Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 28-07-2019, 14:11   #104
KlaneMir
 
KlaneMir's Avatar
 
Reputacja: 1 KlaneMir ma wspaniałą reputacjęKlaneMir ma wspaniałą reputacjęKlaneMir ma wspaniałą reputacjęKlaneMir ma wspaniałą reputacjęKlaneMir ma wspaniałą reputacjęKlaneMir ma wspaniałą reputacjęKlaneMir ma wspaniałą reputacjęKlaneMir ma wspaniałą reputacjęKlaneMir ma wspaniałą reputacjęKlaneMir ma wspaniałą reputacjęKlaneMir ma wspaniałą reputację


Nie wierzył na początku że to może się udać, i właśnie na początku dalej jego zdolność nie działała. Może miał racje z tym żę musi być jakiś odstęp czasowy? Czemu teraz miałoby zadziałać, a nie wcześniej jak przeglądał internet? Po nieudanej próbie z kościołem, Babette wyszła, a w pokoju nastała nieprzyjemna grobowa cisza. A Morbi nie poprawiał całej tej sytuacji, zachowywał się jak jakiś ,,Potężny Strażnik”, i chyba właśnie nim był.

Po jakimś czasie Babbet przyszła wraz z Lucasem niosącym obraz… Nie spodziewał się że jego moc może zadziałać na obrazie. W końcu ten obraz nie imitował miejsca, tak dokładnie jak zdjęcie. Babbet przedstawiła obraz jak ,,Ogród”, i wskazała za okno. Może właśnie tak blisko się znajdowało miejsce stworzenia obrazu. Chłopak znowu się skupił na obrazie, jeszcze bardziej się nie spodziewał że ta moc zadziała na czym namalowanym. Może dystans jest najważniejszym warunkiem?

Mitras uważnie obserwował piękny obraz, z każdą chwilą było można dostrzec coraz więcej szczegółów, prawie jakby można było dotknąć fontanny… Dotknąć? Obraz się ruszał! Jednak ile ta zdolność ma warunków, by zadziała… Może właśnie ten dystans? Jednak chwile zadowolenia po czymś co w końcu się udało, szybko minęły. Ból głowy był niesamowity, większy niż poprzednim razem. Wszystko pulsowało… łupało. Jakby głowa miała za chwile dosłownie wybuchnąć. Odruchową oderwał wzrok, krzywiąc się z bólu.

Wszystko ustało, Babbet powiedziała że idzie dobrze… Nie no idzie niesamowicie! Jego domysły jednak mogły się mylić, kiedy jego moc zadziała. Jednak po tym jak Lucas podał chusteczkę, Chłopak poczuł nieprzyjemny smak krwi… Starał się wytrzeć z tego co spływało mu po twarzy, chusteczka już po chwili była czerwona od krwi. Czyżby te wszelkie pulsowania były spowodowane ciśnieniem? To by wiele tłumaczyło czemu było takie uczucie wcześniej, i jeszcze ten efekt uboczny… Mitras czuł jedynie lekki dyskomfort, może to przez to co się stało? Lub po prostu przejął się tym że wylatuje z niego spora odrobina krwi.

Jednak chwila spokoju nie mogła trwać wiecznie. Chłopak usłyszał strzały, po których była wyraźna seria z karabinu. Ochrona tej posiadłości do kogoś na pewno strzela, ale do kogo? Kto tym razem na atakuje…
- To moja ochrona. Nie pozwolą…
W tym momencie każdy usłyszał uderzenie w dach, nikt nie widział by coś spadało, brak odgłosu wybuchu, czy dźwięku jakiegoś pojazdu… Już zaczęło robić się niebezpiecznie, i do tego nie wiemy co się dzieje.

Chłopak dalej zakrywał usta, i nos chusteczką. Jednak bo jego oczach można było zauważyć, spore zaniepokojenie. Błądził oczami za oknem, i po pomieszczeniu. Najwidoczniej wszyscy byli tym co się dzieje zaskoczeni.
-Musimy stąd uciec, lub gdzieś się schować! Coś jest nad nami… Oby to nie był Superman, albo gorzej Niemcy… Na razie wyjdźmy z tego pomieszczenia.-
Obserwator obrazów popatrzył się po wszystkich w salonie.

-Musimy szybko zacząć działać. Jakiś plan awaryjny?.- Chłopak wyjął swojego nowego IPhona którego dostał, i zaczął szukać na wszelki wypadek jakiegoś obrazu, z okolicy. Lepiej się przygotować, nigdy nie wiadomo czy taki przygotowany ,,portal” nie pomoże… Może stres, i wiara dodają kolejne punkty do aktywacji zdolności?

Papa Morbi spojrzał na Mitrasa z ledwie dostrzegalnym pobłażliwym uśmiechem.
- Niemożliwe, żeby…
Krótka seria karabinowa, jaka rozległa się na górnych piętrach natychmiastowo uciszyła bokora. Kilka kolejnych można było usłyszeć w oddali. Dobiegały z tego samego kierunku, co poprzednim razem. Tylko jakby bliżej. Babette wstała natychmiast i bezceremonialnie chwyciła Angelę za rękę. Dziewczyna ledwie zdążyła się podnieść nim jej babka zaczęła iść w kierunku drzwi. Choć wyglądała tak, jakby miała zamiar wyjść do ludzi, którzy naruszali spokój tego miejsca, to najprawdopodobniej było to mylne wrażenie.
- Idziemy - rzuciła krótko do Mitrasa.
- Dwoma grupami - rzucił Papa nie ruszając się z miejsca. Złączone palce oparł o czoło.
- Mniejsze grupy zwrócą mniej uwagi. No i wasze szanse wzrosną - dodał z krzywym uśmiechem. Nie musiał wyjaśniać o co mu chodziło. Jeśli jedna grupa natknie się na nieprzyjaciół, druga miała większe szanse na ujście cało.
- Lucas.
- Oczywiście. Proszę za mną, Paniczu.
Telefon w dłoni Mitrasa nagle zawibrował. Tuż przed wyjściem Angela wzniosła ku górze smartphone’a jej babci z wybranym numerem, na który dzwoniła. Rozłączyła się, zaś urządzenie w rękach chłopaka zamarło.
Starszy mężczyzna pewnie prowadził po posiadłości. Strzały były coraz bliższe i coraz głośniejsze. Kiedy były zbyt głośne odbijali w inny korytarz, by w końcu trafić na schody prowadzące w dół.
- Zaiste miał Panicz rację - rzekł ze stoickim spokojem otwierając drzwi i przepuszczając gościa jako pierwszego. Zamknął za sobą, po czym włączył światło. Ponownie objął prowadzenie. Ciemne, chłodne i wilgotne wnętrze wypełnione było beczkami oraz butelkami z ciemnozielonego szkła. Stanęli przed kolejnymi drzwiami, znacznie szerszymi, do których prowadziło wzniesienie terenu. Najprawdopodobniej zostało stworzone z myślą o dostawach hurtowej ilości trunków, które trudno byłoby przenieść, a zdecydowanie łatwiej przewieźć choćby najprostszym wózkiem.
Lucas jednym pchnięciem otworzył je i ponownie poczekał aż Mitras wyjdzie jako pierwszy. Naprzeciwko oraz po lewej stronie znajdował się ogród. Znajdowali się przy prawej ścianie willi.
- Labiryntem cały czas prosto. Tam będzie ogrodzenie oraz furtka dla służby. Powodzenia. Ah… bym zapomniał.
Wyjął z kieszeni notes i długopis, którymi wcześniej posługiwała się Angela. Co dziwne, Mitras nie pamiętał, żeby starszy mężczyzna je zabierał.
- Jak się okazuje, działają na Panicza pejzaże wykonane ręcznie. Wytwory nowoczesne są nieskuteczne. W sytuacji kryzysowej może Panicz stworzyć własny obraz.

Wycofał się do wnętrza budynku i chwycił za klamkę. Ze środka dobiegały dźwięki wystrzałów.

-Powodzenia Lucas…- Mitras popatrzył się w stronę labiryntu zbudowanego z krzewów. Szybko pobiegł w stronę labiryntu, rozglądając się po bokach. Nie chciał zostać zauważonym, ale też nie chciał za długo tu przebywać. Miał tylko nadzieje że innym nic się nie stanie. Przemknął pomiędzy, krzewami, donicami, i drzewami ozdobnymi. Wszedł do labiryntu, wiedział by iść prosto, nigdzie nie skręcać, miał nadzieje że nikt go nie zauważył. Ale lepiej być przezornym, starał się za sobą nie zostawiać śladów, i robić jakieś zmyłki. Łamiąc to na prawo, a to butem w jakimś bocznym korytarzu. Byle się nie zgubić, i trudno go wytropili.

Prosto. Łatwo powiedzieć w labiryncie. Mitras musiał kilkukrotnie zawracać, ponieważ trafił na ślepą uliczkę. Na szczęście nikt go nie gonił, ale nie wiadomo czy i kiedy miało to się zmienić. Na wszelki wypadek warto było zostawić kilka fałszywych tropów.
Przydało się szybciej niż mogło się wydawać. Niespodziewanie za jego plecami, przebijając się przez żywopłot, wyskoczył mężczyzna. Był cały porośnięty trawą i mchem. Przez tors przewieszony miał pas prowadzący do trzymanego w dłoniach karabinu. Mitras schował się za załomem, po czym zaczął oddalać od miejsca, w którym był jeszcze przed chwilą. Przez chwilę panowała cisza, a następnie napastnik zerwał się na równe nogi i popędził w kierunku, w którym wiodły ślady.
Wkrótce oczom Mitrasa ukazała się gęsto porośnięta bluszczem furtka. Szybko dopadł do niej, nacisnął klamkę, a już po chwili był po drugiej stronie. Strzały wzmagały się.

Serce pulsowała chłopaka pulsowała jak nigdy w życiu, nigdy się nie spodziewał że filmy, i gry na coś się przydadzą. A zwłaszcza w takiej sytuacji... Na szczęście dbali o tą furtkę, nie wydała odgłosów najbardziej zardzewiałych zawiasów świata. I za to trzeba dziękować ogrodnikowi. Zamknął za sobą cicho furtkę, i zrobił parę kroków w lewo, by go nie było widać z korytarzy. Rozejrzał się po okolicy, musi tu coś być. Przecież plan nie mógł się skończyć na wyjściu w tym miejscu…

Musiało być coś jeszcze. Wszędzie dookoła pas zieleni oraz drzewa. W oddali, między drzewami i krzewami, wiła się ścieżka, do której prowadziła trasa odchodząca od furtki posiadłości. Nie było niczego więcej. Powietrze przeszył głuchy huk eksplozji, od której zaczęło dzwonić mu w uszach. Wybuch musiał być względnie niedaleko. Spojrzał jeszcze raz na zarośnięte bluszczem wejście na teren Papy Morbiego. Nawet gdyby chciał, to i tak by nie dał rady wejść klasyczną metodą. Spod liści ledwie wystawała mosiężna, sztywna gałka. A mur wysoki.

Chyba nie ma innego wyboru… Chłopak udał się dalszą ścieżką, jednak nie przechodząc prosto po niej. Wolał iść obok ścieżki, tam gdzie były krzewy, i drzewa.
Po zatem co eksplodowało, i to tak blisko. Nie było dźwięku zawalania się niczego, więc raczej to był jakiś mniejszy ładunek… Tylko gdzie, i po co? Jakiś granat, mina, czy coś? Oby coś na końcu tej ścieżki się znajdowało… Najlepiej by to nie byli wrogowie.

Na szczęście nie było po nich najmniejszego śladu. Chyba, że byli w zwykłych ubraniach między przechodniami idącymi wzdłuż ulicy. Patrzyli w kierunku posiadłości Papy z niepokojem i pospiesznie się oddalali. Patrzyli nieufnie na Mitrasa przybywającego właśnie z tamtego kierunku. Przejechał samochód, a za nim rower. Jakaś starsza kobieta z wózkiem dziecięcym natychmiast zawróciła.
Okazuje się, że willa Bokora znajdowała się zaledwie kilka minut pieszej wędrówki od cywilizacji. Przynajmniej od tej strony.

Genialny plan awaryjny, kto pozwolił na taki plan ewakuacyjny! Dobrze więc gdzie teraz trzeba się udać… Może to tylko paranoja, ale można podejrzewać że ktoś obserwuje okolice posiadłości, i to w normalnym stroju. Właśnie tak wcześniej zrobili, dlatego trzeba udawać że nic się nie wie, no i jak najszybciej stąd zniknąć. Jakieś bezpieczne miejsce w mieście. Te kanały nie wydają się teraz idiotycznym pomysłem, albo jakieś tereny poza Miastem. Czym aktualnie trzeba uciec… Piechota wydaje się najbardziej uniwersalna, jednak komunikacja miejska jest szybsza. Ale można łatwo namierzyć, jak będzie się nią poruszał. Włączył mapy na telefonie, i rozejrzał się po okolicy.

Miał nadzieje że tuż za rogiem będzie już las, i jakieś wsie. Jednak do tego daleko, oraz daleko do bezpieczeństwa… W okolicy znajduje się tylko bardzo duży Park, więc zostaje dostać się do niego, lub dojechać gdzieś komunikacja miejską. Jednak jazda na gape w aktualnej sytuacji wydaje się złym pomysłem, Chłopak nie posiada przy sobie żadnych dokumentów, a pieniądze posiada w bardzo ograniczonej ilości. Wolał na razie przemyśleć sobie to wszystko. Postanowił udać się szybkim krokiem do parku.

W trakcie przemieszczania się do Parku, zastanawiał się kto ich atakuje, lub raczej kto na nich poluje. Niemcy? Tym razem nie musieli być to oni, nie było słychać tekstów z Drugo Wojennych gier. Czy to są jacyś najemnicy? Pracują dla Profesora, czy jakiejś innej organizacji? Świat na pewno interesuje się tym co się dzieje w tym małym państwie, a zwłaszcza tym co zainicjował. i stworzył Profesor. Jak zbadać tą całą sprawę… Może jak Mitras pozna swoją Moc, coś pójdzie łatwiej. Na razie miał w stosunku do Mocy, kilka teorii. Niektóre już zostały obalone, jednak dalej jest wiele pytań. Czy można ,,wyciągać” rzeczy z obrazu? Trzeba się o tym dowiedzieć.

Co trzeba będzie zrobić w parku? LARP’owanie bezdomnego, który stara się przetrwać w parku, wydaje się dobrym planem na te kilka godzin. Ale co dalej? Przydałoby się wrócić do mieszkania i zebrać resztę rzeczy. Jednak prawdopodobnie mogą je obserwować, a raczej na pewno tak jest. Tylko jak nas odnaleźli tutaj… Śledzili nas, może jakiś nadajnik? Niewykluczone że tak jest, jednak wcześniej mieli o wiele lepsze warunki by nas złapać. Nawet byli tuż obok nas…
Trzeba będzie w Parku znaleźć jakieś bardziej odludne miejsce, i przejrzeć notatnik z obrazami. Co się w nich znajduje. Po zatem Chłopak będzie musiał poprawić swoje przeciętne zdolności rysowania, by tworzyć własne portale. Choć zawsze będzie można użyć czegoś z telefonu, może to właśnie musi być obraz, niż zdjęcie miejsca.
Cóż aktualnie najważniejsze jest przetrwać te kilka godzin.
 
KlaneMir jest offline