Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 29-07-2019, 10:21   #57
Aiko
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację
330

Z zasłyszanych, zaobserwowanych i przetworzonych przez CCI informacji Elżbieta zrozumiała, że tubylcy posiadają dość pomysłową ekonomię łączącą elementy wymiany towarów oraz obieg “pieniądza”. Sama osada nazywała się Katowisko. Nazwa pochodziła od kata (pseudonim bądź wykonywana funkcja) który miał tu kiedyś mieszkać. W Katowisku posługiwano się “paluchami” płacidłami wykonanymi ze stwadniałej chemicznej substancji zwanej “klejem” Po rozgrzaniu można jej było używać jako super kleju ale również toksyczne opary używane były do narkotyzowania się. Paluchy można było uzyskać w kantorze. Posiadanie miejskiego płacidła nie było obowiązkowe i większe transakcje i tak przeważnie przeprowadzało się konkretnym dobrem jak jakąś częścią zamienną, przedmiotem i tak dalej. Jednak cieżko by było w ten sposób kupić coś lichego jak kubek miejscowego alkoholu czy jakieś “uliczne” jedzenie. Co do jedzenia… Kanibalizm najwyraźniej nie był tubylcom obcy o czym świadczyły szyldy i reklamy w stylu “tylko nieludzkie mięso!” Widać też było pewną nieufność kupujących w stosunku do sprzedawców, którym przecież jak zresztą wszystkim często brakowało jakiejś kończyny. Kupowanie kawałka mięsa dziwnie przypominającego prawą dłoń ze stoiska przy którym stał ktoś bez prawej dłoni było raczej omijane.
Tubylcy rozmawiali przeważnie o pogodzie (która zawsze była zła) życiu intymnym, oraz środkach odurzających. Niestety to jej nie pomagało. Błądzenie po tej osadzie i rozpytywanie o jej zgubę raczej nie mogło zakończyć się sukcesem. Musiała znaleźć kogoś kto rządził tą bandą… bo toż ta osada nie mogła żyć ot tak sobie, prawda? Korzystając ze swojego pojazdu ruszyła przez osadę rozglądając się za obiektem, który mógł stanowić siedzibę lokalnych władz.
Nie było to jakoś specjalnie trudne, Miasto leżało u skalistego podnóża, zabudowanego niczym średniowieczny gród. Naturalne wzniesienie było niemal całkowicie przesłonięte sklepionymi z nim budynkami. Na samym szczycie stała cytadela. Połowę drogi do niej Elżbieta mogła pokonać swoim pojazdem. Później jednak na wąskiej uliczce stał szlaban a przy nim na beczkach siedziało leniwie kilku uzbrojonych w strzelby i maczety mężczyzn.
- Nie ma wjazdu. - zauważył jeden z nich nawet nie unosząc kapelusza, którym przesłaniał twarz. Najwyraźniej szykował się do drzemki
Elżbieta zeszła z maszyny pozostawiając ją pod jednym z budynków.
- A jest wejście? - Rozejrzała się analizując czy da radę wyminąć strażników. Może dachami?
Mężczyzna wreszcie uniósł kapelusz i przymrużył oko, jedyne jakie miał.
- A wpierdol chcesz? wypierdalaj.
- Nawet nie wiesz jak bardzo nie chcesz ze mną walczyć. - Ela westchnęła i wykonała skok w kierunku najbliższego dachu. Musiała jak najszybciej oddalić się od tej bandy.
- Ty widziałeś?! - wrzasnął jeden z mężczyzn a potem rozległ się już huk broni maszynowej. Elżbieta z gracją opadła na dach budynku, poruszała się szybko i serie pocisków zawsze ją omijały, dziurawiąc tym samym czyjeś ściany. Było bardzo prawdopodobne, że już w tych pierwszych chwilach jacyś mieszkańcy tracili właśnie życie.
Oni strzelają! Głos profesorowej wypełnił głowę Polki. Strzelali… i pewnie chcieli je zabić. Ela miała tylko nadzieję, że szybko się zorientują iż nie ma co marnować naboi. Przyspieszyła kroku przeskakując pomiędzy budynkami i zmierzając w kierunku cytadeli. Planowała tuż pod nią skryć się pomiędzy budynkami i poszukać wejścia. Może tamci nie przekażą informacji reszcie dość szybko.
Kobieta przemykała między budynkami… a czasami wręcz przez czyjeś mieszkania. Dzięki swojej szybkości faktycznie udało jej się przynajmniej czasowo zgubić strażników, wystrzały niosły się teraz z oddali. Ostatnia ściana miała jeszcze ponad dziesięć metrów i zwieńczona była drutem kolczastym. W kilku miejscach wciąż wisiały na nim ciała, niektóre musiały tam być od lat. W wygryzionych klatkach piersiowych kruki porobiły sobie gniazda.
Ela przyjrzała się szczytowi murów, szukając strażników i jednocześnie miejsca, w którym mogłaby w miarę bezgłośnie przedostać się do zamku. Oglądała mury, oceniając czy da radę się po nich wspiąć.
Jasne, że dałaby radę. Nie widziała strażników ale wspinając się po pionowej ścianie będzie jak dla dłoni dla wszystkich strzelców. Nie pozostawało nic innego jak zrobić to bardzo szybko i to najlepiej nie od strony, od której nadeszła. Powinni mieć problem z oceną jej tempa no i… chyba nikt nie uwierzy w to, że ktoś ot tak wspina się po murach… chyba. Westchnęła ciężko i Ruszyła wzdłuż murów. Może dojrzy jakieś inne przejście. Załom, za którym mogłaby się ukryć.
Niestety nie było załomów, polce przyszło po prostu wspinać się po otwartej przestrzeni. “Wspinanie się”, nie było odpowiednim słowem, to było raczej podbieganie na czworaka w pionie… Po chwili kobieta miała już przed nosem kłębek drutu kolczastego. Ela chwyciła jeden z metalowych słupków, na których rozpięta była przeszkoda i spróbowała wyrwać ją z muru by zapewnić sobie przejście pod drutem. Tym sposobem uwolniony z betonu słupek został jej w ręce. Ela podniosła nim drut kolczastu i prześlizgnęła się na szczyt murów. Zważyłą pręt w dłoni i uznała, że idealnie nadaje się na prowizoryczną broń, która mogła się zaraz przydać. Kiedy kobieta spojrzała w dół zobaczyła kilkunastu uzbrojonych ludzi. Strażnicy jeszcze jej nie zauważyli, lecz jeśli się poruszy to może ulec zmianie. Każdy z ludzi był uzbrojony w dużego kalibru karabin oraz jakąś broń białą. Głównie maczetę lub pałkę. Polka ułożyła się na szczycie muru i rozejrzała za potencjalnym schronieniem. Gdzie mógł mieszkać ktoś sprawujący władzę w tej mieścinie? Czuła w głowie przerażenie profesorowej, która obawiając się, że może coś popsuć milczała jak grób. Kobieta poruszała się bezszelestnie jednak kilka grudek muru, z którego przed chwilą wyrwała kawałek metalu, posypało się do dołu gdy właśnie zmieniała pozycję. W jednej chwili głowy wszystkich mężczyzn zwróciły się w jej kierunku. Ela przywarła całym ciałem do muru mając nadzieję, że nie jest widoczna. Tak bardzo chciałaby uniknąć kolejnych kulek w swoim ciele… nawet jeśli nie robiły jest zbyt wielkiej szkody.
Niestety, tu jej fart miał się skończyć: Gdy tubylcy spojrzeli wreszcie ku górze i natychmiast sięgnęli za broń. Kobieta mogła gdzieś skoczyć zanim zaczną strzelać. Pytanie gdzie. Polka zeskoczyła z muru starając się wylądować jak najbliżej ochroniarzy tego przybytku i zamachnęła się na pierwszego rurką, starając się wybić mu broń z ręki, co też uczyniła, w czasie gdy pozostali wciąż nie ogarnęli jeszcze co się właśnie dzieje, wszystko działo się najwyraźniej dla ludzi zbyt szybko. Ela pochwyciła broń kolejnego, wyrywając ją i zamachnęła się by ogłuszyć chwytem jej niedawnego właściciela.
Ogłuszyła tak jeszcze dwóch ludzi, nim rozległy się pierwsze strzały. Wszystko trwało do tej pory może z dwie sekundy. Pierwszy pocisk trafił Elżbietę w skroń, co było dość nieprzyjemne, trzy kolejne chybiły cybnetkę ale jeden trafił jakiegoś strażnika w brzuch. Tym sposobem już jedna trzecia strażników została wyłączona z walki.
Polka chwyciła przejętą broń i ostrzelała pozostałych.
Tym sposobem już po chwili Elżbieta była jedyną osobą na nogach... i wciąż oddychającą. Cybnetka znajdowała się na małym placu, przed sobą miała duży betonowy, podobny do bunkra budynek, w którym znajdował się jeden otwór, choć wystarczająco duży by wjechać doń pojazdem. Właśnie stamtąd wybiegało teraz więcej strażników.
Znacznie więcej.
Polka słyszała w głowie panikę profesorowej. Kobieta gdyby tylko mogła wiszczałaby na cały głos. Na szczęście nie utrudniała agentce, świadoma tego, że od jej umiejętności zależy teraz ich przeżycie.
Ela ostrzelała pierwszy rząd nadbiegających ludzi i ruszyła biegiem w ich stronę.
Cybnetka szybko zużyła całą amunicję. Jednak żaden z naboi się nie zmarnował. Przechodząc przez pokłosie trupów kobieta szybko znalazła się w budynku. Na razie nikt jeszcze nie stanął jej tam na drodze, jednak z klatki schodowej już słychać było odgłosy stóp. Kobieta rozejrzała się na nową bronią, jednocześnie szukając sposobu by zamknąć wyjście z budynku.
Na schodach jednak już zdążyła pokazać się postać
[MEDIA]https://i.pinimg.com/564x/46/4d/96/464d9699748b95beb232a781be4bb814.jpg[/MEDIA]
Dziewczyna, czy może kobieta patrzyła na Elżbietę z mieszaniną strachu i zainteresowania.
- Eeemmm... - nowoprzybyła wyraźnie chciała coś zrobić z rękami, zamiast jednak podnieść je do góry czy chwycić za jedną z broni które miała przy sobie, zdecydowała się ostatecznie oprzeć dłonie na biodrach.
- No to jesteś w środku… co teraz? - zagadała.
- Pogadałabym z szefem tej mieściny. - Ela z zaciekawieniem przyjrzała się nieznajomej. - Ciebie też mam zabić by do niego dotrzeć?
- Ej! - dziewczyna aż podskoczyła - nie ma powodu by tracić głowy… szczególnie mojej. A niby o czym chcesz gadać? Nie zrozum mnie źle, robisz dobre wrażenie - dziewczyna wyszczerzyła się w udawanym, wystraszonym uśmiechu, miała całkiem sporo złotych zębów. - choć niekoniecznie jako ktoś kto lubi gadać… Może... daj mi szansę? - to już był niemal błagalny ton - jak przeżyję tą rozmowę, to może zachęcić “szefa” żeby też z tobą pogadał. To czego właściwie chcesz? - zapytała dziewczyna. Elżbieta zanotowała, ruchy przed i za sobą, jednak niezależnie od ilości straży która się gdzieś właśnie przegrupowywała, nikt nie próbował wychodzić jej naprzeciw.
- Chciałam pogadać już zanim pojawiłam się w okolicy, ale macie praktykę strzelania bez ostrzeżenia. - Ela wzruszyła ramionami. - Pogadam jeśli twoja ekipa się oddali, jak nie mogę iść dalej tak jak do tej pory.- Machnęła ręką w kierunkach, w których odnotowała ruch.
- Słyszeliście tam?! - kobieta wrzasnęła do góry w dość… desperacki sposób. Widać było, że na pewno nie chce umierać.
- Ejejej… - zaczęła w kierunku Elżbiety. - ja sobie tu tylko spokojnie stoję… - kobieta przytuliła się plecami do betonowej ściany, zupełnie jakby liczyła na to, że Polka ją po prostu minie gdy zdecyduje się “iść jak do tej pory”. Po chwili jednak cybnetka wyczuła, że “posiłki” cofają się do tyłu.
Profesorowa odetchnęła, ona stanowczo miała dość zabijania.
- Szukam w tej okolicy pewnego człowieka. - Polka uważnie obserwowała dziewczynę. - Pomożecie mi, to będę miła i nawet zaoferuję swoje usługi jako ochroniarza… bo jak widać kilku wam ich ubyło. Nie… to cóż… upewnię się, że go tu nie ma, może przejmę władzę i poszukam go na własną rękę dalej.
Kobieta coraz spoglądała w górę schodów gdzie najwyraźniej stał ktoś jeszcze. Po pewnym czasie nawet kiwnęła temu komuś głową.
- No dobra… chodź ze mną. - powiedziała wreszcie i cofnęła się kilka kroków do tyłu by zrobić Elżbiecie miejsce na schodach.
- Tylko mnie nie zabijaj czy coś…! - dodała jeszcze.
Polka podeszła do swojej rozmówczyni i uśmiechnęła się.
- Bo co mi wtedy zrobisz? - Powiedziała, a profesorowa aż jęknęła w jej głowie.
Kobieta która definitywnie się bała i do tego napotkała już na ścianę za plecami która nie pozwalała jej cofać się dalej oddychała głośno.
- Bo… bo… ci umre, zrzygam się na ciebie przy tym? - wymyśliła w akcie desperacji.
- Tak… to byłoby okropne. - Ela prychnęła i ruszyła dalej schodami. Cały czas była skupiona i nie pozwalała zmysłom zejść z najwyższych obrotów. Nie ufała tej bandzie ani trochę, stanowczo jednak wolała nie oberwać więcej kulek. Po pierwsze nie chciała testować zdolności regeneracyjnych swego ciała, a po drugie to jednak cholernie bolało. Dziewczyna prowadziła Elżbietę krętymi schodami do góry, kolejno mijając piętra.
- A tak w ogóle to mam na imię Fiona. - przedstawiła się dwa piętra później.
Fiona była raczej młodą kobietą, jednak uwadze Elżbiety nie uszło, że dziewczyna nawet się nie zdyszała gdy dotarły na ósme piętro.
- Opiekun śpi… - zaczęła Fiona jakby temat był dość niezręczny - obudzi się zaraz po zachodzie, może nawet trochę przed - zapewniała Fiona wchodząc do sporego, ciemnego pomieszczenia w którym jedyne światło pochodziło ze trzech świec umieszczonych na świeczniku stojącym z kolei na małym stoliku. Stolik stał w towarzystwie dwóch krzeseł przy ogromnych drzwiach, które musiały prowadzić do jakiegoś sejfu.
Polka westchnęła ciężko i obejrzała się na dziewczynę.
- Ela… i jeszcze powiedz, że ten cały opiekun krew popija to po prostu umrę ze szczęścia. - Jej głos był bardziej niż sceptyczny.
Fiona była naprawdę zaskoczona komentarzem Polki jednak wyraźnie odetchnęła.
- kurwa, nawet nie wiesz jak się cieszę, że nie muszę tego tłumaczyć!
Ela przetarła, nagle bardzo zmęczoną, twarz. Dopiero co pożegnała pewnego krwiopijca… zadawała się z tym psycholem z początku swej podróży, a teraz… czy oni są wszędzie!
- Co nieco będziesz musiała wytłumaczyć. - Polka obejrzała się na drzwi sprawdzając czy ktoś byłby w stanie ją tu zamknąć. Drzwi na pewno były solidne, ściany też. Jednak to wciąż był beton i stal. Nic tak twardego jak jej własne, wykonane z plastotytanu kości. To mogło boleć, mogło trwać ale musiało ustąpić.
- Jak długo u niego… pracujesz? - zapytałą Polka.
- kilkanaście lat, nie narzekam, naprawdę świetny gość. - Fiona uśmiechnęła się fałszywie starając się najwyraźniej ocieplić atmosferę.
- Ale chyba nie rządzi wieczorkami całym miastem. - Ela zajęła miejsce na jednym z krzeseł.
- Nie no co ty. Rządzi cały czas, po prostu godziny urzędowania ma wiesz, jak nie śpi…
- A kto pilnuje jego spraw za dnia? - Polka obejrzała się na swoją rozmówczynię. - Ten na którego spoglądałaś na schodach?
- No i ja… tak trochę - dodała Flurr ale kiwnęła głową - chociaż ja jestem dziewczyną i raczej jestem od myślenia a nie od wydawania rozkazów. - stwierdziła jakby to było coś oczywistego.
- Ciekawy podział obowiązków. - Ela westchnęła spoglądając na zamknięte drzwi. - Dobra… pokaż mi nieco tą waszą twierdzę. - Podniosła się z krzesła i podeszła do Flurr.
Flurr podrapała się nerwowo po głowie.
- Jasne jasne, czemu nie, heh…
Kobieta oprowadziła cybnetkę po piętrze. Większość pomieszczeń była spowita ciemnością, co nie było dużym problemem dla polki, Jej oczy w każdym momencie mogły rozbłysnąć halogenowym światłem.
Na ścianach znajdowały półeczki na świeczki, jednak przynajmniej teraz żadna z nich się nie paliła. W pomieszczeniach znajdowało się dużo… pamiątek, przedmiotów, które przywodziły na “myśl lepsze czasy” Elżbieta rozpoznała jakiegoś rodzaju radioodbiornik, nie było jednak możliwości by go uruchomić zresztą… i tak nic raczej nie grało w etarze. Było kilka regałów z książkami oraz kolorowymi magazynami. Kolorowe niegdyś okładki dawno już wyblakły. Gdy kobiety przechadzały się między zbiorami z oddali doleciał odgłos otwierania zbrojonych drzwi.
- Obudził się - wyjaśniła Flurr.
- Wobec tego chodźmy się przywitać. - Ela oderwała się od oglądania jednej z okładek magazynu i zwróciła w kierunku z którego dobiegł do niej dziwny odgłos.
 
Aiko jest offline