Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 01-08-2019, 16:06   #130
Gortar
 
Gortar's Avatar
 
Reputacja: 1 Gortar ma wspaniałą reputacjęGortar ma wspaniałą reputacjęGortar ma wspaniałą reputacjęGortar ma wspaniałą reputacjęGortar ma wspaniałą reputacjęGortar ma wspaniałą reputacjęGortar ma wspaniałą reputacjęGortar ma wspaniałą reputacjęGortar ma wspaniałą reputacjęGortar ma wspaniałą reputacjęGortar ma wspaniałą reputację
Angelo, Tito, Hernan i Juan

Angelo wsadził telefon do kieszeni. Rozmowę prowadził przez głośnomówiący tryb, więc każdy mógł usłyszeć czego dotyczy rozmowa.
- Pamiętaj o chłopakach z mamra - przypomniał Pacho, nim ten się rozłączył.
- Pamiętam. Po południu będą już obrabiali cipki na wolności.
Usłyszała zapewnienie Pacho, nim ten przerwał połączenie.

Następnie Martinez podszedł do jednej z szafek i wyjął z niej świeżą koszulę. Miał ochotę wziąć prysznic i zmienić wszystkie ubrania, czuł jednak, że już niedługo znów przyjdzie mu się ubrudzić.

- Jadę tam - powiedział krótko, na koniec sprawdzając swoją broń i zapas amunicji.
Wystarczyła na małą wojnę gangów.
- Dobra, niech będzie - powiedział Juan przeładowując broń - zajebmy te kundle a potem jadę do tego typa od słoików, żeby zabezpieczyć nasze dupy z drugiej strony.

- Captain, my captain! - Tito wstał z fotela, na którym spędził noc, przeciągnął się, po czym starannie złożył koc w kostkę i odłożył na miejsce. Ci którzy znali go wystarczająco długo, wiedzieli, że był najbliższy odpowiednik ostentacyjnego przeładowania shotguna, czy bojowego uderzenia mieczem o tarczę, na jaki mogli liczyć z jego strony. - Myślę że to dobra rozgrzewka przed wieczorem. Zgniećmy karaluchy.


Dzielnica, w której zaszyli się El Coyo to był totalny slums, nawet jak na Mazaltan. Z mieszkania Angelo mieli tam spory kawałek drogi.
Potrzebowali samochodu. Najlepiej takiego, którego potem nikt nie powiążę z nimi. Jeśli mieli zamiar zostawić za sobą górę trupów, lepiej by o tej górze wiedziała tylko ulica, i żeby nie dawali policji dowodów na ich udział w morderstwie. Lepiej nie dawać wrogom amunicji do pistoletu.
- Angel, to twój rejon, skąd tu najlepiej skołować jakąś furę?
- Rewir jak rewir, masz ulicę pełną samochodów. - Tito odpalił papierosa. Tego dziewiczego, pierwszego tego dnia, od którego będą odpalane wszystkie kolejne, niczym znicze olimpijskie. - Mnie zawsze się myli który z was był w tym dobry, jest z nami ktoś, kto umie się włamywać i odpalać z kabelków? - zgasił zapałkę i wyrzucił do rynsztoka. - Jak nie, to możemy zrobić to co zwykle: podleźć do jakiegoś frajera na światłach, wywlec z fury i ruszać.
- No to ruszajmy.
Cztery kółka to zawsze była domena Angelo. Piekniś założył ciemne okulary, odpalił szluga, mimo że był to raczej nawyk niż potrzeba.
- Za rogiem jest warsztat samochodowy. Nigdy im się auta nie mieszczą w środku i te “do odbioru” stawiają na zewnątrz. Wybierzemy sobie coś. Jak znam gapiostwo Mateo, w którymś może nawet znajdziemy kluczyki pod siedzeniem. To taki jego głupi zwyczaj, jak mu się nie chce do biura nosić, a bryka nie jest zbyt wartościowa…
- Nawet lepiej. - Tito wzruszył ramionami. - jeśli się uwiniemy i zanadto nie upaprzemy go krwią, to może nawet uda się go oddać niezauważony na miejsce.

Samochód nie był problemem. O tej porze w warsztacie Mateo nikogo jeszcze nie było, a stary pies stróżujący tylko ziewnął na widok ich gromadki forsującej ogrodzenie. I faktycznie, w jednym z samochodów, przeciętniaku mocno nadżartym przez rdzę, znaleźli kluczyki. Kiedy otwierali furtkę, na widoku kamery która nie działała od stu lat, stary pies przydreptał się połasić, machając wyliniałym ogonem.
Wyprowadzili brykę, zamknęli furtę i po chwili byli w drodze na La Sirene.
O tak wczesnej porze Mazaltan było niemal puste. Tylko nieliczne taksówki i pojedyncze samochody poruszały się po ulicach. Niedobitki imprezowiczów wracały do domów. Sprzątacze, na odpierdziel, zamiatali ulice - polegało to na przesunięciu śmieci z ich rewiru, na rewir sąsiada.
Im dalej od dzielnicy w której mieszkał Angelo byli, tym Mazaltan stawało się bardziej syfiaste. Znośne, w miarę zadbane domy, zamieniły się w na pół rozwalone slumsy - rudery sklecone z dykty, blachy, kartonu, desek, papy, pustaków, cementu i tego, co udało się ukraść na budowie. Do tego obowiązkowo jakiś rzęch na podwórku, wyschnięte ogrody, pełne śmieci i opon. Dzielnica nędzy.

Na miejsce dotarli w piętnaście minut.
- Mało nas - westchnął Angelo, parkując brykę kawałek dalej. - Nie rozdzielałbym się. I nie afiszował. Wejdźmy z jebnięciem, ale przez tylne drzwi. Co wy na to?

- Jest zabite. - Tito uznał za stosowne stwierdzić oczywistą oczywistość po paru minutach, które poświęcili na szybki rekonesans. - Wejdźmy głównym, jeżeli jakiś pojedynczy skurwiel ucieknie, tym lepiej, poniekąd przyjechaliśmy tu przekazać miastu wiadomość. - Stary Alvarez był przypuszczalnie jedyną osobą jaką znali, w której ustach słowa takie, jak “poniekąd” brzmiały naturalnie. - Wchodzimy?
Zacięte miny gangsterów wystarczyły za odpowiedź.
Chcieli wejść i rozwalić tych którzy śmieli z nimi zadrzeć. Ustawili sie przsd drzwiami. Najpierw Juan, zaraz za nim reszta.
 
__________________
---------------
Rymy od czasu do czasu :)
Gortar jest offline