Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 25-07-2019, 10:06   #201
psionik
 
psionik's Avatar
 
Reputacja: 1 psionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputację
- Rzadko jest was aż tylu. Z jedną czy dwoma osobami jeszcze można coś próbować i często się udaje. - Nick popatrzył na Sigrun która z całej grupki odezwała się pierwsza i wzruszył do tego ramionami na znak, że widocznie stanowili bardzo niestandardową grupę do przeprowadzenia.

- Ale z tym wodzirejem Nick może spróbujesz? Masz odpowiedni styl prowadzenia rozmowy i wyraz twarzy też. - Kari chyba spodobało się porównanie Szwedki bo zmrużyła oczy i popatrzyła z ukosa na stojącego obok stalkera. Ten odwzajemnił jej się krzywym spojrzeniem.

Marian w milczeniu przysłuchiwał się całej sekwencji wydarzeń. Trudno było wybrać pomiędzy jedną śmiercią, a drugą. Zabłądzić i zginąć w strefie, czy wiedzieć gdzie iść i zostać zabitym przez strefę robiąc za wabika stalkerów.

Co za pojebany wybór? W przeciwieństwie jednak do Szwedki bardziej skłaniał się ku ucieczce w stronę muru. Mogli zabłądzić, mogli nie trafić w odpowiednie miejsce, nie mieli żadnego przewodnika, ale wychodzili z epicentrum strefy. Teoretycznie im bliżej muru, tym bezpieczniej, a przynajmniej tak to zrozumiał. Z kolei porywanie się na instytut oznaczało, że mają skupić na sobie uwagę strefy. Zawołać wszystkie paskudztwa tamtego miejsca do siebie bez żadnej ochrony stalkerów. Nagrodą za przeżycie było odzyskanie przewodników.
Polak ważył oba warianty i jakby na to nie patrzeć rozstanie wydawało się mimo wszystko bezpieczniejsze. Przyjął spojrzenie Szwedki.

- Nie wiem Sig. Którąkolwiek bramkę wybierzemy będziemy mieli przejebane, ale pójście z nimi nie dość, że nie daje nam żadnej większej ochrony niż pójście samemu, to jeszcze wchodzimy w większe gówno niż to, w którym jesteśmy. - Zapala zaczesał mimowolnie brodę jak zwykle gdy się zastanawiał. - Jeśli dobrze zrozumiałem, to im dalej od epicentrum strefy, im bliżej lotniska i muru, tym łatwiej powinno nam być unikać niebezpieczeństw. Z drugiej strony jeśli ten instytut jest faktycznie czymś z naszych czasów, nasza wiedza może okazać się przydatna. - wątpliwości związane z byciem mięsem armatnim, lub królikiem puszczonym na pole minowe przemilczał. W ostateczności mógł zdać się na los i rzucić monetą, ale póki nie musiał, wolał nie stosować takich środków decyzyjnych.

- Czy mamy plan lepszy od “idźmy, gdzie wydaje się nam, że jest wyjście”? - zapytała Sigrun. - W obu przypadkach nie jesteśmy przygotowowani na nic. Do lotniska została jeszcze długa droga… Sporo się może stać.
- Nie mamy. Nie wiemy którędy na lotnisko. Przejebane niezależnie co wybierzemy.
skonstatował Polak.
- Jakieś punkty orientacyjne musiały się zachować, w końcu most, Big Ben, resztki opactwa ostały się mimo rozpierduchy... - Mervin niespodziewanie włączył się do rozmowy. Trudno było mu przyjąć decyzje stalkerów. Nie sposób było pojąć zachowania Nicka. Najpierw szyderstwo, pozorowana opieka, zniknięcie i wysługiwanie się Abi, spora doza altruizmu z kocimiętką, a potem nagły pomysł wykorzystania ich jako żywego mięcha, aby zbadać miejsce najeżone niebezpieczeństwami i groźne nawet dla strefowych wyjadaczy. Ale skoro N.N. udało się wyjść samodzielnie ze strefy, czemu nie mieli dokonać tego oni? Już trochę zahartowali się w zonie, nie są zwykłymi turystami, zapłacili już "frycowe" i ponieśli straty. Każda śmierć czegoś uczyła. Przetrwać. Doktor oceniał szanse na przeżycie i musiał przyznać rację brodatemu Polakowi.
- Lepiej jednak dać sobie spokój z instytutem, jesteśmy w piekle, a kolejny stopień ciekawości może zaprowadzić nas... nie wiem, na pewno nie do Beatrycze... - spojrzał wymownie na Sig, która lubowała się w dosadnych i zwykle bardzo trafnych określeniach sytuacji hibernatusów. - Jestem za dalszą wędrówką na Heathrow, gdzie oddziaływanie strefy może być słabsze... Instytut to proszenie się o kłopoty i wątpliwa satysfakcja z odkryć strefowych tajemnic, jeśli będziemy martwi…
W tym przypadku głos rozsądku święcił tryumf nad zawodową ciekawością badacza.
Sigrun przygładziła irokeza, zastanawiając się.
- Ale nie mamy, ten teges… Know-how, jeśli czaisz, o co mi chodzi. - rzekła. - W przypadku niebezpieczeństwa, możemy liczyć na pomoc tych mądrali tam - wskazała końcówką papierosa na stalkerów. - Jeśli w czas załapią, co dokładnie jest w tym Instytucie, będziemy w stanie rozkminić, jak sobie z tym poradzić. Opcja druga, po przetasowaniu nie spotkamy naszych kochanych misiów-pysiów już nigdy - wypluła peta i machinalnie odpaliła kolejnego.
- Same plusy. - mruknął ironicznie Marian.
- Co za tym idzie, jeśli będzie psikus w stylu, ktoś z nas dostanie markera, to tego gówna już nie załatasz. Tak samo jeśli chodzi o stwory w tej szacownej miejscówce, potrafimy tylko uciekać. Moja skromna opinia, wiedza o Strefie znaczy sporo a my wiemy o niej tyle, co kot napłakał, kurwa. Ja bym gadała, ładujemy się na Instytut, lepsze to niż błądzenie w głębokiej przez następne pół roku. Przynajmniej Nicka będzie szło powkurwiać, o!
 
psionik jest offline