Strażnicy nie byli „uruchamiani” mową. Ożywili się w momencie, kiedy pierwszy z awanturników przekroczył próg komnaty. Plan ich szybkiego wyeliminowania nie mógł się więc powieść w postaci takiej, w jakiej sobie zamyślili. Kosztowało to ich odrobinę wysiłku, a że dwóch rachitycznych ożywieńców nie mogło sprostać czwórce zaprawionej w bojach, to ich unieszkodliwienie trwało zaledwie chwilę dłużej. Von Essingowi udało się nawet odciąć głowę – zgodnie z planem.
Przez okienko wychodzące na dziedziniec widać było grupę strażników, która opuściła wewnętrzną bramę i kierowała się ku koszarom, w których z kolei ukrywały się niedobitki atakujących zamek. Strażnicy wyposażyli się w tarcze, z których uczynili zasłonę, za którą byli bezpieczni od nadlatujących od strony banitów bełtów.
- To daje pewne pole do popisu. Spójrzcie, że zupełnie nie spodziewają się ataku z tyłu. Skupieni są na banitach – oznajmił Wolfgang stając tuż przy oknie. W jego dłoni pojawił się kamerton. Mag uśmiechnął się pod nosem – na zewnątrz szalała burza. – Oto moc Azyru – mruknął i wypowiedział słowa kształtujące rzeczywistość. Kamerton w jego ręku zabłysł na moment, aby zogniskować moc. Potem zniknął, a z dłoni Techlera uwolniła się błyskawica, która w akompaniamencie grzmotu uderzyła w grupę strażników. Zbrojnymi cisnęło na boki, zupełnie rozbijając szyk. Ten trafiony bezpośrednio wił się w agonii na bruku podwórca, sypiąc iskrami.