Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 12-08-2019, 15:44   #111
Phil
 
Phil's Avatar
 
Reputacja: 1 Phil ma wspaniałą reputacjęPhil ma wspaniałą reputacjęPhil ma wspaniałą reputacjęPhil ma wspaniałą reputacjęPhil ma wspaniałą reputacjęPhil ma wspaniałą reputacjęPhil ma wspaniałą reputacjęPhil ma wspaniałą reputacjęPhil ma wspaniałą reputacjęPhil ma wspaniałą reputacjęPhil ma wspaniałą reputację
Cała sprawa z dziwnym człowiekiem o całkowicie czarnych oczach, mgłą być może wywołaną jakąś mroczną magią, atakiem na Rusłana i jego ograbieniem poszła szybko w niepamięć, bo też i nie po to przybyli w to miejsce, żeby zajmować się mutantami, tylko żeby odnaleźć skarb.

Białe opary uniosły się wyżej, białe chmury otaczały pobliskie szczyty. Słońce co prawda z trudem przebijało się w niższe partie gór, ale na szczęście nie zanosiło się na deszcz. Jechali w milczeniu, z uwagą obserwując otoczenie, by nie nadziać się na kolejną zasadzkę czy tajemnicze wydarzenie. Goromadny były jednak spokojne i wyglądały jak każde inne góry. Czuli jednak podskórnie, że coś jest tu nie tak, bardzo nie tak. Oczywiście, mogły to być tylko podświadome obawy, któż to wie.

Dotarli popołudniem do miejsca, gdzie przed nimi skały zaczynały wypiętrzać coraz wyżej. Kierunek, który obrali, wiódł ich dokładnie między dwie z nich, w niezbyt szeroką szczelinę, którą musieliby poruszać się pojedynczo. Przewodnicy rozejrzeli się przed podjęciem decyzji, nie uśmiechało im się wchodzenie w miejsce jakby stworzone do zakładania pułapek. Obchodzenie tych formacji skalnych wiązałoby się jednak z zejściem z wierzchowców, dłuższą trasą i marnowaniem czasu, prowadzeniem zwierząt przez trudny teren wykroty i połamane pnie.

Szlak przez skały kusił, ale jednocześnie budził zaniepokojenie. Korytarz był cichy, spokojny i może właśnie dlatego po dłuższej chwili skierowali wierzchowce w bok, pomiędzy drzewa. Początkowo wydawało się to całkiem dobrym pomysłem. Poszycie nie było tak gęste, podłoże całkiem równe, a pnie rozsunięte na tyle, by ich konie i muł bez problemu mogły poruszać się w przód. Dość szybko jednak wszystko to zaczęło zmieniać się na niekorzyść. Nisko zwisające gałęzie i coraz trudniejszy teren zmusiły ich do zejścia z wierzchowców i ciągnięcia ich za sobą. Kolczaste gałązki krzaków szarpały ich ubrania i kaleczyły skórę koni, płytsze wykroty dało się przejść, zaś te głębsze musieli obchodzić. Zwalone pnie drzew, często lekko przegnite, porośnięte mchem kamienie i głazy, wszystko to zmuszało ich do dokładania każdorazowo kilku metrów. Tyle dobrze, że grupę skał mieli ciągle po swojej lewej ręce, a oni schodzili ciągle coraz niżej i niżej. Utrzymywali dobry kierunek i zmierzali w stronę stepów, a to tam, na równinie na południe od nich znajdowała się osada Polyan.

Dawno już minęli skały, gdy las zaczął się zmieniać. Pojawiało się więcej drzew liściastych. Robił się też coraz mroczniejszy w miarę obniżania się słońca na nieboskłonie. Mroczniejszy i bardziej niepokojący. Tak jak w każdym innym lesie o zmroku, drzewa przypominały giganty wyciągające po ludzi pokrzywione ręce. Było jednak coś jeszcze. Dziwna, nienaturalna cisza, jakby zwierzęta w ogóle nie odwiedzały tej części lasu.

Przed nimi zaś rósł buk. Młody jeszcze, nie miał jeszcze ni dziesięciu metrów. Nie wyróżniałby się niczym szczególnym, gdyby z jego gałęzi nie zwisały dwa nagie trupy. Zawieszone w koronie drzewa do góry nogami, tak, że ich głowy znajdowały się na wysokości końskich łbów. Obydwaj mężczyźni mieli ręce związane za plecami i poderżnięte gardła. Zaschnięta już krew pokrywała ich twarze i włosy.
 
__________________
Bajarz - Warhammerophil.

Ostatnio edytowane przez Phil : 15-08-2019 o 14:39.
Phil jest offline