Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 09-08-2019, 22:05   #99
Col Frost
Kapitan Sci-Fi
 
Col Frost's Avatar
 
Reputacja: 1 Col Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputację
Składanie raportu, technicznie będące przesłuchaniem, przeciągało się niemiłosiernie. Francusko-brytyjska komisja złożona z dwójki kapitanów, przepytywała Woodsa od dobrej godziny, a może nawet dłużej, agent nie patrzył na zegarek. Nie robił tego jednak z uprzejmości, wiedział że jeśli zrobi to raz, będzie sprawdzał czas co pięć minut, a wówczas całe to nieprzyjemne spotkanie będzie się wydawało jeszcze dłuższe.

Cóż, kierownictwo nie było zadowolone i dawało im to odczuć. Sześć litrów to, jak orientował się Woods, zaledwie kropla w morzu potrzeb Agencji, chociaż Anglik nie miał pojęcia po co im one. Ale nie interesowało go to. Ważne było zadanie, a to zostało w miarę możliwości wypełnione. W jego przekonaniu w niczym nie zawinili. Wdrożyli odpowiednie procedury, wyciągnęli wnioski, dopisało im trochę szczęścia i zrobili tyle ile mogli. Gdyby nie oni, Agencja nie tylko nie otrzymałaby tych sześciu litrów, ale Niemcy mieliby teraz cały zapas. A może właśnie chodzi o to "otrzymanie"? Duma cierpi, że musieli zdać się na czyjąś łaskę?

W wywiadzie nie do pomyślenia. Gdy wywiad potrzebował czegoś od wojska, po prostu tego żądał i wówczas to dostawał. W zamian wojsko dostawało informacje wywiadowcze, układ z korzyściami dla obu stron. Ale Agencja nie była państwowym wywiadem. W ogóle nie była państwowa, była międzynarodowa. A jeśli międzynarodowa, to nikt nie miał nad nią władzy. W takim wypadku trudno się dziwić niechęci skierowanej w jej stronę, którą w pewnym stopniu Woods podzielał, a która teraz w jego przypadku koncentrowała się na dwójce kapitanów.

Po pierwsze był od nich wyższy stopniem i doświadczeniem. Przynajmniej w sprawach agenturalnych, bo te wszystkie hokus pokus go nie interesowały. A jednak to oni byli jego zwierzchnikami, mało tego, nie omieszkiwali tego zaznaczać na każdym kroku. Nie mógł nawet zapalić, bo gdy na początku spotkania wyciągnął papierosa, francuski oficer nakazał jego schowanie, co wywołało kilkuminutową głośną kłótnię, która zakończyła się dopiero, gdy zagrożono Woodsowi zawieszeniem w obowiązkach. Wówczas niechętnie ustąpił.

Najpierw opowiadał o wydarzeniach w Paryżu, potem o ich podróży przez Francję i Belgię, wreszcie o ich działaniach na terenie Rzeszy. Potem musiał to wszystko powtórzyć jeszcze raz, ale w innej kolejności. Następnie kapitanowie zadawali pytania, na które musiał odpowiedzieć, opowiadając to samo po raz trzeci, a wszystkie trzy wersje musiały się zgadzać co do joty. Mało tego, musiały odpowiadać temu co powiedzą lub już powiedzieli inni.

Kilka pytań było podchwytliwych, ale Woods nie dał się nabrać. Nie oczerniał też członków zespołu, w zasadzie to nawet ich bronił. Bo jak inaczej można nazwać fakt, że przemilczał te kilka błędów i nieodpowiednich zachowań, które popełnili? Nie żeby czuł się w stosunku do nich jakoś specjalnie lojalny. Taki był po prostu zwyczaj. O takich bzdurach nie informuje się przełożonego, jeśli to konieczne załatwia się je między sobą, a jeśli nie, milczy na ich temat. Oni zachowają się tak samo w stosunku do niego, choć będą mieli o tyle łatwiej, że on przecież nie popełnił żadnego błędu, to oczywiste.

Wreszcie nastąpiła wyczekiwana chwila. Słowa "Może pan odejść" wypłynęły z ust któregoś z kapitanów. Starszy agent niemal poderwał się z krzesła i wyleciał przez drzwi, którymi bardzo chętnie trzasnąłby z całych sił, ale byłaby to strata czasu. Nawet nie obejrzał się na osobę siedzącą w korytarzu, zapewne Faucher lub Hawthorne'a, czekającą na własne przesłuchanie. Za bardzo mu się spieszyło na zewnątrz, by móc wyciągnąć i zapalić tego cholernego papierosa...

Dalszą część dnia spędził na sporządzaniu pisemnego raportu z misji, a więc opowiadając o wszystkim po raz czwarty, a potem wybrał się do biura Faucher, której miał zanieść akta młodej Leigh. Spotkanie zakończyło się krótką wymianą zdań, która nie różniła się zbytnio od ich dotychczasowych "pogawędek". Chociaż może Woods był bardziej gburowaty niż zazwyczaj, o co on sam obwiniał kapitanów i ich durne przesłuchanie.

Wieczorem miał zamiar odwiedzić Edwarda. Skończył już ostatni zeszyt, a jednocześnie przygotował kolejny dla przyjaciela. Miał też nadzieję, że on odwdzięczy się tym samym.
 
Col Frost jest offline