Dni spędzone w kolegium ukształtowały go w sposób tak odmienny od dotychczasowego życia, że niemal przypominało to ponowne narodziny. Dla młodego szlacheckiego syna z przygranicznych imperialnych włości nie był to skok na głęboko wodę, był to skok w nieznane. Do tego młody mężczyzna wciąż miał wrażenie, że nigdy nie udało mu się wylądować, że pozostał gdzieś zawieszony pomiędzy światem realnym i tym nowym, tajemniczym, kuszącym swoją mocą wymiarze nie mającym końca. Dotąd znane zabawy z mieczem i łukiem, polowania z ojcem, braćmi i kuzynami, wieczorne uczty i zachwycające swą surowością mroźne poranki. Te wszystkie wspomnienia proste i żywe powoli zacierały się pod wpływem wypełniającej go mocy. Emocje ustępowały miejsca pytaniom. Impulsy przerodziły się w konkretne działania. Życie powoli i nieustannie stawało się egzystencją.
Zatrważająca w swej surowości zmiana powoli postępowała ale młody adept nie dawał za wygraną. Wciąż walczył jak każdy młodzieniec, dziko i bezsensownie. Starał się doświadczać życie nim, o ironio, światło wypali je doszczętnie. Wciąż mógł wybrać inaczej, mógł związać się z innym prądem magii, odmienić swój los. Miał jeszcze czas. Lecz decyzja została podjęta za niego.
Odwieczny wróg podniósł swój łeb i zwrócił nienawistne spojrzenie w stronę Imperium. Hordy Chaosu wkroczyły na nieskalane dotąd wpływem spaczenia ziemię. Rzuciły wyzwanie potędze ludzi i ich sojuszników. Przyszedł czas poświęceń, walki i ofiar. Jedną z nich był młody adept sztuk magicznych imieniem Gerwazy. Zarzucił on swoją młodość, poświęcił prawo do wyboru, ofiarował swoje ludzkie słabości w zamian za moc. I choć poświęcenie to miało miejsce w samotni, bez wielkich mszy darów czy innych obrządków, to ofiara została złożona. Po raz pierwszy w swoim życiu dar władania mocą został zaakceptowany. Z oczu spadły łuski pozwalające dostrzegać wiatry magii. Zmysły o których dotąd nie miał pojęcia przebudziły się. W końcu jego umysł i ciało stały się jednością.
Odmieniony poświęcił się nauce z nieznanym dotąd zapałem. Choć czasu pozostawało niewiele udało mu się poznać podstawy splatania mocy. Wciąż doskonalił świeżo poznane umiejętności z niespotykaną dotąd ambicją i poświęceniem. Pochłaniał setki informacji a jego moc rosła. Jednak te wszystkie starania miały swój kres. Pewnego dnia nadeszło wezwanie, a Gerwazy razem ze swoim mistrzem ruszył do walki przeciwko siłom chaosu.
Los rzucał ich w przeróżne miejsca, czasami przypadkiem, czasami z rozkazu. Kilkanaście razy wraz z mistrzem i innymi uczniami uczestniczyli w mniejszych i większych bitwach, raz nawet stawiając czoła pomniejszeniu demonowi. Każda strata upewniała młodego czarodzieja w idei poświęcenia życia walce z chaosem.
Koleje losu przywiodły go daleko na północ do wioski Untergard. Tam wziął udział w wielkiej bitwie o most, lecz już pierwszego dnia został ranny. Uraz nie był groźny ale uniemożliwiał podróż. Jego mistrz tymczasem odebrał nowe wezwanie i wyruszył w drogę, przykazując swojemu uczniowi by stawił się w Middenheimie gdy tylko wydobrzeje. Gerwazy przyrzekł dotrzymać słowa. Dochodząc do siebie w miejscowym lazarecie poznał niezwykłą dziewczynę, Cassandrę. Urocza zielonooka brunetka z taką dbałością zajęła się jego ranami, że oczarowany młodzieniec na moment zapomniał o całym ogarniającym ich szaleństwie. Zew natury przebił się przez złożone obietnice i przysięgi uderzając młodzieńca z siłą dwuręcznego młota. Wystarczył uśmiech tej słodkiej istoty a umysł Gerwazego stawał dęba i odmawiał posłuszeństwa. Gdy nie było jej przy nim, pluł sobie w brodę i przeklinał słabą wolę. Jak miał zostać czarodziejem gdy tracił nad swoją kontrolę w obecności tej słodkiej istoty. Rozdarty młody mężczyzna to uciekał w objęcia samotności tłumacząc się potrzebą studiowania, to znów szukał obecności tej zjawiskowej dziewczyny.
Sam też miał nadzieję, że zwróciła na niego uwagę. W końcu był młodym mężczyzną wyglądający mniej więcej na tyle wiosen ile w rzeczywistości miał, czyli koło dwudziestu. Płowa gęsta czupryna włosów bez najmniejszych oznak łysienia zdobiła prostokątny zarys twarzy tworząc jedność z delikatnym, młodzieńczym zarostem. Wysokie czoło kończyło się na krzaczastych brwiach, które z kolei okalały głęboko osadzone jasnoniebieskie oczy. Prosty nos, duże czerwone usta i mocno zarysowana szczęka dopełniały obrazu całkiem przystojnego młodzieńca. Budową ciała Gerwazy raczej przypominał żylastego szermierza niż uczonego. Szczupły, szeroki w barach, wąski w biodrach idealnie wpisywał się w kanon mężczyzn przyciągających spojrzenia przedstawicielek płci pięknej.
Gdy tylko poczuł na dłoni jej dotyk, skry ogniste przeszły go celując w serce. A przynajmniej tak to sobie tłumaczył mimo, iż ciepło całego ciała zdawało się kierować w innym kierunku. Dzięki bogom jako adept sztuk magicznych nosił luźną szatę. Na wezwanie obiektu westchnień zareagował natychmiast zatrzaśnięciem księgi. Zresztą i tak nie był w stanie spamiętać słowa gdy była w pobliżu. Rzucił wolumin byle jak do plecaka i szybko chwycił drugą ręką za sakwojaż. Z jego ust wydobyła się jakaś neutralną uwaga, lecz znaczenie słów nawet do niego nie dotarło gdyż właśnie miał przyjemność oglądać postać Cassandry od tyłu. A za tym widokiem, mógłby pójść choćby w paszczę Archaona.