Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 04-08-2019, 01:10   #119
Driada
 
Driada's Avatar
 
Reputacja: 1 Driada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputację
- Cześć Jamie! - Steve przywitał się wesoło jakby naprawdę Jamie była jego ulubioną ekspedientką w tym lokalu. Zaś Jamie obrzuciła go krytycznym spojrzeniem zatrzymując się na dłużej na oliwkowozielonej piersi munduru. Niechęć wręcz się z niej wylewała i w spojrzeniu i całej postawie.

- Czego chcesz? - zapytała tak ozięble i niechętnie jak się tylko dało bez wywoływania kłótni.

- Chciałem ci przedstawić Lamię. Moją dziewczynę. - Steve nieco potrząsnął obejmowaną dziewczyną prezentując ją ciemnowłosej sprzedawczyni.

- Cześć Lamia. Naprawdę chcesz się bujać z tym palantem? - do Lamii Jamie okazała więcej serca a nawet coś jakby współczucie czy brak zrozumienia, że jakaś dziewczyna chciałaby chodzić z facetem po drugiej stronie lady.

- Tak a poza tym chcielibyśmy zamówić lody. - Steve nie tracił ani humoru ani rezonu jakby jakiś znany sobie scenariusz właśnie realizował się pięknie.

- No to zamawiajcie. Jakie te lody? - szczupła, ciemnowłosa dziewczyna wskazała na tablicę z wypisanymi smakami lodów aby mogli sobie wybrać.

- Jamie nie lubi mundurowych. Zwłaszcza oficerów. A zwłaszcza facetów. Za to lubi dziewczyny. Bardzo lubi. - Krótki który niby patrzył na tablicę z serwowanymi daniami podzielił się cichutko swoimi wiadomościami o Jamie nieco wyjaśniając te ich ciekawe, klimatyczne rozmowy. Ta chyba usłyszała bo pokazała mu środkowy palec i czekała na zamówienie.

- Hej Jamie, miło cię poznać - saper pomachała rączką sprzedawczyni, posyłając jej wesoły uśmiech, który zszedł jej z twarzy gdy popatrzyła niepewnie na Krótkiego. Zachowała maskę zdziwienia, mimo zamarłego serca. Już drugi raz przedstawił ją jako swoją dziewczynę. Mała dziewczynka mieszkająca wewnątrz starszej sierżant skakała i darła się wniebogłosy z radości, ta większa zachowała pokerową twarz.

- Palant? - spytała cicho, oglądając oficera uważnie - Naprawdę? Nie wygląda… zobacz jaki z niego przystojniak. Do tego te maniery… jesteś palantem kochanie? - spytała go i na koniec zaśmiała się wesoło do dziewczyny za ladą - Nie martw się, ja też lubię dziewczyny. Możesz spytać Steva… i rany, ale macie wybór - westchnęła patrząc na tablicę przez co dostawała oczopląsu - To może… pucharek lodowy z sorbetem malinowym, bitą śmietaną i owocami? Oooo… a da się pół na pół z tymi wiśniowymi? Wyglądają przepysznie…

- Oczywiście, że się da. Robimy pyszne lody i dowolnych kombinacjach. - Jamie ożywiła się gdy widocznie tematy zawodowe miała oblatane bardzo dobrze. Steve otworzył usta jakby chciał coś powiedzieć ale Jamie go ubiegła - I żadnych głupich, tekstów o robieniu lodów. Jak te twoje złamasy non stop puszczają. - dziewczyna prychnęła na niego jakby naprawdę tekstów o robieniu loda nasłuchała się w pracy aż nadto i to pewnie nie tylko od Krótkiego i jego chłopaków.

- Chciałem tylko zaproponować, że możemy zamówić po więcej niż jednej porcji. - Krótki mówił grzecznie i spokojnie gdy złość ekspedientki chyba bawiła go całkiem nieźle. Jamie mierzyła go chwilę wzrokiem jakby szukała jakiegoś podtekstu albo drugiego dna ale chyba nie znalazła bo odezwała się spokojniej. Może dlatego, że mówiła do dziewczyny żołnierza a nie do żołnierza.

- Tak, można zamówić więcej niż jedną porcję. Ile chcecie. Ale nie radzę więcej niż trzy bo się roztapiają. No chyba, że wolisz pić niż jeść lody. A składniki możesz sobie wybrać, płacisz za porcję a nie za smak. Dwa dodatki są w gratisie, za kolejne trzeba dopłacić. - ekspedientka sprawnie omówiła swoją ofertę pokazując na gary z dodatkami. Polewy, rodzynki, owoce, sos czekoladowy i wiórki czekoladowe. No sporo tego było. Aż mieniło się w oczach. Do tego różne barwy i smaków lodów, różne formy bo i kręcone z maszyny, gałkowane do wafli, do pucharków no w taki gorąc jak teraz to wydawało się idealne miejsce na przeczekanie pod cieniem parasola.

- A palantem jest na pewno. Jak każdy facet. I wojskowy. Dziewczyna nie może ufać facetowi. Tylko najwyżej drugiej dziewczynie. Ja wcale nie ukrywam, że wolę dziewczyny. Tylko dziewczyny. Dlatego ich tak wkurzam. Banda palantów. - Jamie podeszła nieco bliżej do Lamii niby pokazując jej zasoby swojego warsztatu ale nie omieszkała się podzielić swoją filozofią życiową. Co Krótki pewnie jeśli nie słyszał to pewnie znał z wcześniejszych wizyt.

- Taaak… Don. Pewnie nie raz prosił o dwie gałki w ruchomym waflu. - Mazzi westchnęła, łącząc się z lodziarką w bólu. Pokiwała smutno głową - Dobrze w takim razie, że już przeszłam do cywila, bo pewnie i mnie byś miała za palanta. Palantkę. Półpalantkę, zależy jak na to spojrzeć. - dodała, jakoś się nie spiesząc żeby puścić Mayersa. Ożywiła się przy kwestii porcji, aż się jej oczy zaświeciły - Bierzemy podwójne?! To znaczy… po dwie porcje, a ja zgarniam jedną twoją, bo coś mi się kojarzy, że ty już dziś dostałeś jednego loda - dokończyła wesoło, bez mrugnięcia okiem przechodząc dalej z tematem - W takim razie poproszę sorbet malinowy i wiśniowy. Z bitą śmietaną i owocami… i jeszcze z polewą czekoladową i tymi śmiesznymi kolorowymi kulkami - pokazywała palcem jak dziecko w sklepie ze słodyczami. Na koniec zaśmiała się cicho.
- Stevie nie jest palantem, tylko rycerzem na białym koniu który ratuje damy w opresji - dokończyła poważnie, zagryzając wargę aby się nie roześmiać - Dziewczyny są fajne… mam parę koleżanek, urządzamy sobie babskie spotkania. Kiedyś do ciebie wpadniemy to je poznasz. Tylko w razie czego Steve będzie mógł popatrzeć, prawda?

Wydawało się, że Lamia dała Jamie niezły orzech do zgryzienia. Zezowała na nią co chwila gdy przygotowywała zamówione, lodowe desery. Robiła to bardzo sprawnie i nawet z jakąś nutką artyzmu bo wydawało się, że z tej lodowej masy i luźnych składników ruch po ruchu wyczarowuje prawdziwe, lodowe cacko. Jakby budowała miniaturkę zamku posypanego tym czy polanym tamtym i jeszcze ozdobionym o takim czymś. Jamie względem facetów a zwłaszcza tych mundurowych wydawała się nieprzejednana. Ale informacja o babskich spotkaniach i fajnych koleżankach Lamii zdawały się pobudzać jej ciekawość.

- Dwadzieścia papierów. - powiedziała służbowo gdy postawiła przed czekającą dwójką klientów gotowe desery lodowe. Steve bez oporów sięgnął po portfel i wyjął z nich dwa talony na 10 l paliwa.

- No dzięki Jamie, jesteś słodka i kochana jak zawsze. Chodź, trzeba upolować teraz stolik. - Mayers złapał za swój pucharek i wyszczerzył się uprzejmie do lodziary ruszając do wyjścia na zewnątrz.

- Naprawdę lubisz z dziewczynami? I masz takie koleżanki? - Jamie prawie w ostatniej chwili zapytała cicho Lamię niepewna chyba czy ta się z niej nie nabija tak samo jak Steve.

Pomysł jak rozwiązać tę kwestię nasunął się Mazzi jakoś tak nagle i jak to z nagłymi pomysłami bywa, od razu przeszła do jego realizacji zanim racjonalna część mózgu nie zdążyła dokonać analizy i wynaleźć kilkunastu powodów dlaczego nie warto wprowadzać planu w życie. Sięgając po pucharek nachyliła się nad ladą, łapiąc go w dłonie. Zaczęła się prostować i wtedy wysunęła szyję do przodu, całując Jaime krótko i gorąco w usta.
- Wpadniemy jakoś z dziewczynami - prostując się, puściła jej oko. Miała randkę… z chłopakiem. Nie powinna przeginać.

Czarnowłosa, młoda i szczupła ekspedientka była bardzo zaskoczona inicjatywą nowej klientki. A ta mogła przez moment poczuć jej miękkie usta na swoich i zapach cytrynowej gumy do żucia. A zaraz potem już wychodziła na zewnątrz z zimnym pucharkiem w ślad za swoim chłopakiem. Ten pomachał do niej wesoło ze stolika jaki zdążył już zająć więc mogła do niego się dosiąść.

- No. To już poznałaś naszą, słodziutką Jamie. To już chyba wiesz czemu tak się zawsze cieszymy jak ona jest. Szkoda, że jest tylko w weekendy. - Steve powitał Lamię z ciepłym i łobuzerskim uśmiechem gdy cała heca z Jamie widocznie bawiła go na całego. Ale teraz równie radośnie wbił łyżeczkę w lodową masę i spróbował jej smak.
- Mmmm! Niebo w gębie! Kurde jakbym miał do wyboru lody tutaj albo piwo gdzieś indziej to bym się nawet nie zastanawiał. Zwłaszcza w taki gorąc. Bo co? Piwo, jakieś piwo, nawet z buraków, masz w każdej knajpie albo prawie. A lody? Prawdziwe lody? I to zobacz ile smaków i z jakimi bajerami! - niby oficer elitarnej jednostki komandosów a cieszył się tymi lodami jak mały chłopiec. Wyglądał jakby w tej chwili nic więcej nie było mu do szczęścia potrzeba skoro mógł się cieszyć w takim towarzystwie takimi wybornymi smakami.
- Jak myślisz… co to są te kolorowe kulki? - saper dosiadła się na krzesełko obok, stawiając swoją porcję na stoliku i przyglądała się jej zafascynowana. Od patrzenia dostawało się ślinotoku, jeśli dodać do tego siedzącego po lewej oficera w gali, potrzeba już było śliniaka żeby nie zaświnić ubrania i stołu.

- Poprzednio Amy mnie tu zabrała, gdy dostałyśmy wypis ze szpitala - powiedziała, wbijając łyżeczkę w lodową masę - Pamiętam że byłam zachwycona. Lody stąd to najlepsze co jadłam. Wzięłyśmy po tym wielkim pucharze ze wszystkimi dodatkami. Tylko kurde nie mieli wtedy tych… groszków - uśmiechnęła się do wspomnień, potrząsając lekko głową. Potem nastąpiła chwila bez gadania, za to z zadowolonym mruczeniem, gdy sierżant zaczęła zajadać się lodami. Oblizywała za każdym razem powoli łyżkę, obserwując Mayersa spod rzęs.

- Nie wiedziałam że jest piwo z buraków… to jakiś specjalny przepis waszej jednostki? Gdzie próbowałeś takich rzeczy? - spytała, kładąc dłoń na jego dłoni i ściskając delikatnie. Słońce, przepyszne lody, wolna sobota, bezpieczny lokal i mężczyzna przez którego miało się ochotę unosić nad ziemią. Jeśli istniała definicja szczęścia Mazzi właśnie je osiągnęła.

- Jest piwo z buraków. Takie sobie, ale jest dość tanie dlatego powszechne. Ja za nim nie przepadam. Cichy i Dingo chyba w ogóle smaku nie mają co piją. - Steve kontynuował towarzyskim tonem w przerwach pomiędzy namiętnym szamaniem lodowego deseru. Też sprawiał wrażenie jakby nikt i nic mu do szczęścia nie było potrzebne. Ale jednak coś mu chodziło po myśli.

- Lubisz off road? - zapytał wciskając w siebie kolejną łyżeczkę lodowych pyszności i zerkał z łobuzerskim uśmiechem na dziewczynę siedzącą tuż obok.

- Pytasz się czy lubię rozbijanie się terenówką po wertepach… w błocie, pyle i brudzie… - zaczęła z namysłem, aby wyszczerzyć się szeroko bo po cholerę zgrywa sztywniaka.
- No ba! - dla lepszego efektu stuknęła łyżką w stół. Nabrała nową porcję mrożonych malin, zjadła ją i wycelowała sztućcem w Steva - Ale na off roadzie nie będziemy ryzykować dokładek - puściła mu oko, wypychając językiem wnętrze policzka dość jednoznacznie.
- Właśnie, miałam się spytać. Jak smakowały buły na śniadanie? Nie zeżarli ci wszystkiego?

- Nie no co ty… - Steve machnął łyżeczką jakby nie było o czym mówić. - Mam z nimi niezłą praktykę w te klocki. Zabrałem pierwsze dwie a resztę im oddałem. No i miodzio w gębie. Zeżarliśmy przed śniadaniem i w ogóle to pytali się kiedy następnym razem przyjedziesz z tymi bułkami. Banda darmozjadów. - uśmiechnął się do swoich wspomnień z wczorajszego poranka gdy wbijał się łyżeczką w kolejną porcję deseru.
- I jak lubisz offroad to wiem gdzie pojedziemy po tych lodach. Tylko będziemy musieli się przebrać. No ale nie bój się, mam coś na tą okazję. - uspokoił ją gestem aby nie musiała się martwić bo ma już wszystko zaplanowane skoro partnerka nie ma nic przeciwko takiej opcji.

- Przyniosłeś mi drelich? - saper parsknęła rozbawiona, opierając łokieć na stole i składając głowę na dłoni - Dawno nic takiego nie nosiłam, aż idzie się wzruszyć. Powiedz jeszcze że z magazynu, znoszony przez koty i przez nie wyprany… do tego desanty zamiast szpilek - westchnęła nostalgicznie - Musiałabym też zmienić bieliznę, bo obawiam się że jest bardzo… nieregulaminowa - z rozmysłem oblizała łyżeczkę i westchnęła - Wiadomo, na krzywy ryj zawsze się najlepiej wkręcić, a nic od siebie. Jak ty z nimi wytrzymujesz? - zanurzyła łyżeczkę w misce i chwilę się nad czymś zastanawiała.

- Obiło mi się o uszy, że niby jestem twoją dziewczyną - zagaiła niby neutralnie, chociaż czuła jak wewnątrz zwijają się jej wnętrzności. Wyszczerzyła się, unosząc pytająco jedną brew - Czy to oznacza, że wielce szanowny pan kapitan sił specjalnych postanowił przygarnąć smętną sierżancinę pod swoje skrzydła? Jeśli chcesz mnie o coś zapytać, wal śmiało. W tym mundurze… niczego ci nie odmówię. Bez niego zresztą też… w błocie również masz spore szanse. Pamiętasz jak to było za pierwszym razem - wskazała brodą na wejście do lodziarni, gdzie niecałe dwa tygodnie temu padła mu pod nogi.

- Mhm. Według wersji Dona to wylądowałaś głową na jego udach. Na swój pokrętny sposób nawet można uznać, że nie ściemniał. - Steve popatrzył na te stoliki przy jakich spotkali się po raz pierwszy. Teraz były obsadzone przez jakąś rodzinę albo dwie no ale teraz to było mniej istotne.

- A z nimi no da się wytrzymać. Zwłaszcza jak to ty wydajesz im zezwolenia na przepustki, podpisujesz zgodę na urlop, wstawiasz się u przełożonych jak znów coś przeskrobali i takie tam. - mężczyzna w galowym mundurze podniósł pucharek aby dokładniej wybrać końcówkę deseru. Dobre było. A nawet przepyszne. I można by pewnie zjeść jeszcze o wiele wiecej. No ale się właśnie zaczynało kończyć.

- A drelichy tak, coś w ten deseń. Ale to jak dojedziemy na miejsce. - tym akurat chyba wcale się tym nie przejmował jakby wszystko już tylko gdzieś tam na nich czekało.

- No i nie odpowiedziałeś w kwestii adopcyjnej. Pozwól, że ci pomogę. - prychnęła ironicznie, mrużąc do tego lewe oko. Zgarnęła w połowie roztopioną masę na łyżkę i szybko wpakowała do ust - Chętnie będę twoją dziewczyną, o ile nie przeszkadza ci to, co wyprawiamy z Eve i resztą ekipy. Chciałam też pogadać - dodała cicho, skrobiąc w misce zawzięcie, jakby było to najważniejsze zajęcie na świecie.

- Słuchaj Steve, jesteś kochany. Naprawdę cudowny facet z ciebie i dałabym się znowu przeciągnąć przez kocioł żeby na ciebie trafić - mruknęła, pakując do ust to co wydrapała - Myślimy z Eve aby założyć wytwórnię filmów akcji. Aktualnie jest luka w biznesie, bo większość produkcji jest albo przedwojenna, albo już nowa… brakuje im jednak polotu. To raczej amatorskie produkcje, zbieranina przeróżnych małych wykonawców. Nie ma żadnej dużej firmy skupionej stricte na kręceniu podobnych produkcji. To się zmieni - podniosła wzrok, patrząc mu prosto w oczy - Oficjalnie wypisano mnie do cywila. Znasz to “w stanie spoczynku, niezdolna do dalszej służby”. Zamiatać ulic nie zamierzam, iść się prostytuować tak samo. Nie będę też latała z karabinem w ochronie karawan, albo jako pingwin w którymś lokalu dla bogaczy. Mam dość wojny, chcę… - przymknęła oczy i wypuściła powoli powietrze - Pokoju. Spokojnego życia… no dobra, może nie do końca spokojnego - parsknęła - Własna firma to zawsze własna firma. Jest jednak pewien… kłopot. Nie zrozum mnie źle… - popatrzyła na niego zmęczonym wzrokiem - Znam wojskowy beton. Niektórych rzeczy nie przełknie, ani nie skruszy go nic łącznie z atomówką. Gdyby doszło do jakiegoś zjeba w sztabie, że prowadzasz się po mieście z reżyserem pornoli… no cóż. Prawdopodobnie stękaliby o trzymanie poziomu, nieprzynoszenie hańby mundurowi. W najgorszym wypadku zaczęliby robić problemy… a nie chcę tego - ścisnęła jego dłoń, patrząc gdzieś w bok, na zalaną słońcem ulicę.

- Bywam zjebana, jednak nigdy nie zrobię niczego co przysporzy ci kłopotu, albo skrzywdzi. Obiecuje. Jeśli ci nie pasuje… eh - zacięła się, opuszczając wzrok na pustą miskę i milcząc przez długą chwilę - Jeśli ci nie pasuje, wal od razu. Odkręcę ten interes i postaram się znaleźć sobie inny pomysł na życie… jeśli na serio chcesz spróbować kooperacji w duecie.

Steve zaś słuchał i słuchał i chyba chciał coś powiedzieć albo zapytać. Ale w końcu jednak się nie odezwał tylko słuchał dalej i kończył skrobanie pucharku z lodowych pyszności.
Pokiwał głową, odłożył pucharek i łyżeczkę na stół i zastanawiał się chwilę.
- Jej. Myślałem, że przejedziemy się na lody, może coś jeszcze, pójdziemy na deser do łóżka czy co a tu plany jak na cały sezon. Albo i więcej sezonów. - zaśmiał się pogodnie gdy przetrawił to wszystko co usłyszał od kobiety siedzącej obok. Popatrzył gdzieś w dal placu albo na sąsiednie stoliki zanim znów się odezwał.

- No dobra, powiem to tak. Przyjechałem po ciebie aby spędzić z tobą wspólny dzień. Może i noc jak się uda. Właściwie cały weekend pewnie będziemy się bujać razem. Ale nie powiem ci co będzie za miesiąc, rok czy dalej. Mam pracę jaką widać. To jest dla mnie priorytet. Z ciebie jest całkiem kozacka babka o złotym sercu co się świetnie bzyka. No i te twoje koleżanki też są niczego sobie. Ale nie obiecam ci teraz, że się z tobą ożenię czy spędzę resztę życia. Rozumiemy się? Sorry ale na takie układy to za słabo się znamy. Na razie jest świetnie. I tego się trzymajmy. Co z tego wyjdzie to zobaczymy. - popatrzył na nią gdy przedstawił jak widzi sprawę. Wydawało się, że nie był gotowy na takie rozmowy i temat go zaskoczył. Ale skoro się pojawił no to po chwili zastanowienia powiedział jak widzi obecne i przyszłe relacje między nimi z perspektywy tej gorącej i słonecznej soboty pod cieniem parasola najlepszej lodziarni w mieście.

Na dźwięk słowa “ożenić” Mazzi się skrzywiła, robiąc bardzo powątpiewającą minę. Nie widziała się z gpsem na palcu, nie. Nie ma mowy. Były jakieś granice.
- Wybacz, naprawdę jesteś spoko, ale bycie władcą pierścieni… - pokręciła głową, parskając - Nie w najbliższej dekadzie. Bez przesady, nie oświadczam ci się, ani tego nie oczekuje. chociaż kwiaty przyniosłeś piękne. Zbierałeś sam czy pogoniłeś Cichego, a on pogonił koty? - wychyliła się, zanurzając palec w jego pucharku i ścierając ze ścianki odrobinę roztopionej masy. - Niezłe, następnym razem poproszę o pistacjowe - zaśmiała się, oddychając jakoś lżej. Smród poszedł, okazało się że nie śmierdział tak bardzo jak się obawiała. Dobrze było oczyścić atmosferę. Z tej radości przechyliła się, obejmując oficera za szyję i pocałowała go czule nim dorzuciła z ustami przy jego ustach - Czyli co, mogę spokojnie w poniedziałek zacząć swoje interesy i potem może, jak coś z tego będzie, nie usłyszę narzekania? Cudownie…to mi sie podoba - wymruczała, pocierając policzkiem o jego policzek - Pytam o aktualny status bo nie wiem czy następnym razem jak będę miała okazję na porządny gangbang mam odmawiać żeby nie było nikomu przykro - dodała najniewinniejszym możliwym tonem - Na przykład tobie.

- Ty tak na poważnie z tym kręceniem porno? - Steve aż przekrzywił głowę i zmrużył oczy próbując zajrzeć gdzieś w głąb duszy i serca Lamii przez jej oczy. No w końcu rozmawiali o biznesie który i obecnie i niegdyś trudno było uznać za sztampowy. Ale gdy zobaczył potwierdzenie na jej twarzy podrapał się po wygolonej szczęce jeszcze zalatującej wodą kolońską. - Tego się nie spodziewałem. - przyznał po chwili zastanowienia. Wyprostował ramię i chwilę się bawił pucharkiem obracając go palcem w kółko.

- Nie chcę cię widzieć w żadnych filmach. Ani nie chcę słyszeć, że się gdzieś puszczasz po mieście. Pal licho te twoje zabawy z dziewczynami. To jest nawet całkiem fajne. Chcesz prowadzić biznes to sobie prowadź. Nie mam nic przeciwko. To trochę jakbyś prowadziła klub albo burdel. Ale mogę się bujać z szefową biznesu ale nie z dziwką czy aktorką porno. Rozumiemy się? - zerknął w bok na Lamię aby sprawdzić jak zareaguje na te warunki.

- Poważnie jak bonie dydy. Dziewczyny mówią że mam talent do reżyserowania… filmów akcji. Zresztą zobaczysz w niedzielę, Eve jeden skleja z podróży do Mason City. Zatrzymałyśmy się na stacji bo zaczął padać grad. Opuszczonej, nudnej… ale znalazłyśmy sobie zajęcie. Nie bój się, film tylko do wglądu rodzinnego - opowiedziała wesoło i było o jedyne wtrącenie póki nie skończył. Dała mu czas na przemyślenie, przetrawienie i ponowne przemyślenie. Siedziała cicho obok, wciąż obejmując go ramieniem i głaszcząc po karku.

- Żadnych filmów publicznych. - obiecała, przenosząc palce z tyłu szyi na twarz Mayersa. Chyba jej chłopaka… kosmos.
- Po co mam się puszczać? Ty mi wystarczysz - dodała łagodnie, głaszcząc go po policzku - I moje zabawy z dziewczynami są “całkiem fajne”? Oj kochanie… ciekawe co powiesz po niedzieli… właśnie! Przekazałeś chłopakom że mają być na 19:30 w Honolulu czyści, wyszorowani i przytomni?

- Mhm. Przekazałem. Jak nie zapomną to będą. - oficer w galowych mundurze wrócił do swojego niefrasobliwego tonu jakby się wcale tym nie przejmował. - To fajnie jak mamy ustalone co trzeba. A teraz co? Lody zjedzone. To chyba czas na nas. - powiedział z uśmiechem obejmując ją i przytulając mocno do siebie aż wreszcie całując ją najpierw w policzek a później w usta. A na koniec jeszcze roześmiał się radośnie jakby go to wszystko tu i teraz bawiło i cieszyło niemożebnie.

- Mam nadzieję, że nie zapomną… latałyśmy z Eve jak nawiedzone żeby wszystko dopiąć na ostatni guzik. Atrakcje załatwić, wynająć… a zobaczysz - pociągnęła go do góry, wstając z krzesełka i zaraz zaparkowała u jego boku, szczerząc się z dumą właściciela wyprowadzającego najlepszą furę na ulicę. W lokalu siedziało od groma mężczyzn, część nawet całkiem sympatyczna… tylko Mazzi jakoś nie zwracała kompletnie na nich uwagi, zajęta tym jednym - Tak trochę dla nich imprezę zorganizowałyśmy, tylko im nie mów bo się zaplują albo pomyślą Bóg wie co, ale na pewno staną się bardziej nieznośni. O ile to możliwe - ćwierkała Boltowi pod ramieniem w najlepsze - Będzie wesoło, zobaczysz. Mam nadzieję że tobie też się spodoba… a w ogóle skąd pomysł na ten mundur? Chciałeś biedną podłej klasy podoficer przyprawić o zawał serca? - popatrzyła udając że robi się smutna. Tylko coś ślepia się jej za bardzo cieszyły jak na takie nieszczęście - Raaany, jak otworzyłam drzwi myślałam że mi oczy wyskoczą z orbit, a potem było tylko lepiej! Co za niespodziankę wymyśliłeś? No mów, nie trzymaj mnie w niepewności! - połaskotała go po żebrach.

Roześmiał się i trudno było powiedzieć czy od tych łaskotek czy od tego co mówiła. W każdym razie w całkiem dobrym humorze wrócili do czarnej, kanciastej terenówki gdzie znów się na chwilę rozdzielili gdy on poszedł otworzyć od strony kierowcy a od środka drzwi dla pasażerki. - Miałem się nie ubierać jakoś specjalnie bo mówiłem ci, nachodzę się w tym mundurze na co dzień i jak mam wolne to chcę coś luźniejszego. - zaczął od tego co pytała na końcu gdy uruchamiał samochód. Zamilkł gdy sprawdzał czy może bezpiecznie wycofać pojazd na drogę. I wznowił temat gdy znów jechali przez główny plac miasta.

- Don mnie namówił. Mówił, że jak jesteś żołnierzem to docenisz. No to se pomyślałem “a do cholery, raz mogę się wystroić”. No to widzisz jak wyszło. - rzucił luźno lekko wskazując dłonią na swoją pierś. W tym czasie znów nieco mocniej depnął pedał gazu i maszyna całkiem gładko radziła sobie z rozgrzanym asfaltem a konne furgonetki wyprzedzała równie sprawnie jak osobówka.

- A chłopaki nie bój się. Zajarali się na te twoje laski to pewnie przyjdą. No ale zawsze niestety jest ryzyko, że zaczną wcześniej i zdążą się nabzdryngolić. Siły specjalne. - rozłożył ręce i dołożył do tego minę oznaczającą, że zrobił co mógł ale jest jednak zawsze ten element nieobliczalności i niepewności co do zachowania się elitarnego materiału ludzkiego w czasie wolnym.

- Muszę zapamiętać żeby podziękować temu śmieszkowi. Wyszło… problematycznie - sierżant rozsiadła się wygodnie, zapinając pasy dla bezpieczeństwa i tak dalej. Umościła się, na końcu kładąc mu rękę na kolanie - Nie wiedziałam czy mam cię objąć, pocałować, podziwiać czy zedrzeć ten mundur już tam w progu. Pomyślałam że pewnie wieczorem i tak go ściągniesz, to przynajmniej się napatrzę. Gratulacje, wywaliłeś mi skalę… i nie tylko mi - zaśmiała się rubasznie - Dziękuję że ci się chciało. To jakby gwiazdka przyszła już teraz. A chłopaki… myślę że szybko wytrzeźwieją gdy zobaczą co im przygotowałyśmy.

- Tak? A co przygotowałyście? Jeśli oczywiście możesz powiedzieć. - kierowca był swobodny i pogodny, wydawało się, że cała wycieczka wprawia go w niezły humor. Skierował swoją kanciastą maszynę gdzieś za miasto bo wyjechali na dość płaski i monotonny krajobraz poza nim.

- Mogę… jasne. To żadna tajemnica - machnęła ręką i zerknęła na niego ciekawie - Na pewno nie chcesz mieć niespodzianki? Chyba że - ściągnęła usta, a potem wyszczerzyła się szeroko - Też cię wciągniemy w akcję. Ktoś będzie musiał ich znaleźć gdy my zabierzemy się za przygotowania.

- Niespodzianka? No kurde to teraz mi dałaś zagwozdkę. Trudny wybór. - kierowca podpiął się pod te rozterki co do strategii na zaczynający się weekend i to jak się okazało z niespodziankami. Droczył się z pasażerką na całego całkiem udanie zgrywając się na niezdecydowanego. No albo może nawet i się nie zgrywał.

- Życie jest brutalne - saper pokiwała głową - Zależy czy chcesz grać w kadrze, czy jako kot… jak twoi ludzie. Poza tym… nie zaprzeczę, przydałaby się twoja pomoc w całym planie. Chyba że pójdziemy na kompromis. Nie zdradzę ci wszystkich szczegółów, tylko część. Reszta zostanie objawiona w swoim czasie - puściła mu oko.

- Oho. Praca z kadrem. Brzmi jak jakieś niecnoty i bezeceństwa. - Steve nieco cofnął głowę a potem zmrużył oczy gdy spojrzał na nią podejrzliwym i gromiącym wzrokiem. Z taką przesadą, że od razu widać było, że się zgrywa. - Mów dalej. - zachęcił ją z równie udawaną łaską dając znak, że chociaż trochę jest zainteresowany.

- Ostrzegałam lojalnie. Nie żartowałam z tym reżyserem filmów akcji - rozłożyła bezradnie ręce, przybierając pozę wcielenia niewinności, dalekiej od nieobyczajnego zachowania tak bardzo, jak to tylko możliwe. Poprawiła włosy i podjęła wesoło - Sioux to duże i piękne miasto, pełne atrakcji, wiesz? Codziennie odkrywam coś nowego. Na przykład wczoraj… ale do rzeczy. Mimo że wybór atrakcji na noc jest ogromny, wybieracie Honolulu. - uśmiechnęła się krzywo - Rozumiem splendor tego miejsca, jest magiczne. Miesiąca nie starczy aby wybawić się na wszystkich atrakcjach, lub poznać wszystkie zakamarki, chociaż szczerze mówiąc mam już ulubioną miejscówkę tam, pod takim jednym drzewem. Nie mogę się doczekać Sylwestra żeby zobaczyć odbijające się w wodzie fajerwerki… słyszałam, że to niesamowity widok - na jej twarzy pojawił się rozmarzony wyraz. Poprawiła też Boltowi kołnierzyk - Lubię twoich chłopaków, dziewczyny też ich lubią… szczególnie Eve. Szkoda że nie słyszałeś z jakim zapałem opowiadała o ich wspólnym nagraniu. Tydzień temu gdy się rozstawaliśmy mieli strasznie kwaśne miny. Odjechali sami, a ty z nami wszystkimi… na pewnie Don nie omieszkał ci tego wypomnieć - pokiwała smutno głową - Aby dbać o wasze i nasze wspólne, dobre relacje, pomyślałam aby zorganizować nam wszystkim wspólną imprezę. Pogadałam z Eve, trochę pogłówkowałyśmy… stwierdziłyśmy, że chyba podobał im się ostatni pokaz i niedzielny wieczór. Lubią patrzeć jak laski się ze sobą zabawiają, to już daje punkt zaczepienia, od niego wyszłyśmy. Dodatkowo… nie śmiej się - spojrzała na Steva trochę zażenowana - Jesteście oddziałem specjalnym, działacie w okolicy Frontu. Wiem jak tam jest, jak bywa i jak może być. - na moment zawiesiła pusty wzrok gdzieś za przednią szybą, odruchowo zaciskając palce na jego dłoni. Otrząsnęła się jednak szybko, wracając do uśmiechu psotnika.

- Ktoś kto na co dzień boryka się z problemami tego kalibru nie zadowoli się spotkaniem przy karciankach. Lubicie adrenalinę i endorfiny w dużej ilości. Dlatego zagospodarujemy wam niedzielny wieczór właśnie w tych klimatach. Żeby potem było co opowiadać kolegom w jednostce. Pewno nie uwierzą, ale spoko. O tym też pomyślałyśmy. Eve weźmie aparat, parę fotek dostaną… jeśli zasłużą oczywiście - wyszczerzyła się łobuzersko - Nie ma sensu opuszczać Honolulu, skoro już tam będą. Pojedziemy do nich i tu wchodzisz cały na biało. Znajdziesz ich i zgarniesz na górę. Mamy wynajęty apartament z łazienką, drinki i żarcie też się znajdą żeby nie musieć nigdzie wychodzić, bo to impreza zamknięta. Prawie tak tajna i poufna jak życie prywatne oficera służb specjalnych - zatrzepotała rzęsami - Musimy być tam na 19:20 najpóźniej, bo o 19:30 przyjedzie Tasha. Skoro to impreza dla sił specjalnych, potrzeba prawdziwej profesjonalistki, a jest nieziemska. Sprawdziłyśmy co umie, nie będzie lipy. Przygotujemy stół i rekwizyty, wyszykujemy dziewczyny do akcji i o 20 was wpuścimy. Obejrzymy pokaz, taki z dużą ilością gumowych rekwizytów… wiązania i dogłębnej integracji, a później chłopaki dostaną szansę zabawić się porządnie i przetestować Tashę jak tylko chcą… i nie tylko ją. Eve, Val, Di, Madi, Sonia, Betty… dużo alkoholu i domowa, rodzinna atmosfera - dokończyła jakby opowiadała o przygotowaniach do Święta Dziękczynienia, a nie masowej orgii zakrapianej alkoholem, w jednym z najdroższych klubów w mieście. Zrobiła zamyśloną minę i dodała - Myślisz, że im się spodoba? Trochę w ciemno działałyśmy. Chcę żeby byli zadowoleni i miło wspominali ten czas, a znasz ich lepiej. Masz jakieś sugestie?

- Wow. No przyznam, że tego się nie spodziewałem. - kapitan za kierownicą słuchał i słuchał a gdy w końcu się odezwał był pod widocznym wrażeniem. Milczał chwilę i zjechał w jakąś polną drogę od razu zostawiając za sobą tumany kurzu a i maszyną zaczęło wyraźniej trząść i bujać gdy zjechali z asfaltu. W końcu wzruszył ramionami. - Chyba nie. Pomyślałyście o wszystkim. Wódka, foczki, lasery… - odpowiedział trochę zaskoczony rozmachem szykowanej na jutrzejszy wieczór imprezy ale chyba nic nie przychodziło mu do głowy co można by jeszcze dorzucić.

- Dobra, to już tutaj. Potem o tym pogadamy dobra? - zmienił temat bo dojeżdżali do czegoś co było jakąś farmą na uboczu. W każdym razie było widać dom mieszkalny, stodołę, resztę zabudowań mieszkalnych i ogrodzenie które graniczyło teren. Brama była otwarta na oścież a na palikach każdego ze słupków bramy była przybita czaszka jakiegoś rogatego zwierzęcia. Pewnie byka lub czegoś podobnego.


Czarny, kanciasty wóz zatrzymał się z werwą i kierowca wyłączył maszynę i zaciągnął ręczny. Popatrzył wesoło w bok na pasażerkę.
- Chodź, zapoznam cię z kumplami. - rzucił do niej jakby byli jakimiś nastolatkami i miał ją poznać z resztą kolegów z paczki. Wysiadł z samochodu i poczekał aż do niego dołączy aby móc zamknąć terenówkę. Na zewnątrz panowało suche, spalone słonecznym żarem powietrze, obecnie nieco kręciło w nosie od unoszących się drobin świeżo wzbitego kurzu. Steve machnął komuś na przywitanie. Ten ktoś siedzący w fotelu na ganku domu odpowiedział mu tym samym. Po czym oficer razem z Lamią ruszył w kierunku tego domu i postaci.

Musiał to zaplanować wcześniej, czyli też knuł plany na ich spotkanie… i założył galówkę specjalnie dla saper.
- Matko… ale wertepy. Jeszcze się wywalę i narobię ci siary przed kolegami. Znów będziesz mnie musiał ratować z opresji i co wtedy? - zaśmiała się, łapiąc go za rękę żeby znaleźć stabilne oparcie podczas szybkiego marszu. Chodzenie w szpilkach po piachu nie należało do zajęć łatwych, ani przyjemnych. Starała się dzielić uwagę między podłoże, a okolicę, ciekawie oglądając budynek do którego się zbliżali.
- Co to za miejsce?

- Mój kumpel tu mieszka. Też kiedyś był w Boltach. - odpowiedział gładko i objął ją i przyciągnął do siebie dzięki czemu po tym ubitym klepisku szło się trochę lżej w tych szpilkach.

- No cześć Steve. Co się tak odstawiłeś? I co masz za ślicznotkę pod bokiem? - facet który siedział na ganku musiał być trochę starszy od Mayers’a ale niezbyt. Od razu było widać czemu już nie jest w Boltach. Brakowało mu z połowę jednej nogi, tak gdzieś do kolana. Ale ani jeden ani drugi, zdawał się tym nie przejmować.
- Wiesz Travis, właśnie bajeruję nową foczkę. To no sam rozumiesz. To jest Lamia. - Steve zatrzymał się gdy weszli na ganek i obaj podali sobie ręcę na przywitanie. Od razu dało się wyczuć, że znają się i lubią nie od wczoraj.

- A to do bajerowania foczek potrzebny jest taki garniak? Ale lamus z ciebie Steve. Hej maleńka! Chcesz usiąść staremu Travisowi na kolankach? Korzystaj póki chociaż kolanka są jeszcze w komplecie. - gospodarz zbył Steve’a jakby nic dla niego nie znaczył i jowialnie zagadał do drobniejszego gościa, tego w szpilkach, wesoło klepiąc się po udach. No rzeczywiście, akurat do kolan to był mniej więcej symetryczny.

Saper roześmiała się, krzyżując ramiona na piersi i przyjrzała się jednonogiemu uważnie od góry do dołu i z powrotem, a potem przybrała minę zbitego psiaka.

- Miło cię poznać, Steve mówił że też byłeś z jego jednostki. Kolejny komandos… i ja jedna, biedna bezbronna i słaba kobieta. Prawie w opresji. Nie wiem czy siadanie na tobie to dobry pomysł. A jak zrobisz mi krzywdę? Przez przypadek oczywiście… daleko do miasta. Nikt tu nie usłyszy krzyków, sąsiedzi nie przeszkadzają. - pokiwała głową, wskazując na Krótkiego - Też mu mówiłam, że przez ten tyłek spowoduje wypadek jak się będzie tak woził w tej gali po ulicy. No spójrz na niego - z premedytacją wychyliła się, obcinając wspomniany fragment Bolta.

Travis roześmiał się na całego, Steve skwitował słowa Lamii dostojnym uśmiechem. - Jaka rozrywkowa! - gospodarzowi widocznie dowcip Lamii przypadł do gustu bo aż postukał dłonią w blat stołu.

- To tylko jedna z jej wielu wad. Zobacza jak to zaplanowała. Najpierw mówi “Chodź Steve, pójdziemy na lody”. A teraz zobaczy gdzie wylądowaliśmy. A tu dopiero połowa dnia. No mówię ci Travis, za taką to nie nadążysz. - Krótki zrewanżował się Lamii czymś podobnym co też ubawiło gospodarza.

- No to ciekawe ma te wady ciekawe. No ale poza gadaniem o jej wadach to masz tutaj coś ciekawego do roboty? - kuternoga podniósł głowę na stojącego obok komandosa w galowym mundurze wracając do puenty.

- No wiesz, tak jak zwykle. Sprzęt gotowy? - Mayers zareagował podobnie gdy też przeszedł do sedna sprawy.

- Jasne. Wszystko jest tam gdzie zwykle. - gospodarz wskazał kciukiem na drzwi do mieszkania i Steve złapał za dłoń Mazzi i poprowadził ją do wnętrza domu.

- Nie chwaliłeś się, że masz jakieś nieprzyzwoite hobby - saper podreptała grzecznie za przewodnikiem, łypiąc ciekawie do chaty. Gdyby była tu Madi albo Betty, lub Olga, wiedziałaby mniej więcej czego się spodziewać - Często przyjeżdżasz na odludzie do weteranów aby buszować im w domach? Było powiedzieć, pożyczyłabym coś od Betty. Ma naprawdę niesamowitą kolekcję, zresztą zobaczysz w niedzielę… gdzie te drelichy i desanty? Będziesz mnie musztrował?

- Ee tam, musztrował… - Steve machnął ręką jakby kompletnie go to nie bawiło i przeszli przez jakiś living room i korytarz aż znaleźli się w kuchni z tyłu domu. - Musztrowanie jest dla kotów. - wyjaśnił z rozbawionym uśmiechem jakby oboje byli ponad ten koci poziom.
- Przebieraj się. - powiedział wskazując na leżące na jakiejś szafce ciemne ubranie. Sam też zaczął się rozbierać ze swojej galówki gdy miał naszykowany podobny zestaw. Okazało się, że są to jakieś kombinezony jak do prac w warsztacie. Tylko miały więcej kolorowych naklejek kojarzących się ze sportem, wyścigami i motoryzacją. Był nawet kask jak dla motocyklisty i buty o wiele bardziej nadające się w teren niż szpilki.

- Pierdoły gadasz - sierżant prychnęła, ściągając kieckę przez głowę. Złożyła ją i położyła na krześle, pod spodem stawiając karnie parę damskich butów. Wzięła kombinezon w dłonie, po chwili namysły odłożyła go z powrotem. Szkoda było brudzić pończochy, więc ich też się pozbyła, gadając w międzyczasie - Nie tylko koty da się musztrować. Może lubię, jak łapie się mnie za ramię i rzuca na ścianę? Przyszpila do niej i bierze jak swoje, a potem każe klękać i zająć czymś konstruktywnym. Poza tym… rozkazy rozbieraj się, zdejmij mi spodnie, klękaj, rozłóż nogi albo otwórz usta… dupka wyżej - pokazała mu język, podchodząc bliżej. Jakby dla potwierdzenia swoich słów pchnęła go w pierś prosto na ścianę, przypierając własnym ciałem.

- Gdyby nie to, że… naprawdę jara mnie off raod - wydyszała mu prosto w twarz, spoglądając mu w oczy rozognionym wzrokiem i rzuciła tonem sierżanta - Pocałuj mnie.
Pocałował. Najpierw krótko w czoło, potem delikatnie w usta, jakby robili to pierwszy raz, ale szybko pocałunek stał się bardziej zdecydowany. Całował ją długo obejmując przy tym jej ramiona i głowę. W końcu skończył ale jeszcze przyglądał jej się chwilę z bliska i odgarnął jakiś kosmyk co zleciał jej na twarz.
- Też lubię. Ale teraz chodź bo sam się najarałem na ten off road. Travis skończył grzebać w takim jednym gruchocie i trzeba go wypróbować. - roześmiał się jakby naprawdę nie mógł się doczekać jazdy po bezdrożach.

Nie musiał jej namawiać, w ekspresowym tempie wskoczyła w kombinezon, a buty sznurowała skacząc na jednej nodze. Mieli zaraz rozbijać się po Pustkowiach na… czymś zabawniejszym niż rodzinny kombiak. Niczym pijana podeszła do wyjścia, gdzie na nią czekał, wyciągając rękę żeby złapać jego dłoń.
- Zaraz za tobą - powiedziała cicho, wychodząc na ganek.
 
__________________
A God Damn Rat Pack
'Cause at 5 o'clock they take me to the Gallows Pole
The sands of time for me are running low...
Driada jest offline