Przygotowanie odpowiedniej sali w podziemiach Ratusza nie nastręczało trudności. Choćby dlatego, że przewidujący Berg takową salę trzymał gotową "na wszelki wypadek".
Aresztowanie dziada także nie było problemem. Problemem było natomiast przyprowadzenie go w tajemnicy. Raz, że nie do tego Straż była szkolona, dwa, że żaden z czterech jej obecnych członków (reszta, jak pamiętamy, pojechała była na wojnę) nie był także szczególnie kompetentny. No bo kto w końcu idzie do straży?
Ludzie pani Jagody z pewnością poradziliby sobie lepiej, ale skoro nie zostali o to poproszeni, a wręcz zostało to zakazane...
I minął wieczór i noc i nadszedł poranek.
Dziad jest w lochu. Wieśniacy aresztowani, skierowani na roboty przymusowe w porcie. Ewentualni zwiadowcy (dwóch ochotników ze straży) czekają na akceptację warunków umowy. Życzą sobie ni mniej ni więcej a koronę na głowę dniówki, plus pięćdziesięcioprocentowy dodatek za niebezpieczną pracę. Trzeba by im zapłacić z budżetu - pomysł Volkmara nie wzbudził protestów, ale i nie dostał zewnętrznego finansowania. Miasto niby miało nadwyżkę - całe dwa tysiące koron...
Kat i Medyk okazali się kompetentni. Dziad mówił w kółko to samo, śmiał się, płakał, lepił figurki z odchodów... Zachowywał się jak pomyleniec, ciągle powtarzał, że "Oni wracają, oni wracają" i trząsł się ze strachu, a przecież do tej pory nigdy nieumarłych w okolicy nie było.
Kilkudziesięciu wiernych czekało na kazanie Jacka. A zbierze się więcej jak zacznie gadać.
Mistrz Tymon, Pani Jagoda i Jego Świątobliwość Jacek dzięki swoim doświadczeniom w straży czują, że za niedługo atmosfera na ulicach zrobi się nieciekawa. Większość mieszkańców traktowała dziada jako nieszkodliwego wariata, ale jego zniknięcie zostało odczytane jako potwierdzenie... I pretekst do zamieszek. Jeszcze nie wybuchły ale tylko czekać aż wściekły tłum zacznie się domagać jego uwolnienia i informacji o środkach zaradczych związanych z inwazją nieumarłych. Wszystko poszło strasznie szybko - zupełnie jakby ktoś rozpuścił plotki o zagrożeniu i umiejętnie je podsycał.
Tymczasem niewielka kawalkada Poszukiwaczy Przygód znajdująca się co prawda jeszcze dosyć daleko, ale za to na kursie kolizyjnym właśnie ruszała z miejsca nocnego odpoczynku. Mieli niejasne wrażenie, że okolicę jakby rozpoznają. Ale nie mieli czasu się nad tym zastanawiać. Mieli ważną misję.