Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 04-08-2019, 18:23   #28
Bardiel
Interlokutor-Degenerat
 
Bardiel's Avatar
 
Reputacja: 1 Bardiel ma wspaniałą reputacjęBardiel ma wspaniałą reputacjęBardiel ma wspaniałą reputacjęBardiel ma wspaniałą reputacjęBardiel ma wspaniałą reputacjęBardiel ma wspaniałą reputacjęBardiel ma wspaniałą reputacjęBardiel ma wspaniałą reputacjęBardiel ma wspaniałą reputacjęBardiel ma wspaniałą reputacjęBardiel ma wspaniałą reputację
W świątyni
Wieści, które przynosił Henryk wzbudziły trwogę wśród zgromadzonych mieszkańców. Ludzie rozglądali się nerwowo, nie wiedząc co czynić. Wydawało się, że w każdej chwili mogła wybuchnąć panika - tak się jednak nie stało. Nieprawdopodobny spokój Eugeniusza najwyraźniej udzielał się również otoczeniu. Niespieszne ucałowanie ołtarza, pełen dostojeństwa krok oraz opanowany głos - wszystko to utwierdzało zgromadzonych w świątyni w przekonaniu, że to wszystko wina cholernego Heńka. Znowu upił się ten zawszony moczymorda...
- Pijus jeden francowaty... Nie dość, że dziecko zabił, to jeszcze nabożeństwo rujnuje. Pasowałoby zrobić z nim porządek w końcu - pomstowała siedząca obok Franciszki starsza kobieta, wyraźnie wzburzona całą sytuacją.
Henryk tymczasem przywarł do nóg Eugeniusza w błagalnym geście. Kapłan nie wyczuwał od niego piwa.
- Ojcze Wielebny przebacz mi! Przebacz mnie, grzesznemu! Błagam, spraw bym nie błąkał się po lodowej pustyni, gdy już wyzionę ducha! Niechaj Stwórca przyjmie mnie do siebie!
- Ciebie pijaku to tylko w rzyć Stwórca kopnie, a nie... Paszoł won stąd hultaju! - pyskowała siedząca obok Franciszki baba.

Z tyłów świątyni dobiegł dźwięk głośno trzaskających i ryglowanych drzwi. Niebawem oczom zgromadzonych ukazał się zaaferowany Mieszko.
- Są jeźdźcy. Stal aż błyszczy! - krzyknął chłopak do kapłana, nie zdając sobie sprawy że te wieści nie działały zbyt kojąco na zgromadzone w świątyni owieczki Stwórcy.
- On jest taki dzielny! - westchnęła siedząca obok Arniki Ruta, wpatrując się w młodego kleryka jak w obrazek. Tymczasem gruba baba siedząca w rzędzie przed nimi złapała się za klatkę piersiową i zaczęła ciężko oddychać, jakby lada moment miała paść na zimną posadzkę.

Zamieszanie narastało z każdą chwilą. Trzymana na rękach Maryny Sławcia zaczęła głośno płakać. Spanikowana Bogna wybiegła ze świątyni na złamanie karku. Niedługo po niej do wyjścia ruszyli również młynarczykowie.
- Wracać mi tu, szczeniaki! Do mnie, już! - krzyczał bezsilnie Racimir, cały przerażony, bojąc się że Stwórca całkowicie pozbawi go potomków i rodziny. Był jednak już zbyt stary i niedołężny, żeby ganiać za młodzieżą. Pozostało mu tylko bezsilnie kląć na czym świat stoi.
- Też chcę zobaczyć - rzucił Albert do Gawaina, po czym nie czekając na zgodę ojca, zaczął kuśtykać w stronę wyjścia.
- Stwórco kochany, trza wiać... - wysapała siedząca obok Franciszki, pyskata baba. Starała się czym prędzej wygramolić z ławy, przy okazji trącając pechowe dziewczę dupskiem w twarz. Cholera wiedziała gdzie chciała uciec, ale najwyraźniej gdzieś jej się spieszyło. Panika i logika nigdy nie chodziły w parze.

W najbardziej nieciekawej sytuacji znalazł się prawdopodobnie Luther. Pomijając fakt, że lada moment wszyscy mogli zginąć z rąk plądrującego żołdactwa, to jego reputacja znalazła się w sytuacji bez wyjścia. Z jednej strony wiedział, że młynarczykowie będą mu docinać przez najbliższy rok, jaki to z niego tchórz. Oczyma wyobraźni już widział Żyrosława machającego rękami i wydającego odgłosy jak kurczak, by kpić z młodego Grolscha. Z drugiej strony... Stanowczy głos Horsta przypominał o tym, że ojciec ma ciężką rękę. Choć stary Grolsch miał już swoje lata, to jednak z wadliwym biodrem Luthera, mógłby go dogonić.
Niezależnie od tego na jakę decyzję zdobyłby się młody Grolsch, ta chwila niepewności uniemożliwiła ucieczkę. A konkretnie: uniemożliwił ją Henio.

- Ludzie ratujmy się!!! - ryknął nagle ogarnięty amokiem Henryk, rzucając się w stronę wyjścia. Wpadł przy tym na Vaidę, omal nie wywracając dziołchy. Czym prędzej zaczął zamykać potężne drzwi za młynarczykami i ryglować je.
- Durniu, co robisz?! Tam są moje dziatki! - wrzasnął Racimir, szarpiąc się z Henrykiem. Ten jednak odepchnął go silnie i nie dawał za wygraną. Oczy mężczyzny ogarniało istne szaleństwo.
- Święty Mamoniaszu! Dopomóż! - ryczał na całe gardło Henryk, mocując się z drzwiami.

Marysia poczuła jak Patryk silniej ściska jej dłoń.
- Nie powinniśmy się gdzieś schować? - zapytał młodszy brat, zerkając nerwowo w stronę kotłujących się przy wejściu chłopów.




Bogna

Nie wiedziała jak długo biegła. Panika całkowicie odebrała Bognie zdolność racjonalnego rozumowania. Nawet wzrok nie działał jak należy... Przytłaczający stres powodował drastyczne zawężenie pola widzenia. Wybiegając nie dostrzegła żadnych jeźdźców. Miała przed oczami tylko potężne drzewa Lasu Mgieł, w stronę których się kierowała. Właściwie... To nie tylko one.


Pamiętna noc, kiedy Sargoni najechali jej rodzinną wieś, nadal stawała przed oczami. Przebyta trauma nie pozwalała o sobie zapomnieć - zwłaszcza w sytuacjach takich jak ta. Bogna traciła poczucie czasu. Zatracała się, pędząc między drzewami. Zupełnie straciła świadomość przebytego dystansu, aż wreszcie wystarczył jeden, wystający konar...

Bogna wyłożyła się jak długa. Zaraz potem zaczęła staczać się po pochyłej ściółce. Ostatnie co zapamiętała, nim uderzyła głową o pień, był widok koron potężnych dębów. Straciła przytomność.


Nie wiedziała ile czasu minęło, gdy ponownie otworzyła oczy. Głowa bolała niemiłosiernie. Widoczność była ograniczona, choć nie zdążyło się jeszcze ściemnić. Las spowijała gęsta mgła...




Jeremi "Czarny"

Jeremi w pośpiechu maszerował do świątyni, wyłącznie sobie znanymi ścieżkami. Od dawna we wsi nie było aż tak cicho... Odkąd wieśniacy ponownie zaczęli uczestniczyć w nabożeństwach, co niedzielę Drzewce wyglądały na wymarłe - bo wszyscy zamykali się w świątyni, by tam czcić Stwórcę.

Gdy już niemal wstąpił na żwirowy trakt prowadzący na wzgórzę, o mały włos nie wystawił się na widok niewielkiej kolumny jeźdźców, zmierzających w tym samym kierunku. Choć Jeremi nie był pierwszej młodości, to jednak wrodzone szelmostwo pozwoliło mu niepostrzeżenie ukryć się za chatą kowala. Przeżył zbyt wiele zim i zbyt wiele wojen, by chętnie witać kolumny zbrojnych.


Jeremi dostrzegł siedmiu jeźdźców błyszczących od stali. Ciężko było przyjrzeć się dokładnie, ale wyglądali na uzbrojonych po zęby rycerzy. Za nimi ciągnęło się kilka wozów. Na jednym z nich siedziały dwie bogato odziane damy. Przy końskim zadzie jadącego na czele, swobodnie spoczywała tarcza.

Jeremi dostrzegł na niej znajomy herb - wieżę na błękitnym tle.




Nawoja

Kiedy Nawoja wraz z braćmi wypadli ze świątyni, ich oczom ukazał się rycerski orszak. Światożar i Żyrosław momentalnie zatrzymali się i rozdziawili gęby w niemym zachwycie. Lśniące pancerze, miecze, ogromne, bojowe rumaki pokryte kolorowymi kropierzami... Najwyraźniej wjazd zbrojnych zrobił na braciach dziewczyny piorunujące wrażenie. Fakt, że na wozach z tyłu siedziały dwie młode, bogato odziane damy, wcale im nie pomagał w odzyskaniu chłodnej głowy.

- Kmioty, wezwijcie do mnie kogoś, kto potrafi czytać - rozbrzmiał szorstki głos jadącego na czele zastępu mężczyzny.


Kiedy ściągnął hełm, oczom Nawoji ukazała się grubo ciosana gęba, ozdobiona czarną brodą i potężnym nosem. Wściekłe spojrzenie zbrojnego oraz jego gwałtowne ruchy znamionowały kogoś, kto nie słynie z cierpliwości. Tymczasem zarówno Żyrosław, jak i Światożar gapili się jak sroka w gnat.
- Dziewko, macie tu kogoś czytatego, czy tylko te dwa cymbały? - rzucił rycerz bezpośrednio w stronę Nawoji.




Jeremi "Czarny"

Gdy zbrojni zajęci byli rozmową z młynarczykami, przyczajony wiedźmiarz mógł ich dokładniej zlustrować. Jeden z koni dosiadanych przez rycerzy zadreptał w miejscu niespokojnie, obracając się bokiem. Oczom Jeremiego ukazał się herb w całej swej okazałości. Raz jeszcze potwierdził własnym oczom, iż była to wieża na niebieskim tle. Od herbu poprzedniego pana wsi odróżniał ją jednak mały szczegół.

Z obu stron otaczały ją rozłożyste, orle skrzydła.
 
Bardiel jest offline