Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 30-07-2019, 16:41   #251
sunellica
tajniacki blep
 
sunellica's Avatar
 
Reputacja: 1 sunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputację
Minęła godzina. Tygrys spał, a z zewnątrz nie dobiegały żadne odgłosy życia. W pokoju zrobiło się jakby trochę cieplej, co oznaczało, że na zewnątrz było jeszcze goręcej. Strach nawet uchylać drzwi, bo się jeszcze okaże, że żywiołaki ognia tańcują w ogrodzie.
Przywoływacz zmienił pozycję, czując jak jego powieki stają się powoli ociężałe. Chwilę walczył ze snem, a przynajmniej tak mu się wydawało, bowiem kiedy otworzył oczy, pierwszym co zobaczył był pysk ogromnego kota ze szramami i dwoma ślepymi, błękitnymi oczyma. Wydawało się, jakby “patrzył” wprost w oczy Jarvisa. Jednakże to nie jego obraz go przestraszył, a kobiety za nim.
Nieznajoma rozsiadła się na poduszkach i piła ze złotego kielicha jakiś napój, obserwując śpiocha z mieszaniną rozbawienia i wysublimowanej władczości. Tawaif - bo z pewnością nią była - miała trudny do określenia wiek. Jej szykowny strój zawracał w głowie, gdy próbowało się przyjrzeć detalom. Pachniała ciężkimi, nieco dymnymi, perfumami o kwiecistej nucie i… jej piękno było tak ogromne, że aż przytłaczające i wpędzające w popłoch.
Magik poczuł się mocno nie na miejscu, miał wrażenie, że był brudny i w obdartych łachmanach, niczym żebrak przyłapany przez króla. Choć dama nie odezwała się ani słowem, ni nawet nie wysiliła się na kąśliwą minę, to psychicznie i tak czuł się zrugany i umniejszony i miał ochotę płaszczyć się i przepraszać za to, że istniał.
Dziwne uczucie.

Jarvis wcisnął się mocniej w ciemny kącik, starając się być tym co wywoływała ta niezwykle silna prezencja kobiety. Pyłkiem u jej stóp. Tyle, że z tych pyłków co pozostają niezauważone.
- Po twoim opisie… spodziewałam się kogoś z godniejszą postawą. - Kurtyzana przełamała milczenie dźwięcznym lecz kojącym tonem głosu. Głosu wysoko urodzonej i znającej swoją wartość silnej kobiety, która doświadczyła w życiu wiele. Przy niej Kamala wydawała się zagubioną i łatwowierną dziewuszką, bawiącą się w dorosłego.
- Tam skąd pochodzę bezpieczniej jest nie przyciągać uwagi - odparł czarownik uprzejmie i lekko się jej skłonił. - Poza tym, mam parę ukrytych talentów.
- To, że nie przyciągasz uwagi nie oznacza, że nie wywołujesz na kimś wrażenia - zripostowała Dholianka. - Zanim zdążysz się pochwalić swoimi “talentami” jesteś już przez kogoś skreślony.
Chyba nie zabrał się do rozmowy od dobrej strony, ale nic już na to nie poradzi.
- Na swoją obronę mogę tylko rzec, że nie planowałem dziś wywoływać na nikim wrażenia. - Mężczyzna pogodził się już dawno z faktem, że nie do końca rozumiał kulturę ludu Sundari. Byli z innych światów.
- Słaba to obrona, kiedy nie mówimy o wyglądzie. - Usta jego rozmówczyni rozciągnęły się w szerokim i zaskakująco czarującym uśmiechu, był on jednak dowodem jego kolejnej porażki podczas dysputy. - Masz jeszcze czas by odpuścić. To nie miejsce dla ciebie, a ty jesteś dla niej za słaby.
Nieznajoma wstała z gracją przy szeleście ubrań i dzwonieniu dzwoneczków na jej kostkach i spódnicy.
- Nie mogę i nie zamierzam odpuścić. Złożyłem obietnicę i zamierzam jej dotrzymać - odparł stanowczo Jarvis i wzruszył ramionami. - Może i wedle waszych wyobrażeń jestem słaby, ale… są różne rodzaje siły. Poza tym… ona i tak tu nie może zostać.
- Oczywiście, tylko na co sarnie taki szczur? rzed nikim jej nie obroni, tylko pociągnie na dno. Jeśli faktycznie ją kochasz, pozwolisz jej odejść. Hani essa.
Kot zastrzygł uszami i powoli się odwrócił, stąpając ostrożnie w kierunku głosu właścicielki. Ta przygarnęła go do siebie, kładąc mu dłoń na głowie, po czym uchyliła drzwi za którymi stał Farhad i uczepiona jego ramienia bardka. Wyglądała jak miś koala próbujący złamać drzewo.
- Jeśli pozwolę jej odejść… skażę ją na patrzenie jak wszystko co kocha: Ten pałac, jej rodzinę, miasto… jak wszystko to ulega demonicznej hordzie. Nie chcę by musiała coś takiego przeżyć - odparł chłodno czarownik. - Dopóki ona jest ukryta ze mną, w mieście którego nie można znaleźć… dopóty nos tej hordy węszy nadaremno. Tu… to tylko kwestia dni, tygodni może nim złapie węch.
- Brzmisz jak jej ostatni kochanek. - Tawaif odwróciła się do niego, by uraczyć go ostatnim chłodnym spojrzeniem. - Czy moja Chaaya nie opowiadała ci co się z nim stało? Co się z nią stało? Arogancja nie jest siłą, ale sam musisz do tego dojść.
Przywiodła gestem tancerkę i objęła ją coś mówiąc do jej ucha. Nie zrozumiał słów i nie wyczytał z twarzy ukochanej żadnej odpowiedzi.
- A opowiadała ci może jak wykradła duszę smoka, który dowodził inwazją na wasze krainy?
Jak pozbawiła tymczasowo łba bestii, która chce was pożreć. I, że ta bestia chce swój łeb odzyskać? - zapytał mag w odpowiedzi uśmiechając się ironicznie. - Nazwałaś mnie szczurem. Winnaś wiedzieć więc, że ukrywanie i przeżywanie katastrof to to co szczur...
- Jarvisie dość! - Zdenerwowała się Kamala ze łzami w oczach. Podeszła do niego gniewnie, po czym przytuliła jakby chciała uspokoić lub go ochronić. - Przestań już i chodźmy… prosze cię.
~ Też jestem za tym ~ mruknął smok powoli wyłaniając się z czeluści jej świadomości. ~ Czas nam wracać do domu.

Bardka na moment zniknęła - zgasła, a jej głowa, o czerwonych ślepiach, spojrzała złowrogo na Laboni. Oj nie polubił Starzec oryginału, ale krzywdzić nie zamierzał. Jego nosicielka mogłaby osłabnąć wiedząc o tym. Ludzie i ich sentyment do rodzicieli. Dziwactwo.
Wypowiedział słowa magii i znikli w blasku przywołanej teleportacji. Zmodyfikowanej o pragnienie dziewczyny… by zamiast od razu do La Rasquelle, przenieśli się w uliczki miasta, które znała.
Sundari rozejrzała się w popłochu, bo i nie zdążyła się przebrać, więc nieco rzucała się w oczy. Na szczęście, gdy ukryli się w cieniu zaułka, oplotła swe ciało pieśnią, która zmodyfikowała jej strój na nieco skromniejszy.
Dopiero teraz przywoływacz dostrzegł wyraźnie jej zmęczoną, od nadmiaru emocji, twarz. Zapewne kiedy on “walczył” z sennością, ona staczała swój własny bój z okropną przeszłością.
- Wszystko w porządku? - spytała się czule, zdobywając się na pocieszający uśmiech.
- Wykradłem cię z pałacu. Czyż może być lepiej? - zapytał czule ukochany, uśmiechając się do niej. - A jak wam poszło?
~ Nie chcę o tym gadać. Powiedz mu ~ mruknął naburmuszony Starzec jeżąc łuski jak przestraszony pangolin.
- Pff… kto tu kogo wykradł - obruszyła się na pokaz dziewczyna, po czym spoważniała. - Nie rozmawiajmy o tym. Przynajmniej teraz… Powiedz, masz nadal ochotę pozwiedzać miasto, czy już nie?
- Tak jakby mnie tu ścigają. Musiałbym mieć jakieś nowe przebranie. Może jako kobieta, albo cały czas z pierścieniem niewidzialności. - Zadumał się Jarvis.
~ Albo spolimorfuję go w szczurka i twoja babka będzie zadowolona. Stara raszpla. ~ Urażona duma smoka nie mogła tak łatwo przełknąć doznanych zniewag.
~ Po pierwsze to ty jesteś tu starą raszplą… po drugie szanuj wychowawczynię swojego, wspaniałego naczynia. ~ Chaaya upomniała gada w myślach.
- Po drugie - odparła na głos, zapominając, że partner o pierwszym nie słyszał - tylko idiota wyszedłby na miasto, wiedząc, że jest ścigany. Nikt się ciebie nie spodziewa w bibliotece lub na al bazaarze, więc przestań się tak stresować. A w ogóle to za co cie ścigają? Co zrobiłeś?
- Do wieży w której siedziałem wpadli strażnicy miejscy i… zaczęli wszystkich z niej wyciągać, więc… uciekłem przed nimi. - Wzruszył ramionami czarownik. - A i przywołałem pteranodona do ucieczki, ale ustrzelili go od razu.
Zaśmiał się cicho i wstydliwie. - To z pewnością nie będzie historia, którą będę się chwalił w przyszłości.
Złotoskóra pokręciła bezradnie głową, ale na jej pełnych ustach widniał cień rozbawionego uśmiechu.
- Och… Jarvisie… niewinni nie uciekają, po co to zrobiłeś… - stwierdziła łagodnie i zmieniła temat. - To gdzie chcesz iść? Biblioteka? Kopalnia? O... nie ona odpada bo trzeba przejść przez bramę starego miasta, a tam jest pełno straży. No więc… biblioteka, latająca świątynia, wieże magów widziałeś, bazaar, hmmm… coś jeszcze? Tawerna? Łaźnia?
- Łaźnię to będziemy mieli w La Rasquelle. Wspólną - odparł figlarnym tonem magik i uśmiechając się dodał. - Nadal nie kupiliśmy tych pierścieni, więc to jest nasz cel.
- Dalej… chcesz je kupić? - Kurtyzana zarumieniła się nieśmiało. - Nie obrażę się… jeśli się rozmyśliłeś po… tym wszystkim co dzisiaj się wydarzyło.
- Nie. Ani trochę - odparł wprost Jarvis, wzruszając ramionami. - Obiecałem ci. Poza tym… w moich stronach nie dbamy o zgodę rodziców na ślub. Zresztą… szczur porywający sarenkę. Świat musi kiedyś tego doświadczyć, prawda?
- To ja ciebie porwałam… szczurku ty, nie zapominaj o moim wspaniałym udziale w tej wyprawie. - Zafundowanej przez Starca, ale tego Dholianka nie powiedziała na głos.
- Chodź… jesteśmy nie daleko.

Ruszyli plątaniną alejek, co i rusz omijając dom, który rósł w poprzek drogi, albo gdy rząd palm zarósł ścieżkę, albo wielbłąd postanowił się przespać w cieniu, lub krowa stała i muczała, lub wóz… (SKĄD U LICHA ZNALAZŁ SIĘ TU WÓZ?) stał, niczym pomnik “natury”, że ani go z lewa, ani z prawa.
Szybciej by było przeskakiwać po dachach, ale dzięki temu spacerowi, czarownik poczuł rytm tutejszego życia. Było ono leniwe, niespieszne, spokojne, bardzo przyjazne i rodzinne, choć widział wiele nagich dzieci żebrzących pod drzwiami, albo schorowanych starców, śpiących gdzie tylko się dało. Pomimo tego nikt na nikogo krzywo nie patrzył, nikt się z nikim nie kłócił, nikt się nie pieklił z powodu zatorów pomiędzy trasami, bo jacyś sąsiedzi postanowili uciąć sobie pogawędkę.
Później teren się trochę zmienił i stał się tylko odrobinę bardziej przestronny, aż w końcu przed parą otworzyło się coś na kształt zadaszonego traktu.
- Ładnie to wygląda, choć przywykłem do wodnych dróg - odparł żartobliwie mężczyzna, podziwiając rodzinne strony Chaai. Dodał po chwili czule. - Wiem już czemu kochasz to miejsce.
- Prawda? To miasto jest jak mrowisko - emocjonowała się dziewczyna, coraz żywiej rozglądając się na boki, a teraz gdy faktycznie było na czym oko zawiesić, prawie całkowicie zapomniała o troskach.
Niektórzy kupcy siedzieli schowani w altanach i siedząc na dywanie rozmawiali z klientami jak z dobrymi znajomymi , inni rozstawili się na ulicy przy przenośnych straganikach, które mogłyby i robić za mini domy. Jarvis bardzo szybko został przytłoczony nadmiarem kolorów i wyrobów. Pomimo wojny za murem, interesy kręciły się świetnie, przynajmniej na jego oko.

Tancerka od razu stanęła przy kramiku z magicznymi precjozjami i zaczęła przyglądać się potworowi w butelce. Mag uczynił podobnie, rozkoszując się bliskością kochanki i jej dobrym humorem. Martwił się o nią. Z pewnością spotkanie z rodziną nie należało do łatwych przeżyć.
~ Uroczy… dopóki się go nie wypuści ~ mruknął telepatycznie do niej. Dla niego widoczne były podobieństwa między rodzinnym domem, a tym miejscem. La Rasquelle również pełne było sklepów i straganów… tyle, że sklepy często znajdowały się w środku domu. To miasto miało się gdzie rozrastać. La Rasquelle musiało korzystać z wydartej przeszłości i bagnu przestrzeni. Ale kupcy… wszędzie są tacy sami.
- Witam, witam szanownych gości - przywitał się uroczyście sprzedawca, prezentując stwora, który groźnie łypał na otoczenie swoim wielkim oczkiem. - Zapraszam, chodźcie, chodźcie bliżej. Nie bójcie się, on nie jest groźny… przynajmniej kiedy siedzi w butelce.
- Co to? Co to? Nigdy takiego cudaka nie widziałam! - Tawaif ufnie zbliżyła się do handlarza, podziwiając jego zebrane okazy.
- To jest siostro, młode… - zaczął mężczyzna i Jarvis miał niemiłe wrażenie, że ich gospodarz sam do końca nie wiedział co trzymał - młode Podniebnego Śpiocha, tylko, że w wyniku eksperymentów na tychże potworach, nieco zmodyfikowane. Otóż jak widzisz… ten nie śpi jak jego dziwaczni pobratymcy. Nie dlatego, że nie jest śpiący… ale dlatego, że nie może… choć bardzo by chciał. Jeśli go wypuścisz zaatakuje najbliższą osobę, opętując ją i zmuszając do snu… dzięki czemu i on będzie mógł się w końcu wyspać.

Taaak… z pewnością nie wiedział co trzymał, choć nie mylił się w temacie jego umiejętności.
- Oooo - Kamali było w to mi graj i nawet nie zauważyła (lub może udawała, że nie zauważyła?) jak pobratymiec się zająknął. - A… co jeszcze ciekawego macie na sprzedaż, babu?
Chłop pogładził się po brodzie i zaczerpnął głęboko tchu.
- Karawany dawno przestały wędrować, ale mam ja kilka świecidełek z południa i zachodu, którem zachował li na czarną godzinę. Medalion wyostrzający zmysł wzroku w słabym świetle takim jak na przykład gwiazd. Mało zgrabną, ale za to jak użyteczną broszę, zapewniającą swobodę ruchów zawsze i wszędzie. Wisiorek roztropności, by zawsze móc podejmować słuszną decyzję i nie dać się nikomu omamić oraz… dwa prawdziwe artefakty. - Chwalił swoje przedmioty, wyraźnie kontent z dwójki słuchaczy.
- Oto kołnierz dla ujarzmiaczy podniebnych bestii!
~ Już widzę jak mnie Godiva morduje widząc w tym kołnierzu ~ wtrącił żartobliwie czarownik.
- I zapinka do płaszcza godna samych nawabów!
Bardka zaklaskała w dłonie, uśmiechając się przymilnie jak durna sroczka.
- Wah, wah! A co robi ta zapinka babu?
- Zapinka? Zapinka rob… - Kupiec przerwał zaskoczony, bo i nie miał już do kogo mówić. Parę straganów dalej jakieś lustereczko błysnęło w powoli zachodzącym słońcu, przykuwając uwagę kurtyzany, która popędziła w jego kierunku, zapominając o całym świecie.
Przywoływacz popędził za nią, by jej nie zgubić i wpadł po same uszy w biżuterię. Bogowie… nie miał pojęcia kto te wszystkie wzory wymyślał, nie miał pojęcia kto je wszystkie robił… ani kto do czorta nosił, ale z pewnością nie jeden smok miałby tu prawdziwy plac zabaw. Było tu tanie jak piach srebro połączone z turkusem i koralowcem. Wszystko jednak wykonane z taką dbałością o detale, że w La Rasquelle zapewne kosztowałoby fortunę!
Było także złoto. Dużo, duuużo złota, które również było tańsze, niż w miastach które znał. Na pierwszy ogień przyszło mu podziwiać łańcuszki, które okazały się bransoletkami na kostki u nóg.

“O bogowie… czy oni wszędzie wciskają bransoletki?“ zamyślił się przytłoczony taką ilością biżuterii.

Później dołączył do pokaźnej liczby bransoletek na nadgarstki lub przedramiona. Każdy, ze sprzedawców złotem, miał tylko po kilka sztuk dzieł, prawdopodobnie swojej roboty. Nic dziwnego, tak skomplikowane twory nie powstają szybko, a każdy z artystów zamiast sprzedawać swoje „dzieci” jednemu handlarzowi, który sprzeda je jako bezimienne, woli samodzielnie przypilnować swoich spraw, nawet jeśli sprzeda coś za o wiele mniej, niż powinien dostać.
Ta zaciętość i duma ze swoich czynów, była w pewien sposób urzekająca i godna podziwu. I zdawało się, że nikt nie próbował tu nikogo oszukać, jakby to miało miejsce na przykład w La Rasquelle.

Kiedy tylko wydostali się z bransoletkowego piekła, wpadli do tego z kolczykami. Jak się okazuje, kolczyk kolczykowi nie równy. Były takie z łańcuszkami, które wpinało się we włosy. Były też i do nosa, te co zwano nathem - małe i łukowate lub duże okrągłe, a nawet takie z łańcuszkami dooo… eee… tego Jarvis nie wiedział, ale za to mógł podziwiać ich różnorakie wzory, które można było do kolczyka dopiąć.
Oglądał też kolczyki z nausznicami, które z pewnością musiały być bardzo ciężkie, aż wreszcie dotarli do tych w miarę normalnych kolczyków jakie znał, chyba.
Magik spostrzegł, że ludzie z pustyni ze szczególnością upodobali sobie motyw kwiatowy, ptasi lub solinarny. Nie bardzo wiedział dlaczego, ale na sztuce się nie znał, a już z pewnością nie na tej pustynnej.


Chaaya długo przebierała w ślicznościach, niczego sobie nie wybierając, choć może potajemnie liczyła, że kochanek coś jej wybierze? Tylko co? Która kropla w morzu specjalnie przypadła dziewczynie do gustu? Nie było czasu na zastanowienie, bo ta wnet popędziła do „łańcuszków” na szyję. Jedne pół wiszące, pół kolie, drugie pół obrożowate, pół kolie, trzecie w pełni obrożowate, albo dusikowate, ale połączone ze sznurami pereł. Do wyboru, do koloru: cienkie, grube, ciężkie i w zestawie. A jeśli już o zestawach mowa to te były w skrócie rzecz ujmując - przytłaczająco ogromne.
Ale to nie koniec…

~ To są mangalsutry, wisiorki symbolizujące małżeństwo. Pan młody w dniu ślubu zawiązuje go swojej żonie na szyi i ta nosi go, aż do jego lub swojej śmierci. To bardzo ważny symbol naszej kultury, na równi z pierścieniami do palców u stóp i sindurem czyli czerwonym przedziałkiem ~ wyjaśniła Kamala, przebierając w różnych, kolorowych, koralach... wisiorkach?
~ To chcesz bym kupił? To będzie pasowało? ~ spytał ostrożnie jej wybranek.
~ Ja… no… ~ speszyła się złotoskóra, nienawykła do rozmawiania o takich sprawach. ~ Nie chciałabym się wyrzekać swojej kultury i nie chciałabym, żebyś i ty to robił…
~ Tyle, że nie wiem czy to nie byłoby podejrzane, gdybym ja je kupował. Bo skoro twój lud taki zazdrosny, to mogą pomyśleć, że im jakąś kradnę. ~ Akurat inne kwestie tego zakupu zaintrygowały przywoływacza.
Kobieta posmutniała nieco, ale chyba zrozumiała jego powody i nie zamierzała naciskać.
~ Może ty kupisz? Co? ~ zaproponował ostrożnie.
~ Ja? Dla samej siebie? Tak nie może być… ~ odparła mu na to zawstydzona. ~ Nie ważne… zapomnij o tym.
- Zapytaj tego kupca co to za śmieszne wisiorki i ile za nie chce - rzekł Chaai w znanej jej mowie, która kupcowi musiała wydać się obca, odgrywając ignoranta, który nie rozumiał znaczenia tych przedmiotów dla ich ludu i pewnie uznał je za ciekawe pamiątki.
Zaskoczona bardka popatrzyła na kochanka, rumieniąc się nieznacznie, po czym spuściła posłusznie wzrok na klepisko.
- Mój pan, pyta się o mangalsutry, chciałby kupić jedną dla siebie.
Sprzedawca zachował się profesjonalnie, całkowicie ignorując postać “niewolnicy”, zwrócił się do maga, tak jakby odpowiadał na zadane przez niego pytanie.
- Zależy które szanowny przybysz sobie życzy. Najtańsze kosztują dwadzieścia pięć sztuk złota i sukcesywnie rosną w górę w miarę jak przybywa droższych surowców lub ornamentów.
- Hmmm… nie kupuję taniochy. Pokaż te za dwieście sztuk złota. Zobaczymy czy są warte ceny - stwierdził pańskim tonem Jarvis.
~ Tak nisko mnie cenisz? ~ mruknęła z przekąsem przez telepatię posłuszna służka, kiedy handlarz podrapał się pod linią turbanu i wyciągnął dwa droższe świecidełka.
~ Nie musisz tyle wydawać, to tylko symbol… będę szczęśliwa, móc z tobą być.
~ Ty mi lepiej powiedz, czy któryś ci się podoba. Jak nie… to zażądam droższych ~ odparł przywoływacz, przyglądając się tym świecidełkom bacznie, by odciągnąć uwagę od spojrzenia niewolnicy.
~ Okrągły! ~ wypaliła przestraszona tancerka, nie chcąc, by ich skromny budżet szedł na zmarnowanie.
- Tym tutaj mnie obrażasz… dwieście sztuk złota?! Przecież od razu widać, że wart jest o pięćdziesiąt mniej - rzekł mag tonem oburzonego obcokrajowca, wskazując wybraną przez kurtyzanę mangalsutrę.
- Panie przecież to czysty kruszec, na pierwszy rzut oka widać jak się błyszczy! - obruszył się sprzedawca. - W dodatku kamienie górskie nie są u nas tak popularne, no i ten szmaragd, prosze tylko spojrzeć, o mlecznym zabarwieniu…
~ Bo to malachit… ~ wtrąciła grzecznie Kamala.
- No i korale są z prawdziwego onyksu! Dwa lata go robiłem! DWA! Ale skoro jest on tak szacownego pana na pamiątkę to żem normalnie odpuszczę ze dziesięć złociszy, ni więcej! Bas! - Machał rękoma mężczyzna.
- Na pewno onyks? - przyjrzał się badawczo Jarvis. - Zważ, że to iż jam obcy, nie oznacza, że dam się oskubać. Stoo… siedemdziesiąt i kupię go.
- Onyks! Onyks! Klnę się na swoją rodzinę, że prawdziwy onyks. - Spurpurowiał na twarzy kupiec. - Proszę się spytać innych handlarzy! Jeśli to nie onyks to jam nie Ybrahim! Ot co!
- Niech ci będzie, że onyks… sto osiemdziesiąt? - Smoczy Jeździec się nie poddawał się w swoich negocjacjach.
Ybrahim (albo i nie) uspokoił się nieco.
- Sto osiemdziesiąt? No niech wam będzie przyjacielu, za tyle mogę go sprzedać… - Sprzedawczyk pomimo tego, że był sprzedawcą, nie czuł się zbyt silnie w całych tych kupieckich negocjacjach i bojąc się, że swoim protestem uzyska tylko niższą cenę, wykorzystał moment i przystał na propozycję.
Pieniądze przeszły z rąk do rąk. Towar spakowany trafił do czarownika. Ten podał zawiniątko uśmiechniętej tajemniczo Chaai mówiąc złowieszczo.
- Pilnuj jak oka w głowie.
A telepatycznie dodał. ~ Założę ci go w La Rasquelle.
 
__________________
"Sacre bleu, what is this?
How on earth, could I miss
Such a sweet, little succulent crab"
sunellica jest offline