Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 04-08-2019, 20:08   #102
Aiko
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację

- Chcesz czegoś to mów - upijając łyk kawy starał się zagłuszyć jęki Nany, które wypełniały jego głowę. Militarystyczny anioł obdarzył swojego kompana spojrzeniem sugerującym wewnętrzne wahanie - owe wahanie zdawało się oscylować pomiędzy wyjawieniem swoich bolączek, a wyprowadzeniem prawego sierpowego w stronę twarzy zakonnicy. W końcu jednak Valerius zaprzestał piłowania górnej warstwy swego uzębienia o dolną i rozluźnił zaciśnięte pięści. Nieświadomie imitując nawyki Shateiela, również westchnął.
- Wpakujesz nas obu w papierokratyczne szambo, ale twoja wola. A czego chcę, to powinieneś już wiedzieć, Eshat może i zarzekał się, że wieczorek zapoznawczy na temat “elementów układanki” i gagatków je posiadających odbędzie się z jego udziałem, ale w praktyce briefingi to moja broszka, toteż na twoim miejscu nie liczyłbym na kolejną audiencję u naszego guru zbyt szybko. Ani o tak pogańskiej porze - wykrzywił wargi, oferując kiepską imitację uśmiechu, po czym pociągnął kolejnego łyka ze ściskanej puszki.
- Jakoś nikt mnie nie zapoznał z regulaminem. - Shataiel mimo protestów Nany rozsiadł się wygodnie, pokazując w pełnej krasie zgrabne uda zakonnicy. - No to skoro briefing to twoja “broszka”, to opowiadaj.


Anioł o płomiennych włosach zwiesił głowę na kwintę. Grzywa zakryła mu włosy, zdawał się medytować nad kawałkiem aluminium. Trwał tak blisko minutę. Bez słowa oraz w bezruchu. W końcu parsknął pompatycznie i pokręcił makówką w geście mieszającym beznadzieję, pompatyczność i rozeźlenie. Oparł brodę o lewą dłoń, a rękę o kolano.
- Słuchaj... mam talent do wpieprzania się w maliny. Dobrze o tym wiem. Ale kiedy ja to robię, przynajmniej posiadam jakiś powód. Tak czy siak, regulaminu jeszcze się obsłuchasz. Jak świnia grzmotu. Ale nie teraz i nie ode mnie. Ja mam dla ciebie inną litanię.
Oparł się plecami o ławkę i wlepił wzrok w pojedynczy obłok bieli sunący poprzez błękit.
- Rzecz w tym, że... heh. Że trochę się boję ją wygłosić. Bo widzisz, ten facet, do którego mamy się wyprawić po cudowną odtrutkę na wszystko, co złe i niedobre, nie jest po prostu “kapkę ekscentryczny”, jak określił to szef wszystkich szefów. Na skali niedopowiedzeń ten bajkowy opis Eshata nawet się nie mieści, a na skali przekłamań też rokuje dość wysoko.
- Znasz go? - Shateiel w przeciwieństwie do swego rozmówcy nie skupiał się na obserwowaniu zjawisk atmosferycznych. Jego spojrzenie utkwione było w Valu, jakby chciał zapamiętać każdą zmarszczkę na jego twarzy. - Ta “odrtutka” to ten dziwny specyfik z wczoraj, czy coś namieszałe… namieszałam.*
- A kto, kurwa, może w dzisiejszych czasach powiedzieć, że zna drugą osobę? Albo nawet, że zna samego siebie? Heh. Wybacz ten pierd filozoficzny. Nie “znam” go. Widziałem go raptem dwa razy w życiu, nie wiem czy preferuje colę czy pepsi. Znam za to jego “prace” i mogę ci powiedzieć, że kurewsko artystyczna z niego dusza - Val powrócił wzrokiem na ziemię, zrównując go z poziomem ulicy. - Pamiętasz wijące się tryptyki mięsa i kości, które pod koniec wojny zdobiły fortecę Beliala? To jak wyły i zawodziły? Jak błagały raz po raz o dobicie, rozdzierając serce słuchacza? Zarażając je jakąś pierwotną formą cierpienia?
Puszka trzasła mu między masywnymi - acz trzęsącymi się - palcami. Złamała się na dwoje, rozlewając swoją zawartość na płytach chodnika. Val zwrócił się w stronę siedzącej obok kobiety, a jego oczach tańczył nieskrępowany niczym lęk.
- Porównywanie ich do dzieł naszego “niewinnego ekscentryka”, to jak kontrastowanie jebanego Rembrandta z makaronową wyklejanką. Tylko, uh... w drugą stronę.
- Wybacz, że się upewnię, ale który z nich jest według ciebie Rembrandtem? - Shateiel był dużo mniej przejęty. Może dlatego, że niewiele pamiętał z tamtych czasów, a może też dlatego, że nie znał człowieka, o którym rozmawiali. O ile w ogóle tamten był człowiekiem.
- Kurwa... ekscentryk, z którym mamy się spotkać, jest wielkim “artystą”. Sorry, jeśli zagmatwałem to porównanie, ciężko się skupić, gdy wisi ci nad łbem perspektywa zostania wyciągniętym poza konwencjonalnie rozumiane czas i przestrzeń, gdzie samo twoje ja będzie rozrywane na części składowe i tasowane w nowe, oryginalne wzory - spojrzał na zniszczony pojemnik po energetyku i, najwidoczniej nabywając przekonania, że poczyniony opis w jakiś sposób pokrywa się z powykręcanymi kształtem w jego dłoni, cisnął kawałkiem aluminium do kosza. Nie trafił, co podkreśliło dodatkowo smętne brzęknięcie.
Halaku uznał, że wypominanie, drugiemu aniołowi, że śmieci na jego podwórku to nie najlepszy pomysł. Nana podsumowała to energicznymi przytaknięciami.
- Z tego co zrozumiałam, dużo większy kłopot będzie gdy tamten upadły nie dostanie antidotum od świra. - Shateiel wstał z ławki i podniósł puszkę, po czym wywalił ją do śmietnika. - Cóż, Eshat nie wygląda na takiego, u którego łatwo pracować.
- Teoretycznie gadasz dobrze - Val skinął głową Nanie, choć ta nie była pewna, czy miało to na celu pochwalenie jej toku rozumowania, czy wyrażenie wdzięczności za ostateczne pozbycie się pachnącego tauryną metalu.
- Na tej samej zasadzie można by stwierdzić, że odbezpieczony granat jest bardziej niebezpieczny niż nieuzbrojona głowica nuklearna, tkwiąca parę pięter pod ziemią. Nasze “szczęście” polega na tym, że ekscentryk ma zupełnie wyjebane na rozkład nadnaturalnych sił na świecie - stwierdził rudowłosy, nerwowo przełykając. - A przynajmniej to właśnie pieprzę pod nosem jak cholerną mantrę, kiedy nie mogę zasnąć po nocy.
- Eshat wydał mi się potężnym gościem… myślisz, że pozwoliłby z innymi, tamtemu ot tak siedzieć i odwalać swój syf, gdyby wiedzieli, że to dla nich niebezpieczne? - Nana w głowie Anioła niemal jęknęła słysząc sposób jego wypowiedzi. Halaku westchnął przez to ciężko. - Wybacz.. Po prostu uważam, że i tak nie mamy wyboru, prawda?
- My jak my, ja nie mam na pewno. Ty jesteś tu nowa, zawsze mogłabyś pokazać Eshatowi środkowy palec, a potem czmychnąć z tą swoją dziunią cadillakiem w stronę zachodzącego słońca. Ucieczka w stylu teledysku Aerosmith z lat 90tych, ha - ten mentalny obrazek najwyraźniej poprawił mu nieco humor.
- Wygląda jakby cieszyła cię wizja, że zniknę uwalniając cię od swojego towarzystwa. - Nana usiadła ponownie obok rudego anioła, spoglądając smutno na pusty kubek po kawie.*
- Haha, to akurat pic na wodę! Tak się składa, że jesteś jedną z mniej upierdliwych osób, jakie mi przydzielono. A jadąc w trasę z Tobą, będę mógł przynajmniej odpocząć od Quasu i jej ciągłego pi-...
- Głosu rozsądku? -
Valerius obejrzał się w stronę ulicy. O biały płot opierała się dziewczyna ze zmierzwionymi włosami, które naznaczały koraliki w kolorze oceanu. Uśmiechała się klasycznym uśmiechem wredoty.
 
Aiko jest offline