Karl był nieco rozczarowany.
Nie pogodą, bo przecież można się było spodziewać, iż skoro pada, to tak szybko nie przestanie i na to rady nie było. Deszcz mógł padać i tydzień - czy to znaczyło, że mieli siedzieć i czekać na zmiłowanie? Na dodatek w warunkach niezbyt komfortowych, skoro "Ogr" nie potrafił zapewnić miejsca do spania nawet w stajni? W stajni, gdzie z pewnością byłoby przyjemniej, niż na wspólnej sali, gdzie jedyne miejsce, gdzie można było się przespać znajdowało się pod stołem.
Lepiej było ruszyć dalej i spróbować dotrzeć do następnej gospody.
Karl zawiódł się na "Ogrze", ale też zawiódł się na Gabrielle, która - jak się okazało - wolała mile spędzać czas z jakąś hrabiną, niż włóczyć się po górach w poszukiwaniu Bastionu.
Kto zresztą mógł wiedzieć, co się roiło w jej głowie... A nuż od początku planowała wykorzystanie wyprawy poszukiwawczej do własnych celów, z Bastionem w najmniejszym nawet stopniu nie związanym.
A hrabina von Osten?
Nic to nazwisko Karlowi nie mówiło. Hrabiów co prawda nie było 'jak mrówków', ale heraldyką Karl się jakoś nie pasjonował, a i jego ojciec uznawał, że lepiej jest, gdy młodzieniec umie mieczem machnąć czy do przeciwnika strzelić, niż wyrecytować długą listę rodów i wzajemnych między nimi powiązań. Zanudzenie przeciwnika na śmierć rzadko było skutecznym sposobem rozwiązania konfliktu.
* * *
Deszcz w końcu ustał, najwyraźniej znudzony niewrażliwością lub uporem podróżników, lecz sytuacji na drodze to nie poprawiło - błoto i kałuże zdecydowanie nie ułatwiały podróży i gdy w końcu jeden z woźniców rzucił ponurym przypuszczeniem, Karl był w stanie się z nim zgodzić.
Podróżowanie w ciemności, pełną niemiłych niespodzianek drogą, mogło się źle skończyć. Lepiej było rozbić obóz w pierwszym lepszym miejscu, niż ryzykować.
Oczywiście można było skorzystać z muła i ruszyć na poszukiwanie gospody, która mogła wszak znajdować się za najbliższym zakrętem, ale równie dobrze mogła się znajdować dużo, dużo dalej.
-
Zatrzymamy się w tych ruinach - powiedział. -
Jest dosyć jasno, byśmy sobie znaleźli jakiś mniej zniszczony kawałek zabudowań. A nuż znajdziemy jakiś kawałek dachu, który jeszcze się jakoś trzyma. Rozpalimy ognisko. Każde drzewo w środku jest suche, więc damy sobie radę.
- Dieter, ze mną! - dodał.
Ruszył w kierunku ruin by sprawdzić, czy wozy dotrą tam bez problemu. I czy da się tam zrobić jakieś obozowisko.
Idąc w stronę tego, co niegdyś było (zapewne) wspaniałym budynkiem, Karl usiłował dopasować to, co widział, do tego, co wcześniej (i przed chwilą) słyszał.
Kiedyś mu opowiadano o szlacheckim dworze, który stanął w płomieniach podczas rodzinnej, krwawej waśni... Jednak ruiny były - jego zdaniem przynajmniej - nieco zbyt duże jak na dworskie zabudowania. Nie wyglądały też na resztki zamku, w którym - zdaniem Dietera - straszył duch ostatniego właściciela.
W klątwę i grom z jasnego nieba (zdanie jednego z woźniców) też Karl nie bardzo wierzył. Już prędzej rację miał drugi z woźniców, twierdzący iż są to ruiny świątyni czy klasztoru, który spłonął ładnych parę lat temu.
Podobne zdanie miał też i Manfred, który w "Ogrze" słyszał plotkę o klasztorze. A raczej o tym, co z niego pozostało po pożarze.
A że zazwyczaj zabudowania klasztorne miały wiele pomieszczeń, to Karl miał nadzieję, że coś tam ocalało i że to coś zapewni im jakieś schronienie.