Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 30-07-2019, 19:41   #253
abishai
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację

Nowy dzień. Nowe nauki. Szkolenie Gamniry straciło może nieco na uroku nowości, choć nadal było ciekawe. Kolejne opowieści o tropach, o drzewach, o roślinach. O tym gdzie wolno, a gdzie nie wypada iść. Łowienie ryb i opiekanie ich na ognisku. Poranek upłynął więc w miarę przyjemnie, acz nie zapowiadał niczego wyjątkowego w tym dniu. I tak początkowo było.
Trochę ćwiczeń łuczniczych, trochę gadania o okolicy. Potem nastąpiła zmiana.
- Nauczyłeś się jak stawiać pułapki, czas nauczyć się je znajdować i omijać. Pójdziemy na Jaszczurzych Powierników. To koboldzi klan… mniej krwiożerczy niż pozostałe. Bardziej cywilizowany. Czasem można się z nimi dogadać. Bywa że nie zabijają od razu.- wyjaśniła łowczyni.
Wspomniała też, że w środku ich terytorium jest smocza świątynia z czasów elfiej świetności. Niemniej kobieta nie znała nikogo, komu się udało zajrzał do środka. Za to mieli ów budynek zobaczyć z daleka.
I rzeczywiście tak było...


Smocza świątynia, naruszona nieco zębem czasu ale nadal imponująca. Na Nvery mogło to robić wrażenie, na Gamnirze już nie. Łowczyni wyszukiwała kolejne pułapki ukryte w poszyciu leśny i pokazywała jak je wykrywać, jak ich unikać, jak je neutralizować.
- Na bagnach jest pełno ich plemion. Potrafią być groźne, jeśli nie jest się uważnym.- wyjaśniała odsłaniając kolejny wilczy dół. Niespodzianki koboldów nie były wyrafinowane, za to skuteczne. I było ich bardzo dużo.
Poznawanie kolejnych pułapek przerwane zostało, przez miauknięcia Wizuna. Koci wspólnik Gamniry był wyraźnie poddenerwowany. I miał powód. Na ziemiach koboldów coś niezwykłego się działo. Na bagna zawędrowała wojna.


Mikre dżunglowe koboldy stawiały zaciekły opór najeźdźcom. Dużym i wściekłym barbarzyńcom z północy. Naznaczonym chaosem i złem... sługom demonicznej armii. Było to naprawdę zaciekłe starcie.
Barbarzyńcy mieli po swojej stronie siłę i wytrzymałość.

I doświadczenie w boju oraz szaleńczą odwagę i krwiożerczość. Koboldy przewagę liczebną i znajomość terenu. Po obu stronach byli magowie i trupy. Wielu barbarzyńców wykrwawiało się pułapkach koboldów i umierało w męczarniach od ich zatrutych strzał. Ale tam gdzie wojownik dotarł do koboldów… tam małe dzidy niewiele pomagały i koboldy były masakrowane.
Obie strony miały swoich magów, ale na szczęście dla jaszczurków broniących dostępu do swojej świątyni, barbarzyńcom pozostał już tylko jeden i chyba nie miał już zbyt wiele czarów na podorędziu, bo rzucał je bardzo oszczędnie. Póki co ciężko było określić, która strona wygrywa. Bogini zwycięstwa balansowała nad obiema stronami niczym linoskoczek na linie.


Pobudka we własnych pieleszach. We własnym “domu”. W ramionach ukochanego. W mieście może nie rodzinnym, ale już nie obcym. Pobudka była pełna niespodzianek.
Najpierw był wąż, który wpełzł do łóżka gdy spali szukając ciepła w tym dość wilgotnym klimacie. Zwierzak musiał się dostać do torby Jarvisa w Dholstanie. I uznawszy że powietrze jest tu za wilgotne… udał się tam gdzie bardziej sucho, ciepło i ciemno.
Pobudka więc była dość gwałtowna…
A potem, było jeszcze gorzej. Bo Chaaya zorientowała się, że coś czerwonego wyskoczyło jej na twarzy. Nowa “ozdoba” była mała, ale zwracała na siebie uwagę wywołując kolejne zamieszanie.
Któremu to Gozreh przyglądał się z satysfakcją i ironicznym uśmieszkiem na pyszczku. Kocur spoglądał na swojego pana i jego oblubienicę rozkoszując się tym całym chaosem toczącym wokół niego, gdy wylegiwał się na parapecie.




Poranek pełen niespodzianek jednak nie zamierzał się jeszcze skończyć. Na Chaayę i Jarvisa bowiem ktoś czekał w karczmie. Ktoś zamówił posiłek na swój koszt.
Angelo… z umytymi włosami i ufryzowaną czupryną. W stroju godnym potomka bogatego mieszczanina. Z dużym sztyletem przypominającym mały mieczyk przy pasie. Zupełnie inne dziecko… z wyglądu przynajmniej, bo z charakteru taki sam. Niewątpliwie też przybrał nieco na wadze i zmężniał. Powodziło mu się na służbie u Miedzianego.
Poderwał się na nogi i ukłonił się gdy wchodzili i z dumą rzekł, że on ich zaprasza na śniadanie i tym razem wszystko jest na jego rachunek. I dodał cichaczem, że przybył tu z tajną misją od archiwisty.
Niestety to wyznanie wypowiedziane z poważną miną i poprzedzone niemal teatralnym rozglądaniem się dookoła, co było przeciwieństwem dyskretności. Z czego jednak Angelo nie zdawał sobie sprawy przejęty wagą zadania jakie mu zlecono. Spojrzenie bardki przyciągnął jednak duży pakunek obwiązany wstążką, którą Angelo przyniósł ze sobą i schował pod stolikiem.


Był na miejscu. Siedział cierpliwie. Axamander oczekiwał na Chaayę, na balkonie przybytku. Dzięki temu tawaif i czarownik dostrzegli go zanim ich gondola dopłynęła do brzegu. Diablik był sam i raczył się jakąś misterną lodową konstrukcją. Topił tęsknotę za Chaayą w bitej śmietanie, i to olbrzymich jej ilościach.
- Jak to planujesz rozegrać?- zapytał bardkę czarownik przyglądając się wraz z nią diablęciu. - Chcesz sama prowadzić rozmowy, czy razem mamy negocjować? Mam być milczącym towarzyszem twoim, czy może… być mam się ukryć w tłumie i być jeno w pobliżu?
Uśmiechnął się dodając na koniec.- Zrobimy jak sobie zażyczysz. W końcu to tobie zaproponował ów kontrakt najemniczy.

 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline