Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 09-08-2019, 09:24   #19
Asmodian
 
Asmodian's Avatar
 
Reputacja: 1 Asmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputację
Zostawiając rozmawiający ze sobą w najlepsze elfi duet, Shahib ruszył w stronę reszty najemników, stąpając ciężko nogami i wzbijając tym samym tumany kurzu. Z dłońmi splecionymi za plecami i sztywny jak struna zatrzymał się przed grupą.
- Mój panie, mój panie - skłonił się przed szlachcicami, gdy ci zaszczycili go w końcu spojrzeniem. Gnoma i tabaxi powitał równie oficjalnie. - Moja pani, mistrzu Hemanostramusie. Jego Wspaniałość, Czcigodny Wielki Wezyr, wyznaczył mnie jako przedstawiciela sułtańskiego dworu podczas tej ważnej wyprawy. Roshan Shahib, na usługi państwa.
Pół-elf słowa adresował niby do grupy, ale wzrok miał wbity gdzieś w ziemię i ciemne spojrzenie uciekało w drugą stronę, gdy tylko przypadkowo napotkało oczy któregoś z najemników. “Urzędnik” przestąpił z nogi na nogę i odchrząknął nerwowo, dalej skacząc spojrzeniem wte i wewte.
- Znaczy się….ty tu dowodzisz? - Orryn zapytał ciekawie patrząc na półelfa, choć ton jego głosu wyrażał wątpliwość. Soczewki okularów gnoma błysnęły, kiedy taksował wyglądającego na bardzo zestresowanego i niepewnego osobnika - Jesteś pewien, że dasz radę Shahibie? Szukasz butów, czy może zgubiłeś coś jeszcze innego? - zachichotał pod nosem czarodziej, wciąż zajęty wypisywaniem na piasku symboli, notowaniem czegoś na długasnym zwoju i patrzącym co jakiś czas przez dwoje okulary, to na Nadala, to na stojącą nieopodal tabaxi.
- N-n-nie - Roshan z trudem napotkał gnomie spojrzenie. - Jestem jedynie sułtańskim urzędnikiem, żaden ze mnie dowódca, mistrzu Hemanostramusie.
Orryn mrugnął tylko okiem zza swoich grubych okularów, jakby droczył się jedynie z Roshanem.
-Witaj Panie, ja jestem Rashad Al-Maalthir, pewnie o mnie słyszaleś, a mojej rodznie już na pewno - Rashad skinął głową i przeszył urzędnika taktsującym spojrzeniem - śmiem twierdzić, że Wielki Wezyr nie posłałby z nami na tę wyprawę zwykłego urzędnika, pewnie masz talenty jeżeli nie w wojaczce to w sztukach magicznych.
- Nie mi osądzać decyzje Jego Wspaniałości, mój panie - odpowiedź Roshana była krótka. - Jestem jedynie lojalnym sługą.
- Tak, zaiste nie ma nic ważniejszego dla władcy ponad lojalność - uśmiechnął się Rashad przebiegle. - Ten urzędnik był najwyraźniej szczwanym lisem, który lubił trzymać karty przy sobie….
- Ja oczywiście jestem gotów oddać życie za naszego Sułtana, który udzielił mi i mojej rodzinie schronienia, gdy zostaliśmy przez nikczemnych wrogów wygnani z naszej ojczyzny…- dodał.
- Mi zaś się nie uśmiecha oddawać życia za kogokolwiek. Jednak nie zamierzam rezygnować z udziału z jakiejkolwiek wyprawy jedynie dlatego, że jest niebezpieczna - parsknął gnom na wspomnienie o poświęceniu - poważny badacz musi pozostać żywy i niespecjalnie mnie obchodzi, czy całą drogę będziemy wyśpiewywać peany na cześć tego czy innego notabla czy spędzimy czas bardziej....konstruktywnie - Orryn dokończył rytuał, którym dotychczas był zajęty i zwinął swoje notatki, najwyraźniej zadowolony z badań.
W końcu kapłanka postawiła swoje długie łapki między nimi, choć wyraźnie zmierzała w stronę Orryna. Z Rashadem i Roshanem powitała się przelotnie, grzecznym skinieniem głowy, ale zaraz spojrzała w stronę niskiego ludzika przy którym jej wzrost robił wrażenie jakby kot zwracał się do myszy. Spojrzała na boki po reszcie mężczyzn, po czym trochę onieśmielona podrapała się za długim uchem.
- Panie Orrynie, wszystko w porządku? - Tabaxi zapytała troskliwie, podchodząc jeszcze bliżej i zerkając co za znaki nakreślił gnom próbując zrozumieć naturę ich magii.
- Mistrz Orryn jest nieco ekscentryczny, ale jego badania i zdolność spojrzenie przez piaski czasu mogą być w naszej misji nieocenione.- wtrącił Rashad uśmiechając się kącikami ust.
- Tak samo jak mam nadzieję, że twoja, Pani, obecność, przyniesie nam pomyślny los i błogosławieństwo twojej bogini… cieszę się, że sprawy ułożyły się dobrze po ostatnim spotkaniu… - dodał ściszonym głosem.
- Dziękuję Rashadzie. Twój magiczny rapier również się przyda. Tak jak magiczny pas i zaklęte pazurki naszej nowej towarzyszki, która musiała spędzić nieco czasu w samotności w lochach sułtana - Orryn uśmiechnął się patrząc znacząco na wspomniane przedmioty - w jak najlepszym pani Yasumrae, w jak najlepszym. Ufam, że wilgoć lochów nie zaszkodziła zanadto? W przeciwieństwie do Makarydyjczyków….nie ufam szczęściu, stąd badania, przygotowania, plany… - wzruszył ramionami jakby mówił rzeczy oczywiste dla wszystkich - Natura artefaktu jest jednak połączona z bóstwem. Liczę na pomoc w tej materii. Rzetelną pomoc - popatrzył spokojnie w kocie oczy kapłanki.
Białe wąsiki tabaxi uniosły się w mieszance zaskoczenia i oburzenia tak paplącym wszystko językiem gnoma jak i tym że przejrzał ją na wylot. Dziewczyna ujęła swoje pazurki w dłoni jakby chciała je osłonić przed jakąś niewidzialną siłą. Po czym, gdy kończył mówić obeszła gnoma i próbowała zasłonić jego usta dłonią, by uciszyć go na moment. Gnom jednak cofnął się na moment, chrząknął pod nosem jedną z tajemnych sylab smoczego języka i pojawił się z głośnym trzaśnięciem kilka stóp za jej plecami. - Wolnego...nieco szacunku dla siwych włosów - mruknął kręcąc głową.
Jej dłoń zgarnęła powietrze, ale że nie była zupełnie zielona w sprawach magii domyśliła się kilku możliwości tego co właśnie zaszło. Obróciła się i zobaczyła mężczyznę za sobą.
-Jesteś bezczelny… ale nie rób tego więcej i nie dotykaj mnie swoją magią. - zmieszana Kocica poczuła się skrępowana, jakby była naga. Nie zamierzała dzielić się z nikimim informacjami o tak prywatnych sprawach jakie zaczął wygadywać gnom. Pogroziła zakończonym pazurem palcem niczym mama dziecku. Po chwili z wzgardą otrzepała swoje ubranie jakby zrzucając z niego jego czary. - To nie do końca były lochy i miałam stamtąd cudowny widok.
Turkus jej oczu zatrzymał się na małym człowieczku, gdy wpatrywała się w niego zza nieco przymrużonych powiek, poirytowana że nie udało jej się postawić na swoim.
- Ja też liczę na wiele rzeczy, ale nie zawsze się one spełniają. Zobaczymy czy kaprysem Bastet będzie spełnianie życzeń małych ludzi. - koci nosek fuknął frywolnie wypuszczając powietrze.
- No i masz, bakałarzu za swoją naukę. Małych ludzi… - prychnął Orryn zdegustowany epitetem kapłanki- Słyszysz Rashadzie? Całe dziesięć minut poświęcone na rytuał, który rzuciłem aby poznać możliwości grupy i skonstruować odpowiednią taktykę na wypadek pułapki, zasadzki i jeszcze bogowie wiedzą czego, a ta pannica boczy się...ech, zresztą nieważne. “Mały człowiek”! Do porządnego gnoma, też coś! Spotkamy się później wojowniku. Dam znać, co wiem i jaki mam pomysł na przyszłe walki - mrucząc, fukając pod nosem i kręcąc niezadowolony głową Orryn odszedł nieco dalej, ponownie wyciągając swoje notatki, pióro i kreśląc coś, choć humor drastycznie mu się pogorszył.

-Naszej słodkiej kocicy najwyraźniej brakuje wiele w kwestii okazywania szacunku innym, czy to wiekowym mistrzom magii czy dostojnikom…. ale skoro Wielki Wezyr zaufał jej co do udziału w wyprawie, kimże jestem by to kwestionować ?
Rozumiem że jesteśmy w stanie odłożyć animozje na bok i współpracować na tak ważnej wyprawie? Chcemy chyba wszyscy wrócić z niej żywi i zwycięscy?
- spojrzał znacząco na rozmówców.
Orryn podniósł głowę znad kartelusza, w którym wciąż coś liczył i zapisywał
- Co?...animozje?...a tak...to bzdura, nie zawracajmy sobie tym głowy więcej. Choć lepiej popatrz co wymyśliłem i skoryguj mnie. Moje stare oczy nie są już takie, jak kiedyś… - mruknął i machnął zachęcająco ręką, pokazując Rashadowi skomplikowane wyliczenia, procenty i różne dziwne koncepty dotyczące walki. Przypominało to nieco podręcznik, gdyby było pisane składniej. Najwyraźniej gnom również rękę miał nie pierwszej młodości.
Kapłanka oddaliła się też już w gorszym nastroju, mimo że się trochę odgryzła. Ta rozmowa potoczyła się niezręcznie i raczej na lepsze wszystkim wyjdzie ostudzenie emocji. Pewne było jednak jedno. Ich zbieranina była pełna różnych charakterów więc o konflikty było łatwo.
-Hm, całkiem to sensowne, choć momentami nieco za bardzo….skomplikowane - odparł Rashad dyplomatycznie, drapiąc się po głowie i próbując zrozumieć skomplikowane wyliczenia i niewyraźne zapiski gnomiego czarodzieja.
- Może najlepiej będzie Mistrzu, jak zostawisz taktykę takim jak czy Akram a skupisz się na odnalezieniu poszukiwanego przez nas artefaktu…
- Obawiam się, że jeśli nikt inny o tym nie pomyśli, wyprawa się nie uda, Rashadzie - wzruszył ramionami - wolałbym widzieć, jak inni przykładają się do swoich zadań. Tymczasem jest tu istny festiwal grzecznych słówek, masek uprzejmości i kłamstw tak wysublimowanych, że od tego mogą rozboleć zęby. Czy to ochroni nas przed wrogiem, kiedy przyjdzie czas? Czy raczej wiedza, jak wykorzystać magiczne zdolności naszych towarzyszy? I odrobina profesjonalizmu? Tu chodzi też o moją skórę, i wolałbym nie pozostawiać jej losu w rękach...hmm...pachołka wezyra. Akram. Kimże on jest? - pokręcił głową z nieukrywanym smutkiem i troską - Nie, Rashadzie. Myślę, że trzeba będzie pracować ciężko samemu

Gnom jak powiedział, tak zrobił. Starannie przygotowywał się do wyjazdu. Sprawdził, czy jego muł posiada odpowiedni zapas paszy i wody w jednej z beczek, a sam sprawdził również poziom wina w drugiej beczułce. Jeszcze raz, metodycznie, krok po kroku sprawdził stan ingrediencji magicznych, ziół do przywoływania chowańca, umocował starannie tubus z notatkami i zapisanymi zaklęciami. Potem spokojnie popatrzył w niebo, jakby szukając w chmurach odpowiedzi na nurtujące go pytania. Potem zaczął czarować, kreśląc delikatne runy w powietrzu, przesycając otoczenie mocą. Pancerz, który miał zabezpieczyć gnoma przed obrażeniami powodował lekkie falowanie powietrza dokoła niego, a niesiony wiatrem piasek, wzniecał od czasu do czasu niewielkie wyładowania, kiedy ochrona zatrzymywała te nieznaczne próby inwazji. Następnie gnom wysłał swoją sowę wysoko w powietrze, zamierzając co jakiś czas zerkać poprzez jego zmysły. Zaklęcie związania umożliwiało czarodziejowi niemal stałą obserwację otoczenia dokoła karawany i choć wiedział, że elfi łowca najpewniej dobrze ich poprowadzi, zamierzał zerkać w te strony, w które nie będzie patrzyć elfie oko.
 
__________________
Iustum enim est bellum quibus necessarium, et pia arma, ubi nulla nisi in armis spes est

Ostatnio edytowane przez Asmodian : 09-08-2019 o 09:28. Powód: formatowanie
Asmodian jest offline