Kocur
Walka pochłonęła go do reszty, co chwila zmieniał stanowisko i strzelał, zmieniał stanowiso, rzucał granat, po chwili odskakiwał chowając się za spalonym, dymiącym się wrakiem. Kocur był na adrenalinowym haju, w wirze walki.
Już chyba wolałby walczyć ze smokiem. Te przynajmniej nie pierdoliły takich farmazonów. Częściowo oślepił Pawulickiego, po chwili seria odcięła od niego kila mniejszych gałązek. Wróg płonął, ale nadal żył. Kocur w pewnym momencie wziął rozbieg i z wymachu rzucił w Pułkownika skrzynką granatów, po chwili w tamto miejsce posłał odbezpieczony granat. I kolejny. Padł na ziemię, kiedy rozgrzane do czerwoności odłamki i palące się części ciała tego komuchorybokratoentomagoaztlańskiegoskurczybykaoj ezusmariajapierdolepokemonapłonącegoczyrakanadup ieświata świstały wokół wokół jego głowy.
Podniósł głowę w momencie, kiedy Kocięba przeprowadził atak, ziejąc ognień czy czymś tam. Kocur w oka mgnieniu stwierdził, że nic go już nie zdziwi. Potem odrzucony alkomanta zrobił kolejną dziurę w budynku gdzieś z tyłu.
Odrzucił pusty magazynek, załadował, przeładował i wraz z resztą przystąpił do ostatecznego ataku. Czyli strzelał z jako tako bezpiecznego miejsca, na środku placu wszystko płonęło.
Jeden ze strzałów z działa był celny, Pawulicki dostał i to na amen. Żołnierze po kolei przerywali ogień i zbliżali się do ciała. Przez zadymione niebo Kocur dostrzegł kilka dronów. Kompletnie o nich zapomniał. Wyszedł z kryjówki, do centrum zbliżali się wszyscy. Obejrzał się, splunął śliną zmieszaną z ziemią i prochem, odwrócił się.
-Zobaczę co z magiem, nieźle oberwał. - ruszył w stronę garnizonowego budynku, w którym znikł Kocięba. Serce nadal biło mu jak szalone, ale adrenalinowy dopalacz ustępował, powracało zmęczenia.