Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 05-08-2019, 19:11   #25
Dedallot
 
Dedallot's Avatar
 
Reputacja: 1 Dedallot ma wspaniałą reputacjęDedallot ma wspaniałą reputacjęDedallot ma wspaniałą reputacjęDedallot ma wspaniałą reputacjęDedallot ma wspaniałą reputacjęDedallot ma wspaniałą reputacjęDedallot ma wspaniałą reputacjęDedallot ma wspaniałą reputacjęDedallot ma wspaniałą reputacjęDedallot ma wspaniałą reputacjęDedallot ma wspaniałą reputację
Pomarudził coś pod nosem i wrócił się na tyły do powozu. Tym czasem któryś z mnichów nachylił się do ciebie i szepnął ci do ucha.

– Brat Dariel nic nie wie co stało się na dziedzińcu… był wtedy w bibliotece.

Więc mogłam być spokojna, że kapłan dowodzący nie wyłapie jednak ironii. Zawsze to jakaś pociecha była.
- Problemem nie jest to co zostało wypowiedziane na dziedzińcu, tylko fakt, że nasi bracia i siostry nie potrafią ocenić o czym nie powinno się mówić - odparłam mu oschle. Winy u siebie nie widziałam, bo nawet przeor przeprosił mnie za swoją ostrą reakcję… Tuż przed tym jak znów się na mnie zapienił gdy namawiałam go do wyruszenia od razu. I jak widać po pstrokatym wozie, miałam rację z tym, bo nikt nie zdążył by się dowiedzieć o wyprawie.

Dariel po chwili wrócił i nic więcej już nie powiedział, tylko wyszedł na przód przed całą grupę. Wóz jak za wami jechał… tak jechał dalej.

Spuściłam na chwilę głowę by włosy zakryły mi twarz, chcąc ukryć uśmiech satysfakcji w jaki wykrzywiły się moje usta. Spojrzałam w górę, gdy udało mi się zachować obojętny grymas.
Wyraźnie nie było mi pozwolone rozmawiać, więc teraz podróż zapowiadała się na dużo dłuższą niż nieznośną, niż się to mogło wcześniej wydawać.

Szłaś powoli widząc przed sobą plecy orka, który parł przed siebie równym tempem. Podróż ciągnęła się z wolna, a krajobraz powoli się zmieniał, rzadkie lasy, które gdzieniegdzie porastały okolice twojej osady powoli przechodziły w małe zagajniki a w końcu wręcz zwyczajne krzaczory. Coraz więcej było tu trawiastych łąk.

Coraz mniej było też pól uprawnych a majaczące na horyzoncie wioski składały się zwykle z zaledwie kilku chałup, jedyna obecność ludzi w tych okolicach to byli pasterze otoczeni przez stada kóz.

Do swojego pierwszego przystanku dotarliście gdy słońce chowało się za widnokręgiem, zaś noc przejmowała władzę nad światem.

Ostatnia osada przed wejściem na step była niczym więcej jak trochę większą wioską. Była tam zaledwie jedna gospoda i posterunek straży, oraz kilka chałup. Gdy zbliżyliście się do osady ujrzeliście zbiegowisko chłopów z pochodniami, którzy krzyczeli i pomstowali, stojąc pod jakimś drzewem.

Szczerze zainteresowałam się zbiegowiskiem. Po całym dniu nudnej, pieszej podróży, powód dla którego chłopi wyklinali na drzewo, był dla mnie bardzo ciekawy. Wnet podeszłam do Dariela.
- Bracie, czy mam sprawdzić co się tam dzieje? - zaoferowałam mu siebie na ochotnika.

Spojrzał na zgrupowanie znudzonym wzrokiem i machnął tylko ręką.

A potem ruszył wraz z całą resztą mnichów do gospody. Morrisana i Wilczy Kieł pozostali z tobą, zaś dwie bardki zatrzymały wóz na obrzeżach osady i właśnie szły w waszą stronę.

Zbiegowisko pod drzewem brzmiało na coraz bardziej wzburzone.

Ucieszyłoby mnie, że kapłanka i zielonoskóry wojownik zostali. Nie zamierzałam czekać na artystki więc od razu żwawym krokiem ruszyłam zbadać co jest powodem niezadowolenia wieśniaków.
- Raczej nie chodzi o kota, który utknął na gałęzi - zażartowałam sobie, spoglądając na Garrena.

Mężczyzna milczał i wyglądał jakby nie zamierzał się zbliżać do wieśniaków.

Gdy podeszłaś bliżej zauważyłaś, że całej grupie przewodzi tutejszy szeryf. Gdy wcisnęłaś się w tłum zauwazyłaś, dwójkę nagich goblinów otoczonych przez pomstujący ku nim tłum. Zielonoskóry mężczyzna miał pętlę na szyi. Zaś strażnik trzymał drugi koniec sznura i wskazywał na gałąź. Goblinka natomiast łkała i coś mówiła, jednak gawiedź ją zagłuszała.

Zawahałam się. Zrozumiałam czemu ork nie zbliżył się do zbiegowiska.
- Co się dzieje? - zapytałam zwracając się do wieśniaczki, stojącej najbliżej mnie.

– Wieszamy trucicieli! Chcieli zatruć studnię! – Zawołała nawet nie patrząc na ciebie.

Gobliny nie wydawały mi się być na tyle inteligentne by wpaść na pomysł z trucizną. Co innego gdyby ktoś im dał truciznę i powiedział co zrobić. Wzburzony tłum raczej myślał prostolinijnie, gdy złapał kogoś za rękę. To co przyszło mi do głowy na pewno nie ucieszy Dariela.
Bez zwłoki przepchnęłam się przez gawiedź dalej, do strażnika trzymającego sznur przywiązany go gobliniego samca.
- Wstrzymajcie samosąd - powiedziałam idąc wyprostowana. - Wydanie wyroku pozostawicie w rękach Toriela i jego sług. Tylko tak nie ściągnięcie na siebie gniewu bożego.

Tłum uspokoił się na widok kapłanki, ale tylko nieco.

– Pani Kapłanko, to nie samosąd! My ich sądzilim, kapitan straży na wsi miano sędziego otrzymał i po śledztwie wyrok wydał! – Powiedział broniąc się strażnik. – Wszystko zgodno z prawem i ludzkim i boskiem. – Powiedział.

- Rozumiem - odparłam. - Ale skazanym należy się ostatnia posługa niezależnie od wagi ich win zanim wykonacie wyrok - wytłumaczyłam mu w czym jest problem. - Wstrzymajcie się, a ja pójdę po kapłana który może tego dokonać.

Ludzie zaczęli buczeć niezadowoleni, ale strażnik zaczął ich uspokajać. Ty gdy odchodziłaś poczułaś na dłoni czyjś dotyk. Goblinka złapała cię za rękę i korzystając z nieuwagi zebranych powiedziała szybko.

– Ocal mojego męża, kapłanko… jest niewinny.

Popatrzyłam na nią i nieznacznie skinęłam jej głową.
- Módl się do Toriela - powiedziałam i odeszłam.

Nie oglądając się za siebie wyszłam z tłumu i idąc w kierunku karczmy rozglądałam się za Garrenem i Morrisaną.

Dwójka stała nieopodal i jakby czekała na ciebie. Inaczej było z bardkami. One gdzieś zniknęły.

- Wieszają ich za próbę zatrucia studni - powiedziałam gdy zbliżyłam się do nich. Nie zatrzymywałam się tylko machnęłam ręką na znak by szli za mną. - Przemówiłam im do rozsądku, że nie mogą ich powiesić dopóki nie wyspowiada ich kapłan - wyjaśniłam po drodze na czym stanęło. - Goblinka mnie zaczepiła, twierdzi, że są niewinni. Potrzebuję znaleźć szybko Dariela.

– Wątpię czy będzie on chętny do tego zadania – Powiedział Garren sceptycznie. Ruszyli za tobą.

Idąc do gospody musieliście przejść obok studni.

- Chęci nie mają tu nic do czynienia - odparłam mu. - Jego obowiązkiem jest wysłuchać skazanych przed śmiercią. Wierzę, że Dariel postąpi słusznie - dodałam, przelotnie przyglądając się studni, która mijałam.

– Skoro tak mówisz… – Powiedział ork.

Studnia jak studnia, dół w ziemi obłożony murkiem z kamieni, taka sama jak ta znajdująca się na dziedzińcu twojego klasztoru.

– Sądzisz, że są niewinni? – Zapytała Morrisana.

Popatrzyłam na nią i wzruszyłam ramionami.
- To wie tylko Toriel - odpowiedziałam i przyspieszyłam kroku idąc do gospody. - Ja mogę zrobić tylko tyle... ile mogę - dodałam

Na wejściu do gospody niemal zderzyłaś się z Darielem.

– Wyszedłem zobaczyć czy nie spowodowałaś jakichś kłopotów – Mruknął.
 
__________________
Czy widział ktoś Ikara? Ostatnio kręcił się przy tamtych nietestowanych jetpackach...
Dedallot jest offline