Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 12-08-2019, 19:05   #70
Fiath
 
Fiath's Avatar
 
Reputacja: 1 Fiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputację
Eidith

Lotnisko cywilne było nieco oddalone od stacji badawczej, więc po wylądowaniu drużynę czekał mały spacer. Doc nie był tym zadowolony, domagał się miejsca na lądowisku służbowym, stwierdzono jednak, że nie ma do tego uprawnień, ponieważ nie uprzedził o swojej wizycie.
Ze statku wyszli wszyscy. Yse posłusznie nosiła smycz, jednak dawała ją trzymać tylko Bonnie.

Po drodze Doc zatrzymał drużynę na przeciwko baru. Spojrzał do środka przez okno po czym odwrócił się do reszty bez żadnego specjalnego wyrazu na twarzy:
- Wyczyśćcie to miejsce do zera. Tylko nie zniszczcie samego baru. - nakazał. - Wszyscy oprócz Bonnie.
- Sir yes Sir. - Rzuciła Eidith i sama stanęła przy oknie by zobaczyć z iloma celami ma do czynienia. Jeśli nie będzie ich dużo będzie mogła sobie darować strzelaninę, i zrobić to w bardziej personalny sposób. O ile Yse potrafi cicho kogoś zabić. Dobrze że Wilczyca miała na sobie maskę bo gdy tylko spoglądała na kosmitkę pojawiała się na jej twarzy durnowaty uśmieszek.
W barze znajdowało się około dwadzieścia osób, wliczając barmana. Część zgromadzenia stanowili uzbrojeni mundurowi na przerwie.
Wilczyca odwróciła sie do grupy i przemówiła.
- Po cichu tego nie zrobimy, ale możemy to zrobić szybko. Ja i Yse wejdziemy od zaplecza, kiedy ty Falco wejdziesz frontem i zwrócisz na siebie uwagę. Nie wiem zaśpiewaj, zatańcz pokaż im cycki. cokolwiek. Muszą patrzeć w twoją stronę, wtedy z Yse wycinamy mundurowych a potem całą resztę. - Wilczyca odciągnęła rygiel w swoich karabinie ładując pocisk do komory. - Wszystko jasne? - Dodała patrząc na Falco, wiedząc z dokumentów że jest trochę durna.
- Umm...spoko. - uśmiechnęła się Falco. Bonnie pokazała na siebie palcem, ale Doc złapał jej rękę i skierował ją w dół.
- Będzie jeszcze okazja usłyszeć jak śpiewasz Bonnie. - Uśmiechnęła się pod maską wilczyca, po czym zacisnęła palce na swoim karabinie.
- Lets maul some pigs… - dorzuciła chichocząc cicho jak maniak.
Zakradnięcie się od tyłu nie stanowiło wyzwania. Bar miał tylne drzwi, przy których kilku pijaków miało przerwę na papierosa. Przejście prowadziło do długiego korytarza z drzwiami do toalet po obu stronach. Na wprost, na końcu przejścia, znajdowała się sala barowa.
Gdy Falco weszła do środka, gromkim krzykiem: - HEJ - skierowała na siebie wzrok obecnych, po czym z sowitym zamachem rozbiła szczękę najbliższej osoby. Wszyscy zgromadzeni z jakąkolwiek bronią skierowali swoje lufy na barczystą kobietę.
Widząc jak Falco postanowiłą załatwić sytuację, sprawiło że pojawił się na jej twarzy uśmiech politowania. - Cóż nie powiedziałam jej by “Nie waliła na pizde” pierwszą osobę z brzegu.- Rzuciła pod nosem po czym pognała rozstrzelać mundurowych. Miałą tylko nadzieję że nie musiałą nic powtarzać Yse. Jako że “świnie” nie patrzyły na Eidith postanowiła rozgromić ich ogniem maszynowym swojego ciężkiego karabinu. Ich zabaweczki nic nie miały na taki kaliber.
Gdy Eidith otworzyła ogień, z drzwi do toalety za jej plecami wypadł zaalarmowany mężczyzna. Yse natychmiast go podpaliła, po czym zajęła się eksterminacją toalety, której kafelki nie stawały w ogniu pod naporem jej ofensywy. Mimo że Eidith miała gwarantowane darmowe morderstwa na każdym uzbrojonym człowieku w pomieszczeniu oraz wszystkich innych, to nie mogła tego zrobić natychmiastowo. Jej wsparcie ogniowe było zbyt wolne, aby kompletnie uchronić Falco, która przyciągnęła w swoim kierunku każdą okoliczną lufę. Dziewczyna oberwała w bark i w bok, choć nie przejęła się tym specjalnie, łamiąc szczęki trzem najbliższym facetom, nim przewróciła z kopniaka stół, aby na moment się w nim schować. Wyłoniła się dopiero po wybiciu przez Eidith żołnierzy, aby pomóc z czyszczeniem nieuzbrojonych cywili.

Na kilka sekund po tym, jak dźwięki zawieruchy ustały, przez główne drzwi baru wszedł Doc i jego córka. - Wolniej nie mogliście? - spytał, choć jego wyraz twarzy zdradzał, że nie robiło mu to różnicy. - Jakby ktoś pytał, to było tu pełno heretyków i mamy zgodę cesarską. Zabezpieczcie i zabarykadujcie okolicę. To będzie nasz punkt zbiórki. - nakazał, wlokąc się do baru, a przynajmniej jego pozostałości. Złapał spiritus i rzucił go Bonnie, która już łatała dziury w Falco.
Wilczyca gdy tylko ostatnie ciało upadło odchyliła maskę do góry tak by mieć ją na czubku głowy. Zaciągnęła się głęboko powietrzem, co spowodowało u niej spazm, wyginający ją do tyłu. Jej oczy wywlekły się niemal na lewą stronę gdy tak trwała krótką chwilę. Zaraz po tym odetchnęła głęboko jakby ktoś jej właśnie zaserwował masaż.
- My rifle… My hate.- wycedziła z siebie przez zaciśnięte żeby gdy czuła potężną dawkę szczęścią wpompowywanego do swojego mózgu. Z tego dziwactwa wyrwał ją widok ułożonych na stoliku “koreczków”. Eidith od razu podeszła w ich stronę, strącając z krzesła jakieś ciało bez wahania złapała za jeden. Przyglądała się mu analizując skład tej prostej przekąski, po czym zacisnęła na niej zęby by zsunąć wszystkie składniki wykałaczki do paszczy, białowłosej socjopatki.
- MMM! Zwykłe połączenie sera, oliwki, i kawałka szynki. Doskonałe. Musicie spróbować. - Z tymi słowami zjadła kolejny po czym przy użyciu wykałaczki wydłubywała sobie resztki z pomiędzy zębów.
- Yse sprawdź proszę wszystkie toalety, ja zobacze czy coś przeoczyłam na zapleczu i tylnym wejściu. - Zarządziła.
Patrząc się wymownie na Eidith, Doc otworzył butelkę wódki.
Po zakończonych oględzinach okolicy dowódczyni wróciła do pomieszczenia, aby zobaczyć Falco przybijającą stoły do ściany, aby zasłonić okna. Bonnie mówiła jej, czy jest prosto, czy krzywo i jak poprawić, co jakiś czas dodając "co za różnica?", lecz przejęta zadaniem kobieta nie była zainteresowania odpowiadaniem na to pytanie.
Wilczyca przewiesiła karabin przez plecy i zaczęła ściągać wszystkie ciała w jedno miejsce. Gdy było to ciało mundurowego kwapiła się o przeszukanie go.
- Yse ile będziesz sprawdzała te kible!? - Krzyknęła w stronę zaplecza nie odrywając wzroku od kieszeni mundurowych w których grzebała.
Po jakiejś chwili czarnoskóra kosmitka wybiła drzwi z kopa i wróciła do głównej sali. - Jak chce się odlać bez podpalania całej toalety, to chwilę mi zajmuje. - rzuciła na usprawiedliwienie. Eidith właściwie nie miała pojęcia jak funkcjonuje jej organizm.
- Muszę to kiedyś zobaczyć, na tą chwile pomóżmy Falco. - Przemówiła do kosmitki. Widząc że nie znalazła nic ciekawego przy zwłokach porzuciła to zajęcie, i zaczęła barykadować pozostałe okna. Nawet posiliła się o prewencyjną zmianę zawieszki na drzwiach z “otwarte” na “zamknięte”.
Żołnierzom Cesarskim, którzy wpadli z kopniaka, zawieszka w żaden sposób nie przeszkadzała.
- Coś polać? - spytał beznamiętnie Doc, gdy kilkudziesięciu cesarskich zbrojnych w pełnym rynsztunku wbiegło do pomieszczenia, łapiąc na celownik praktycznie każdą osobę w drużynie.
Eidith także uniosła broń, lecz do tego też ręke w górę.
- Whoa! Inkwizycja! Spokojnie! - Krzyknęła wilczyca analizujac co mieli w łapach cesarscy i też na sobie. - Teren jest zabezpieczony było to pełno heretyków. Mamy zgodę cesarską. - Blefowała beznamiętnie, ostatecznie była gotowa iść na całość jak otworzą ogień.
- I nikt tego do mnie nie zgłosił? - spytał kapitan, odwracając się do wilczycy. - To poproszę dokumencik.
- Został na okręcie. - odezwał się Doc. - Dostaliśmy zlecenie usunąć planetę z uwagi na obecność adeptów i prowadzenie nielegalnych eksperymentów. - wyjaśnił Doc. - Wpadliśmy jednak na pomysł, że mała kooperacja z kościołem wyszłaby nam obu na dobre.
Kapitan zamyślił się. - No dobra, to czemu żeście nic o tym nie powiedzieli?
- Żeby nam adepci spieprzyli? - spytał Doc.
- No dobra. Okręt gdzieś na orbicie?
- Nie. Wylądowaliśmy. - przyznała się Falco. - Właściwie to nie był okręt, tylko duży statek. Taka fregata.
- I jak wy chcecie usunąć tym planetę...? - zdziwił się kapitan. - No nic...złóżcie broń i zabierzemy was do dyrektora...
Słysząc to Doc spojrzał prosto w oczy Eidith.
- Mamy czas na takie zabawy Sir? - Zapytała Doc’a prewencyjnie odkładając karabin na stół, lecz jeszcze go nie puszczając. Eidith była jedyną osobą w pomieszczeniu z bronią palną. Przynajmniej na wierzchu. Była gotowa ciągnąć tą farsę, albo ich wystrzelać dla niej to było bez większej różnicy.
Doc westchnął, dokończył butelkę wódki, po czym...rzucił nią w łeb najbliższego żołnierza i wpadł pod blat.
Wilczyca od razu poderwała broń i zaczęła ostrzeliwać żołnierzy, pośpiesznie kierując się za ladę. Jeśli miała się z nimi trochę pobawić to lepiej robić to zza osłony niż na środku baru. A może barman zostawił coś w postaci strzelby pod ladą? Filmy tak dyktowały, tego była przekonana.
Ledwo Eidith zdążyła sięgnąć po broń, stojący przed nią Kapitan walnął ją w łeb kolbą swojego karabinu. Wilczyca straciła równowagę. Ślepo wcisnęła spust, lecąc w tył i zostawiając liczne dziury w ciele wrogiego dowódcy, nim łupnęła o ziemię. Stojący zaraz obok żołnierz wycelował w ziemię — prosto w twarz Eidith — kończąc jej historię. Przynajmniej gdyby nie Falco, która skoczyła na mężczyznę jak zwierz, aby zacząć okładać jego hełm własnym czołem. Wywoływane przez to dźwięki chrupania mogły równie dobrze pochodzić z czaszki ex-przestępczyni, co z jej ofiary.

Zrywając się na nogi, Wilczyca zobaczyła, jak otoczona Yse zieje ogniem. Była to dla niej jedyna opcja nie zostać rozstrzelaną przez trójkę celujących w nią wojskowych. Niestety bar miał drewniane wnętrze, po którym ogień zaczął się rozchodzić niemal natychmiastowo. W tym samym czasie Bonnie chciała uciec z zadymy. Zabite stołami okna, będące jedynym owocem prób zabarykadowania budynku, odcięły jej wszelką drogę. Nim się obejrzała, jeden z wojskowych rąbną ją w łeb kolbą, od czego albo zemdlała, albo umarła. Na ten dystans jeszcze nie wiadomo.


W sali pozostało czterech żołnierzy: jeden przed leżącą Bonnie, jeden celujący w Yse, stojący plecami do lady, zza której było słychać, jak Doc coś grzebie, choć diabli go wiedzą, czy znajdzie pod nią coś użytecznego. Dwóch ostatnich wparowało tylnim wejściem, na plecy Yse. Musieli zabezpieczać drogę ucieczki od samego początku.
Czas dla wilczycy zwolnił na chwilę gdy musiała podjąć decyzję do kogo ma walić najpierw. Nie miała czasu na rozważanie najlepszej opcji więc wycelowała w tego który celował w Yse, głośno oznajmiając.
- YSE! DWÓCH ZA TOBĄ! - Miała nadzieję że Falco szybko skończy ze swoim jegomościem by szybko zająć się resztą.
Yse przeskoczyła przez płomienie, zostawiając przeciwników za ścianą ognia. Wystrzał Eidith szybko podziurawił petenta przed ladą, zza której wychylił się Doc gotowy trzasnąć go butelką. Doc i Eidith jednocześnie spojrzeli w stronę ostatniego mężczyzny, tego jednak już nie było. Widząc, co się dzieje, musiał złapać Bonnie i uciec biegiem z płonącego baru.
Przecież Doc ją oskóruje… Wilczyca nie wiele myśląc pognała w stronę drzwi taranując je z barku. Od razu wściekle się zaczęła rozglądać za gościem. Na pewno nie biega szybciej niż Eidith, tym bardziej z bagażem w postaci Bonnie.
Może i nie biegał. Na podwórzu znajdowały się jednak pojazdy policyjne. Równo pięć, rządek trzech z lewej i dwóch z prawej.
Doc i reszta drużyny wyszli z płonącego budynku nie długo po Eidith. - Przyzwyczaj się do tej planety. Bez Bonnie z niej nie wylecisz. - Tak jak wcześniej Doc wyglądał na pozbawionego emocji i zmęczonego życiem, tak teraz wyglądał na... pozbawionego emocji i zmęczonego życiem, lecz z aurą grozy, gdy spojrzało mu się w oczy. Zaczął on dążyć dość powolnym krokiem w stronę widocznego w oddali, ogromnego centrum badawczego planety.
Patrząc na swoją drużynę, wilczyca zobaczyła kilka ran postrzałowych na Yse, która sama wypaliła swoje rany. Falco ran nie miała...jednak jej usta były zaszyte nicią.
Wściekła wilczyca chciała się wyżyć na jednym z samochodów, zasypując go gradem ciosów swojej klątwy, po czym cisnąć nim w pozostałe pojazdy. Okazało się jednak że nie była do tego zdolna. Ten zasrany odłamek który miała w sercu bardziej jej przeszkadzał niż pomagał. Najgorsze było że pomimo wyjaśnień papieża nie wiedziała jak właściwie wywoływać korupcję. Wszystko dla niej ostatnio szło po prostu do dupy, co przestało już ją śmieszyć. Ci naukowcy w obiekcie badawczym zobaczą co robi wilczyca gdy ma zły humor.
Laboratorium był ogromny, owalnym budynkiem. Naprzeciw jego bramy stał stary mężczyzna o przyciętej, siwej brodzie, otoczony przez grupę żołnierzy. Doc podszedł do niego całkiem spokojnie.
- Nazywam się Albert Newfound. To jest moje laboratorium. Oczekuję od państwa wyjaśnień ostatnich zajść.
- Doc Belly. Magica Icaria. - przedstawił się biskup - Zostałem tu wysłany, aby ocenić waszą nielegalną operację. Jeżeli będziemy nią zainteresowani, będziemy chcieli podjąć się partnerstwa. W zamian za dostęp do rezultatów badań będziemy oferować pokaźny budżet. - wyjaśnił. - Jeżeli nas nie zainteresujecie, to się stąd wyniesiemy. Jeżeli coś się nam stanie, Cesarstwo dowie się o waszych wybrykach.
- Mmmhm mmhm m - Dodała Falco ze skonfundowanym wyrazem twarzy, najprawdopodobniej chcąc zapytać, czy nie mieli tylko skraść kilku obiektów badawczych.
- Bar był pokazem naszych możliwości. - Dodał Doc.
Albert westchnął. - Spodziewałem się czegoś takiego. - przyznał. - Dobrze, w takim wypadku zapraszam do środka. - spojrzał na swoich żołnierzy - Poinformujcie posterunek, żeby dbali o panią Bonnie. - rozkazał, po czym wszedł do kompleksu.

Kompleks miał pokaźne rozmiary i był pełen krzątających się jajogłowych. Na środku głównego pomieszczenia znajdowała się okrągła kolekcja wind różnych rozmiarów: część dla personelu i część dla cargo. To do nich zaprowadził drużynę profesor, po czym skierował ją na dół. - Większość ośrodka znajduje się pod wodą. - wyjaśnił Albert. - Oryginalnie znajdowało się w tym miejscu lotnisko, z czego wynikają pokaźne rozmiary kopuły, jednak nie jest ona w praktyce istotna.
Eidith zaczęły się przypominać poszczególne zajścia ze swojego dzieciństwa. To pewnie przez ten sterylny zapach i krzątających się potworów w kitlach lekarskich. Dokładnie zapamiętała twarz właściciela laboratorium. Może być ich biletem do wyjścia z tego miejsca. Poza tym nie było mowy o nie zabijaniu tylu naukowców ile się da. Wilczyca wiele by dała by pobiegać sobie po kompleksie z toporkiem strażackim, na razie powstrzymywała swoje intencje. Dodatkowo cały czas rejestrowała obraz i dźwięk dzięki swojej masce. Ot taki ostatni pstryczek w nos temu skurwielowi w kitlu.
- Jak głęboko sięga kompleks? - Zapytała udając zainteresowaną.
- Osiem tysięcy metrów - odpowiedział Albert, zadowolony z siebie.
Po długiej jeździe w dół, drzwi windy otworzyły się, ukazując przeszklony korytarz. Za jego ścianami widać było obszerną, podmorską pustkę wypełnioną przez wiele pokaźnych części kompleksu, prawdopodobnie sięgających dna. Konieczność prowadzenia badań tak głęboko pod wodą musiała mieć jakąś przyczynę, nikt jednak nie pytał dlaczego. Doc najprawdopodobniej się domyślał, Falco miała zaszyte usta, a Yse wyglądała wyjątkowo niekomfortowo w otoczeniu takich ilości wody.

Albert prowadził ich wzdłuż wielu sal, przy jednej z nich otworzył drzwi i przemówił: - To przykład natywnej ludności tej planety. Najinteligentniejszy gatunek, który się tu znajduje, przypomina syreny z ludzkich legend. Niestety, nie są gatunkiem dominującym i dążą ku wyginięciu. W trakcie naszych badań nie mogliśmy nauczyć ich nawet mowy. - wyznał, po czym ruszył dalej.

Eksplorując jeden z korytarzy, grupa usłyszała ogromne łupnięcie, gdy ogromna podwodna kreatura z wieloma parami oczu i podłużnymi, ostrymi zębami przywaliła głową w przeszkloną ścianę korytarza, trzęsąc całym kompleksem. - Proszę się nie martwić, żadne stworzenie nie byłoby w stanie przebić tego materiału.

Grupa kontynuowała. Kompleks składał się z kwadratowych pomieszczeń badawczych połączony krótkimi korytarzami. Była to w zasadzie siatka laboratoriów. Gdy wreszcie zagłębili się w odmęty laboratoryjnego molocha, Albert wprowadził ich do nieco większej sali, gdzie przywiązany do stołu znajdował się rozebrany na części Tobor.

- A to prawdziwa jednostka naszych badań. Zagłębiamy sekrety rasy, która nie ma dostępu do magii, a jednak stanowi jedną z dominujących sił w galaktyce.
- Wy jebani idioci. - Doc pierwszy raz wyglądał na rozwścieczonego, jeszcze bardziej, niż gdy porwano Bonnie. Edith pamiętała, że Doc oczekiwał znaleźć w kompleksie dzieci z iskrami, Tobory były chyba najbardziej oddalonym od tego gatunkiem, jaki dało się znaleźć. Jego reakcja zdradzała jednak więcej niż rozczarowanie. - Nie da się obezwładnić Tobora. Oni są podłączeni do jednej sieci i zawsze czekają na okazję.
- Niech się pan nie martwi. - zapewniał Albert. - Jesteśmy pewni, że na tej głębokości ich kontakt radiowy z bazą zwyczajnie nie dochodzi. Po prawie dekadzie badań raczej czujemy się bezpieczni. Gdyby mieli uciec, już dawno by to zrobili.
- Czemu mieliby uciekać? - spytał Doc. - Nie mieli nic do uzyskania.
- Chyba wy nie macie nic, czego mogliby chcieć? - spytał profesor. - Bo w takim wypadku wasza paranoja jest nieuzasadniona.
Wtedy zgasło światło.
Eidith natychmiast poderwała karabin w górę, włączając noktowizję w swojej masce.
W pierwszej kolejności spojrzała na wszelkie wyjścia.
- Zalegacie z prądem? - Rzuciła uważnie rozglądając się za jakimś ruchem.
Gdy Eidith spojrzała za siebie w stronę wejścia, usłyszała krzyk za sobą. Odwróciła się ponownie, aby oślepnąć od kuli ognia, którą w swojej dłoni wygenerowała Yse. Dwójka miała niekompatybilny sposób radzenia sobie z ciemnością. Gdy Eidith ponownie wyłączyła noktowizor, zobaczyła rozerwane na pół zwłoki Alberta, oraz Falco tłukącą krzesłem metalowy szkielet tego, co wcześniej nazwano Toborem.
- Ilu jeszcze debili dzisiaj spotkam? - spytał na głos Doc, patrząc na martwego Alberta.
- Podwodna pułapka osiem tysięcy metrów pod powierzchnią ziemi, pozbawiona światła i wypełniona robotami-zombie. - podsumowała Yse. - Nie chcę kusić losu, ale co jeszcze mogą nam dopierdolić?
- Mogą się jeszcze klatki pootwierać. - Pocieszyła Yse. Widząc co okłada krzesłem Falco prewencyjnie posłała pojedynczą kulkę prosto w łepetyne robota. Nie była pewna czy to wystarczy, więc postanowiła kątem oka obserwować twór. - Co teraz Panie Doc? Jeśli były tu jakieś dzieci to pewnie są już karmą jakiegoś stwora. -
- Krótko mówiąc spierdalamy. - podsumował biskup. - Z Toborami nie wygrasz. Straciliśmy do nich jedną stację. - splunął na ziemię. - Prowadź. - nakazał wilczycy.
Wiczlyca kliknęła przycisk przy masce co spowodowało zapalenie się małej latarki, to samo zrobiła przy karabinie, gdzie dawała już trochę większe światło. - Musimy znaleźć jakąś rozpiskę tego miejsca, bez prądu winda nie będzie działać. Najpierw pójdziemy tą droga jak tu przyszliśmy. Rozglądajcie się po ścianach za mapą i nasłuchujcie każdego szmeru. Chuj jeden wie co ty jeszcze będzie. Trzymajmy się razem i pamiętajcie by czasem się odwrócić do tyłu. - Oświetlając sobie drogę Wilczyca rozpoczęła marsz. - Dlaczego akurat teraz ten robot się przebudził? Ten cwel mówił że od dekady nic nie odpierdalał. Czy to co ma coś wspólnego z tym? - Wskazała palcem na swoje serce, mając nadzieje że Doc domyśli się o co jej chodzi.
Mimo tego, że Doc nie palił przez cały dzień, teraz wyjął z kieszeni peta. - Korupcja. Tobory wiedzą, że nasza magia jest inna, więc chcą ją sprawdzić. Myślą, że mają nas w pułapce, plus...narzędzi badawczych jest pod dostatkiem. - zauważył, rozglądając się po pomieszczeniu. W sali pełno było wierteł, różnego rodzaju sond, jak i związków chemicznych. Zaciągnął się papierosem, wydalił jednego bucha i wyrzucił resztę na ziemię. - Myślisz, że mają drabinę albo schody idące tak wysoko do góry? Raczej wątpię. Wind musi być kilka i tyle. Jak wszystkie zdechną to problem. - światło w pomieszczeniu zaczęło mrugać, po czym niektóre z lamp zapaliły się przyćmionym światłem. - Generator awaryjny. Na pewno nie działa na każdą windę, musimy znaleźć tą, co trzeba, albo znaleźć i naprawić główny, za nim te kurwy zgadną jak wyłączyć zapasowy...lub za nim skończy się w nim moc.
- Przydałaby się też jakaś mapa. - zauważyła Yse.
- Pomieszczenie socjalne. Poza tym powinny być znaki ewakuacyjne na ścianach.
- Dobra, to co najpierw? I w jakiej formacji mamy się poruszać? - Yse spojrzała na Eidith.
- Ja idę z przodu, wy we trójkę zaraz za mną. Rozglądać się po ścianach za drogami ewakuacyjnymi, może gdzieś będzie mapa. Na razie i tak łazimy po omacku, więc sprawdźmy to pomieszczenie socjalne. Może znajdziemy jakiegoś żywego jajogłowego, który chętnie nam wskaże drogę. - Wilczyca z uniesioną bronią zaczęła ostrożnie kierować się na przód, uważnie się rozglądając za jakimikolwiek drogowskazami.
Drużyna prędko wybiegła z pomieszczenia. Z uwagi na budowę kompleksu, korytarze regularnie przecinały się pod kątem prostym, otwierając się w trzech stron. Oznaczało to niesamowite ryzyko bycia zaatakowanym znienacka, choć jednocześnie obiecywało wiele dróg potencjalnej ucieczki, jeżeli byłby one konieczne.

Rozglądanie się za znakami ewakuacyjnymi oznaczało rzucanie światła na ściany i sufity, co również stwarzało dodatkowe niebezpieczeństwo. Biegu drużyny towarzyszyły dźwięki walki i wrzaski mordu z sąsiednich korytarzy. Naukowcy próbowali się bronić.
Po kilku minutach biegu drużyna spostrzegła znak ewakuacyjny. Sektor miał tabliczkę z napisem "laboratoria pracy ekstremalnie sterylnej". - Pomieszczeń socjalnych tam nie będzie. - ostrzegł Doc.
- Ale jest znak ewakuacyjny. Myślę, że to dobra droga. - Eidith poświeciła w głąb korytarza. - Musimy się śpieszyć, póki jest tutaj jakieś mięso armatnie. Jak wrzaski ucichną będzie gorzej. - Zakomunikowała wilczyca, maszerując zgodnie z drogą ewakuacyjną.
Zgromadzeni biegli w zgodzie ze wskazówkami. W pewnym momencie Falco zatrzymała drużynę gestem ręki i wskazała na lewą odnogę nadciągającego skrzyżowania. Przyglądając się, Eidith zauważyła, że pływające wokół korytarzy kosmiczne ryby unikają tej strony budowli. Pojedyncze z nich podpływały do szyby, tylko po to, aby odpłynąć w tył.
- Kurwa Falco lej w spodnie jak nie… oh. - Eidith przestała narzekać by przyjrzeć się zachowaniu ryb. Tam musiało być coś co je skutecznie odstraszało. Albo był to jakiś artefakt, albo jeszcze większe rybsko. - Dobra. Falco twój moment prawdy, jeśli to okaże się stratą czasu lub zagrożeniem dla nas to był twój ostatni wyskok w szeregach watahy. Osobiście twierdzę, że warto, chociaż tam zerknąć. - Skończyła wywód wilczyca, kierując się do miejsca, które wskazała Falco.
Gdy Eidith ruszyła do przodu Falco pociągnęła ją za kark w tył.
- Czym to ma być jak nie zagrożeniem? Ryby się tego boją. A przynajmniej reagują na ruch. - zauważył Doc, zaglądając przez ramię Eidith. - Pytanie czy za rogiem siedzą ludzie, czy tobory.
Wilczyca odtrąciła rękę Falco i rzuciła oburzona.
- Na kawę mnie nie zaprosiłaś, a się do mnie dobierasz? Not cool Falco. - Poprawiła kołnierz kurtki, po czym poprosiła. - Daj mi chociaż tam zerknąć. - Wilczyca blisko ściany podeszła tuż do zakrętu by ledwie wychylić pół twarzy, aby zerknąć czego ryby unikają.
Wychylając się, Eidith wstawiła twarz prosto w lufę jednego z trzech uzbrojonych Toborów. Kosmici czekali za zakrętem z pułapką, a ich dygoczące mechaniczne ciała odstraszały pływające wokół laboratorium kreatury. Trzask karabinu oderwał pół twarzy Eidith, nim ta zdążyła się ruszyć z powrotem w tył. Falco złapała odlatujące ciało wilczycy i wyrzuciła je w tył, a Yse wskoczyła w ostrzał toborów, aby zionąć ogniem jak smok, skutecznie stapiając wrogów i wszystko inne, co było na tym korytarzu. Zlikwidowała tym wrogów, ale skończyła wycieńczona i pełna dziur. Trochę potrwa, nim będzie zdatna do wysiłku na tym poziomie.
Doc podszedł do leżącej na ziemi Eidith, unosząc lusterko nad jej twarzą. - To normalne, czy mam amputować?
W miejscu odstrzelonej części twarzy znajdowały się kły, lśniące białe oko i wierzgające się macki. "Seriously bitch. I take a vacation and you're already trying to kill us?"
 
__________________
Also known as Boomy
Recollectors - Ongoing, Gracze: Deadziu, Eleishar
Fiath jest offline