Sigrid była w podłym nastroju, czemu dała wyraz mrucząc niezrozumiale pod nosem, zaraz po tym jak usłyszała propozycję Axela. Najwyraźniej jednak zdrowy rozsądek wziął górę i wraz ze swoimi pozostałymi przy życiu podwładnymi, skryła się w budynku. Awanturnicy natomiast, zupełnie niepomni kanonady pocisków, bezpiecznie ukryci za tarczami przecięli na ukos dziedziniec i zatrzymali się u stóp ponurej wieży, wyrastającej ponad mury.
Wzmocnione metalowymi opaskami drzwi wyglądały na nieotwierane od dawna. Pomiędzy kamieniami bruku tuż przed wejściem wyrastały chwasty i trawa. Wieża najprawdopodobniej była opuszczona. Pomiędzy nią a wewnętrzną bramą, do wysokości niemal drugiego pietra ciągnął się długi zamkowy mur. Małe okienka w wieży bramnej i tej, przed którą stali uniemożliwiały przejście, ale pokryte łupkiem dachy, przy odrobinie zręczności i dozie szczęścia dawały możliwość wydostania się na mur, a potem na wejście do ufortyfikowanej stróżówki od góry.
Berni pchnął drzwi, które ustąpiły z oporem, zgrzytem i jękiem zawiasów. Prowadziły do małego, kwadratowego pomieszczenia - przedsionka, broniącego dostępu do wnętrza wieży, po którego przeciwnej stronie znajdowały się kolejne drzwi. W błysku kolejnego pioruna awanturnicy dostrzegli ruch w pozornie pustym pomieszczeniu. Z kątów wychyliło się trzech strażników odzianych w zakurzone, od dawna nie czyszczone zbroje strażników. Zgrzytnęły wyciągane z pochew zardzewiałe miecze. W upiornej ciszy zamkowi gwardziści ruszyli w kierunku stojących w drzwiach intruzów.