Dzięki kolejnemu zabiegowi Boraksona Günter poczuł się znacznie lepiej. Wkrótce medyk mógł mieć o wiele więcej do roboty. Jak powiadał stary znajomy łowcy: „jeśli coś się zesra, to na dobre”. A wiedział co mówi, ponieważ stracił na arenie połowę twarzy.
Było wątpliwe, że ogry zechcą w ogóle rozmawiać. Posiadały one szczątkową inteligencję i zazwyczaj używały jej, aby wycelować drewnianą pałą w przyszły obiad. Quillan pomógł rycerzowi się oporządzić, a sam postanowił zostać nieco na uboczu. Jednocześnie trzymał się na tyle blisko, aby móc szybko interweniować. Nie zamierzał nic mówić. Przekonywanie kogokolwiek, nawet tak prymitywnych rozmówców, nie leżało w jego naturze. Zamiast tego obserwował ich ruchy, gotów natychmiast przejść do akcji. Wolał uniknąć frontalnego ataku i podejść do któregoś przeciwnika z boku. Odciągniecie przynajmniej jednego monstrum mogło ułatwić przyszłą walkę.
Na razie czekał… choć każda chwila zdawała się tylko przybliżać to, co było nieuniknione.