Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 31-07-2019, 14:15   #101
Highlander
 
Highlander's Avatar
 
Reputacja: 1 Highlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputację
In Wilson's scale of evaluations breakfast rated just after life itself and ahead of the chance of immortality.

― Robert A. Heinlein, By His Bootstraps


Shateiel od razu naprężył się, czując jak coś podrywa go w powietrze. Powstrzymał odruch rozpostarcia skrzydeł przypominając sobie, jak dotarł do dziwnej biblioteki. Znaleźli się znów w korytarzu. Anioł odetchnął ciężko i zerknął na swojego towarzysza.
- Wracajmy - mruknął, nie do końca wiedząc, co ma myśleć o tym spotkaniu. Wyszli przez Zakrystię. Shateiel z lekkim niedowierzaniem przyglądał się równo wywieszonym albom i strojom kapłanów. W powietrzu unosił się nieco duszący zapach kadzidła, tak bliski Nanie. Może dlatego upadły pozwolił sobie na jeszcze jeden głęboki wdech, nim wyszedł na zewnątrz.

Musiało być już mocno po południu. Shateiel miał jednak wrażenie jakby minęły wieki. Przeciągnął się, czując jak bardzo zesztywniałe jest ciało zakonnicy. Znów zaskoczyła go jego słabość i delikatność. Westchnął nieco zirytowany i, razem z Klarą, ruszył w kierunku wskazanego im wcześniej domku. W lodówce zastały talerz zimnych zakąsek, które Nana szybko oceniła na świeże i smaczne, zachęcając Shateiel do degustacji. Anioł pozwolił nasycić się swemu gospodarzowi zerkając cały czas na Klarę. Nie był pewny, co właściwie ma z nią zrobić.

Po posiłku bez słowa wyszedł do oddzielnego pokoju, by poćwiczyć. Musiał zapanować nad tym nowym ciałem, przystosować je do swoich potrzeb. Nana uparcie odmawiała rozebrania się do ćwiczeń, więc cały proceder okazał się znacznie bardziej męczony, niż było to konieczne. Po chłodnym prysznicu padł, nie zwracając uwagi na współlokatorkę.

***
Gdy Nana zeszła następnego ranka na dół, powitał ją zapach smażonych jajek i szynki. Klara najwyraźniej wstała pierwsza i postanowiła przyrządzić dla nich śniadanie. Uwijała się przy kuchence gazowej w stroju wyjściowym mniej, to jest w samych majtkach oraz koszulce nocnej. Widząc swoją współlokatorkę u podstawy schodów, uśmiechnęła się przyjaźnie, machając na powitanie dłonią. Załamanie nerwowe, którego doznała dnia poprzedniego, zdawało się być już tylko pomniejszą notką biograficzną.
- Hejka, jak się spało? - zapytała, rozkładając na stole sztućce i talerze.
- Dobrze - Shateiel usiał przy stole. Jakoś udało mu się przekonać Nanę, że nie było sensu w narzucaniu na siebie dziesięciu warstw ciuchów, nim czegoś nie zje. Niewielki posiłek wieczorem i późniejszy trening pozostawiły po sobie znaczący głód. Po zdawkowej odpowiedzi niemal poczuł w głowie szturchnięcie. Westchnął ciężko.
- A ty jak spałaś?


- Jak kam... nie. To sugeruje, że nic mi się nie śniło - Klara powstrzymała się przed oczywistą odpowiedzią. - Bardzo dobrze. Nie pamiętam już, kiedy tak smacznie spałam - prawie podskoczyła na krześle w ekscytacji. Najwyraźniej jej wcześniejszy sceptycyzm także nie przetrwał próby ognia, jaką okazywał się przymusowy urlop w Enklawie.
- W klasztorze zawsze czułam się niepewnie. Sypiałam tam zupełnie na sztywno, niczym deska - zwierzyła się Nanie, po czym dodała:
- Ale tutaj było zupełnie inaczej. Przypomniał mi się pokój z dzieciństwa i moje własne łóżko. A sny, o rany... - szybko nadziała na widelec kawałek jajecznicy i wraziła go sobie do ust, co skutecznie powstrzymało ją przed parsknięciem śmiechem. Niedwuznaczna kreska zadowolenia, która tańczyła jej na ustach, dość dosadnie sugerowała jednak treść tych nocnych fantazji. Nana nie miała wątpliwości, że figurowała w nich dość prominentnie.

Shateiel wetknął do ust nieco przyniesionego śniadania i, przeżuwając, obserwował uważnie Klarę. Czuł jak Nana w jego głowie zapiera się rękami i nogami, by nie zgłębiał tematu, by wszystko poszło w zapomnienie. Był jednak ciekaw.
- Co dobrego ci się śniło? - spytał, przełykając w końcu spory kęs i udając, że niczego się nie domyśla. Siedząca naprzeciw dziewczyna utkwiła wzrok na swoim sztućcu. Wyraz intensywności zawitał na jej twarzy, gdy zabrała się do układania nocnych migawek w spójną chronologicznie sekwencję. W końcu zadowolona, powróciła spojrzeniem do Nany.
- Piękne miasto. W sumie to wyglądało bardziej jak zamek... miało alabastrowe ściany i złote iglice, które sięgały błękitnego nieba. Przechadzałyśmy się razem wyłożonymi kamieniami dróżkami trzymając się za ręce, a mijający nas ludzie uśmiechali się, kiwając nam głowami na powitanie. To były takie... takie szczere uśmiechy. Bez podtekstów, bez złośliwości, bez jadu. Po prostu cieszyli się moi... naszym szczęściem.
Westchnęła w rozmarzeniu, prawie nadziewając na widelec swój lewy policzek. Zawartość snu - przynajmniej ta zdradzona do tej pory - okazała się znacznie mniej utytłana w perwersji niż wyjściowe założenia Nany.

- Brzmi rzeczywiście przyjemnie. W porównaniu z waszym... naszym światem. Trochę jak raj - Shateiel rozejrzał się w poszukiwaniu kawy. Wiedział, że czarny napar na pewno poprawi humor zakonnicy. Klara, z zaskakującą czujnością, jeśli wziąć pod uwagę jej rozanielony stan, natychmiast chwyciła niewielki czajnik elektryczny i nalała gorącej wody do (naszykowanych wcześniej) filiżanek pełnych ciemnobrązowych granulek.
- Tylko jak o tym pomyśleć, to oni nie całkiem byli ludźmi. Niektórzy z nich wyglądali jak skrzaty albo inne dziwadła o kosmatych stopach. Widziałam nawet jakieś psotne dziecko z zębami jak u rekina. Uśmiech tej smarkuli wyglądał jak coś z kreskówki Fleischera, brr!
Klara wzdrygnęła się, choć jej oziębłość nie trwała długo.
- Ale tak jak mówiłam, wszyscy byli dla nas mili. Do tego drewniane stragany, stare budownictwo... cała scena wiała trochę festiwalem renesansowym. Nawet my byłyśmy ubrane jak dwie szlachcianki. Ty miałaś na sobie czarną suknię z kołnierzem wykończonym kruczymi piórami, a ja... hmmm. Ja coś białego. Ze złotymi akcentami. Tylko nie pamiętam dokładnie co - zasępiła się mocno, jakby ten szczegół był dla niej niezwykle istotny i stanowił zwieńczenie jej dotychczasowych przemyśleń.
- Nawet we śnie ciężko spojrzeć na siebie - ciało Nany odruchowo zaciągnęło się zapachem świeżo parzonej kawy, mimo iż nie był to jej wymarzony napój. Trudno było jednak oczekiwać, by zapewniono im ekspres.
-Dobrze, że wypoczęłaś.

- Trudno, na pewno przypomnę sobie później. A jak już sobie przypomnę, to od razu dopowiem - zapewniła Klara, porzucając frapujący ją tok myślowy. - Ważne, że Tobie też dobrze się spało - przytaknęła, trochę koleżance, a trochę samej sobie, nie kryjąc (niezdrowej) troski, jaką nadal czuła względem Nany.
- Ach! No i dobrze, że chociaż jedną rzecz zapamiętałam! Klakier od twoich “nowych znajomych” - Shateiel omal nie spadł z krzesła czując ogrom nieprzychylności zawarty w tych dwóch słowach - wpadł do nas w odwiedziny jakieś pół godziny temu. Ten rudy, który nas tu przywiózł. Powiedziałam, że jeszcze śpisz, ale dodałam też, że może zostać i poczekać, jeśli nie ma nic ciekawszego do roboty. Stwierdził, że wróci jak wsta... - Klara zaprzestała wyjaśnień, bo dzwonek do drzwi dał o sobie znać wygrywając radosną melodyjkę, brzmiącą nader podobnie do tej z Leave It to Beaver.

Shateiel podniósł się z krzesła z kubkiem kawy i (nie zważając na opozycję ze strony Nany) podszedł do drzwi. Upijając łyk czarnego napoju, chwycił za klamkę. Nagle zrozumiał, czemu towarzysząca mu zakonnica tak protestowała - podobnie jak Klara ubrany był jedynie w koszulkę nocną i majtki. Drzwi stanęły jednak otworem i nie mógł się już wycofać. Pozostało robić dobrą minę do złej gry.
- Hm… dzień dobry - mruknął, co bardziej przypominało nieśmiały szept.

Po drugiej stronie drzwi stał Valerius. Anunak "wystrojony” był w kolejną partię ciuchów zakupionych od jakiejś organizacji militarnej, choć ta seria wydawała się nieco czystsza (a przy tym mniej “chrupka”) od stroju, który miał na sobie, gdy on i Nana po raz pierwszy się spotkali. Jego twarz była równiną apatii, a oczy, wczoraj buchające gniewem i intensywnością, teraz zdawały się odrobinę otępiałe. Ział silną wonią ode de pół litra, co tłumaczyło wiele.
- Zakryj swoje kościane dupsko, zanim komitet moralnego niepokoju zacznie ciosać mi na głowie kołki, że siejeta zgorszenie wśród dzieci i młodzieży - wymruczał ochryple na powitanie, a następnie, nim Shateiel zdążył zareagować, zamknął drzwi. Tak, gość nie wszedł do środka. Miast tego trzasnął gospodarzowi przed nosem warstwą drewna, a potem usiadł na ławce podwieszonej na ganku i - najwyraźniej ogłaszając okupację w oczekiwaniu aż Nana się ubierze - wyciągnął z kieszeni puszkę czegoś, co anioł śmierci niepewnie zakwalifikował jako napój energetyczny. Ładne “dzień dobry”, nie ma co.

Halaku, mimo iż w pełni świadom był protestów, które zaraz rozlegną się w jego głowie, otworzył drzwi i wyszedł na zewnątrz w ubraniu takim, w jakim był. Z kubkiem kawy w dłoni usiadł obok Vala na ławce.
- Chcesz czegoś, to mów - upijając kolejny już łyk napoju, starał się zagłuszyć jęki Nany, które wypełniały mu czerep.
 

Ostatnio edytowane przez Highlander : 02-08-2019 o 12:07.
Highlander jest offline