Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 15-08-2019, 06:43   #194
Obca
 
Obca's Avatar
 
Reputacja: 1 Obca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputację
Hana złapała za karabin T i szybko znalazła się koło chinki gotowa do dołączenia do ostrzału, chociaż wolała zobaczyć co wywołało taką reakcję… i wolała tego nie widzieć. Wszystkiego. Ledwie bowiem znalazła się obok Lien, wśród dziwnego odgłosu, jakby ładowanej, wchodzącej na wyższe obroty prądnicy, w korytarzu coś wystrzeliło, mocno, jasno, dosyć szerokim strumieniem, wśród jazgotu owego wyładowania. Jakiś gruby promień trafił biedną Mei prosto w tors, a ta krzyknęła. Nie, nie było krwi. Ale ciało Chinki w większości wprost wyparowało, tam gdzie oberwała owym wyładowaniem. Potworna, mordercza energia, doprowadziła do dezintegracji wszystkiego co spotkała na swej drodze. W dużej części karabin, ręce kobiety, jej tors, wszystko zostało jak spalone w mgnieniu oka, po prostu zniknęło, a martwa już Mei Lien osunęła się wzdłuż ściany z ogromną dziurą na wylot w swoim ciele.

I wtedy w końcu, zszokowana tym wszystkim Hana, zobaczyła sprawcę.



Jakiś… robot?? Dwunożny, wysoki na jakieś 2,5 metra, groźnie wyglądający, z zabójczą bronią nie z tego świata. Czerwone oko zdawało się teraz spoglądać prosto na pilotkę, a gdzieś na owym robocie, tym razem coś zaczęło się kręcić, coraz szybciej i szybciej, dźwiękiem przypominając jakąś wiertarkę? I Hana w końcu zauważyła, gdzieś tam na jednym z ramion tego potwora, małe, obracające się działko z wieloma lufami. Instynktownie rzuciła się w bok, na powrót do wnętrza ambulatorium, a miejsce gdzie jeszcze przed chwilą stała, zostało zasypane pociskami dużego kalibru.

- Boże co się dzieje?! - Wrzasnął przerażony Collins.
- Musimy uciekać!! - Wydarł się Honzo.
- Hano!! - Krzyknął i wśród wystrzałów Ryo.
- To jakiś robot! Musimy uciekać. - Odkrzyknęła i użyła panelu na drzwiach by je zamknąć. Może kupi im to parę cennych chwil a może nie. Warto było spróbować. - Mieliście jakieś drugie wyjście?
Hana najpierw skoczyła w jeden bok, by uniknąć rozstrzelania, po chwili skoczyła i w przeciwny, by wcisnąć przycisk na panelu sterowania drzwiami, by je zamknąć robotowi przed nosem i… wyłożyła się jak długa, potykając o rękę leżącej tam, martwej Lien. Szlag. A robot powoli nadchodził, chociaż chyba nie powinien zmieścić się w drzwiach, co nie zmieniało faktu, że mógł w nich stojąc, ich wszystkich i tak pozabijać.

- Jest drugie wyjście! - Wrzasnął stojący już przy nim Honzo.
- Trzeba zabrać "T"! - Upomniała się o wciąż zawieszoną na mackach najemniczkę Dorothy, sama jednocześnie wyciągając swój pistolet.
- Hano proszę uciekaj!! - Darł się Ryotaro, waląc po przyciskach stołu medycznego, by móc zabrać ze sobą Cooke.
- Uff.. - Wyrwało jej się kiedy podnosiła się z powrotem na nogi, odrywając wzrok od spalonych ran Chinki. Wstała i w lekkiej panice ruszyła do Ryo. - Spróbuj przycisnąć je od tyłu! - Powiedziała jeszcze w ruchu. W końcu się udało, macki ułożyły Cooke na stole i od niej odstąpiły, chowając się w suficie, więc Ryo i Collins zgarnęli ją czym prędzej ponownie na nosze, na których ją tu przyniesiono.
- Ruszać się!! - Wrzasnął geolog, czekając na resztę przy jakiś drzwiach, które zdołał w końcu otworzyć. Dwa razy więc powtarzać trzeba nie było, wszyscy popędzili w jego stronę… akurat w momencie, kiedy pieprzony robot w końcu zjawił się przy “frontowych” drzwiach, i zajrzał do środka ambulatorium. Jego procesory(jeśli jakieś posiadał?) analizowały pewnie sytuację i ucieczkę obcych form życia. I skurwiel znowu otworzył ogień, wypluwając masę pocisków.

Jakimś cudem, nikt nie został ranny, a kule śmigały naprawdę blisko ich ciał, trafiając w okoliczne ściany, sprzęt medyczny, konsole… we wszystko, oprócz nich. Naprawdę mieli farta. Miyazaki spoglądał jednak na biegnącą do nich Hanę, zamiast pod nogi, potknął się o jakiś cholerny kabel na podłodze, po czym wyłożył na całego, z noszami w dłoniach, z leżącą na nich “T”... a Collins na przodzie, chyba całkiem w panice, nie puścił, i zaczął ciągnąć w ten sposób nosze z ranną najemniczką, byle uciec z ambulatorium.
Hana dobiegła do Ryoty i sprawdziła czy nic mu nie jest. - Wstawaj musimy szybko. - Powiedziała pomagając mu wstać. Poza chyba obtartym kolanem, Naukowiec pewnie nic nie miał… mimo strachu na twarzy, mimo całej sytuacji, spojrzał jej prosto w twarz, po czym na mgnienie powieki, uśmiechnął się do Hany. Wstali oboje, po czym rzucili się biegiem do wyjścia… a Ryo zaryzykował spojrzenie w tył.

Silne odepchnięcie posłało pilotkę prosto na ścianę tuż obok drzwi. Rozpędzona przygrzmociła barkiem i głową, wśród syku przecinającego powietrze blisko niej. Lekko zamroczona, spoglądała na swojego ukochanego z przerażeniem. Cały świat zwolnił. Wszelkie krzyki, dźwięki, umilkły. Zdawała się uczestniczyć w niemym koszmarze…

Snop broni energetycznej trafił Ryotaro w lewą rękę, rękę, którą odepchnął Hanę. Owa ręka przestała istnieć między łokciem a nadgarstkiem, a sama dłoń, po prostu upadła na podłogę, pozbawiona reszty.

Niemy film, w zwolnionym tempie.

Pilotka krzyczała z przerażenia, choć siebie samej nie słyszała. Ryo krzyczał z bólu… Dorothy schowała się za jakąś konsolą, chroniącą ją od pasa w dół, po czym strzelała z pistoletu do robota w drzwiach. Honzo gdzieś uciekł, a spanikowany Collins wlokąc do połowy nosze z najemniczką po podłodze, wybiegł z ambulatorium…
Hana wykorzystała moment, że Dorothy zaczeła strzelać, może zwróciłaby w ten sposób uwagę tego czegoś. Wstała i pobiegła do Miyazakiego chciała go wyciągnąć z pomieszczenia. Nawet jeśli wydawało się jej że to nie rzeczywistość tylko straszny koszmar. Po kilku ciągnących się w nieskończoność sekundach, i uczuciu prawie że jak we śnie, biegania przez powietrze, które zdawało się być bagnem, pozwalające ruszać się wyjątkowo mozolnie, Hana wyprowadziła rannego Ryo na korytarz, gdzie oboje po prostu "zjechali" po jednej ze ścian, wykończeni tym wszystkim, co rozegrało się ledwie w kilka sekund. Pilotka obserwowała, jak Collins ucieka gdzieś korytarzem, wlokąc za sobą "T" na noszach w siną dal.
- Dawaj kociak! - Krzyknął… Honzo, zjawiający się znikąd, do wnętrza ambulatorium, po czym zaczął strzelać z karabinu. Osłaniał Dorothy, by w końcu i ona opuściła tamto miejsce zagrożenia?

Ryo, w dużym szoku, poruszał niemo ustami. Coś mówił, ale Hana nie rozumiała ani słowa. Blady Azjata z kolei, wpatrując się gdzieś w ścianę, palcem zdrowej, całej ręki, zaczął w powietrzu kreślić jakieś wzory??
Hana chwile patrzyla się na nie myśląc że naukowiec z szoku zaczyna pisać w powietrzu. Z ambulatorium z kolei w końcu wypadła szczupakiem Lie, a Honzo odsunął się od zamykanych drzwi, w które przygrzmociła kolejna seria robota. Po chwili Dorothy zajęła się Ryo, zakładając na jego spalony kikut ręki coś, co wyglądało na… kondom. Ale zdecydowanie było medyczne, i miało chyba robić za jakiś opatrunek czy coś. Następnie Lie wpakowała Naukowcowi ze trzy zastrzyki, po których w końcu spojrzał jakoś tak bardziej przytomnie…
- Musimy stąd spadać? - Stwierdził wielce odkrywczo Honzo.
- Gdzie Collins i "T"?? - Lie rozejrzała się w jedną i w drugą stronę korytarza.
- Nie wiem nie patrzyłam. Honzo tutaj był ...widziałeś? - Odpowiedziała jej Hana i dźwignęła Miyazakiego na nogi przekładając sobie jego zdrową rękę żeby go podeprzeć.
- Tam poleciał - Geolog kiwnął głową w odpowiednim kierunku. A wtedy Ryo…
- Jesteś… jesteś taka… kochana… - Wymamrotał do pilotki szeptem, z głupawym uśmieszkiem.
- Szzzz oszczędzaj siły opowiesz mi o tym jak wyjdziemy na zewnątrz. - Wypowiedziała to wyraźnie i spokojnie, wiedział że jest w szoku. Też pewnie by była. Musiała go stąd wydostać, ten pomysł był idiotyczny. Nigdy nie powinni tutaj przyjeżdżać, życie najemniczki nie było tego warte.
- Dobrze, to idziemy, szybko - Stwierdziła Lie i ruszyła jako pierwsza.
- Nowożeńcy przodem - Honzo z bananem na ryju wskazał parce Hana-Ryo drogę dłonią.
- Pierdol się. - Rzuciła do geologa Azjatka, mijając go. Głos był obojętny ale jej spojrzenie mówiło jasno że obwinia go za to w co się znaleźli. Za śmierć Mei i za rękę Ryo. I za każdą kolejną śmierć jaka im się jeszcze przydarzy.

Po kilkunastu metrach dalej, i dwóch kolejnych zakrętach korytarzy, towarzystwo dogoniło Collinsa z noszami, na których najemniczka zsunęła się nieco w dół, bosymi piętami szorując po podłodze… dobrze, że była przypięta jednym pasem. Doktor Lie udało się przemówić spanikowanemu Inżynierowi do rozumu, i po chwili we dwójkę nieśli już nosze jak należy. Hana podpierała Ryo, Honzo biegający z karabinem robił za ich osłonę… gdzieś za nimi, daleko w korytarzach Ufo, rozległy się jakieś trzaski i dudnienie. Ten pieprzony robot chyba za nimi szedł…

Wszyscy przyspieszyli, krążąc po korytarzach w końcu dotarli do wyjścia i do jeepa.
 
Obca jest offline