| - Nie zdążyłem jeszcze zwiedzić tego miejsca, a do tego cały czas miałem opiekę - to bynajmniej nie był wyrzut, bo miejsce wydawało się być idealnym miejscem na siedlisko nie za dużych, ale za to bardzo śmiercionośnych istot. Jak ta siedząca naprzeciw albo jadowite pająki. A nic go do tej pory nie ukąsiło i jak na razie się na to nie zanosiło. - Chyba że ludzcy goście potrafili się zbłądzić z dobrej drogi nawet pod opieką, na skutek swojej śmiertelnej ciekawości? - Och nie, haha, nic z tych rzeczy - zachichotała zdawkowo gospodyni. - Wprawdzie niektóre z tutejszych pokojów bywają trochę rozkapryszone i momentami humorzaste, ale spieszę zapewnić, że niczyja ciekawość nie okazała się w tym miejscu “śmiertelna”, jak pan to dowcipnie ujął. Przynajmniej... hm. Przynajmniej z tego, co wiem. Dopytam jeszcze w wolnej chwili służbę - zobowiązała się rezolutnie, najwidoczniej zmotywowana, by dojść do sedna sprawy. Stwierdzenie odnośnie opieki - tudzież innego nadzoru - najwyraźniej dosięgło jej ucha słyszącego mniej. - Jestem ciekaw tych kaprysów i humorów, choć nie na tyle żeby oglądać je z bliska - tutaj Upadła przerwała na chwilę, zasypana obrazami z umysłu gospodarza. W paru miejscach nie była pewna co było fikcją a co rzeczywistymi wspomnieniami, ale najwyraźniej świat na zewnątrz niezwykle kreatywnie podchodził do tego co mogło się stać nie-białej osobie w nieodpowiednim pokoju - Jim niezwykle polecał odwiedziny tutaj, zarówno jako bezpieczne schronienie, jak i podróż poszerzającą horyzonty. - Och, taki z niego niepoprawny pochlebca! - machnęła swą dłonią w odcieniu porcelany pani Higgensworth, bagatelizując stwierdzenie Benona. - A z resztą z pana też.
Przytaknęła, na wpół sobie, na wpół gościowi, jakby oboje doskonale wiedzieli, co się święci. W tym momencie otworzyły się drzwi za plecami Latynosa i do pokoju wjechał niewielki wózek z herbacianą zastawą prowadzony przez poznaną wcześniej służkę o fizycznych charakterystykach przywodzących na myśl miotłę, tudzież innego bardziej współczesnego mopa. Przedstawicielka pomocy domowej rozlokowała zastawę z imponującą płynnością, umiejscawiając spodki, filiżanki oraz dwa imbryki na sporych rozmiarów stoliku herbacianym ulokowanym w lewym rogu pomieszczenia. Co wydało się Benonowi dziwne, bo nie pamiętał, żeby mebel stał tam wcześniej. Pani Higgensworth powstała i zachęciła gościa, aby wraz z nią zmienił lokalizację. Służąca skończyła stawiać cukiernicę oraz garnuszek z mlekiem, a następnie zgięła się przed swoją chlebodawczynią w pół. - Czy toooo już wszystkoooo, paaani?
- Tak, Belmo. Dziękuję. Zadzwonię, jeśli będę czegoś jeszcze potrzebować. Możesz odejść.
Przyjąwszy przekaz do wiadomości, pierwsza miotłowa wyprowadziła wózek z pomieszczenia, szczelnie zamykając za sobą dwuskrzydłowe drzwi. - Niezwykłe - zastukał w nowo powstały stolik, ciekaw jego brzmienia. On także był prawdziwy, pomimo tego że został co najmniej nadnaturalnie przyciągnięty tutaj z innego miejsca - Widząc to, zastanawiam się dlaczego tylko taka rezydencja a nie coś...śmielszego? - - Ach, widzi pan. To taka mała grzeszna przyjemność z mojej strony. Mam słabość do twórczości literackiej z czasów wiktoriańskiej Anglii. Jak i do dzieł wcześniejszych, takich jak te Walpole’a oraz Byrona... - złączyła dłonie przy piersiach i zachłysnęła się powietrzem tak teatralnie, że gość nie miał jakichkolwiek wątpliwości, co do szczerości owego gestu. Sama wypowiedź zdradzała jendak rąbek informacji o specyfice strategiczno-logistycznej. Kimkolwiek - czymkolwiek - była pani Higgensworth, posiadała wiedzę na temat ludzkich epok oraz odnośnie grafomanii herbaciarzy z Wysp Brytyjskich. Potrafiła też przedstawić owe informacje chronologicznie, co znaczyło, że koncepcja czasu autorstwa śmiertelnych także nie jest dla niej czymś obcym. - Dość już jednak o mnie, nie chciałabym pana zanudzać. Proszę koniecznie spróbować herbaty przygotowanej przez Efeve. Jej mieszanka ziół i owoców jest czymś niezwykłym - gospodyni ujęła ciemnogranatowy imbryk, z którego leniwie wydobywała się para i, z wprawą nie mniejszą niż służba, zalała wrzątkiem zawartość filiżanki ulokowanej naprzeciw Benona. Tak samo z resztą postąpiła ze swoją. - Powiedz coś więcej o tej mieszance, skoro jest taka niezwykła...pani - Benon ostrożnie powąchał zapach wydobywający się z filiżanki, nie będąc pewny czego się spodziewać. Zapachu rozkopanego grobu? Najtańszych ścinek herbat które pijał do tej pory? Reakcja świata który naparł na niego kiedy nie wpasował się w tutejszą formę była … drażniąca. Ale równie uczciwie jak grawitacja ostrzegała kiedy leciało się na twarz na beton. - Belma zaopatrzyła nas w bazę tego wywaru dzięki uprzejmości naszych dobrych znajomych z Ameryki Południowej. Ale o tym już wspominałam, prawda? Efeve, druga z moich służek, która preferuje zajmować się kuchnią - dorzuciła niezwykle pomocnie właścicielka rezydencji, widząc kształtujące się w oczach Benona pytanie - uszlachetnia podstawową mieszankę przy pomocy własnoręcznie uprawianych elementów flory. Nie jestem dokładnie zaznajomiona z przepisem, gdyż Efeve chroni go jak rodowej dumy, ale wiem, że kluczowym składnikiem są liście z wisielczej wierzby oraz cienko pokrojone plastry owoców krwistokrzewu pospolitego. Tak czy inaczej, to wyborny napar - pochwaliła napój po raz kolejny i, jakby na potwierdzenie swoich słów, pociągnęła istotny, acz nie łapczywy, łyk ze swojej filiżanki. - Nie słyszałem ani o wisielczej wierzbie, ani o krwistokrzewie, ale może to po prostu mój brak wiedzy - nieco odważniej wziął filiżankę w dłonie i przysunął pod nos, żeby poczuć zapach...którego z jakiegoś powodu wciąż nie czuł. - W ogóle, mam duże braki w wiedzy o świecie za zasłoną.
Zapach kuriozalnego wyrobu herbacianego naszedł anioła dopiero po kilku chwilach medytacji nad filiżanką, niczym złodziej po środku nocy lub aromatyczny nóż opadający na jego nozdrza. Był głęboki i intensywny na tyle, że istniało ryzyko zagubienia się w nim na znacznie dłużej niż tylko jeden łyk. Całości aromatu dopełniała - a może raczej kontrastowała z nią - delikatna, niemal figlarnie zwodnicza słodycz, pochodząca zapewne od wspomnianych owoców krwistokrzewu. Ze (wstępu do) degustacji wyrwał Benona odgłos metalowej łyżeczki odkładanej na spodek. Pani Higgensworth przyglądała się chłopakowi z kiepsko skrywanym rozbawieniem. Znacznie lepiej skrywała natomiast wolno rozrastającą się pod jej licami potwarz,wywołaną dobrze dostrzegalną (a przy tym może nieco nadmierną) ostrożnością ze strony gościa. - Panie Benonie, jeśli dobrze zrozumiałam lorda Jima, to owe braki wynikają z... przymusowej nieobecności? Z resztą to mało znaczące. Niezależnie od powodu pańskiej wizyty w naszej posiadłości, sądzę, że mogę zaoferować panu tymczasowe zakwaterowanie. Zwłaszcza poza sezonem. To taki... mały żarcik - dodała, widząc, że jej zabieg komediowy nie tylko nie został zauważony, ale również trafił niczym kula w płot. - W tym momencie mam tylko trójkę innych gości, toteż nie będzie żadnych problemów.
Jej powieka drgnęła, a lewa brew uniosła się nader wymownie. Nie wiedzieć czemu, anioł poczuł, że włosy na karku drgnęły mu w ostrzeżeniu. - Pozostaje oczywiście drobna kwestia odwzajemnienia niniejszej przysługi. Zapewniam jednak, że to czysta formalność, powstała na skutek szacunku dla Jima... jak i dla pańskiej osoby. Nie ośmieliłabym się bowiem uwłaczyć wam obydwojgu na tyle, by zasugerować, iż chciał pan zostać z nami jak podrzędny birbant. - Dopełnijmy więc tej formalności i bądźmy spokojniejsi na noc - jaka przysługa jest potrzebna? - śmiertelne ciało, nieprzyzwyczajone do luksusu który wlewał się przez nozdrza zdradziecko produkowało ślinę i błagało o spróbowanie łyka cudownej herbaty. Jeżeli herbatą można było nazwać coś co herbaty w sobie nie miało, a głównymi składnikami były nieistniejące (przynajmniej na ziemi) rośliny. - Chętnie pomogę, nawet jeżeli miało by to obrócić rachunek w drugą stronę -
__________________ W styczniu '22 zakończyłem korzystanie z tego forum - dzięki! |