Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 01-08-2019, 18:12   #254
sunellica
tajniacki blep
 
sunellica's Avatar
 
Reputacja: 1 sunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputację

Przez noc kolejne maski oddzielały się od stwórczyni, ponownie pogrążając jej duszę w chaosie i zagubieniu. Klucz do prawdziwej Kamalisundari pozostał w domu, przed pomnikiem ogromnego Pawia, zapewne wciąż tańcząc w korowodzie życia i śmierci.

Tawaif miała niespokojne sny w których rozbrzmiewały echa wspomnień prawie jej obcych. Kobieta przyglądała się obrazom, wiedząc, że należą do niej lecz nie potrafiąc ich w żaden sposób skatalogować. Nad ranem donośna raga obudziła ją znokautowaną przeżyciami dnia poprzedniego. Tancerka skorzystała z ciszy i spokoju oraz ciepła jakie biło z ciała obok. Uśmiechnęła się pod nosem, kiedy wyczuła coś twardawego a zarazem delikatnego, leżącego jej na udzie. Sięgnęła po to palcami i pogłaskała uwielbianą przez Umrao część Jarvisa z zaskoczeniem odkrywając, że… jej skryte marzenie o łuskowatym penisie właśnie się ziściło. Zaskoczona zaczęła badać palcem ów dziwny organ, zastanawiając się jak i kiedy czarownik się przemienił, gdy wtem wężowe przyrodzenie faktycznie okazało się być wężowym, a w zasadzie BYŁO wężem, który niezadowolony z przeszkadzania mu w drzemce, postanowił prześlizgnąć się między jej udami i ułożyć się przy biodrach kochanka.
Bardka zesztywniała skonsternowana, przypominając sobie wszelkie istotne informacje jakie mężczyzna przekazał jej o tutejszych jadowitych zwierzętach.
“Im mniejsze tym groźniejsze, im bardziej jaskrawo zabarwione tym jadowitsze…”
Chaaya wstrzymała oddech i obróciła się za siebie, by zajrzeć ostrożnie pod kołdrę.
Wyłupiaste oczka pustnnego dusiciela spojrzały głupkowato w kierunku złotoskórej, która odetchnęła z ulgą, ale i zawodem. No cóż… zawsze pozostawał jej do wyboru Axamander czyż nie?
Wyaraskawszy się spod kołdry, podeszła do wanny, by uruchomić wodę. Chciała być świeża i pachnąca, kiedy magik się obudzi, więc dopiero zanurzona po nos w pianie, zaczęła się zastanawiać, jakim prawem pustynny boa znalazł się na… bagnach?

Przywoływacz spał ciężkim snem, podobnie jak jego eidolon… podobno nie potrzebujący snu, ni jedzenia. Co chyba nie przeszkadzało wygrzewać grzbiet na parapecie mając zamknięte ślepia.
Tymczasem wąż uwolniony od napaści dziewczyny zaczął szukać norki w “piasku”... jak najbardziej ciepłej. Zanurzył się pod kołderkę i wędrował… wędrował…
Z rozmyślań, Dholiankę najpierw wyrwały wrzaski narzeczonego połączone ze słowami. - Co do li…! Wąż!
A potem głośne “łup!” i cofanie się połączone z jękami. Jarvis zapewne spadł z łóżka.
Zaskoczona kurtyzana wpierw zrobiła wielkie jak monety oczy, a później parsknęła cicho pod wodą. Oj tak. Deewani była iście uradowana z całej tej sytuacji i gratulowała sobie planu, którego jeszcze dwie chwile temu w ogóle nie miała, ale to szczegół.
- Nie jest groźny, to dusiciel, dość mały w dodatku - odparła z przekąsem, wychylając się za burtę by dostrzec coś co się działo po drugiej stronie łóżka.
- Nie wyglądał niegroźnie oplatając mi udo - odparł z przekąsem mężczyzna, podnosząc wężyka. - Zaskoczył mnie. Nie jest to tutejszy gad.
Dusiciel zasyczał bezgłośnie pokazując perfekcyjnie różowy języczek o przeźroczystych koniuszkach, po czym spojrzał jednym ślepkiem na czarownika a drugim gdzieś… w bok… daleko w bok.
Stworzenie wyglądało jakby ktoś ożywił niezgrabne rysunki dziecka. Był gruby, nieforemny, nieproporcjonalny i miał rozbieżnego zeza.

- To dusiciel z pustyni. Zazwyczaj siedzi zakopany w piasku i wychodzi tylko na żer lub podczas godów… - wyjaśniła mocząca się kurka w postaci Chaai, uśmiechając od ucha do ucha. - Trochę szkoda… myślałam, że to ciebie dotykam - dodała ciszej, rozmarzonym tonem głosu.
- Co to znaczy… myślałaś, że mnie dotykasz? - zapytał podejrzliwie Jarvis podnosząc gada do którego się zwrócił, pytając retorycznie. - I co my z tobą zrobimy?
Speszone dziewczę ściągnęło usta w dzióbek i już się nie odezwało, podziwiając belki stropowe, jakby była na szalenie ciekawej wystawie sztuki.
- Do domu już cię nie zwrócimy - mruczał mag, przyglądając się wężowi.
- Zatrzymajmy go. Zawsze chciałem mieć chowańca - odezwał się śpiący dotąd Gozreh.
- No nie bądź niedorzeczny - stwierdził sarkastycznie jego pan i zwrócił się do kochanki. - A ty coś przede mną ukrywasz.
- Niczego nie ukrywam - wymamrotała wymijająco bardka. - No może… zwlekam tylko z opowiedzeniem ci paru mało pilnych kwestii… A boa możemy zatrzymać, trzeba mu kupić akwarium, które wysypiemy piaskiem, by mógł się swobodnie zakopać. Skoro Gozreh chce mieć chowańca, to będzie polował dla niego na myszy, które będzie mu dawać.
- No cóż… nalegał nie będę. Chętnie jednak wysłucham wszystkiego co chcesz mi powiedzieć - odparł przywoływacz, siadając na brzegu wanny i dodając czule. - No i widzę, że ozdobiłaś sobie twarz czymś czerwonym.
Złotoskóra uniosła spojrzenie na mężczyznę, nie do końca rozumiejąc co do niej mówiono.
- Hm? Gdzie? Musiałam się czymś ubrudzić - przebąknęła pod nosem, po czym obmyła twarz wodą. - Już?
- Nie… nadal jest. - Jarvis potarł kciukiem środek czoła tawaif komentując. - To nie jest zabrudzenie. To jest łuska. Wyrasta ci ze skóry.

Kamala pobladła natychmiastowo, a uśmiech ustąpił grymasowi konsternacji pomieszanej z przerażeniem.
- N-nie żartuj sobie ze mnie… - bąknęła pod nosem i zaczęła masować czoło w nadziei, że niczego nie wymaca, aż w końcu wybuchnęła gniewem.
- STARCZE COŚ TY MI ZNOWU ZROBIIIIŁ??!! WIESZ ILE MOJA TWARZ KOSZTUJE?! JAK MOGŁEŚ MNIE OSZPECIIIIĆ! WYNOŚ SIĘ TY NIEROBIE Z MOJEGO CIAŁA! MAM CIEBIE DOOOOŚĆ! LABONI MIAŁA RACJĘ! PRZYJMIJ SŁOWA KRYTYKI NA KLATĘ A NIE SIĘ MŚCISZ NA MNIEEE!!!
Młoda i zgrabna sarna, wyskoczyła z wanny trzymajac się za czoło jakby nabiła sobie guza, po czym podbiegła do lustra, by z lękiem szacować straty swojego nieskazitelnego (dotąd) wizerunku.
~ Podziękuj za to Laboni, niepotrzebnie mnie irytowała. I nie jest to żadna moja zemsta… mówiłem ci przecież, że moja dusza wywiera presję na twoje ciało. Zwłaszcza, gdy ktoś taki jak ona wywołuje mnie na wierzch i mi ubliża. Nie mam jednak wpływu na to jak na mój wpływ zareaguje twe ciało i gdzie to uczyni. A poza tym… jaką znów wartość? Teraz masz narzeczonego… najważniejsze chyba żebyś jemu się podobała. Po co ci inne samce? ~ Ferragus oczywiście wykazywał kompletny brak zrozumienia kobiecej natury.
Magik podążył za swoja kochanką i pochwycił ją od tyłu, gdy przeglądała się w lustrze i przytulił ją do siebie.
- ZAMKNIJ SIĘ TY… TY… TY DZIURAWA PURCHAWKO! - załkała (na pewno była) piękność. - Poczekaj no… już ja ci wystawię rachunek za moje usługi, zachciało ci się tawaif na własność, takiego wała, a nie zobaczysz jeszcze złoto w swoim życiu! Od teraz będziesz spać na gruzie, zrozumiałeś ty zakurzony jaszczurku?! Oskubie cię co do rubina! - odgrażała się gniewnie, cicho pochlipując i nie bardzo wiedząc, co ze sobą począć.

Tylko Deewani była zadowolona z kolejnej łuski. W końcu miała być wspaniałym smokiem. Takim jak widziała w szczelinie jakiegoś dziwnego miejsca, które nie było głową jej stworzycielki.
~ Jak się wydostanę z tego ciała, to moją mocą odwrócę ten proces ~ powiedział smok nic sobie nie robiąc z jej gróźb.
“Ani mi się waż!” zapiała bojowo chłopczyca, broniąc swojego smoczego pochodzenia. “Jak urosnę, będę większa od ciebie i cię pokonam i zagarne caaałe twoje złoto! I wszyscy będą mówić, że dałeś się zbić własnej córce! HA HA HA!”

- Wyglądasz uroczo… egzotycznie - szeptał tymczasem ukochany wprost do ucha Sundari, które całował. Jego słowa mogły być nieszczerym pocieszeniem, ale jego ciało kłamać nie potrafiło. I tancerka czuła, że Jarvis jest coraz bardziej pobudzony.
- Nie prawda… wyglądam jak mieszaniec, nie człowiek… zwierzę jakieś… dzikus taki, och… co ja teraz pocznę, co ja zrobię… jak dobrze, że babcia nie widziała mnie w takim stanie - biadoliła Chaaya, kryjąc twarz w dłoniach. Zadziwiające jak jedna cętka na czole, może zburzyć pewność siebie.
- Co zrobisz? Wyjdziesz za mnie w przyszłości. A teraz pozwolisz się tulić i rozpieszczać - mruczał czule czarownik nie puszczając zrozpaczonej dziewczyny. Pieścił za to jej nagie ciało, sięgając do piersi i podbrzusza. Powoli i niespiesznie delektował się ich miękkością. - Jesteś wyjątkowa Kamalo… nie ma drugiej takiej i nigdy nie będzie.
- Nie ma? - dopytywała się Dholianka, coraz bardziej urzeczona tym co słyszała. - I nie będzie? - Westchnęła z ulgą i niejakim spokojem, powoli kołysząc się w lewo i w prawo, jakby w rytm wolnej muzyki.
Tak. Tego właśnie było jej trzeba. Chciała wiedzieć, że jest jedyna i najpiękniejsza. Tu… z dala od swojej rywalki mogła poczuć się w końcu jak królowa, którą zawsze chciała zostać. Kurtyzana obejrzała się na partnera i dotknęła palcami linii jego szczęki, jakby dotykała płatków delikatnej rośliny. Następnie odłożyła na bok swoje rozterki i powiodła oboje do łóżka.

- Jeśli chcesz się ze mną kochać, to odwołaj tego starego zboczeńca - rozkazała dumnie, pamiętając, by umilić Gozrehowi jego egzystencję, odrobiną swojej wredności.
- Och… nie kłopoczcie się. Sam wyjdę poza zasięg mocy Jarvisa. - Kocur wstał i naprężył się. - Te wasze wygibasy są mało estetyczne. Powinnyście poznać finezję kociej miłości… zamiast się wywyższać nad czworonogami. - Po czym wyskoczył przez okno, opuszczając pomieszczenie.
Czarownik uklęknął przed swoją “królową” i zaczął całować. Usta, czubek nosa i plamkę na czole. Przyglądał się jej przez chwilę, komentując.
- Wygląda jak klejnocik zdobiący twoją twarzyczkę, dodaje ci uroku i niezwykłości.
- Wygląda jakby mnie komar ugryzł - burknęła chmurnie złotoskóra, ale z małym przekonaniem. W tej chwili były rzeczy ważne i ważniejsze, na przykład taki Jarvis Malutki, dumnie wyprostowany i gotowy do zabawy. Na nim się właśnie skupiły kobiece paluszki. To przez jego dotyk zaczęła się uśmiechać coraz pewniej i radośniej.
- Mam ochotę cię posiąść jak dzikus i wielbić jak niewolnik błagając o twoją łaskę. Tak mocno działa na mnie twoja uroda. - Pochlebiał jej dalej Jarvis Większy, zadowalając przy okazji Starca tymi słowami. Bowiem wcześniejszy wybuch gniewu i strachu nadwyrężył ducha jego naczynia. Co akurat nie było po myśli smoka.
Niemniej branek tawaif potrafił poprawiać jej nastrój i dodawać jej wiary w siebie. Był użytecznym sługą… Ferragusa. Nawet jeśli nie zdawał sobie z tego sprawy.
- Na jedno i na drugie mamy czas - odparła łaskawie Chaaya, rozpoczynając wędrówkę warg po bladym barku maga. - A w przerwach muszę koniecznie opowiedzieć ci czego się dowiedziałam w Pawim… i och… muszę cię komuś przedstawić. To mój stary przyjaciel, rozmawialiśmy o nim na plaży… tej tu. Pamiętasz?
- Tak… - odparł czule przywoływacz i poczekał, aż w swojej wędrówce bardka dojdzie do jego ust, by je zachłannie i namiętnie pocałować. Wszak jej palce powodowały, iż płonął ogniem pożądania.

Złotoskóra zamruczała w zadowoleniu, czując znaczną ociężałość w udach, przy jednoczesnej lekkości swojej kobiecości, jakby ktoś położył jej na łonie rozgrzany kamień. W mig zajęła dogodną pozycję nad biodrami kochanka i pomagając sobie dłonią, wygodnie zasiadła w jego siodle, cicho przy tym wzdychając.
Uf… oby nigdy nie przyzwyczaiła się do tego wspaniałego uczucia wypełnienia, który zapiera jej dech w piersiach. Pocałowawszy czarownika w usta, zabujała się delikatnie, może tylko troszeczkę drocząc się z jego apetytem. No dobrze… nie takie troszeczkę, ale chwila była dogodna by trochę pocelebrować ich leniwe ocieranie się ciał. Kiedy mężczyzna trzymał ją w pasie, wpijając palce w jej pulchne pośladki, ona trzymała jego skronie w dłoniach, kciukami przytrzymując powieki ukochanego, tak by miał oczy zamknięte. Pomimo zapewnień, że była najpiękniejsza, jakoś nie chciała, by patrzył na ten smoczy wyprysk, który wyskoczył jej na czole.
“Widziała” myśli w jego głowie, gdy unosiła się i opadała na swoim “wężowym tronie”. Myśli lubieżne i dzikie wizje, a w nich wszystkich była ich królową. Zresztą, zachłannie zaciskające się dłonie na jej pośladkach potwierdzały te myśli. Jarvis był jej… ciałem i umysłem.
Kurtyzana przyspieszyła tempa, zadowolona z siebie. Jej kurwia duma została bowiem mocno nadszarpnięta, najpierw przez matronę, a później przez niekontrolowaną pokazówę smoka. W końcu ta twarz, jej twarz, była bardzo ważna, bowiem zarabiała nią na życie. Tyłkiem też, no ale to lico więcej osób widziało…
Na szczęście, jej towarzyszowi nie przeszkadzał ten drobny mankament, który później i tak ukryje pod makijażem, a i nie był świadomy, że jego kochanka dostała kapciem kilka razy po łbie, więc byleby się nie wygadać i wszystko powinno się jakoś ułożyć.

Tancerce zaczynało być niewygodnie z rękoma w powietrzu. Cofnęła więc dłonie i wyginając się w tył, wsparła się nimi, by zachować równowagę przy jeszcze dodatkowym przyśpieszeniu. Pokazując w ten sposób, że nie zadowoli się tylko dominacją w myślach. Jego ciało również musiało zostać przez nią podbite.
Chłopak dzielnie stawiał opór, dysząc ciężko i czując osuwającą się na jego męskość “miękką rosiczkę” partnerki, przyjemnie otulającą i śmiertelnie niebezpieczną. Walczył dzielnie, ale… w końcu uległ. Jego duma oddała trybut wprost w ciało dziewczyny.
~ To nie koniec ~ odgroził się, chwytając za jej bioderka, by zapewne władczo cisnąć bezbronne dziewczę na łóżko i rzucić się na nią jak wygłodniała bestia.
Bo ten “głód” odbijał się w jego umyśle i tylko Kamalą mógł być zaspokojony. Ta wzięta z zaskoczenia, pisnęła urywanie i teraz to ona stawiała opór, niczym trzcinka porywistemu wiatrowi. Objęła magika za szyją i wtuliła jego twarz w biust, starając się nie zostać strzepniętą jak jakiś pyłek. Jeśli ma już ktokolwiek paść w tej bitwie to najlepiej… oboje.
~ Miękkie… przyjemne…
Nie wiedziała o czym myśli jej Jamun, bo ten mając twarz wtuloną w jej piersi, muskał go ustami, a z bioder przesunął ręce na pośladki, i tak runął na łoże… plecami. Przez co jego kochanka była górą, dosłownie i w przenośni.
~ Kocham cię… i mam ochotę spełnić twój dziki kaprys. Ale jestem przygnieciony. ~ Ścisnął mocniej krągłości jej pupy, ugniatając jej niczym ciasto w dzieży.
Sundari zachichotała psotliwie, bo ten wyczyn jej się nawet spodobał. Wypięła bezwstydnie tyłek w górę i kręciła nim na boki, jakby kogoś przedrzeźniała.
- A uduś się tam - mruknęła ocierając się o szorstkie policzki, popiskując przy tym od łaskotek, a potem rzuciła krótko i jakby nie zobowiązująco…
- Moja babcia jest sułtanem.
- Nie wiedziałem, że kobiety mogą u was zajmować to stanowisko - mruknął jej towarzysz i cmoknął pierś grożąc. - Nie poddam się bez walki.
Na dowód tego mocno i siarczyście uderzył w pośladek bardki, który zafalował od tego ciosu.
Złotoskóra drgnęła niczym struna, po czym zaczęła Jarvisa okładać własnym biustem.
- Bo nie mogą… sułtan jest podstawiony… ten sylph. On tylko udaje. Cały ten przewrót zrobiła Laboni i jeszcze mnie wykorzystała do poprawienia swojej sytuacji.
- To chyba dobrze… w krainach Zachodu co prawda… królowe nie muszą… się ukrywać za pionkami - mruknął czarownik znów całując przyduszające go krągłości i okładając mocnym klapsem te które obejmował. Mocno i głośno i nieco boleśnie. Nie na tyle jednak, by zostawić ślad na ciele. Znał umiar. Dholianka zawarczała ni to rozeźlona, ni zniecierliwiona. Wyprostowała się dumnie i już zaczęła syczeć i odganiać się od rąk, gotowa drapać i kąsać.
- Jesteś śliczna. - Mając uwolnioną twarz od ciężaru piersi, przywoływacz skorzystał z sytuacji by chwycić za słodkie owoce Piękności by leniwie je ugniatać. Wodził przy tym spojrzeniem po nagim, dziewczęcym ciele, spojrzeniem pełnym uwielbienia i pożądania - wiernego wyznawcy swojej boginki.
- Pfff. - Ta zbyła go znudzonym pomrukiem, lecz wyjątkowo łagodnie musnęła jego wargi swoimi. Zsunęła się niżej i przytuliła do chudego “materaca” o bladej skórze. - Skontaktowała się ze mną elfka.
- I co powiedziała? - zapytał mag, obejmując tawaif ramieniem i całując czule w usta.
- Że żyje. Ona i on… i że mamy ich znaleźć. Medalion ma wskazać ich miejsce ukrycia. Siedzą w jakiejś bańce? Kieszeni? Norze? W czymś takim bez czasu, albo o spowolnionym czasie? Głupia cipa - oznajmiła mu butnie, najwyraźniej Chaaya nie była zbyt przychylnie nastawiona tajemniczej parze.
- Magia temporalna… trzeba mieć olbrzymią wiedzę i potęgę żeby manipulować czasem. - Zamyślił się kompan i wzruszył ramionami. - Pewnie nie wspomniała gdzie jej szukać, co? Bo jeśli nie to… pomyślimy jeśli natkniemy się na nią i jej bańkę czasową. To nie jest tak, że jej gdzieś się spieszy.
Kobieta nachmurzyła się jeszcze bardziej, pusząc się jak gniewna kurka.
- Nie wiem gdzie jej szukać. Medalion zaświeci jak będę blisko ich lokacji… Wątpię byśmy ich znaleźli. Elfie miasto było wielkie, a teraz jest w dodatku zarośnięte i pogrążone w bagnie… To jak przesiewanie piasku na pustyni. Strata czasu. Ci tchórze powinni dalej się kisić gdziekolwiek teraz są, ale… ładnie mówili o naszej miłości. Podobno kochamy się czysto i bezgranicznie i dzięki temu odnaleźliśmy wisiorek, więc w sumie… wypadałoby się rozejrzeć.
Rumieniąc się na twarzyczce, tancerka zaczęła muskać skroń ukochanego, słodko przy tym cmokając.
- Skoro utknęli tak długo, to pewnie parę tygodni nie sprawi im różnicy. A my… będziemy czujni podczas naszych wypraw na bagna. Możliwe, że ten wisiorek skieruje jakoś nasze kroki w tamtym kierunku. - Zadumał się Jarvis głaszcząc kurtyzanę po włosach.
- I prawdziwie mówili… jesteś moim cennym skarbem Kamalo.
W odpowiedzi dziewczyna pogładziła go po policzku, po czym przesunęła jego twarz w swoimj kierunku, by mogli się swobodnie pocałować w usta. Pieszczota ta wydawała się być niemal niewinna jak dziewica, ale gdy wargi były zajęte sobą, podstępna rączka zaczęła pełznąć w mniej niewinne rejony, aż palce złapały to czego chciały.
- Mów dalej… - zachęciła go miło Sundari, opierając głowę na ramieniu, głaszcząc delikatnie męskie przyrodzenie.
- Czasami mam ochotę cię porwać i zabrać do takiej wieży… jak tamto obserwatorium i zamknąć się z tobą na kilka dni i mieć cię calutką tylko dla siebie - mruczał jej wybranek niczym duży, leniwy kocur. - A czasem porwać cię gdzieś na inne plany i pokazywać ci cuda wieloświata. I widzieć uśmiech na twojej twarzy, zachwyt w twoich oczach i radość. A czasem… - jęknął czując coraz większe pragnienie jakie w nim wzbudzał taniec palców kochanki. - ...czasem mam ochotę… porwać cię na ulicy, przycisnąć do ściany budynku i kochać się tobą do utraty sił.
- Mmm trudny wybór - odparła rozmarzona złotoskóra, bawięc się językiem na swoich zębach. - Jej spojrzenie się nieco rozmazało i przymgliło od natłoku myśli. - Może na sam początek, pokażesz mi jak t o robią barbarzyńcy z twoich stron, a później zastanowimy się…
I chops, mała kokietka czmychnęła z łóżka, niczym pstrąg z wygłodniałych łap niedźwiedzia.
- Upolowałeś mnie z klanu obok - wyjaśniła rezolutnie, jakby wprowadzała ich w tajniki misternego spektaklu.

- Barbarzyńca tak…? - Czarownik spytał z lubieżnym uśmiechem. Siadł na łóżku po czym wstał obserwując bardkę niczym łowca na polowaniu. Wyraźnie planował jak zwinną tawaif pochwycić i przyszpilić. Posiąść choćby wbrew jej woli.
- Głuptasie… już mnie upolowałeś! - Zaśmiała się Chaaya, ale instynktownie już się napinała i kiwała, by oszukać przeciwnika.
Jarvis podszedł do niej. Chwycił w biodrach. Uniósł i przerzucił przez ramię. Dłonie zaciskał na pośladkach, niosąc ku dywanikowi położonemu bliżej okna. Miękkiemu i puchatemu. Zapewne miał zastąpić futra w barbarzyńskim legowisku.
~ Moja. ~ Znów ta myśl maga odbijała się echem w umyśle dziewczyny. Stanowcza zaborczość wybranka. ~ Moja.
To było całkiem przyjemne i… zabawne. Chaai w żaden sposób nie kojarzyło się to z prawdziwym porwaniem w niewolę. Zapewne ważnym czynnikiem w tej kwestii odegrało zaufanie do partnera, bo Dholianka tylko zgrywała panikę i próby ucieczki. Piszczała płaczliwie wymachując piąstkami, uderzając nimi w chudy, blady tyłek swojego zdobywcy. Nogi miała spokojne i może to i dobrze, bo nie wiadomo, czy przywoływacz nie musiałby się pożegnać z połową szczęki.
Po chwili wylądował pupą na dywanie. Smoczy Jeździec zadbał żeby upadek był bezbolesny, ale potem chwycił władczo za włosy ślicznotki, przyciągając jej twarz do swojej, całując zachłannie usta. Wargi dociskał mocno nie dając jej złapać oddechu, a dłonią zanurkował między uda, ku jej intymnemu obszarowi. Była jego i miał zamiar zrobić z nią wszystko co zechce. To mówił bardce jego pocałunek i jego dotyk i jego działania. Acz… wszystko było naznaczone odrobiną delikatności. Jakby była wyjątkowo cenną, porcelanową figurką.
Kamala dopiero teraz zdała sobie sprawę, że to dobry moment na wprowadzenie jakiejś linii obrony. Wpierw zaczęła obijać piąstkami barki magika, a kiedy to nie podziałało, próbowała pociągnąć go za włosy by przerwać pocałunek, ale i to nie przyniosło rezultatu. Po pierwsze nie chciała mu robić krzywdy, a po drugie… i tak była za słaba, więc wprowadziła w życie plan C. Zaczęła się odpychać rękoma i nogami od ciała dzikusa, lecz ten dość szybko ją spacyfikował. Ze złości ugryzła go więc w wargę i nie chciała puścić.
- Raaarrra… - wrzasnął wściekle czarownik czując ząbki wbite w swoją wargę. Nie mógł szarpnąć za włosy w takiej sytuacji, więc Kamala poczuła silne, i nieprzyzwoicie liczne, palce wsuwające się w jej delikatny obszar, poruszające się nieco gwałtownie. Pewnie i boleśnie… gdyby nie fakt, że figlowali już od dłuższego czasu i jej ciało było gotowe na “intruza”. Wypadało jednak zakwilić i odsunąć się byle jak najdalej od tej strasznej nieprzyjemności jaka ją spotkała. Sundari wymusiła łezki w oczach i spojrzała z wyrzutem i strachem na przeciwnika. By dodać temu spojrzeniu dodatkowej wagi, spróbowała spoliczkować zwyrodnialca, który czyhał na jej niewinność.
- Uważaj kobieto… bo oddam… - odparł “gniewnie” mężczyzna i nie zaprzestał mocnych ruchów dłoni przeszywających łono bardki. Szarpnięciem włosów odchylił jej głowę do tyłu, kąsając delikatnie jej szyję, potem znów w okolicy połączenia z barkiem, potem niżej… pierś, którą dumnie wypięła, zmuszona brutalnością barbarzyńcy. Dzikus Jarvis nie miał dla niej litości, co wielce ją radowało. Niemniej wpierw pozory.
- A ty eunucha zgrywasz, że rozdziewiczacz mnie palcami? Czy może wolisz chłopców, ale próbujesz udowodnić kolegom, że jest inaczej? - syknęła przebiegle i wyczekała moment, by trzasnąć natręta twarz. Niby uderzenie i tak było sfingowane, ale niespodziewanie zapiekło, niczym uderzenie śnieżką.
“Rozwścieczony” barbarzyńca oddał jej za te działania… również uderzając w twarz. Tak by odrobinkę zabolało. Puścił potem kochankę, by chwycić ją obiema rękami za nogi. Następnie rozchylił je łamiąc wszelki opór ofiary i odsłaniając swoją nagrodę, posiadł ją szybko i gwałtownie, ciężarem dociskając swoją dumę do jej kobiecości, by poczuła go w pełni i mocno. I w całości.
Głuchy jęk wydobył się z piersi podbitej niewiasty, a przywoływacz usłyszał jak resztkami sił walczy ona o każdy oddech. Dość niepewne ale czułe objęcia, dały jasny znak, że wszystko jest w porządku, po czym dłonie się jakby zreflektowały i wbiły paznokcie w ramiona kochanka.
- Bijesz się jak baba - fuknęła, rzucając wyzywające spojrzenie.
Sprowokowany tymi słowami Smoczy Jeździec, tym razem porządnie i boleśnie spoliczkował partnerkę, nie zaprzestając kolejnych szturmów biodrami. Był bestią opętaną pożądaniem. Był jej bestią… całującą jej ciało, przeszywającą kobiecość, wystawiającą wytrzymałość dziewczyny na próbę, wypełniając ją swoją żądzą, która paraliżowała jej ciało i odbierała zmysły. Obolały policzek nie przestawał szczypać, płuca zalewała lawa, a w łonie huczała istna pożoga, doprowadzając ją i jego, niemal do zwierzęcego amoku.
 
__________________
"Sacre bleu, what is this?
How on earth, could I miss
Such a sweet, little succulent crab"
sunellica jest offline