Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 02-08-2019, 03:49   #85
Pipboy79
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 20 - 2519.VIII.02; ranek

Miejsce: Ostland; ruiny; ruiny
Czas: 2519.VIII.02 Festag (8/8); ranek
Warunki: umiarkowanie; wilgotno; jasno; zachmurzenie



Karl i Tladin



No i wszystko mokre. Nadal. Zbroje, przeszywanice, koce, derki, bagaże, worki z owsem. Wczorajsze ulewy zlały wszystko i wszystkich dokumentnie. Wydawało się, że wilgoć dostaje się w każdą, możliwą szczelinę i mimo suszenia i wyżymania wszystko dalej wydawało się mokre. Właściwie przy ognisku przez noc wyschły tylko lekkie rzeczy jak koszule czy bielizna. Średnie rzeczy jak bluzy czy spodnie były nieprzyjemnie wilgotne chociaż od biedy można było jeszcze próbować suszyć je na własnym grzbiecie. Natomiast kurty, płaszcze, przeszywanice dalej były mokre. I pewnie potrzebowały z cały dzień suszenia na ładnej, słonecznej pogodzie aby wyschły całkowicie. A tu niby ranek więc można byłoby ruszać w drogę. Więc co robić dalej?

Najmniej zmartwień mieli wozacy. Rano było na tyle ciepło, że można było jechać w samej sukmanie. Mogli więc tak jechać obwieszając burty wozu swoimi bluzami i płaszczami. Zbrojni nie mieli takiego komfortu. Przeszywanice nadal były mokre. Więc albo trzeba było założyć coś o konsystencji mokrej szmaty na siebie i docisnąć pancerzem albo jechać w samej koszuli. Pierwszy wariant zwiększał szansę złapania przeziębienia i przyspiesza zużycie przeszywanicy. Drugi no cóż, nie był problemem dopóki nie trzeba by walczyć. No chyba, że czekać cały dzień w tych ruinach aż wszyscy i wszystko wyschnie.

Z czekaniem zaś był pewien problem. Otóż pogoda była zmienna. Taal okazał się kapryśny. Wczoraj wieczorem było pogodnie, w nocy niebo zasnuły chmury aby rozproszyć się wraz z nadejściem świtu. No a teraz po śniadaniu znów się zbieramy chmury. I trudno było zgadnąć. Będzie padać czy się znów przejaśni?

Wczoraj, przy samej końcówce dnia okazało się, że w ruinach jest jakieś miejsce na nocleg. Nie mogło się to równać z własnym łóżkiem we “Włóczykiju” czy choćby brakowało suchego kąta i ciepła do spania jaki oferowano im we wspólnej sali w “Ogrze” no ale i tak były ciekawszym wariantem niż spanie na poboczu błotnistego gościńca.

Wewnątrz wciąż dominowały kamienne ściany. Ale brakowało dachów które pewnie były drewniane więc albo spaliły się dawno temu albo przemiły tak samo dawno temu. Czyli wewnątrz też były strumienie, kałuże i błoto jak i na trakcie. Ale jednak grunt był stabilniejszy, ściany dawały ochronę przed wiatrem i widokiem z traktu. No i dlatego było mimo wszystko trochę przyjemniej niż rozbijać się po prostu na poboczu drogi.

Tyle, że wczoraj wieczorem, pomimo malowniczego zachodu słońca, tym bardziej wszystko i wszyscy byli mokrzy. Ale sądząc po śladach dawnych ognisk nie tylko oni wpadli na taki pomysł. Chociaż tej nocy byli jedynymi gośćmi tego postoju. Sama noc minęła bez przygód. Chociaż ranek odbił się czkawka co niektórym. Spanie pod chmurką, w na mokrej ziemi, na mokrym pledzie i pod mokrym kocem było mało przyjemne. No i nie pozostało bez wpływu na samopoczucie podróżnych. Tladin i Bernard wyglądali i czuli się jak po jakiejś całonocnej zabawie. Tylko bez zabawy. Zatkane nosy, zaropiałe oczy i nieprzyjemne łupanie w skroniach. Manfred wyglądał jeszcze gorzej.

No i jeszcze kwestia prowiantu. Po zjedzeniu kolacji wczoraj i śniadania z dzisiaj zauważalnie stopniały zapasy dla samych podróżnych. W porównaniu do zapasu paszy dla zwierząt to sami dla siebie prowiantu zabrali dość mało. Jakby dziś mieli tutaj zostać w tych ruinach to jeszcze strachu nie było ale jedzenia na jutrzejsze śniadanie już by starczyło ale rachunki na dalszą podróż robiły się nieciekawe. No ale jak ruszać jak wszystko mokre? Droga na pewno też.

Na razie w świetle dnia mogli się dokładniej zorientować co to za ruiny. Wydawało się, że jakieś sakralne. Może jakiś stary klasztor albo świątynia. Dało się to poznać po częściowo wciąż jeszcze czytelnych freskach na ścianach. Przedstawiały sceny z żywotów bogów, świętych i bohaterów Imperium. No i cokolwiek doprowadziło do upadku tego miejsca zapewne ogień miał w tym swój udział bo osmolenia i resztki sczerniałych belek widać było nawet dzisiaj. No ale to wszystko musiało się zdarzyć bardzo dawno temu sądząc po stanie opuszczenia tych ruin.



Miejsce: Ostland; Sava; karczma “Pod rozwścieczonym ogrem”
Czas: 2519.VIII.02 Festag (8/8); ranek
Warunki: ciepło; sucho; jasno; tłoczno zewnątrz pochmurno



Gabrielle



Poranek we własnym łóżku okazał się całkiem przyjemny. Nawet jeśli to nie było takie łóżko jak we “Włóczykiju” to nadal było całkiem niczego sobie. W końcu karczmaż oddał hrabinie pewnie najlepszy pokój w swoim lokalu. A pokój miał cztery łóżka a ich akurat tej nocy była czwórka. Co prawda okazało się, że niebo się chmurzy ale w porównaniu do ulewy wczorajszego poranka no to nie było tak źle. Zwłaszcza Gabrielle miała okazję podziwiać namalowany wczoraj obraz jaki wciąż stał i schnął na sztalugach. W końcu zapewne mało kto z plebsu mógł się pochwalić, że pozował hrabinie jako model. A Laura okazała się mówić prawdę gdy zapewniała o talentach swojej pani.

Na obrazie prezentowała się naga kobieta leżąca na łóżku. Łóżko wydawało się jakieś takie bardziej eleganckie a mroczne tło było utkane z kuszącej tajemnicy. Można było odnieść wrażenie, że znajduje się gdzieś w jakiejś rezydencji czy pałacu. No ale głównym tematem był akt młodej i zgrabnej kobiety. Leżącej na boku i podpierającej się ramieniem. Drugą dłonią bawiła się nożem. Patrzyła na ten swój nóż charakterystycznymi oczami o dwóch, różnych barwach. Obraz wydawał się być przesycony drapieżnym erotyzmem. Wydawało się, że w każdej chwili dziewczyna na obrazie może rzucić w kogoś ten nóż albo go odłożyć. Zerwać się do nagłego ataku tym nożem albo odłożyć go aby przyjąć gościa do siebie i swojego łóżka.

- To ty? - Lotar był zaskoczony gdy w świetle dnia, już po wyjściu hrabiny na dół oglądał ten schnący obraz. I znów przyglądał się tak samo ciekawie obrazowi jak i żywej modelce. Hrabina von Osten uchwyciła nawet blizny Litz i na tym obrazie dodawały jej drapieżności i charakteru tak jak wczoraj mówiła o tym malarka. A to ciekawie wtapiało się w jej nagie i typowo kobiece kształty które aż zapraszały aby się z nimi zapoznać bliżej.

- No, no… Szczerze mówiąc myślałem, że Laura przesada z tymi jej talentami. No ale… - brodacz przyznał z zakłopotaniem ale w końcu zabrakło mu słów. Bo obraz był namalowany jak pod boskim natchnieniem. Gdy widziało się obraz nietrudno było zgadnąć kto pozował artystce do tego malowania.

No ale gdy całą czwórką spotkali się przy śniadaniu wyszło też i parę mniej przyjemnych spraw. Po pierwsze Raina i Maruviel nie wróciły. Ani wczoraj wieczorem no ani jak na razie teraz. Co jeszcze zbyt wiele nie znaczyło. Przy wczorajszych ulewach i obecnym stanie dróg to trasa do miasta i z powrotem mogła im zająć o wiele dłużej niż gdy pokonały ją wozem za pierwszym razem. Dziewczyny mogły wrócić i na obiad a może i na kolację. O ile znów się nie rozpada. I o ile zechcą wrócić bo wczoraj Raina wydawała się mieć dość hrabiny. Z drugiej strony pobyt w mieście mógł być dla niej dość ryzykowny i bywalczyni tawern musiała świetnie zdawać sobie sprawę.

Drugą mniej przyjemną rzeczą była pogoda. Co prawda nie padało. Ani w nocy ani teraz rano. Ale niebo było pochmurne a na zewnątrz było tak sobie. Chociaż chyba cieplej niż wczoraj no ale o to akurat było nietrudno. Za to robiło się luźniej. Wydawało się, że większość podróżnych których zagnały tutaj wczorajsze ulewy korzystała z okazji aby ruszyć od nowa w swoją drogę. Więc chociaż część jeszcze jadła śniadanie to goście co chwila chodzili do swoich pokojów, albo z powrotem na dół, wyłazili na zewnątrz, szykowali wozy i zwierzęta do drogi.

No i była jeszcze hrabina von Osten. Hrabina miała dla swoich towarzyszy dwie wiadomości, dobrą i mniej dobrą. Dobra była taka, że tak jej przypadli do gustu, że zapraszała ich na swoje skromne włości w gościnę. Tylko, że to było na zachód stąd. Właściwie na południowy zachód. I właściwie aż do Ristedt jechało się tym samym traktem co do zamku Lenkster. Tylko do zamku należało kontynuować tą samą drogą co do tej pory a do włości hrabiny skręcić na południe, ku jej rodzinnemu Wendorf. Zapraszała zwłaszcza Gabrielle którą chętnie namalowałaby ponownie no ale w swojej pracowni. No i mogłaby przy okazji pokazać jej ową panoramę bitewną z obrony górskiego zamku. Sama była ciekawa porównania modelki na żywo z tym co zostało uwiecznione na obrazie. Bo między wierszami Litz wyczuła, że tak na sucho to chyba hrabina nie lubiła malować i potrzebowała czegoś lub kogoś do pobudzenia jej weny.

No i byłoby wszystko świetnie gdyby nie to, że hrabinie nie wypadało się taplać w błocie traktu jak jakiejś chłopce. Ledwo wczoraj zniosła takie upokorzenie aby jechać na zwykłym, chłopskim wozie. Ale zniosła to z iście hrabiowską godnością. A wciąż nie było wiadomo czy Raina i Maruviel wrócą a jak tak to kiedy.

- A dla milady to co by było odpowiednie do podróży? - Laura wyglądała na poważnie stropioną, że nie mogą zadowolić jej pani.

- Rumak. No może być ostatecznie koń podróżny. Ale oczywiście najodpowiedniejsza byłaby karoca. - hrabina von Osten bez wahania sprecyzowała swoje podróżne wymagania. Pozostała trójka wymieniła dyskretne spojrzenia. No jeszcze wóz, zwykły wóz to trochę podróżnych tutaj było. Może udałoby się gdzieś podczepić. No ale rumak, koń czy jakiś powóz chociaż no to robiło się naprawdę trudno.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline