Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 21-07-2019, 18:53   #23
Dedallot
 
Dedallot's Avatar
 
Reputacja: 1 Dedallot ma wspaniałą reputacjęDedallot ma wspaniałą reputacjęDedallot ma wspaniałą reputacjęDedallot ma wspaniałą reputacjęDedallot ma wspaniałą reputacjęDedallot ma wspaniałą reputacjęDedallot ma wspaniałą reputacjęDedallot ma wspaniałą reputacjęDedallot ma wspaniałą reputacjęDedallot ma wspaniałą reputacjęDedallot ma wspaniałą reputację
– Wyślę z wami kilku moich knechtów, by zapewniali wam ochronę. – Powiedział włodarz do dwójki swoich rozmówców. Przez ogólny ferwor przygotowań i fakt, że Morrisana schodziła ci z drogi, zauważyłaś dopiero teraz, że ma ona przy pasie dwie szerokie pochwy, z których wystają głownie, upiornych mieczy, które dzień wcześniej widziałaś w jej skrzyni.

– Każda pomoc się przyda - stwierdził Dariel - ale lepiej nie denerwować tubylców na stepie… więc chyba twoi rycerze panie, będą musieli wrócić, gdy opuścimy cywilizowane ziemie.

- Ale oni przydadzą się, gdy będzie trzeba przenieść rannych - wtrąciłam się.

– Armia cesarza nie została wybita, i wciąż się przemieszcza – Powiedział Dariel. – Więc tych kilku żołnierzy nie zrobi różnicy, a jak dzikie elfy zobaczą, że wkraczamy małą, ale ciężkozbrojną grupą na ich tereny, to nigdy nie dojdziemy na spotkanie cesarza.

- Jeśli będziemy się trzymać traktu to mamy szansę nie mieć z nimi problemu. Co innego bandyci, bo żeby ich odstraszyć to zbrojni są nam potrzebni - wyraziłam swoją opinię w tym temacie.

– Traktu? Na stepie? – Zaśmiał się. – Ostatnie bite trakty zarosły już lata temu, a dla dzikich nie ma czegoś takiego jak trakty. Tak czy siak wejdziemy na teren łowiecki jakiegoś plemienia. Więc musimy wyglądać jak najbardziej niegroźnie. Siostro… za dużo czasu spędziłaś w ogrodzie a za mało w bibliotece.

- Bardziej niegroźnie? - powtórzyłam po nim. - Przecież nosimy pancerze i mamy orka. Elfy i tak znajdą pretekst, żeby zaatakować, więc lepiej mieć dodatkową parę oczu i rąk dzierżących broń - nie ustępowałam.

– Jesteśmy kapłanami… z zapisów Jareda Wędrującego światła, wiem, że dzicy nie atakują duchownych… zaś co do orka… – Zawahał się.

Nagle do rozmowy wtrącił się Garren, włodarz natomiast, który był wyższy od orka, który i tak górował nad wami wzrostem, skrzyżował tylko ręce na piersi i z uśmiechem obserwował sytuację.

– Znam wodzów większości plemion północnej części stepu. O tej porze roku, najbardziej dzikie z plemion, które mogłyby pragnąć naszej krwi są teraz bliżej terenów kraju wschodzącego słońca… dlatego też cesarz wybrał ten czas na wyprawę. Uważam, że bez zbrojnych będziemy poruszać się szybciej, dlatego jeśli to ja miałbym wybierać, nie brałbym ich ze sobą już nawet z tego miejsca. Jeśli zaś o zbójców chodzi… mój miecz jest gotowy by napić się łotrzej juchy. – Powiedział. – A skoro węży już nie ma… niewielu będzie łotrów co mogliby nas zatrzymać.

– Garren “Wilczy Kieł”, Dziki heros wschodniego stepu… – Powiedział spokojnie elf. – Ponoć jesteś jedynym wojownikiem, który dzierży miecz wykonany ze smoczej kości… zaś legendy głoszą, że w twych żyłach płynie smocza krew. Powiedziałbym, że to zaszczyt poznać cię osobiście.

Smocza kość w jego mieczu, wydawała się być absurdem i bzdurą równie głupią co smocza krew w jego żyłach… smoki przecież wyginęły kilka wieków temu, o czym wiedziało nawet dziecko.

Jak Garrena polubiłam, tak nie wierzyłam ani trochę jeśli chodziło o smocze szczątki czy to w jego mieczu czy w korzeniach.
- Na szybkości nijak nie zyskamy bo... - poklepałam się po napierśniku. - ... I tak kapłani Toriela mają pancerze - przypomniałam. - Z resztą gdyby na czasie zależało to ruszyliśmy wczoraj, więc nie ma co pozbywać się dodatkowej ochrony. Bierzemy zbrojnych z nami i ruszajmy w końcu.

– Ostateczną decyzję i tak podejmie osoba wyznaczona do dowodzenia wyprawą. A zatem Darielu? – Zapytał włodarz.

– Nie trzeba nam żołnierzy na czas podróży przez step. Tak jak mówiłem. A skoro pan Garren zna watażków ze stepu, nie musimy się obawiać. – Rzucił pewnie kapłan. Morrisana nie brała udziału w dyskusji, zauwazyłaś, że ogółem trzyma się na uboczu.

Pokręciłam na to głową, ale już nie odezwałam się.

– A zatem postanowione… – Stwierdził elf i wrócił do orka. – A zatem… co z tymi legendami?

– Moja krew jest orcza… lecz miecz… – pokazał ostrze. – To prawda… dawno temu znalazłem… wraz… – Spojrzał przelotnie na Morrisanę – wraz z towarzyszami szkielet smoka… i zabrałem jedną z jego kości. – Wyjaśnił. Elf obejrzał ostrze z podziwem.

– Czy mogę? – Zapytał, a ork podał mu swój miecz.

– Ciężki… cięższy od stali – Stwierdził z trudem unosząc broń.

Nie szczególnie interesowałam się orężem Garrena, bo miałam okazję się napatrzeć poprzedniego dnia. Mój mentor mawiał, że broń jest tylko tak skuteczna jak osoba, która ją dzierży, więc zakładałam, że potencjał tej tej konkretnej w pełni potrafił wykorzystać tylko ten ork.

– Smocza kość, stal… żelazo – Mruknął Garren odbierając broń od elfa. – Tylko narzędzie w pracy wojownika. Lecz nie narzędzie czyni rzemieślnika, lecz to jak nim włada.

– Zdumiewające, że tak mądre słowa mogą pochodzić z ust orka – Stwierdził szlachcic.

– Wyrzeknę jeszcze mądrzejsze… – Powiedział stanowczo wojownik. – Czas ruszać.

Po tych słowach odszedł od wysokiego mężczyzny i gestem wskazał kierunek, grupie, która już zdążyła się sformować.

– Niezwykła będzie z was kompania – Powiedział do ciebie. – Trzymaj się blisko tego orka. Zajdziesz tak dalej niż zaprowadzą cię modły i klęczenie na kamiennej posadzce.

Tego mogłaś się spodziewać po wysokim elfie… ich rasa znana była z kwestionowania istot boskich, a nawet jedyną boginię, która łączyła religię wszystkich elfów, darzyli raczej szacunkiem niż czcią.

- Modły i klęczenie na tej kamiennej posadzce dają dłuższe życie - odparłam mu i skinęłam głową na pożegnanie, po czym podążyłam za Garrenem.

– Zaiste… ciekawa z ciebie osoba. – Zaśmiał się chłodno elf. – Pokora i łagodność mniszki to zaiste twe największe cnoty. – Rzucił za tobą,

Po prawdzie to przyzwyczajona byłam do życia w zakonnych murach i nie szczególnie przekonana byłam do tej całej wyprawy. Nikt mnie przecież o zdanie nie pytał. Owszem byłam jedną z lepszych jeśli chodziło o treningi fechtunku, ale myśl, że może pojawić się konieczność użycia tych umiejętności, żeby przeżyć była... Niepokojąca.
Tak więc zamierzałam skorzystać z rady włodarza, ale ze względów bezpieczeństwa.

Elf widząc, że zignorowałaś jego uwagę zwołał swoich ludzi i wydał im polecenie. Kilku z nich zaraz podeszło do waszej grupy i mogliście wyruszać. W ciągu kilkunastu minut opuściliscie osadę zwartym szeregiem kierując się na południe. Za wami toczył się wóz z zaopatrzeniem.

Podczas drogi na czele, której szedł ork i Morrisana podszedł do ciebie Dariel.

– Nie powinnaś tak ordynarnie zachowywać się wobec hrabiego. W końcu jest włodarzem naszych ziem z rozkazu cesarza – Powiedział stanowczo młody kapłan.

- Przepraszam, zamyśliłam się - odparłam na to, wyraźnie zaskoczona tym, że moje zachowanie mogło być uznane za niestosowne.

Mogłaś odczuć, że kapłan Dariel nie darzy cię sympatią, a raczej niechęcią. Trudno ci było wpaść na to dlaczego, zwłaszcza, że w klasztorze widywaliście się rzadko i nigdy nie wchodziliście sobie w drogę. A jednak czułaś, że ma on wobec ciebie jakąś osobistą gorycz.

Mocno korciło mnie, żeby tu i teraz skonfrontować się z żalami jakie do mnie miał kapłan. Wzięłam głęboki oddech i skupiłam się na patrzeniu w dal tak długo, aż mi przeszło i przekonałam siebie, że tak naprawdę mnie jego urazy nie interesują. Był przecież cień szansy - który zresztą wszyscy obstawiali - że zostawię zakon za sobą i nie będę już musiała z nim mieć do czynienia.

Nagle zauwazyłaś, jak z wolna, niby nieśmiało, a jednocześnie z impertynencką wręcz pewnością siebie do waszej wyprawy dołącza kryty powóz zaprzężony w jednego konia. Powóz wyjechał z bocznej drogi i usytuował się tuż za wami. Materiał, którym osłonięty był pojazd, był pstrokaty i uszyty z różnokolorowych łat, zaś na koźle, powożąc siedziała wysoka bardka, którą poznałaś zeszłego wieczoru. towarzyszący wam zakonnicy wymienili między sobą zdziwione spojrzenia, ale nie przerwali marszu.

Otworzyłam już usta, żeby wyrazić swoje... uwagi w związku z nowym towarzystwem, ale kiedy tylko mój wzrok spoczął na kapłanie dowodzącym to mi się odechciało dyskutowania z nim. W każdym razie tamte dwie z karczmy mówiły coś o podróży do królestwa drowiej lady, więc kierunek nie zgadzał. Więc co one tu wyprawiały?

Spuściłam spojrzenie i w milczeniu szłam dalej, czekając aż zrównam się z Morrisaną. Przynajmniej z nią mogłam omówić moje wątpliwości.
- Te dwie się chyba zgubiły - lekko skinęłam głową na wóz z tancerkami.

– Obawiam się, że nie. Wczoraj w gospodzie postarałam się przemówić im do rozsądku, że wtargnięcie do posiadłości Aithane bez rozsądnego powodu skończy się śmiercią… – Spojrzała w ich kierunku. – Chyba domyśliły się, że coś wiem na temat tej kobiety… jednak… to wciąż dziwne, że podróżują za nami, skoro nie wiedzą gdzie idziemy.
 
__________________
Czy widział ktoś Ikara? Ostatnio kręcił się przy tamtych nietestowanych jetpackach...
Dedallot jest offline