Wątek: X-COM
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 28-07-2019, 15:22   #113
Pipboy79
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 42 - 2037.III.29; nd; popołudnie

Czas: 2037.III.29; nd; popołudnie; g. 16:35
Miejsce: Pustkowia, Rain Tree Lake; opustoszałe osiedle
Warunki: zapuszczone pomieszczenie, chłodno, półmrok, pochmurno





- To tam. Widzicie? - facet który stał obok Lawa wskazał kierunek przez okno. Okno było na piętrze dawno porzuconego budynku. Jakiś dom jednorodzinny, rodem z bogatych przedmieść. Zresztą z tego co skanerzy zdołali sprawdzić w bazie danych kiedyś okolice tego jeziora o kleksowatym kształcie były bardzo popularne. Albo bogacze budowali sobie tutaj domy letniskowe albo mieszkali tuż nad jeziorem i wcale nie tak daleko do St. Louis i innych metropolii w okolicy. No ale teraz po tym wszystkim zostały tylko zbutwiałe i trzeszczące pod nogami ruiny. Przed jedną z nich się zatrzymali i weszli do środka a następnie na piętro po schodach z połamaną balustradą i na tym piętrze weszli właśnie do tej sypialni. Tak samo zdezelowanej, zakurzonej, z porwanymi tapetami i wysmarowaną graffiti na ścianach jak pewnie cała reszta domu i okolicy. Ale właśnie w tej sypialni ten facet obok wskazał na kierunek gdzie Law przez lornetkę mógł się rozejrzeć po miejscu przyszłej akcji.

Facet kazał na siebie mówić Rocky. Chociaż wzale nie wyglądał na bohatera dawnego, amerykańskiego filmu o sławnym bokserze. Wyglądał jak skrzyżowanie jakiegoś surwiwalowca, zbieracza złomu i paru innych profesji. Raczej takich podejrzanych jakich nowa władza bardzo nie lubiła. Oczywiście miał broń. W kaburze jakiś pistolet i na plecach jakiś dawny sztucer myśliwski z optyką. No ale ufali sobie przynajmniej na tyle aby nie mierzyć do siebie nawzajem skoro łączyły ich interesy. No i właśnie za tym interesem mógł się teraz porozglądać szef xcomowych skanerów.

A było co oglądać. Najpierw ze dwadzieścia czy trzydzieśi kroków zarośniętego podwórka tej posesji przed jaką się zatrzymali. Potem ze dwieście metrów odnogi jeziora i przeciwległy brzeg. A tam też posesje, podobnie zdezelowane, zarośnięte i zapuszczone jak te w jakich teraz byli. Nic na co warto by rzucić okiem drugi raz. No ale jednak było coś jeszcze. Coś co budziło czujność i nakłaniało do ostrożności.





Humanoidalny MEC ADVENT-u. Brudny, zakurzony, z przyklejonymi tam i tu liściami więc chyba był tutaj od dawna. No ale wprawne oko Lawa dojrzało migające tu czy tam diodki świadczące, że nie jest to wymarły gruchot pozbawiony energii. Zresztą Rocky mówił, że mało ale jednak się ruszają. Zwłaszcza jak coś dostrzegą a zmysły miały dość dobre. Na tyle, że nie dało się podejść do skarbów jakich pilnowały roboty. A w walka wydawała się dość ryzykownym pomysłem. Dlatego szukali wspólników. No i dogadali się z Kelley’em, Kelley z Rubenem a Ruben z Lawem. Dlatego ta dziwna mieszanka różnych nieznających się nawzajem grupek stała albo siedziała przed tym zdezelowanym domem z półtorej, może godzinę jazdy od południowych granic St. Louis.

Wczoraj się dogadali w “The Hood” z Kelley’em. Facet przystał na pomoc xcomowców pewnie nawet nie wiedząc, że to robi. W końcu Ruben i Law przyszli na spotkanie jak każdy inny klient do tego najpopularniejszego lokalu w okolicy gdzie jak w soczewce zdawał się zbierać wszelkiej maści element który z różnych powodów miał z oficjalnymi władzami na pieńku. Dogadali się tak, że Kelley miał zabrać na akcję dodatkowy wóz xcomowców jako część swojej ekipy. Co do podziału łupów ekipa Kellego i łupieżców mieli podzielić się po połowie. I z tej połowy Kellego mieli się podzielić z xcomowcami po równo.

Dlatego dzisiaj rano spotkali się w “The Hood” i wyjechali z miasta. Kelley miał jakiegoś pickupa i furgonetkę, łącznie z nim pięciu ludzi. Plus czwórka xcomowców w trzecim wozie co miała jechać za nimi na miejsce spotkania ze złomiarzami. Przejechali tak w świętym spokoju średnio wypełnioną drogą z jakąś godzinę do mieściny jaka na dawnych mapach figurowała jako Hillsboro. Gdzie dalej mieli jechać to nawet Kelley nie wiedział bo tutaj umówił się ze złomiarzami. Ci rzeczywiście przyjechali po jakimś kwadransie czekania. I po rozmówieniu się Kellego z jak się okazało Rockym ruszyli dalej. Tym razem za złomiarzami. Przejechali jeszcze z kwadrans, może trochę dłużej, bocznymi, porzuconymi drogami. Często musieli wymijać dziury w drodze, podskakiwali na garbach jakie wytworzyły korzenie pobliskich drzew pod asfaltem i w ogóle wydawało się, że wjeżdżają w coraz dzikszą okolicę. Aż w końcu zajechali w okolice jeziora i zatrzymali się przed tym budynkiem w którym teraz obserwowali drugi brzeg jeziora. A dokładniej Rocky, jakaś laska z jego bandy i dla równowagi Kelley i Law jako reprezentanci drużyny gości.

Z tego co mówili złomiarze i co sami zdołali się już rozejrzeć roboty były trzy. Wszystkie wyglądały jakby ledwo przędły ale jednak jeszcze przędły. Tam, na skraju drogi był jakiś stary transporter ADVENT-u. Wywalił się czy co, w każdym razie chyba wbił się w ścianę domu po staranowaniu ogrodzenia i ogrodu. Dość dawno bo trawa już odrosła i krzaki nawet. Pewnie lata temu. Ale właśnie dlatego nie było go z tej strony jeziora widać bo ten dom zasłaniał.

Sam transporter był pewnie tak samo zdezelowany jak i te cztery roboty. Cztery bo jeden był ale leżał w trawie która go zarosła i nigdy się nie ruszał. Więc pewnie złom. Z tych trzech czujny był zwykle jeden. Ale gdy coś go zaalarmowało to budziły się i dwa pozostałe. No a do tego była jeszcze wieżyczka z ciężką bronią na pace transportera. No też była dość niemrawa no ale jednak ruszała się czasem i trochę.

Więc wyglądało na to, że skrzyń na transporterze pilnuje trójka adventowych MEC-ów i jedna wieżyczka. Z czego w czuwaniu powinien być jeden MEC i wieżyczka. Ale w razie alarmu następowała pełna mobilizacja adventowego zespołu.





Nie było się co dziwić, że złomiarze mieli opory przed otwartym szturmem. Byli uzbrojeni głównie w broń lekką. Pistolety, strzelby i koktajle zapalające, trochę granatów dymnych. Było ich na kilka lekkich pojazdów czyli z około tuzina. Ale bez pancerzy i broni ciężkiej więc walka z ciężkim uzbrojeniem ADVENT-u zapowiadała się ryzykownie. Zapewne nie chcieli ryzykować dla niewiadomych fantów w skrzyniach dlatego szukali wsparcia. Piątka Kellego reprezentowała się podobnie. Mieli głównie strzelby i sztucery. Tylko Kelley miał jakiś automat. Mieli już jakieś pancerze ale, że nie rzucały się w oczy co w miejskiej dżungli naszpikowanej dronami i punktami kontrolnymi ADVENT-u i sił rządowych było porządane no ale pewnie nie były to zbyt mocne pancerze. Zwłaszcza w starciu z ciężką bronią MEC-ów i wieżyczki.

- Można by spróbować podejść od jeziora. Chodzą od strony jeziora? - Kelley stał obok Lawa i podobnie jak on, obserwował drugi brzeg przez lornetkę. Rzeczywiście wydawało się, że od strony jeziora, przez zapuszczone ogrody i krzaczory była szansa aby się przekraść na zaplecze budynku przy jakim miał stać stary transporter.

- Rzadko. Chyba, że coś ich zainteresuje. Do domu jeszcze udało nam się parę razy wejść. No ale od frontu i na tyle by zgarnąć skrzynie to nie. Zawsze nas wykrywają i strzelają. - Rocky mruknął z niechęcią i splunął na przegniłą wykładzinę wyściełającą sypialnię. Kobieta jaka stała obok niego pokiwała twierdząco głową na znak pparcia.

- Od frontu jest jeszcze gorzej bo tam jest ulica i niezbyt jest się gdzie ukryć. Co najwyżej w domach po drugiej stronie ulicy no ale to i tak trzeba by jakoś przejść przez ulicę i ogród aby dojść do skrzynek. - dorzuciła od siebie kobieta jak to wygląda z przeciwnej strony ulicy po tamtej stronie jeziora.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline