera i gdzieś za okno.
- Wolałbym żeby spał z Mori, miała dziś wystarczająco ciężki dzień - powiedział wreszcie, a mars nie schodził mu z czoła - Z taktycznego punktu widzenia lepiej go zostawić w samochodzie… a nie możemy tam wykopać Indiańca?

- Wiesz, jakoś mam większe zaufanie do psa niż obcego. Tego Pazura znam tak samo długo jak ty. Nie znam typa. Ale dobra, jak tak to nie ma sprawy. Niech śpi z Morgan.
- Alex nie robił większego problemu i machnął ręką biorąc z powrotem swoje manele i ruszając w stronę klatki schodowej na górze.

- Dzięki za zrozumienie - ruszył za gangerem i zrobiło mu się jakoś lżej - Jest inny sposób. Odkręćmy przednie koło i rozłączmy kable z stacyjce. Dla Ves to pięć minut roboty, a jeśli ktoś zechce wyciągnąć motor narobi rabanu. Zawsze jakaś alternatywa - dodał, wchodząc po schodach.

- No tak, raczej tak. Myślę, że masz rację. - Runner wchodząc po schodach zgodził się z idącym obok Antonem ale z jakimś dziwnym uśmieszkiem. Zatrzymał się na górze sprawdzając jaki pokój ma wybrać.
- Dobra, my mamy tamten. - wskazał na jakiś na końcu korytarza. - Jak coś do drzyj się albo wal do drzwi. - rzucił na odchodne kierując się do drzwi jakie wcześniej wskazał.

- Jasne - Anton otworzył drzwi kluczem, ale zanim wszedł spojrzał za odchodzącym detroiczykiem - Jeśli mogę prosić… nie bądźcie za głośni, dobra? Tu są dzieci, jedno… i musi się wyspać - uśmiechnął się jak na niego dość wesoło - Słyszałem przy kartach, o materacach. Bawcie się dobrze, jak coś wiesz gdzie mnie szukać.
 
Dydelfina jest offline