Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 27-07-2019, 16:46   #81
Pipboy79
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 19 - 2519.VIII.01; zmierzch

Miejsce: Ostland; Sava; karczma “Pod rozwścieczonym ogrem”
Czas: 2519.VIII.01 Angestag (7/8); zmierzch
Warunki: ciepło; sucho; półmrok; tłoczno zewnątrz ulewa



Gabrielle



- Co za gbury. - hrabina von Osten pozwoliła sobie na komentarz gdy zorientowała się, że przemoknięci towarzysze Lotara którzy wzbudzili jej zaciekawione spojrzenie rozejrzeli się po głównej sali iii… wyszli. No co prawda wcześniej Karl coś gadał przy barze ale tyle. Poza Lotarem żaden z nich nawet nie podszedł do stołu a Gabrielle zaliczyła od nich jedynie zdawkowe skinięcie głową jakby dali jej znać, że ją dostrzegli, rozpoznali i tyle. Litz nie była pewna czy hrabina siedząca prawie naprzeciwko nie wyłapała to wszystko no ale nie dało się przegapić, że prawie pół tuzina mężczyzn pokręciło się chwilę po zatłoczonej sali głównej i szyło z powrotem na zalany ulewą świat.

Jeszcze tylko byli świadkami jak wychodzący spotkali się z dwójką zakapturzonych postaci w przejściu. Dwóch woźniców jacy pewnie właśnie rozprzęgli wozy i konie a teraz sądząc po zdumionych spojrzeniach i gestach jakimi wskazywali na zalany ulewą świat zewnętrzny chyba nie mogli uwierzyć w to widzą i słyszą. Lało tak, że przysłowiowego psa było szkoda na zewnątrz wyganiać. Pewnie dlatego kto tylko dał radę to siedział w “Ogrze” czekając na poprawę pogody. A towarzysze Gabrielle i Lotara jednak zdecydowali się z nimi więcej nie rozmawiać a nawet wrócić na tą ulewę na zewnątrz. Zostali jedynie na tyle aby coś zjeść ale nawet wówczas usiedli przy innym stole. A gdy zjedli znów wyszli, jako jedyni, w tą ulewę. Nikt inny nie wychodził na zewnątrz w taką słotę.

- Szkoda. Mam wrażenie, że już ich gdzieś widziałam. A mam pamięć do twarzy. Dla portrecisty to konieczne. Wyłapywanie ciekawych typów ludzkich, zapamiętywanie najbardziej charakterystycznych detali, uchwycenie charakteru lub ulotności chwili i odmalowanie tego pędzlem na płótnie. - mimochodem hrabina o duszy artystki dała się ponieść swojej pasji i płynnie przeszła od gości którzy zjawili się w karczmie tylko na chwilę i zaraz ją opuścili nie zaspokoiwszy ciekawości milady. No ale milady miała też i inne pasje o jakich chętnie opowiadała i się nimi dzielił.

- Milady cudownie maluje. Widzieliście jej obrazy? Jak żywe! Portrety, pejzaże, sceny ze zwierzętami, bitewne, polowania a wszystko takie piękne, jak żywe! - Laura nie omieszkała podzielić się zachwytem nad swoją panią i mówiła z taką egzaltacją jakby co najmniej sama malowała te płótna o jakich właśnie mówiła.

- Oh, to tylko takie tam płócien mazanie rozpieszczonej pannicy. - hrabina zbyła komplement machnięciem ręki i upiła łyk ze srebrnego kielicha. Musiała go mieć gdzieś w swoich bagażach jeszcze z kazamat bo w całym “Ogrze” nie dało się dostrzec drugiego takiego naczynia.

- A może milady by coś teraz namalowała? Mnie się tak serce i dusza raduję jak widzę ten akt tworzenia który tylko milady potrafi wyczarować tak z samych farb i płótna. - rudowłosa minstrelka poprosiła swoją milady o tą drobną przysługę. Arystokratka miała minę jakby sama się nad tym zaczęła zastanawiać.

- A może tak portret? Bo na pejzaż to za bardzo leje nie ma gdzie płótna rozstawić a portret można zrobić. Wysechł by zanim byśmy ruszały dalej. - Laura uparcie drążyła malarski temat próbując użyć kolejnych argumentów.

- Portret… A czyj? - blondynka z zamyśloną twarzą rozglądała się dookoła jakby czekała, że kogoś jednak wyłowi w tym pstrokatym tłumie kto byłby wart uwiecznienia.

- Może Gabi? Gabi ma taką interesującą osobowość. I barwny charakter a do tego jest taka odważna. - minstrelka wskazała na siedzącą prawie naprzeciwko niej koleżankę. Ta uwaga sprawiła, że szlachcianka zaczęła się wpatyrwać w twarz brunetki.

- No tak, rzeczywiście. Bardzo oryginalna twarz. I te oczy… Interesujące. I jakże pociągające, jakże wpadające w pamięć. Zgodzisz mi się pozować Gabi? - całkiem ładna blondynka z pierścieniem hrabiowskim na palcu zapytała z całkiem uprzejmym uśmiechem siedzącą po drugiej stronie stołu brunetkę o różnokolorowych oczach. Ale właściwie zanim ta zdążyła udzielić odpowiedzi to hrabina nagle uderzyła dłonią w blat stołu.

- Ano tak! Już wiem gdzie cię widziałam! I was wszystkich. No przecież ja już was namalowałam. Nigdy nie zapominam twarzy swoich modeli. Co najwyżej mogę nie kojarzyć w pierwszej chwili. - hrabina von Osten roześmiała się z ulgą i sympatią gdy coś co zaczęło drążyć pod czaszką jej wspomnienia, kropla po kropli, właśnie dokopało się do właściwej materii i przypomniała sobie skąd zna Gabrielle i jej towarzyszy co niedawno spożyli kilka stołów dalej posiłek i pewnie pojechali dalej.

- Milady już spotkała Gabi? - Laura zmrużyła brwi zerkając uważnie to na błękitnokrwista malarkę to na tą która miała być czy może nawet już była jej modelką.

- A nie, tego nie wiem. Nie pamiętam. - blondynka uśmiechnęła się niefrasobliwie zbywając te błahostki machnięciem ręki. - Ale pamiętam, że was namalowałam. Wspaniały obraz. Nieskromnie dodam, że jeden z lepszych jakie wyszły spod mojej ręki. Scena bitewna. Zatytułowałam go “Obrona Zamku”. Epicka sceneria, szturm zamku przez straszliwe bestie i potwory, obrona trzeszczy w szwach ale dzielni obrońcy wciąż walczą. A wszystko na tle majestatycznych skał, gór i śniegów. Piękny kontrast. Biel, błękit, szarość i jasny róż śniegów i lodów, czerń i czerwień murów i krwi, żółć ognia, błysk stali, ciała konających i zabitych, wieczne zmagania zamarłe na płótnie, namiętność, strach, obowiązek, upór, desperacja… Tak, tak, wszystko tam jest. Aahh… Nie mogę się doczekać kiedy znów go zobaczę. - hrabina z dumą i rozrzewnieniem opowiadała o swoim dziele. Tak z jej opisu wydawało się, że jest to pełnoprawne malowidło o tematyce bitewnej.

- A czy milady mogłaby nam zaprezentować to arcydzieło? - zapytała zafascynowana tą opowieścią minstrelka.

- Oczywiście. Zapraszam do mojego zamku w Wendorf. Mam nadzieję, że go nie zniszczyli podczas mojej nieobecności. - arytokratka westchnęła i rozłożyła ramiona gdy zasępiła się niepewna losu swojego dzieła o jakim opowiadała z taką pasją. - To jak Gabi? Dasz się zaprosić do tego malowania? - blondynka uśmiechnęła się do swojej potencjalnej modeli z całkiem sympatycznym uśmiechem.




Miejsce: Ostland; ruiny; ruiny
Czas: 2519.VIII.01 Angestag (7/8); zmierzch
Warunki: nieprzyjemnie; mokro; jeszcze jasno; pusta, błotnista droga, zachmurzenie



Tladin i Karl



“Co za mordęga!”, “No nie wiem czy to był najlepszy pomysł”, “Za jakie grzechy…”. Tego typu myśli jeśli nie przeszły przez głowę uczestników wyprawy górskie ostępy to nawet mogły się wypsknąć chociaż raz. No i nie było się co dziwić. Znów lało. Rozpadało się na dobre, tak samo jak rano. Wydawało się, że te trzy czy cztery godziny pochmurnego nieba przed południem to był jak dar od dobrych bogów względnie dobrej pogody. A zaraz w samo południe jak się rozpadało to na dobre.

Nawet gdy zatrzymali się w Savie w “Ogrze” na tyle aby coś zjeść to nawet jak w kuchni przygotowano im całkiem sycący i co najważniejsze gorący posiłek z podwójną porcją kaszy to trochę ich rozgrzało od środka. Chciałoby się posiedzieć w cieple, wysuszyć no ale Karl z Tladinem postanowili kontynuować podróż mimo niepogody. A chociaż w żołądku zalegał przyjemnie, rozgrzewający ciężar zjedzonego posiłku to na zewnątrz lało bez wytchnienia.

Najbardziej zaskoczeni tą decyzją byli chyba obydwaj wozowi. Popatrzyli w zdumieniu na Karla i Tladina jakby spodziewali się, że tylko żartują. Jechać w taką ulewę? Jak dopiero co przyjechali, rozprzęgli wozy i konie, no zjedli, wreszcie zaczynało się robić ciepło i teraz mieli znów wyjść na zewnątrz na tą słotę? No prostym ludziom jakimi byli ci wozacy takie porządki nie mieściły się w głowie. No ale skoro taka była wola szefów no nie mieli wyjścia. Smętni niczym skazańcy znów nałożyli na siebie mokre płaszcze i wyszli na zewnątrz, w tą siekącą ulewę aby znów przygotować konie i wozy do jazdy. Niedługo potem mała karawana znów ruszyła w drogę. Ale to była droga przez mękę.

Już po porannej ulewie jechali kilka godzin w mokrych rzeczach bo nie było jak ani gdzie się wysuszyć. Teraz gdy wyszli z ciepłego, suchego, przyjemnie oświetlonego wnętrza “Ogra” na tą jesienną słotę, wszystko wydawało się jeszcze bardziej mokre i zimne. Ulewa siekła z góry bezustannie. Zmieniała drogę w błotnisty potok. Bywały miejsca, że wody było tyle jakby się jechało wzdłuż jakiegoś potoku. Wozy tonęły po osie w błotnistej mazi i kałużach, konie zapadały się po pęciny w tej samej brei. Podróż stała się udręką. Nic nie było widać dalej niż na kilka długości wozów dookoła co znacznie utrudniało orientację w terenie.

Nawet gdy ulewa w końcu skończyła się po kilku pacierzach od wyjazdu z Savy to było niewiele lepiej. Niebo dalej było pochmurne. A ziemia nie była w stanie wchłonąć od ręki nadmiaru wilgoci. Napędzany końmi pojazdy tonęły w tej wilgoci grzęznąc w tej brei i kałużach regularnie. Praktycznie pokonanie każdego zakrętu i prostej wydawało się niezwykłym wyczynem. Jak nie błotna pułapka to bajoro po osie, jak nie bajoro to połamane konary które ulewa strąciła na ziemię, jak nie konary to szarpanie się aby po raz kolejny wyciągnąć i przepchnąć wóz kawałek dalej. A dzień się kończył. W końcu stało się jasne.

- Nie zdążymy. Musimy znaleźć jakieś schronienie na noc. - powiedział jeden z wozaków gdy już było wiadomo, że nie mają szans zdążyć przed nastaniem nocnych ciemności do owej karczmy o której mówiono im w “Ogrze”. Zapewne gdyby było sucho to mogło się udać. No ale nie w taką pluchę po dwóch ulewach tego samego dnia które podtopiły okolicę.

No ale wreszcie coś znaleźli. Jakieś rozsypujące się ruiny chyba kościoła, klasztoru albo mniejszego zamku. Stały niedaleko drogi przez jaką brnęli. Karczmy w jakiej mieli zamiar dzisiaj nocować nie było widu ani słychu. Było jeszcze na tyle jasno aby móc rozbić się tam na noc. Inaczej można było nocować na samej drodze albo spróbować przepchnąć się kawałek dalej i licząc, że za następnym zakrętem czy prostą będzie ta upragniona karczma.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić

Ostatnio edytowane przez Pipboy79 : 27-07-2019 o 23:12. Powód: Warunki na drodze.
Pipboy79 jest offline